FYI.

This story is over 5 years old.

Film

Czego nauczyły mnie filmy ze Stevenem Seagalem

Co mamrocząca gwiazda kina akcji klasy B z lat 90. mówi o nas i dzisiejszym świecie?
Steven Seagal jako Strażnik Prawa. Kadr z filmu Strażnik Prawa

Nasz świat jest przesiąknięty agresją. Czy mowa o terroryzmie, atakach dronów i przestępstwach na tle etnicznym, religijnym oraz seksualnym, czy o rasistowskim bełkocie wielbicieli Trumpa; coraz wyraźniej widać to oblicze ludzkości, które kieruje się niepohamowaną brutalnością. Jak możemy zrozumieć naturę takiej przemocy? Moim zdaniem wystarczy odwołać się do jednego tylko przykładu – do króla łamania nadgarstków: Stevena Seagala.

Reklama

Jednym z moich najmilszych wspomnień jest dzień, kiedy z powodu choroby zostałem w domu z tatą. Nie pamiętam dokładnie, co mu dolegało, ale też miał wtedy wolne. Uznaliśmy, że najlepszą formą wspólnego spędzania czasu – pozwalającą nam zarazem uniknąć niepotrzebnych rozmów – będzie maraton filmowy. Jako prawdziwi faceci wiedzieliśmy, że w grę wchodziło jedynie kino sensacyjne. Nie mieliśmy z tym problemu, bo z ojcem podzielaliśmy fascynację Seagalem. Był naszym bohaterem. Dlaczego? Oczywiście nie z powodu dobrej gry aktorskiej czy umiejętności (celowego) rozśmieszania widzów – tego akurat zupełnie nie potrafił. Jednak gdy chodziło o spuszczanie łomotu, Steven Seagal nie miał sobie równych. Był napompowanym testosteronem mścicielem, który walczył z niesprawiedliwością i złem tego świata.

Może to właśnie w jego filmach znajdę wytłumaczenie, dlaczego do milionów mężczyzn na świecie – włącznie ze mną – przemawia taki rodzaj agresji. Postanowiłem wziąć dzień wolnego i po latach zrobić kolejny maraton. Zdecydowałem się na cztery produkcje z Seagalem i liczyłem, że odpowiedź na moje pytanie rzuci mi się w oczy z równą ostrością, co widok otwartego złamania po wyjątkowo spektakularnym ciosie naszego bohatera.

Wybrane filmy dobrze ilustrują trajektorię kariery Seagala oraz pasują do obecnie panujących w światowej polityce rewolucyjnych nastrojów.

Obejrzałem:

Wygrać ze śmiercią (1990)

  • Początek. Seagal gra detektywa Masona Storma, który budzi się z siedmioletniej śpiączki i rozpoczyna prywatną wendetę przeciwko skorumpowanemu senatorowi odpowiedzialnemu za śmierć jego żony oraz wspomnianą śpiączkę. To jedna z wcześniejszych roli Seagala, więc jego i tak kiepska gra aktorska tu ogranicza się jedynie do niezbyt szerokiego spektrum mrużenia oczu (mało mrużenia oznacza pozytywne emocje, dużo mrużenia – gniew). Całość ma w sobie również coś z miękkiej pornografii. Pada tutaj też najcudowniejszy w swej tragiczności cytat w filmowym dorobku Seagala – widząc hasło wyborcze swojego przeciwnika „Macie to jak w banku" odpowiada: „To ty masz jak w banku… że zabiorę cię do banku krwi". W dodatku w tej scenie siedzi sam w pokoju i gada do telewizora. To zjawiskowe ujęcie, prawdziwie hamletowski monolog. Na naszych oczach rozpoczyna się kariera aktorska Seagala.

Liberator (1992)

  • Arcydzieło. Seagal wciela się w rolę byłego komandosa Caseya Rybacka, który po znokautowaniu byłego przełożonego – nikt nie rozkazuje Seagalowi! – zostaje kucharzem na pancerniku USS Missouri. Kiedy statek zostaje porwany przez terrorystów, od razu staje się jasne, że nuklearną zagładę może powstrzymać jedynie Ryback. Film odniósł duży sukces i to prawdopodobnie jedyny dobry – a przynajmniej profesjonalnie zrobiony – obraz w dorobku Seagala. To zasługa reżyserii Andrew Davisa (twórcy między innymi Ściganego) oraz gry aktorskiej Tommy Lee Jonesa, którego kreacja szalonego złoczyńcy-anarchisty weszła na stałe do filmowego kanonu – 16 lat przed tym, jak Heath Ledger podpalił piramidę z pieniędzy.

