Ludzie uwielbiają narzekać na Los Angeles. Zdradź się z zamiarem przeprowadzki, czy tylko wycieczki do LA, a zaleje cię powódź uszczypliwych uwag, jak to „wszyscy są tam tacy sztuczni”, albo „całe życie spędzisz w korkach”, czy wreszcie „tam nie ma wody”.
Okej, fakt, to ostatnie to prawda i nie mamy pojęcia co z tym począć, ale słuchaj, LA się zmienia, słowo. Połączenie tandety piosenki Poison, jałowego banału odcinka Entourage (pol. Ekipa) i cichej rozpaczy młodych ludzi, którzy przyjeżdżają tu pełni marzeń o sławie, tylko po to, by patrzeć, jak te marzenia rozpryskują się na ostrych skałach życia — takie właśnie Los Angeles było. Dziś mamy tu świetne restauracje! I całkiem niezłe bary! I historię, i kulturę, i wydatki na życie (odrobinę) niższe niż w Nowym Jorku! Jeśli po takiej zachęcie nie chcesz się tu przeprowadzić, to może chociaż wpadniesz na parę dni? Oto kilka miejsc, które naszym zdaniem warto odwiedzić, tak na wypadek, gdybyś jednak zmienił zdanie:
Videos by VICE
Fajne okolice:
Franklin Village
Hollywood ssie, wszyscy to wiedzą, ale tu i ówdzie można odnaleźć komórki oporu przed tym wszechobecnym obsysem. Jedną z takich oaz na pustyni okropnych klubów i pułapek na turystów jest niewielka handlowa ulica zwana Franklin Village. Na pierwszy rzut oka teatr improwizacji, tanie sushi i garść barów nie wygląda zbyt imponująco, ale to jedna z niewielu okolic, po których bez problemu można przemieszczać się pieszo. W dodatku szanse na to, że zaczepi cię jakiś typ w obszarpanym kostiumie Spider-Mana są tu dużo mniejsze niż we właściwym Hollywood.
Koreatown
Zwabi cię tu wyśmienite jedzenie, dobry transport publiczny, pozytywne wibracje i to, że wszędzie dojdziesz na piechotę. Jeśli masz ochotę na wieczór żywcem wyjęty z serialu o smutnych hipsterach z LA (w dobrym tych słów znaczeniu), wpadnij do Pot at The Line, potem podejdź półtora kilometra na zajebiste patio Lock & Key (panowie, załóżcie długie spodnie, bramkarze się czepiają), by na koniec zakotwiczyć w kręgielni Shatto 39 Lanes.
Arts District/Little Tokyo
Przy odrobinę zbyt uroczym skwerze mieści się tu kilka porządnych miejscówek, jednak największą atrakcję Małego Tokio stanowi centrum handlowe Galleria. To podupadły relikt lat 90., w którym znajdziesz mnóstwo specjalistycznych sklepików, grunge’owe karaoke, do którego przychodzi się z własnym piciem, i zadziwiająco przyjemne połączenie kręgielni, baru i salonu gier wideo na trzecim piętrze.
Po drugiej stronie Alameda Street kryje się Dzielnica Artystyczna, ze swoim wyborem świetnych restauracji i barów. Nie wchodź, jeśli przed Wurstkuche stoi kolejka, i, na litość boską, jeśli zobaczysz gdzieś jakiś fajny mural (pełno tu ich), nie rób sobie z nim fotki na Instagrama.
North Hollywood
Z niektórych opisów wynikałoby, że Dolina (ang. The Valley, przyp. tłum.) to ni mniej, ni więcej Mordor (ten z Tolkiena, nie z Domaniewskiej, przyp. tłum.), jednak Dolinę niezbyt obchodzi, jak ją opisują, zwłaszcza w tak popularnych miejscach, jak NoHo. Niskie czynsze i zatrzęsienie szkół tanecznych i teatralnych jak magnes przyciągają nowoprzybyłych przyszłych tancerzy i aktorów. Wraz z nimi jak grzyby po deszczu wyrosły sklepy, jadłodajnie i ustronne bary, w których przyjezdna bohema kupuje, je i pije, dopóki miasto nie wyssie z nich ostatnich soków i nie wrócą z podkulonym ogonem do domu.
Sawtelle
Sawtelle to właściwie Mała Osaka, a niektórzy mówią nawet o dzielnicy Japantown. Mieszkańcy Los Angeles podchodzą jednak do rzeczy praktycznie i całą okolicę nazywają od jej głównej arterii Sawtelle Boulevard. Połowa LA nosa nie wytknie na zachód od drogi 405, ale oddalona o rzut beretem od zgiełku autostrady enklawa modnych sklepów i eksperymentalnych restauracji przyciągnie nawet najbardziej zagorzałego fana East Side.
