FYI.

This story is over 5 years old.

jedzenie

​Jak smakuje najgorsze więzienne żarcie w Stanach

To nawet logiczne, że jedzenie w więzieniach powinno być trochę wstrętne. Ale nie powinno być zgniłe, robaczywe, wyciągnięte ze śmietnika, przyprawione szczurzym gównem czy skażone w jakikolwiek sposób

Artykuł pierwotnie ukazał się na Munchies.

Jako nastolatek byłem łobuzem. Moje wybryki sprawiły, że dobrze zaznajomiłem się z kuchnią w izbie wytrzeźwień. Myślałem, że wiem, czego spodziewać się na stołówce w więzieniu okręgowym, do którego trafię przez swoje zachowanie w dorosłym już życiu.

Ale podczas mojej 7-miesięcznej odsiadki szybko się okazało, że nic nie mogło mnie przygotować na kulinarne koszmary, które spotykały mnie codziennie.

Reklama

Być może dosłownie jedliśmy śmieci (to problem Michigan). Nie sposób wyobrazić sobie tych potraw niczym z kiepskiej kreskówki – dania, które lądowały przed nami, to na przykład zupa z mortadeli. Nawet nie mogłem wcześniej przypuszczać, że pulpety w szaroburym fluorescencyjnym sosie spowodują tyle radości. Jak się okazało, były najlepszą rzeczą w tym jadłospisie.

Nie można sobie też wyobrazić tych fal emocji, które pojawiały się podczas kupowania w kantynie suszonej fasoli bez etykietki. Ani prób gotowania jej w letniej wodzie pod prysznicem pełnym muszek owocówek, który służył nam także za pralkę.

Firma Aramark była wyrzucana z więziennych kuchni w Michigan w wyniku całej serii odrażających wykroczeń, takich jak skażone jedzenie, złe warunki sanitarne i inne alarmujące naruszenia groźne dla zdrowia.

Ale ten smak był niczym w porównaniu z ciągłym głodem. Nikt w więzieniu nie głoduje, ale na obiadokolację o 15.30 dostawaliśmy cztery kawałki wilgotnego, białego chleba z kawałkiem mortadeli i kilka ciastek. Mała przekąska jest jedyną rzeczą, jaką je się między śniadaniem o godz. 4.30 i lunchem o 10.30.

W ciągu kilku tygodni połączenie niewystarczającej ilości kalorii, niejadalnego jedzenia i małych porcji spowodowało, że moja i tak chuda sylwetka wyszczuplała o jakieś 10 kg. W ciągu dnia, dyskutowałem z kolegą z celi, która z restauracji w Detroit miała najwyższe kanapki Reubena [tosty lub kanapki z kapustą, serem szwajcarskim, wołowiną konserwową i sosem, przygotowywane na chlebie żytnim] i przerzucaliśmy się przepisami na sałatkę ziemniaczaną. W nocy zaś gyros z kurczaka i kawałki pizzy tańczyły i turlały się w moich snach.

Reklama

Nie mogliśmy też wcześniej wiedzieć, że na firmę, która nas karmiła, Aramark, w Ohio w 2014 roku zgłoszono 240 skarg za to, że dostarczała zbyt małe ilości jedzenia – tak głosiły dane ACLU [American Civil Liberties Union, organizacji non profit chroniącej prawa obywatelskie]. To właśnie ta firma była wyrzucana z więziennych kuchni w Michigan w wyniku całej serii odrażających wykroczeń, takich jak skażone jedzenie, złe warunki sanitarne i inne alarmujące naruszenia groźne dla zdrowia.

Przez ostatnie 10 lat zepsute jedzenie od firmy Aramark i niska wartość energetyczna posiłków wywołały wiele zamieszek, strajków głodowych, agresji i protestów. Coraz więcej ludzi, nie tylko związanych z więziennictwem, twierdzi, że to prosty przepis na katastrofę i zagrożenie bezpieczeństwa.

Oczywiście nikt nie wymaga, żeby strażnicy polerowali srebra i ustawiali szykowny bufet dla bandy zbirów, morderców i gamoni.