Na zabójczej ziemi (1994)

  • Niewypał. Wyreżyserowany przez Seagala film okazał się finansową klapą – widownia zamiast oczekiwanej bijatyki zobaczyła światopoglądowy manifest, ukazujące filozoficzne przemyślenia Seagala i jego refleksje na temat ruchu na rzecz ochrony środowiska, przemocy i natury człowieka (SERIO). Sam wcielił się w nim w rolę strażaka Foresta Shawa, który między innymi: odkrywa machlojki zatrudniającej go firmy naftowej, dowiaduje się od innuickiego mędrca, że ma w sobie duszę niedźwiedzia i bierze udział w rytuale inicjacji rdzennych mieszkańców Kanady. Dzieło to zakończone jest przemową potępiającą szkodliwe dla środowiska naturalnego działania wielkich korporacji oraz wezwaniem do rezygnacji z przestarzałych silników spalinowych (wszystko to dzieje się na tle pięknych ujęć przyrody). Na zabójczej ziemi to film przedziwny; istny Kapitan Planeta na sterydach.

Patriota (1998)

  • Początek końca. Seagal gra lekarza – oczywiście nie byle jakiego, tylko najlepszego na świecie specjalistę od chorób zakaźnych – który musi znaleźć antidotum na wirusa wypuszczonego przez skrajnie nacjonalistyczną bojówkę (takich trochę pre-trumpowców). Film ten zapoczątkował nowy okres w twórczości aktora, bowiem Patriota nie był dystrybuowany w kinach. Jego los podzieliła większość produkcji z Seagalem z ostatnich dwóch dziesięcioleci. Obecnie aktor występuje głównie w tandetnych, niemiłosiernie ciągnących się produkcjach, które trafiają na DVD i platformy VOD. Sam Seagal pęcznieje z roku na rok i powoli zaczyna przypominać przejrzałe winogrono z kozią bródką. Patriota popełnia największy grzech, jaki na sumieniu może mieć film ze Stevenem Seagalem – jest nudny.

Monumentalne ego aktora to pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy w każdym z tych filmów. Jak jeden mąż wychwalają one niezliczone umiejętności i przymioty granych przez Seagala bohaterów i w żadnym nie pada nawet jedno słowo krytyki. Co więcej, w każdym z nich przynajmniej kilka drugoplanowych postaci musi się zachwycić absolutnie niepojętym geniuszem Seagala. W Wygrać ze śmiercią przyjaciel głównego bohatera atakuje policjanta i wywrzaskuje mu w twarz, że: „Mason Storm to najlepszy i najszlachetniejszy oficer w całej jednostce" ‒ tylko dlatego, że gliniarz odważył się wyrazić dezaprobatę wobec mistrza z kucykiem. Natomiast w Liberatorze przez cały czas przewija się wątek niesamowitych umiejętności i świetnego przeszkolenia Seagala oraz tego, jaki lęk budzą one w złoczyńcach.

Reklama

Mój ulubiony przykład pochodzi z filmu wyreżyserowanego przez samego aktora, czyli Na zabójczej ziemi. Pierwszy raz widzimy granego przez niego Foresta Shawa w scenie, kiedy przybywa ugasić szalejący na platformie wiertniczej pożar. Gdy tylko się pojawia, z offu słyszymy okrzyk „Forest już tu jest!" oraz „Teraz to ogień nie ma już żadnych szans!". Lubię sobie wyobrażać, że w trakcie postprodukcji Seagal nagle zauważył: „W tym filmie niewystarczająco często podkreśla się, jak skutecznie potrafię walczyć z pożarami. Gdzie można by upchnąć jeszcze jeden cytacik na ten temat?".

Należy jednak podkreślić, że gdyby nie jego ego, nikt nie kupiłby go jako bohatera filmów akcji. Ani nie ma takiej sylwetki jak Arnold czy Van Damme, ani nie jest też jakoś szczególnie wiarygodny w roli mistrza sztuk walki. Swoją karierę filmową zaczynał, wyglądając jak chuderlawy bibliotekarz, by następnie z każdą dekadą coraz bardziej puchnąć i w końcu zaprezentować się nam w swojej obecnej formie, której najbliżej chyba do wąsatego morsa kierującego szajką kryminalistów. Seagal nawet w scenach akcji nie wyglądał nigdy przekonująco. Gdy widzimy Van Damme'a, jesteśmy gotowi uwierzyć we wszystkie jego akrobacje, niezależnie od tego, jak absurdalne mogą się wydawać. Ruchy Seagala budzą natomiast jedynie politowanie i przywodzą na myśl osobę, która trzymając coś w ramionach, stara się otworzyć drzwi.