Eagle Rock
Eagle Rock jest piękna, tak piękna, że zatęsknisz do starych dobrych czasów, które w całości wymyśliło kino i telewizja. Jest też na kompletnym zadupiu, najdalej jak się da. Ale w końcu jesteśmy w LA, więc masz samochód, a audiobooki są dziś tanie jak barszcz, więc kogo to obchodzi?
Highland Park
Można tu zjeść, wypić i przyjemnie spędzić czas, a poza tym kupić zajebiste modernistyczne meble w sklepie Sunbeam, zaraz przy Figueroa. Jedna prośba, jeśli chcesz się tu przeprowadzić, postaraj się nie spieprzyć tego miejsca. Nie potrzebuje już większej gentryfikacji.
Gdzie zjeść:
Żarty z suszy na bok, w Los Angeles jest pełno świetnych knajp i barów. Oto mały przewodnik po naszych ulubionych gastronomiach.
Roscoe’s House of Chicken and Waffles
5006 W. Pico Blvd, Los Angeles, CA 90019
Może i dostaniesz kurczaka w twoim osiedlowym monopolu, ale żaden dom gastrostrachów nie może się równać z prawdziwym pogromcą trzewi: Roscoe’s. Nie daj się zniechęcić kolejkom przed wejściem do ich filii w Hollywood, bo tworzą się nie bez powodu.
Coni’Seafood
3544 W Imperial Hwy, Inglewood, CA 90303
W całym mieście nie ma chyba lepszego miejsca z grillowaną rybą i meksykańskimi owocami morza niż Coni’Seafood. Z dodatkowych plusów: mieści się raptem parę kilometrów od lotniska LAX (idealna sytuacja, w której odbierasz kogoś z samolotu, a on chce się jakoś zrewanżować, dajmy na to, fundując obiad), a poza tym regularnie stołuje się tu Jonathan Gold, alias Brzuch Miasta Aniołów.
Każda furgonetka z tacosami
Wszędzie.
Jebać pizzę. Nie żartuję. Jeśli w Los Angeles martwisz się, skąd dostaniesz kawałek z podwójnym serem i pepperoni, to zastanów się nad przeprowadzką, bo wyraźnie tu nie pasujesz. Proste uliczne taco to prawdziwa gwiazda LA. Mięso, uwolnione z okowów zbędnych dodatków, wraca na tron w pełni zasłużonej chwały. El pastor, carnitas, pollo, a także co bardziej śmiałe propozycje jak lengua i cabeza, do tego trochę salsy, odrobina kolendry i szczypta cebuli. Nic więcej. Nie poprawia się arcydzieł.
Hawkin’s House of Burgers
11603 Slater St, Watts, CA 90059
Z jednej strony mamy cheeseburgery, a z drugiej mięsiste, grożące wyłamaniem szczęki potwory w Hawkins House of Burgers. Zamów u nich „Whipper Burgera” i przekonaj się sam, że to nie miejsce dla osób o słabym sercu: podwójny cheeseburger z aromatycznym sosem, przybrany soczystym pastrami i resztkami twojej godności.
Doomies Home Cookin’
1253 Vine Street, Hollywood, CA 90038
Doomie’s to wegańska knajpa w galerii handlowej w Hollywood, która serwuje niesamowite, absolutnie zajebiste podróbki skrzydełek buffalo, bigmaków i całej reszty śmieciowego żarcia zazwyczaj niedostępnego dla wegan. Pod paroma względami mogliby się ogarnąć: jest 2016 rok, a oni nie mają strony internetowej, a także, jeśli się nie mylę, w menu figuruje kilka nieistniejących pozycji (francuska zupa cebulowa jest „chwilowo wyprzedana”, od kiedy pamiętam). Z drugiej strony, ich croissanty z szynką i serem uzależniają jak niebieska meta od Waltera White’a posypana heroiną dla smaku.
Cactus Taqueria
11401 Moorpark Street, Studio City, CA 91602
Kolega zabiera cię na szybki lunch, taqueria jest skromna i bezpretensjonalna, za to jedzenie odmienia twoje życie i wywołuje egzystencjalny kryzys. Kto wie, jakie jeszcze ukryte skarby życie trzyma tuż pod twoim nosem? Może ten bar obok twojego domu to tak naprawdę najfajniejsze miejsce pod słońcem? Może ten lumpeks niedaleko pracy jest wypchany ciuchami od Lagerfelda? Może Marek z księgowości faktycznie jest całkiem przystojny? Taqueria Cactus robi ci w głowie niezły bajzel. Burrito jest tu świetne, taco nawet lepsze, a jeśli nigdy nie próbowałeś lengua, to masz świetną okazję, by w końcu dorosnąć i otworzyć się na nowe wrażenia.