W lipcu, niedługo po moim wyjściu na wolność, Michigan anulowało swój trzyletni kontrakt z Aramark, wart 145 mln dol. Firma jednak pozostała największym przedsiębiorstwem przygotowującym posiłki w więzieniach, mimo że problemy dotyczą jej pracowników w wielu kuchniach.

Oczywiście nikt nie wymaga, żeby strażnicy polerowali srebra i ustawiali szykowny bufet dla bandy zbirów, morderców i gamoni. To nawet logiczne, że jedzenie w więzieniach powinno być trochę wstrętne. Ale nie powinno być zgniłe, robaczywe, wyciągnięte ze śmietnika, przyprawione szczurzym gównem czy skażone w jakikolwiek sposób.

Reklama

Lunch nie powinien być też tak niesmaczny, że doprowadza do destabilizacji sytuacji w więzieniach. A niestety do tego właśnie dochodzi z zatrważającą regularnością w kuchniach zarządzanych przez Aramark, jak mówi Mike Brickner, dyrektor ds. polityki w ACLU Ohio.

– Więzienia to bardzo delikatne środowiska i kwestie takie jak jedzenie stają się bardzo ważne dla osadzonych. To problem dotyczący bezpieczeństwa zarówno więźniów, jak i pracowników zakładów karnych – mówi Brickner. – Aramark i zmonopolizowanie przez nią rynku posiłków [w więzieniach] dolewa tylko oliwy do ognia.

Pracownicy Aramark w Michigan i Ohio zostali przyłapani na seksie z więźniami oraz na przemycaniu do więzienia narkotyków i telefonów komórkowych. Były pracownik z Michigan został oskarżony o zlecenie morderstwa jednego z osadzonych.

Aramark jest największym konglomeratem zajmującym się przygotowaniem posiłków dla instytucji państwowych. Serwuje jedzenie w więzieniach, aresztach, parkach narodowych, szpitalach, szkołach i ośrodkach sportowych. Według informacji na stronie WWW firmy rocznie szykuje ona 380 mln porcji brei dla więźniów w ponad pięciuset ośrodkach. Ale ta liczba się zmniejsza, głównie przez to, że Aramark staje się przykładem wszystkiego, co złe, w prywatyzacji. Przyczyniły się do tego wydarzenia w Michigan i Ohio, o których rozpisywały się media.

W ciągu ostatnich 18 miesięcy pracownicy Aramark w dwóch stanach zostali oskarżeni o wiele rzeczy sprzecznych z prawem. Podobno przyłapano ich na wyciąganiu jedzenia ze śmietnika, aby później podać je więźniom. Więzień pracujący w kuchni musiał podać reszcie osadzonych ciasto, które ponadgryzały szczury. W jednym z więzień na tacach z posiłkami wylądowały szczurze odchody. W więzieniach w Michigan i Ohio odnotowano łącznie 15 „incydentów powiązanych z robakami". W tym zakładzie karnym w Jackson w Michigan 30 chorych więźniów musiało zostać poddanych kwarantannie. W hrabstwie Kent w Michigan 16 więźniów pozwało Aramark w sądzie federalnym, oskarżając firmę o podanie z premedytacją zgniłych taco z kurczakiem, przez co rozchorowało się 250 osób. A w hrabstwie Macomb w Michigan więźniowie przez kilka miesięcy jedli zimne jedzenie, bo kuchnia została zamknięta przez wielką plagę pleśni.

Reklama

Pracownicy Aramark w Michigan i Ohio zostali przyłapani na seksie z więźniami oraz na przemycaniu do więzienia narkotyków i telefonów komórkowych. Były pracownik z Michigan został oskarżony o zlecenie morderstwa jednego z osadzonych. Według ACLU i innych grup nadzorujących w każdym ze stanów z Aramark zwolniono setki osób.

Ale w przeciwieństwie do Michigan w czerwcu Ohio postanowiło przedłużyć kontrakt z firmą na dwa lata i podnieść wypłacaną jej kwotę ze 110 mln dol. do 130 mln. A Aramark dalej robi swoje, mówi Brickner.

Czy społeczeństwo uważa, że karmienie ludzi śmieciami, zgniłym i robaczywym jedzeniem jest dopuszczalne, jeżeli oszczędza się na tym 14 mln dol. podatników danego stanu?