Chyba najbardziej imponujący ruch w całym jego repertuarze ciosów to szalone majtanie rękami w trakcie każdej walki na noże (choć może warto zaznaczyć, że pisze to facet, w którym nawet rytmiczne pstrykanie palcami członków gangu z West Side Story potrafi wzbudzić pewien lęk). A mimo to, z Seagala emanuje taka pewność siebie, że nie tylko przekonał świat o swoich umiejętnościach, ale też sprawił, że pokonanie przez niego bandy zbirów stało się w jakiś sposób wiarygodne.

Reklama

(W tym momencie powinienem chyba wspomnieć – bo wielu fanów zwróciło mi na to uwagę podczas pisania tego tekstu – że spośród wymienionych wcześniej aktorów, to właśnie Seagal najprędzej wygrałby prawdziwą bójkę. Nie tylko był pierwszym białym facetem, któremu pozwolono nauczać w japońskich salach dojo, ale również trenował zawodników UFC, między innymi Andersona Silvę i pokazywał im, jak wykonywać perfekcyjne kopnięcie frontalne. Dlatego tym dziwniejsze, że przed kamerą ma on koordynację ruchową godną podstarzałego wujka, który naprawiając dach, z całych sił stara się nie spaść z drabiny).

W każdej produkcji Seagal gra strasznych dupków, a swoje kwestie recytuje z zauważalną niechęcią, jak gdyby drażnił go sam fakt, że ktoś ma czelność próbować uchwycić jego wspaniałość na celuloidzie. Niezależnie od tego, kim jest grany przez niego bohater, zawsze pomiata on innymi i traktuje z pogardą i lekceważeniem zarówno swoich wrogów, jak i przyjaciół. Nawet w Liberatorze Ryback ma swój obiekt westchnień za skończoną idiotkę – i to tylko dlatego, że nie potrafi budować bomb równie sprawnie co główny bohater.

Skąd więc wzięła się jego niepohamowana wściekłość na świat? (Oczywiście zakładając, że nie tylko z wrodzonej dupkowatości – w to akurat nikt nie wątpi, ale nie o tę odpowiedź nam teraz chodzi). Seagal trenuje aikido. Jest to sztuka walki, która skupia się na rozwoju duchowym i osiągnięciu wewnętrznej harmonii. Uczy też, jak wykorzystywać siłę przeciwnika przeciwko niemu samemu, jednocześnie nie zadając żadnych ran. Jakże frustrujące musiało być dla Seagala, gdy opanował aikido tylko po to, żeby i tak się przekonać, że nadal musi żyć w nieharmonijnym świecie. To człowiek, który nie może realizować kryjącego się w nim potencjału, bo ciągle sabotują go skorumpowani senatorzy, niekompetentni generałowie, bezduszne korporacje oraz inni różnej maści głupcy. Dlatego coraz bardziej dystansuje się od świata z każdym razem, gdy padnie kolejna z jego świątyni spokoju.

Reklama

Poczynając od Liberatora, Seagal zawsze wciela się w postacie, które trzymają się na uboczu i niechętnie dają się wciągnąć w wir wydarzeń. Przemoc od dawna nie jest już dla nich rozwiązaniem, bo z doświadczenia wiedzą, jakie są jej konsekwencje i jak wiele szkód potrafi wyrządzić – to zwykli ludzie, którzy po prostu chcą się spełniać w swoim powołaniu: jako kucharze, strażacy na szybie wiertniczym czy też specjaliści od chorób zakaźnych (no bo właściwie czemu nie).
Tak naprawdę właśnie owo przezwyciężanie własnej niechęci do przemocy stanowi główną oś tych filmów i to ono buduje w nich napięcie. Seagal nie jest bohaterem, o którego zwycięstwo musielibyśmy się martwić. Nie ma żadnych słabych stron, a wśród jego wrogów nie można znaleźć nikogo pokroju T-1000 czy Tong Po z Kickboxera. Seagal przeważnie walczy z idiotami i tchórzami, którzy są wystarczająco głupi, by rozdrażnić naburmuszonego mściciela.