Donut Friend
5107 York Blvd, Los Angeles, CA 90065
Zarówno na stronie internetowej, jak i w wystroju lokalu, jak dla mnie jest zdecydowanie za dużo lukru, nawet jak na cukiernię. Gry słowne na temat punkowych zespołów w nazwach pączków też nie pomagają. Ale same pączki — sztos! Jeśli masz ochotę na drożdżówkę z budyniem albo eklerkę, to znajdziesz dużo innych miejsc. W Donut Friend robią pączki z pompą. Zamów pączek nadziewany wegańskim twarożkiem, dżemem truskawkowym, bazylią i z polewą z wanilii i octu balsamicznego, a zrozumiesz, o czym mówię. Możesz też sam skomponować swojego pączka, o ile należysz do tego typu ludzi, którzy lubią pouczać ekspertów, jak mają wykonywać swój zawód. Ale rób jak uważasz.
Dan Tana’s
9071 Santa Monica Blvd, West Hollywood, CA 90069
Jedną z najbardziej niesamowitych cech Los Angeles jest to, że wiele miejsc wygląda jak żywcem wyjęte z filmu Davida Lyncha. Świetny przykład to Dan Tana’s — włoska restauracja skąpana w czerwonym świetle, w której podstarzali kelnerzy w smokingach serwują najlepsze pasty i napoje wyskokowe. Ostatnio, gdy o pierwszej w nocy jadłem tu kurczaka z parmezanem, przy sąsiednim stoliku siedział Ron Jeremy (legendarna gwiazda porno, przyp. tłum.) w towarzystwie siedmioletniej dziewczynki i faceta w srebrnych kowbojkach. Fakt, jedzenie jest tu drogie, ale za to obrazki takie jak ten: bezcenne.
The Oinkster
2005 Colorado Blvd, Eagle Rock, CA 90041
776 Vine Street, Los Angeles, CA 90038
Eagle Rock nigdy nie mogła się pochwalić gastronomią oprócz kilku barów szybkiej obsługi w pobliskim dziwnym, postapokaliptycznym centrum handlowym przy Colorado Blvd. Aż jednego dnia rozstąpiły się niebiosa i pośród trąb i chórów anielskich na ziemię zstąpił Oinkster, a z nim przepyszne hamburgery. Oinskter to unowocześniona wersja klasycznej południowokalifornijskiej budki z burgerami. W dodatku robią swój własny keczup, tak dobry, że można by go jeść łyżkami, a przemiła obsługa pewnie nawet przymknęłaby na to oko.
Langer’s
704 S. Alvarado Street, MacArthur Park, CA 90057
Zamykają wcześnie, a w niedziele nie otwierają w ogóle, ale serwują najlepszą kanapkę z pastrami w całym mieście, a to się liczy. Poza tym warto tu wpaść dla wygadanych, zasuszonych kelnerek, które pewnie pracowały tu, gdy ty jeszcze na chleb mówiłeś: „bep”, a na muchy: „tapty”.
BCD Tofu House
Multiple locations
3575 Wilshire Blvd, Los Angeles, CA 90010
Wszystkich sześciolatków i innych niejadków z góry uspokajamy: pomimo tego, co sugeruje nazwa, dostaniecie tu nie tylko tofu. Jest nawet mięso, słowo harcerza. Smakosze powiedzą, że to nie jest najlepsza koreańska knajpa w Koreatown. Święta prawda. Zamiast zbierać gwiazdki Michelina, BCD woli skupić się na karmieniu ludzi i idzie im to świetnie. Są otwarci 24/7, mają niezły parking, i spokojnie najesz się tu za dziesięć dolców. Czego chcieć więcej?
Daikokuya
327 E. 1st Street, Los Angeles, CA 90012
Jak pewnie już zauważyłeś, azjatycka kuchnia to jedna z podstaw diety w Los Angeles, razem z tacos, brunchami i jadalną marihuaną. Knajp serwujących ramen starczyłoby na osobny przewodnik, więc wspomnimy tu tylko o jednej: Daikoyuya (ale ich zaszczyt kopnął). Znajduje się w Małym Tokio i podaje sute michy pełne pysznego bulionu i świeżych składników. Zdecydowanie warto, nawet jeśli naczekasz się w kolejce, a po wszystkim będziesz stękać z przejedzenia.