– To wbrew logice, żeby stan dalej współpracował z Aramark, skoro wyraźnie widać, że prywatyzacja nie wyszła tu na dobre – mówi. – Nikt nie twierdzi, że w więzieniu powinny być codziennie serwowane homary. Ale w tej sytuacji sprawa wygląda tak, jakby decydenci myśleli: „Sprawmy, aby ludzie za kratkami dostawali minimalne racje żywnościowe, minimum tego, co jest potrzebne do przeżycia".

Oczywiście kwestia nie ogranicza się tylko do Ohio i Michigan. Kilka lat wcześniej w New Jersey, po przejęciu więziennej kuchni przez Aramark, osadzeni donieśli, że musieli jeść zepsute jedzenie, bardzo schudli i znaleźli odchody gryzoni w maśle. Zakład karny na Florydzie rozstał się z firmą w 2009 roku po podobnych problemach, wśród których był także rachunek widmo na 5 mln dol., wystawiony za posiłki, których firma nigdy nie dostarczyła.

Reklama

Tak samo było w Kentucky, gdzie słaba jakość jedzenia i małe porcje wywołały zamieszki, w wyniku których ośmiu strażników i ośmiu więźniów zostało rannych. Zastępowanie pewnych produktów spożywczych innymi (np. ketchup z saszetki w roli sosu do spaghetti) było podobno powodem tegorocznych zamieszek w zakładzie karnym Michigan i wielu innych protestów. W internecie można znaleźć pełno podobnych historii z więzień w całych Stanach Zjednoczonych.

Ale zarządcy wciąż podpisują umowy z tą firmą, bo podobno dzięki temu mogą zaoszczędzić. Michigan i Ohio twierdzą, że udaje im się zaoszczędzić 14 mln dol. rocznie. Karen Cutler, rzeczniczka Aramark, mówi, że dzięki temu pieniądze z budżetu mogą być przeznaczone na inne istotne cele.

Historia Aramark zmusza do postawienia pytania: czy społeczeństwo uważa że karmienie ludzi śmieciami, zgniłym i robaczywym jedzeniem jest dopuszczalne, jeżeli oszczędza się na tym 14 mln dol. podatników danego stanu?

W połowie lipca w Michigan, w obliczu rosnącego oburzenia społeczeństwa, gubernator Rick Snyder i zakład w Michigan postawili się i zerwali kontrakt z Aramark, co było precedensem. Jednak władze stanu wyjaśniły, że to nie robaki wpłynęły na ich decyzję. Poszło o podwyżkę, której żądała firma.

Nawet jeśli republikanie, rządzący stanem, nie przejmują się, że jedzenie od Aramark truje więźniów, muszą sobie przecież zdawać sprawę, że medialne nagłówki z hasłami, takimi jak: „częściowa kwarantanna" i „plaga robaków", sprawią, że opinia społeczna będzie mieć złe zdanie o prywatyzacji.

Reklama

Jeżeli ktoś zaczyna podawać jedzenie gorszej jakości i w mniejszych porcjach, stwarza duże zagrożenie bezpieczeństwa.

Ale ten stan tylko wymienił prywatnych dostawców posiłków. Alex Friedmann, zastępca dyrektora w organizacji non profit Human Rights Defense Center (Centrum Obrony Praw Człowieka) i redaktor naczelny Prison Legal News, twierdzi, że to zły ruch. Wyjaśnia, że celem prywatyzacji sektora dostawy jedzenia do więzień jest zmniejszenie kosztów, a to można osiągnąć jedynie przez pogorszenie jakości jedzenia, zmniejszenie rozmiaru porcji albo redukcję etatów. A to właśnie jest źródłem problemów Aramark i innych prywatnych dostawców.

Friedmann, który sam odsiedział w więzieniu 10 lat, mówi, że posiłki są jedną z niewielu rzeczy, których więźniowie codziennie wyczekują. Jego zdaniem wywoływanie problemów z jedzeniem nie jest rozsądne.