Pod koniec Na zabójczej ziemi Seagal strofuje towarzyszącą mu młodą Innuitkę za naiwną wiarę, że modlitwa i pokojowe protesty mogą powstrzymać działania bezwzględnych koncernów naftowych na rdzennych terenach Alaski oraz poucza ją, że brutalna siła to jedyne rozwiązanie. Tak naprawdę w każdym filmie prawdziwym zadaniem Seagala jest pokonanie własnych oporów dotyczących przemocy. Widownia nie zastanawia się, czy uda mu się kogoś rozłożyć na łopatki, tylko czy w końcu znudzą mu się postępowe banialuki o pacyfizmie i poczuciu winy i wreszcie spuści komuś zasłużony wpierdol. Dlatego właśnie jego filmy tak dobrze rezonują z widownią.

Reklama

Seagal to ucieleśnienie resentymentu. Jego poczucie misji polegającej na zemście na wszystkich przeciwnikach przypomina niekiedy podejście Donalda Trumpa. Motywuje ich ta sama pogarda i wściekłość na świat, który nie pada przed nimi na kolana i nie dostosowuje się ich do woli. Mają poczucie niesprawiedliwości w takiej sytuacji, bo to właśnie oni ciężką pracą i wysiłkiem doszli do prawdziwej wiedzy o tym, w jaki sposób osiągnąć harmonię na świecie.


Dla fanów kina klasy A do Z. Polub nasz fanpage VICE Polska i bądź z nami na bieżąco


Każdy cios i groteskowo wyłamany nadgarstek to odwet zranionego ego Seagala. Zainteresowanie wierzeniami kanadyjskich Indian, moralnością, czy ochroną środowiska wyglądają w jego filmach równie autentycznie, co pióropusze pseudohipisek na muzycznych festiwalach. W rzeczywistości są one jedynie listkiem figowym, mającym zakryć szowinistyczne przerażenie, że konieczność współistnienia z innymi ludźmi nie pozwala na dalsze wynoszenie interesów mężczyzn na piedestał. Przemoc w tych filmach to niejako powrót do korzeni.

Moja ulubiona scena ze wszystkich filmów z Seagalem pochodzi z Na zabójczej ziemi. Nasz bohater wdał się w bójkę z robotnikami z pobliskiego szybu wiertniczego, ponieważ znęcali się nad pijanym Innuitą (jaki z niego obrońca mniejszości etnicznych!). Gdy już cała banda leży na ziemi pokonana, Seagal przestaje na chwilę obijać gębę jej przywódcy i zadaje mu pytanie:

Reklama

– Co może spowodować zmianie w naturze człowieka?

– Czas… Wydaje mi się, że potrzebuję czasu, żeby się zmienić – odpowiada zakrwawiony przeciwnik, półprzytomny od wielokrotnych uderzeń.

– To tak jak ja – oznajmia Seagal z kamienną twarzą.

Uwielbiam ten moment z dwóch powodów. Z jednej strony jest kompletne absurdalny, nie ma co do tego wątpliwości. Jednocześnie dotyczy jednak czegoś, o czym sam często rozmyślam – tego, co właściwie może spowodować we mnie zmianę. Oglądając filmy ze Stevenem, zrozumiałem, jak często kieruję się w życiu zawiścią; jak olbrzymie są we mnie jej pokłady. Miewam za złe moim znajomym ich sukcesy i zdarzało mi się spędzać godziny na użalaniu się nad swoim losem, nad tym, że mój geniusz wciąż pozostaje niedoceniony. Brzydzi mnie, jak często takim myślom towarzyszył cichy głosik domagający się odwetu na wszystkich tych, którzy we mnie wątpili lub śmieli skrytykować.

Dlatego właśnie nasze ego jest tak niebezpieczne – niezależnie od tego, czy uważasz się za dobrą, utalentowaną, a nawet świętą osobę, nigdy nie masz gwarancji, że pozbawiony kontroli nad sytuacją na pewno zachowasz się tak, jakbyś sobie teraz tego życzył. To jest prawdziwa próba charakteru – wykażesz się cierpliwością i zrozumieniem, czy też zwycięży ego i staniesz się chodzącą zemstą w kucyku? Zważywszy na to, co się dzieje ostatnio na świecie oraz dokąd zmierza kariera Seagala, widać chyba, że lepiej wybrać pierwszą opcję.

A zatem okazuje się, że aby zmienić człowieka potrzeba nie tylko czasu – niczym adept aikido, najpierw trzeba nauczyć się ignorować własne ego.