Stuff I Eat
114 N Market St, Inglewood, CA 90301
Znasz ten problem, jeśli jesteś weganinem: wszyscy myślą, że lubisz warzywa. Położone w Inglewood Stuff I Eat rozwiewa te złudzenia. Możesz tu napchać się roślinnymi wersjami potraw soul food, jak np. warzywa i tofu z grilla, które co prawda w smaku niezbyt przypominają oryginał, ale też nie smakują jak zdrowa żywność. Fakt, właścicielka lokalu Babette za cel postawiła sobie promować zdrowy styl życia, więc w menu znajdziesz sporo jarmużu. Jeśli takie rzeczy cię kręcą, spróbuj sałatki z nacho — przynajmniej to ma coś wspólnego z prawdziwym, niezdrowym żarciem.
Grand Central Market
317 S. Broadway, Downtown, CA 90013
Grand Central Market to zadaszona hala targowa, która powstała jeszcze w XIX wieku. Dostaniesz tu świeże produkty, mięso od rzeźnika, owoce morza, a także gotowe potrawy. To jedno z tych miejsc, o których pretensjonalne dupki mówią „raj dla foodie” (ang. smakosz, koneser jedzenia, przyp. tłum.), ale coś jest na rzeczy. Od dawna dominowała tu hiszpańskojęzyczna klientela, ale około 5 lat temu hipsterzy w końcu się połapali i „odkryli” to miejsce. Dziś modni szefowie kuchni serwują tu wymyślne potrawy z wynajętych stoisk, przemianowanych na uliczne restauracje o takich nazwach takich jak Eggslut. Mimo to warto tu wpadać.
San Pedro Fish Market
1190 Nagoya Way, San Pedro, CA 90731
Najlepsze, co możesz zrobić, by na własne oczy ujrzeć oblicze czkającego dwutlenkiem węgla zglobalizowanego handlu, to pójść na Targ Rybny San Pedro i zjeść górę pikantnych owoców morza z chlebem w jednej z tamtejszych knajpek z widokiem na wielkie kontenerowce kursujące po porcie Los Angeles. Na targu panuje niesłychany ścisk, ale za to porcje w każdym barze są potężne. W każdym barze serwują też micheladas, czyli piwo zmieszane z sokiem pomidorowym i przyprawami. Idealny napój, żeby się zrelaksować i spokojnie czekać, aż globalne ocieplenie dojedzie nas wszystkich.
Gdzie się napić
Jedzenie jest spoko, ale czy jest coś lepszego od fajnego miejsca na drinka? Poniżej parę naszych ulubionych knajp w LA.
Black
6202 Santa Monica Blvd, Hollywood, 90038
Właścicielem miejsca jest skate fotograf Atiba Jefferson i jest jednym z niewielu w Hollywood w którym nie roi się od turystów i kutasów. Ma duże podwórko, mocne drinki i telewizory na których można oglądać filmy na te dni, podczas których wolałbyś zostać sam i z nikim nie gadać. Przyjdziesz wcześniej: zastaniesz ciszę i spokój, przyjdziesz później: twoje skate’owe buty zostaną oblane alkoholem. Zresztą dlaczego założyłeś białe buty na wieczorne wyjście?
Cha Cha Lounge
2375 Glendale Blvd, Silver Lake, CA 90039
Nie mylić z restauracją Cha Cha Cha (jest równie dobra), Cha Cha Lounge to jakby olbrzym zjadł każdy element hipsterskiego kiczu, a potem zwymiotował. Mówię to jednak wyłącznie w sensie pozytywnym. Ten bar jest dziwną chatką tiki, w której jest stół do piłkarzyków i naprawdę dziwaczny wybór pierdół na ścianach. Na dodatek w kącie stoi tam niesamowity automat, które sprzedaje od kart WWE przez koszulki po testy ciążowe. My ci tego nie powiedzieliśmy, ale możesz stanąć na pobliskim parkingu Bank of America i nikogo nie będzie to obchodzić. A jeśli w Cha Cha Lounge jest zbyt tłoczno, udaj się do pobliskiego Red Lion Tavern w niemieckim stylu.
864 N. Virgil Ave, East Hollywood, 90029
Jasne, jest tłoczno. I drinki są drogie. I od niedawna karaoke jest płatne. I minimum zamówienia to dwa drinki. I łazienki są obleśne. I ludzie są barem są do tego stopnia niemili, że czasami miałem wrażenie, że znajduję się w ukrytej kamerze ale… Właściwie to nie mam pojęcia, dlaczego ludzie nadal tu piją. Wie ktoś?