– W więzieniach ludzie tracą wszystko: swoje prawa, rzeczy, zdolność do przemieszczania się i są zupełnie zależni od łaski strażników. Więc jedzenie jest bardzo ważne. Jeżeli ktoś zaczyna podawać jedzenie gorszej jakości i w mniejszych porcjach, stwarza duże zagrożenie bezpieczeństwa.

To prawda, posiłki to jeden z niewielu przyjemnych momentów w ponurej rzeczywistości osadzonych, zwłaszcza że zbyt wielu innych nie mają.

Kluczem do przetrwania odsiadki z nienaruszonym zdrowiem psychicznym jest nauczenie się, jak sprawić, by czas leciał szybciej. A głód – przez który wszyscy są 10–25 kg chudsi niż przed odsiadką – spowalnia upływ czasu.

Reklama

Jeżeli więzień ma kogoś na zewnątrz, może poprosić o wpłacenie pieniędzy na swoje więzienne konto, dzięki czemu kupi produkty ze sklepiku w kantynie, pełnego słonych przekąsek, suszonej fasoli, tortilli, cukierków, tuńczyka, czipsów, suszonej wołowiny i innego szajsu. Z tych składników można zlepić kulkę ze śmieciowego jedzenia wielkości piłki. Są one pełne smaku i uzupełniają jego brak na tacach podawanych na stołówce. Przekąski dają radość, mogą zmienić dzień z beznadziejnego w znośny, dzięki przyjemności, wprowadzeniu jakiejś odmiany, która jednak celowo jest bardzo krótka.

Jeżeli małe przyjemności będą wprowadzane wystarczająco często, to czas nie będzie się aż tak wlókł.

Ale nawet sklepik w kantynie powoduje problemy. Produkty przeważnie są dwa razy droższe niż na zewnątrz, a więźniowie kupują przekąski od Aramark, co rodzi podejrzenia, że firma celowo głodzi ludzi.

Tak, robaki są obleśne i ich obecność w jedzeniu narusza prawo, ale więzień musiałby udowodnić, że wywołało to jakiś uszczerbek na zdrowiu, krzywdę albo jakąś trwałą szkodę, która mogłaby być użyta w trakcie pozwu grupowego.

Więc posiłki zawierają mało kalorii, smakują jak śmieci (bo pewnie zostały wyciągnięte ze śmietnika) i mogą być zepsute. Co może w takiej sytuacji zrobić więzień?

Niewiele.

– Pojedyncze pozwy nic nie dadzą – mówi Dan Manville, dyrektor Civil Rights Clinic na Uniwersytecie Michigan. Tak, robaki są obleśne i ich obecność w jedzeniu narusza prawo, ale więzień musiałby udowodnić, że wywołało to jakiś uszczerbek na zdrowiu, krzywdę albo jakąś trwałą szkodę, która mogłaby być użyta w trakcie pozwu grupowego. Kilka robaków i niedobór kalorii to za mało.

– Dopóki nie jesteś w stanie udowodnić, że naprawdę drastycznie straciłeś na wadze, sąd nie dopatrzy się w tym uszczerbku na zdrowiu. Następnego dnia przecież dostałeś posiłek. Jesteś głodny, ale nie ma tu trwałej szkody – mówi Manville.

Na szczęście Michigan, Ohio, Floryda i inne stany nałożyły na Aramark grzywny w wysokości setek tysięcy dolarów. Z tym że władze stanu Michigan po cichu anulowały połowę tych kar i nikt tak naprawdę nie może udowodnić, że firma zapłaciła chociaż centa.

Brickner wierzy, że uświadomienie społeczeństwa to najlepsza droga do zmian. Zanim Michigan zerwało kontrakt, badania opinii publicznej wykazały, że 62 proc. mieszkańców stanu chciało się pozbyć Aramark. Może być tak dlatego, że choć zamknięci w więzieniach są przestępcami, to większość społeczeństwa czuje, że powinno się ich traktować po ludzku, jak przystało na normalne, rozwinięte państwo.

– Chcemy mieć pewność, że żyjemy w środowisku, które wspiera resocjalizację. A na to nie ma szans w miejscu, w którym panuje chaos, a ludzie walczą o jedzenie – mówi Brickner. – Mądrze byłoby się upewnić, że więźniowie są traktowani po ludzku podczas odsiadki.