Poniedziałek
Reklama
Wtorek
Środa
Reklama
Roztrzęsiona, dzwonię więc do ojca i błagam, aby jak najszybciej mnie stąd zabrał. Ojciec przyjeżdża. Następne dwie godziny próbuje przedrzeć się przez zakorkowane ulice tylko po to, aby mnie uratować. Ogromne dzięki, tato!Dziś nie mogę iść do pracy. Zaraz po przebudzeniu trochę rzygam, po czym dzwonię do szefa, że nie przyjdę do pracy, bo mam migrenę. Po chwili jestem eskortowana przez matkę do lekarza. W poczekalni, zanim wymknę się do łazienki na szlocha, googluję „jak powiesić się na kalofyferze". Jęcząc w łazience, słyszę, że jestem wzywana radosnym głosem do gabinetu.Lekarz jest niezwykle łagodny i bardzo cierpliwy – sprawia, że czuję się choć trochę mniej samotna. Jego ulubionym tematem jest analizowanie mojej choroby – czy jest dziedziczna, czy też zależy od środowiska, w którym przebywam? Zazwyczaj radzi mi, abym ścisnęła nadgarstki gumkami elastycznymi i strzelała nimi, kiedy tylko poczuję się wyjątkowo beznadziejnie. Odpowiadam mu, że kiedy wszystko mnie zawodzi, jedyną pocieszającą wizją, która pomaga mi zasnąć, jest samobójstwo. Przesuwa moją terapię na najbliższy termin i przypomina, że w takich chwilach zawsze mogę zadzwonić na linię zaufania.
Czwartek
W drodze do domu matka pyta, kiedy ostatnio się kąpałam. Kiedy mówię jej, że jakieś osiem dni temu, totalnie jej odbija. Wypomina, że nie poszłam ostatnio na terapię, po czym próbuję jej wyjaśnić, że te sesje są żenujące, słabe i w ogóle nie pomagają załagodzić problemu. Kłócimy się jak zwykle. Winię ją za moją chorobę i nieustannie proszę, aby już się zamknęła.I chociaż radzę sobie ze zmiennymi poziomami lęku (głównie z powodu braku wyboru), tak z dziwnymi odgłosami pożerającymi moją czaszkę nie poradzę sobie nigdy.
Reklama
Piątek
Reklama
Bulimia podstępem nachodzi mnie już od ponad ośmiu lat. Zażeram się, kiedy życie staje się szczególnie obrzydliwe. Curry to zawsze świetny wybór, jeśli chodzi o zajadanie problemów. Jestem dość niespokojna, więc czekając na jedzenie, wrzucam w siebie cztery miski Coco Pops.Około 15.30 wracam do łóżka. Wzdęta i przejedzona, niewyraźnymi myślami próbuję odpędzić skurcze żołądka. Zasypiam i budzę się po szóstej rano, następnego dnia.Udaje mi się wcisnąć na dodatkowe spotkanie z lekarzem, który zresztą podziela moje zdanie – staję się neurotycznym przedstawieniem, którego nie da się już kontrolować. Wypisuje mi zwolnienie na tydzień. Z przykulonym ogonem wracam do matki, aby zaraz rzucić się do łóżka i wypłakać w poduszkę. Szef się wkurwi. Lęki bulgoczą w moim żołądku na samą myśl o tym, jak wywraca oczami i wzdycha czytając maila ode mnie. Kiedyś na imprezie powiedziałam mu o napadach lękowych i nazwał mnie mięczakiem. Piszę do niego, przepraszając i obiecując wynagrodzenie wszystkich nieobecności. Rozmyślam nad potraktowaniem ud żyletką – cięcie działa cuda. Nie ma lepszego ujścia. Zalecając się do rad lekarza, matka usunęła wszystkie ostre przedmioty z łazienki. Krzyczę, aż ogarną mnie dreszcze.W tej chwili nie mam już głosu i sklecam to między kolejnymi napadami płaczu. Mama siedzi obok mnie i zapewnia, że wszystko będzie OK – tak zajebiście ją za to kocham. Nie wiem, gdzie skończyłabym, gdyby nie ogromne wsparcie mojej rodziny. Odtwarzanie tego tygodnia było dla mnie przerażające i refleksyjne zarazem. Chyba naprawdę dobrze jest porozmawiać. Kto by pomyślał?Zauważyłam, że napływ zwierzeń osób z zaburzeniem osobowości borderline jest coraz większy i to jest zajebiste. Moje zaburzenie zostało zdiagnozowane dopiero w grudniu, po ośmiu latach nieregularnego chodzenia na terapię. Powiedziano mi, że ta niedorzecznie i złowieszczo brzmiąca dolegliwość odpowiada za cały wachlarz moich obscenicznych zachowań – od lipnych prób empatii, przez palącą złość, aż do samookaleczeń. Wszyscy lekarze, których dotychczas spotykałam mówili jednogłośnie: „Problemem nie jest choroba. Problemem jesteś ty sama." Ten mało postępowy komentarz sprawiał, że czułam się zawstydzona albo po prostu dziwna. Dzięki temu cały rok 2015 spędziłam na wrzucaniu antydepresantów, chodzeniu na terapię behawioralną i 16-godzinnym śnie.
Rozmyślam nad potraktowaniem ud żyletką – cięcie działa cuda. Nie ma lepszego ujścia.
Sobota
Niedziela
Czy masz zaburzenie osobowości, czy nie – bolesne wchodzenie w dorosłość jest do dupy. Tym bardziej cieszą mnie historie innych osób, które doświadczyły borderline – czuje się mniej samotna w swojej chorobie. Czy są jakieś złe strony? Doświadczenia innych zaszczepiają we mnie palącą zazdrość. Mogłabym srać zawiścią. Daleko mi jeszcze do wyzdrowienia i czytanie takich historii przypomina mi o tym. Czuję, że mogłabym z powrotem zanurzyć się w ciemnej głębi.Nie opłakuję tutaj bohaterskich prób walki innych ludzi. Próbuję, w raczej nieudolny sposób, powiedzieć, że nie mam żadnej świetnej rady dla kogoś, kto przechodzi przez borderline. Nie mogę obiecać, że uda ci się przez to przejść, bo sama nie wiem, czy dam radę. Cierpienie w samotności to mój klimat. Może i twój. Jestem całkiem odporna na pomoc i różne terapie, więc nie mogę świecić przykładem. Wiem jedno — nic nie uzdrawia i uspokaja bardziej, niż świadomość, że nie jesteś sam w każdej takiej zjebanej sytuacji. Kiedy wiesz, że ktoś czai twoje strachy, bo przechodzi przez to samo – a pomimo tego nie przechodzi na ciemną stronę i walczy. Pociecha nadal nie wydaje się w pełni osiągalna, ale jest jedna rzecz, która pomaga mi małymi krokami zbliżyć się do niej. Uwolnienie języka z zaciśniętych zębów. Polecam.Nie mam żadnej świetnej rady dla kogoś, kto przechodzi przez borderline. Nie mogę obiecać, że uda ci się przez to przejść.