Short Stop
1455 Sunset Blvd, Echo Park, 90026
Wiele barów w Echo Parku kandyduje na tytuł „najpopularniejszego baru w którym najebiesz się jak szpadel bez przypału”. Niektórzy twierdzą, że jest to Gold Room. Inni będą stawiać się za Little Joy. Niefortunnie się dla nich składa, że zwycięzca może być tylko jeden, i jest nim The Short Stop. Podczas gdy odbywają się tu niektóre z najpopularniejszych w mieście wieczorów, Short Stop tak naprawdę odznacza się jako knajpie w której można się nachlać przed meczem Dodgersów. W godzinach przedmeczowych mają Pabst Blue Ribbon za $3 i miejsce pęka w szwach od fanów. To jedyne miejsce w które powinieneś się udać jeśli masz ochotę na luźną kłótnię o tym czy Don Mattingly powinien pociągnąć Kershawa w siódmym inningu pierwszej gry NLDS w zeszłym roku. Notabene, odpowiedź brzmi „tak”.
Renaissance Restaurant
Church of Scientology Celebrity Center International
5930 Franklin Avenue, Hollywood, 90028
Ta restauracja widnieje na liście miejsc odwiedzanych przez scjentologiczne gwiazdy, jest jednak otwarta dla wszystkich. Ich sommeliera okrzyknięto kiedyś przez Restaurant Writer’s Association najlepszym sommelierem południowej Kalifornii, więc mają bardzo dobre wina. Pod warunkiem że dasz się przekonać, że nie zostały one nafaszerowane scjentologicznymi pigułkami kontrolującymi mózg.
Monty Bar
1222 W. 7th Street, MacArthur Park, 90017
Monty Bar ma przewagę przez to, że nie został jeszcze do końca „odkryty”. Głównie przez to, że mieści się pomiędzy śródmieściem a Westlake/MacArthur Park na małym opuszczonym skrawku siódmej ulicy. Pisząc ten paragraf oczywiście rujnuję ich anonimowość, więc jeśli naprawdę kochasz ten bar i doceniasz jego dużą przestrzeń i niemodność to pozwalam ci wysłać obraźliwego maila. Wybacz.
Footsies
2640 N. Figueroa Street, Lincoln Heights, 90065
Tak, to miejsce jest na Lincoln Heights. Tak, nazywa się „Footsies” (flirtowanie z kimś poprzez trącanie stóp pod stołem), co przywołuje na myśl flirtowanie w podstawówce. Ale kogo to obchodzi, kiedy możesz się cieszyć ich darmową szafą grającą? Darmowa szafa grają oznacza, że możesz puszczać muzykę która nie jest chujowa tak długo, jak tylko chcesz (albo do momentu kiedy o 20:00 zjawi się DJ).
Bary karaoke K-Town
Koreatown
Karaoke w amerykańskim stylu, a.k.a. zmuszanie baru pełnego nieznajomych do słuchania aż do momentu w którym znasz sobie sprawę że nie znasz słów do „Lose Yourself”, jest okropne. W Koreatown jest pełno miejsc gdzie odbywa się ten drugi rodzaj karaoke, gdzie ty i twoi znajomi możecie wynająć mały pokój z długą kanapą i olbrzymim stołem pokrytym malutkimi butelkami z alkoholem. Jeśli masz szczęście, anglojęzyczna część koreańskiego karaoke będzie miała coś tak nowego jak starsze piosenki Taylor Swift. A jeśli nie, to lepiej, bo mają mnóstwo Boyz II Men. Lepiej, żeby striptizerki zjawiły się po tym, jak wypiłeś więcej niż dwie butelki soju, ponieważ ich serwis może być całkiem drogi po tym, jak straciłeś wszystkie swoje zahamowania. Wskazówka: guzik, który musisz wcisnąć, żeby włączyć piosenkę to „시작.” Dużo ludzi ma z tym problem.
Pinz Bowling Center
12655 Ventura Blvd, Studio City, 91604
Jak wszystko w Dolinie, to miejsce jest wciśnięte w galerię handlową. Nie daj się temu odstraszyć. Pinz to świetne miejsce na kręgle i zważając na moje ostatnie wyszukiwanie obrazem w Google, Justin Bieber i Nelly oboje tam kiedyś byli. W środku jest jadłodalnia o nazwie Jerry, gdzie możesz zamówić okropne jedzenie i całkiem dobre drinki, ale możesz też dostać drinki prosto na swój tor poprzez naciśnięcie przycisku na konsoli. Tak pewnie robią wszystkie „gwiazdy”.
Dan Sung Sa
3317 W 6th St, Koreatown, CA 90020
Nazwany na cześć legendarnego domu filmowego w Seoul, Dan Sung Sa jest świetnym miejscem na przegryzki i soju. Przyjdź wcześniej i zajmij dużą kanapę, a potem smsuj z ludźmi żeby do ciebie dołączali w byciu coraz bardziej pijanym w czasie gdy w barze jest coraz głośniej. Przekąski w menu są dobre, lecz są one tylko żeby zająć twoje ręce i wchłonąć alkohol zanim udasz się do pobliskiego baru karaoke około północy.
Bigfoot Lodge West
10939 Venice Blvd, Los Angeles, CA 90034
Estetyka myśliwskiej chaty wydawała się fajniejsza, kiedy mieliśmy fazę na drwaloseksualność. Pomimo tego, że przerzuciliśmy się na bardziej zielone krawieckie pastwiska, to miejsce nadal ma dobre koktajle podczas happy hours i czarującą atmosferę godną ponownych wizyt. Muzyka na żywo jest czasami chujowa ale na zachodzie jest tak mało dobrych miejsc do napicia się, że nie będzie ci to przeszkadzać.
Mid-City Yacht Club
Gdzieś pomiędzy West Adams Blvd. a S. Ridgely i S. Burnside
Brak tego miejsca na Google Maps, generalna obskurność i niechęć do podania pełnego adresu może prowadzić do myślenia że to miejsce łamie kupę przepisów i jest tylko domem jakiegoś faceta z barem w środku. Lecz za każdym razem muzyka jest dobra, tłum jest totalnie hipsterski i atrakcyjny (lecz przyjacielski i rozmowny) i barmani polewają ciut za dużo. Więc idź obczaić to miejsce zanim ten artykuł wpakuje właściciela w mnóstwo kłopotów prawnych.
939 S. Figueroa Street, Los Angeles, CA 90015
Wypieraj się tego ile chcesz, ale w końcu znajdziesz się w którymś z przybasenowych barów. Będziesz nienawidził siebie (i swoje ciało) jeśli pójdziesz do takich miejsc jak The Standard czy Roosevelt, ale zaniedbany, dziwaczny budynek w którym mieści się Hotel Fig oraz jego normalna muzyka sprowadza poziom spierdolenia do znośnego poziomu. Po paru drinkach będziesz się wbrew swojej woli dobrze bawił. Obecnie miejsce jest zamknięte, ale planują ponowne otwarcie w sezonie letnim.
The Overpass
303 E. 5th Street, Los Angeles, CA 90013
Żaden polityk nie podjąłby się nękania gotowej do ataku hydry jaką jest organizacja Matki Przeciwko Pijanemu Prowadzeniu poprzez wprowadzenie w życie ustawy umożliwiającej kalifornijskim barom bycie otwartym po 2 w nocy. Trzeba przez to szukać dziwnych, nie do końca legalnych furtek takich jak „bary po godzinach”, które pozwalają na bycie nietrzeźwym całą noc. The Overpass to jedna z lepszych takich furtek. Gra tam lokalny DJ i jest tanie piwo. Sprawdź jednak w Internecie czy tego dnia w którym planujesz tam iść odbywa się jakaś impreza, ponieważ ryzykujesz zjawieniem się przed zamkniętą bramą i wyjściem na debila przed swoją drugą połówką.
Gdzie pobujać się w ciągu dnia
Wygląda na to, że wszyscy wytrzymują przeciętnie sześć zim w Nowym Jorku, zanim rzucą wszystko i wyjadą na zachód. Powód jest prosty – Los Angeles jest piękne, pogoda zawsze tu dopisuje i jest mnóstwo zajebistych rzeczy, które można robić w kalifornijskim słońcu. O to nasze ulubione.
Wypad za miasto
Jedną z atrakcji Disney Worldu jest Soarin’ [„Wznosząc się”] – symulator lotu paralotnią nad Kalifornią. Nie bez powodu wybrano ten stan, a nie np. jakąś Oklahomę. Kalifornia jest przepiękna. Cały stan jest jak świat z gry wideo, z poziomami w górach, na plaży, w metropolii, lesie i na pustyni. Po godzinie drogi w dowolnym kierunku można trafić w miejsce tak malownicze, że można zapomnieć o grzybkach, które spakowało się na tę wycieczkę.
Broadway
Broadway to jedna z głównych ulic w centrum miasta, o największym na świecie skupieniu zabytkowych kin. Od dziesięcioleci jest to też popularne wśród hiszpańskojęzycznych imigrantów miejsce na zakupy. Wciąż można tu tanio kupić kowbojski kapelusz albo różową suknię balową, ale odkąd na Broadwayu pojawiły się m.in. Acne Studios i ACE Hotel, coraz łatwiej spotkać tu ludzi, których jedynym kontaktem z hiszpańskim był licealny wyjazd do Tijuany. Jest tu jeszcze Bradbury Building, czyli ten budynek z Łowcy Androidów, którego żelazno-drewniane wnętrze wyglądało jak rysunek M.C. Eschera.
Piesza wędrówka (byle nie do Runyon Canyon)
My, ludzie z LA, uwielbiamy piesze wycieczki. Ale nie takie prawdziwe, w stylu Szlaku Appalachów, z wielkimi plecakami i brzydkimi buciorami. Nie, lubimy po prostu przejść się wydeptaną ścieżką, delikatnie pod górę, w czystej i modnej odzieży sportowej. Mimo wszystko, fajnie jest trochę się spocić z przyjaciółmi w sobotnie popołudnie. Mamy pasmo górskie biegnące przez sam środek miasta i głupio byłoby z niego nie korzystać. Tylko nie idźcie do Runyon.
Obserwatorium Griffith
Oszczędzimy wam googlowania: Obserwatorium Griffith to ten biały budynek z kopułą, który widać na każdym ujęciu LA z lotu ptaka. Jest w nim muzeum i planetarium z pokazem laserów, ale nie pójdziecie tam, bo przecież nie jesteście już dziećmi (jeśli jednak pójdziecie, to koniecznie się wcześniej zjarajcie). Najlepsze jest to, że za każdym razem, jak pojawi się jakiś astronomiczny nius, przed Obserwatorium zbiera się mnóstwo kujonów z teleskopami. Bardzo chętnie dają skorzystać z nich innym, za darmo. Kierują je na słońce, księżyc czy co tam jeszcze, zakładają odpowiednie filtry, łapią ostrość, nam pozostaje tylko przez nie spojrzeć i oniemieć.
Family Arcade
876 N. Vermont Ave, East Hollywood, 90029
Te nowe, eleganckie „klubo-salony” są idealne jeśli lubicie koktajle za 12 dolarów, DJ-a, który gra nijaką muzykę z pokazu mody i stanie kwadrans w kolejce do starego automatu z grą, która wcale nie była taka fajna, jaką ją zapamiętaliście. Wszystkim innym polecamy Family Arcade. Gry są tanie, jest darmowy parking i mogę się założyć o wszystkie moje ziemskie dobra, że koleś, który pracuje tam za barem nigdy nie próbował drinka za więcej niż 6$.
GameHäus Café
1800 S. Brand Blvd, Glendale, 91204
GameHäus to kawiarnia w Glendale, w której zebrano blisko tysiąc gier planszowych. Za 5 dolarów można siedzieć tam do oporu i grać we wszystko, na co ma się ochotę. Poza mnóstwem naprawdę dobrych gier, w ich kolekcji znaleźć można przedziwne perełki. Na przykład zrzynkę z Monopoly, którą w latach 90. zlecił Donald Trump. Nazywa się Trump: The Game i jest chyba najobrzydliwszą rzeczą, jaką w życiu mieliśmy w rękach.
Gdy na chwilę przymknie się oko na historię przesiedleń, rasizmu i wojen klasowych, Elysian Park [Park Elizejski] to całkiem wyczilowane miejsce. Można iść na mecz Dodgersów za kilka dolarów (chyba, że chcecie coś jeść i pić na stadionie) albo znaleźć sobie pagórek, zrobić piknik i oddać się piciu w plenerze, tak jak Bóg przykazał.
Kawałek plaży przy drodze między Santa Monica a Malibu
Ludzie spoza LA myślą, że skoro mieszkamy zaraz obok Pacyfiku, to cały czas jesteśmy na plaży. Niestety z racji przynajmniej godzinnego stania w korku i przynajmniej półgodzinnego poszukiwania miejsca do zaparkowania (jebać tyranię parkingów przy plaży i ich kosmiczne ceny!), po których trzeba przedzierać się przez chmary ludzi, wypady na plaże bardziej stresują niż odprężają. Na szczęście, jeśli pojedzie się jedynką i skręci w połowie drogi do Malibu, można zatrzymać się obok drogi i zejść na pierwszorzędną, pustą plażę.
Jakieś atrakcje z branży rozrywkowej
Tak, LA to praktycznie synonim Hollywood, ale poza kilkoma małymi zagłębiami produkcji, dziś jesteśmy raczej siedzibą główną mediów i inkubatorem twórczym. Jeśli jesteście jednak zdecydowani na coś związanego z branżą, odpuśćcie sobie drogie wycieczki autokarowe po studiach filmowych, na których będą traktować was jak wieśniaków niewiedzących czym jest fasada budynku. Pójdźcie lepiej na film przez duże F do zarządzanego przez Quentina Tarantino kina New Beverly Cinema, albo złapcie gdzieś seans The Room, klasyka gatunku „tak złe, że aż dobre”. Całkiem możliwe, że będzie tam też jego creepy reżyser i główna gwiazda, Tommy Wiseau, który zapozuje z wami do selfie. Bez problemów można też pójść na nagranie programu na żywo, jak np. @midnight. Fani stand-upu powinni zapoznać się z programem NerdMelt, malutkiego klubu komediowego wciśniętego w zaplecze sklepu z komiksami. Regularnie gości m.in. The Meltdown with Jonah and Kumail czy nagrania podcastów jak Harmontown Dana Harmona
Gdzie iść na zakupy
Ludzie śmieją się, że w LA rządzi konsumpcjonizm, ale sprawa wygląda tak: każdy kupuje tutaj dużo, bo ilość kozackich rzeczy do kupienia jest przytłaczająca. A oto lista naszych ulubionych miejsc na zakupy bez kompletnego bankructwa.
Rose Bowl Flea Market
Na Rose Bowl, gdzie zawsze w Nowy Rok jest mecz futbolu pomiędzy reprezentacjami koledżów, raz na miesiąc odbywa się gigantyczny pchli targ. Wejście kosztuje 8$, a ceny są na tyle wysokie, że na pewno nie wyhaczysz żadnej okazji. Mimo to i tak warto jest tam pójść, chociażby po to, żeby poszwendać się po tym ogromnym targowisku, przejrzeć przerażające, wypchane zwierzęta, koszulki ze śmiesznymi napisami, a także ohydne obrazy i rzeźby wykonane własnoręcznie przez obłąkanych dziwaków. Możliwe też, że ci się poszczęści i porozmawiasz z Japończykiem, który ledwo co mówi po angielsku, ale za to wie wszystko o Levisach.
Spring Street (Centrum LA)
Wszystkie modowe blogerki ze szczupłą figurą i pastelowymi włosami wrzucają zdjęcia z butików, które mnożą się na tej ulicy. Lepiej sprawcie sobie tutaj jakieś ubrania od Clade, Noblita czy Deandri, zanim ich ceny nie wzrosną pięciokrotnie, albo zanim nie wylecą z biznesu. Trzeciej opcji nie ma.
Galco’s Old World Grocery
5702 York Blvd, Los Angeles, CA 90042
Jeżeli odwiedzisz sklep Galco i wyjdziesz z niego z jebanym Dr. Pepperem, Mountain Dew albo jakimkolwiek innym, losowym badziewiem, podczas gdy z półek wołają cię napoje o smaku selera czy pikantnych skrzydełek, to najwidoczniej już zamordowałeś swoje wewnętrzne dziecko i przykro mi, że masz takie życie.
Amoeba Records
6400 Sunset Blvd, Los Angeles, CA 90028
Jeżeli w 2016 nadal kupujesz muzykę, to lepiej, żebyś miał jakiś dobry powód. A nawet jeżeli już go masz, to warto, żebyś kupował ją w jednym z ostatnich, niezależnych sklepów płytowych, zamiast wyrzucać hajs na Tidala. W Amoebie dostaniesz też DVD z muzyką i plakaty, ale przecież wszyscy dobrze wiemy, że w sekrecie marzysz o wpadnięciu na swoją bratnią duszę przy przeglądaniu winyli.
The Last Bookstore
453 S. Spring Street, Los Angeles, CA 90013
Cudaczność tego miejsca może być lekko przytłaczająca, ale warto odwiedzić ze względu na ogromny wybór książek.
Melrose Ave (Between Fairfax & La Brea)
Nie jesteś Julią Roberts. Twoje życie to nie jest Pretty Woman i nigdy nie wpadniesz w zakupowy szał na Rodeo Drive. Zresztą, rzeczy stamtąd są za drogie i lepiej leżą na młodych żonach i wizytujących delegatach. Fajniejsze, a do tego niezależne sklepy, tak samo wyczulone na haute couture, są tylko o kilkaset metrów dalej. Fani streetwearu i sneakerheadzi będą za to mieli mokro odwiedzając sklepy przy Fairfax, a przy okazji wyśmieje ich za to Tyler, the Creator.
Santee Alley
210 E. Olympic Blvd, Los Angeles, CA 90015
Santee Alley jest świetna, jeżeli lubisz kupować rzeczy, ale jednocześnie nienawidzisz wydawać pieniędzy. U okolicznych sprzedawców dostaniesz chyba każdą rzecz, jaką można znaleźć we wszechświecie (włącznie z błyszczącymi tkaninami ze wzorem maski z Krzyku, koszulki z hasłami wymierzonymi w Donalda Trumpa i chałupnicze zabawki z Dora Poznaje Świat), płacąc za nią ułamek tego, ile kosztuje w innych częściach.