Stand-up nadzieją dla betonowego humoru Polaków?
Ilustracja: Stanisław Legus

FYI.

This story is over 5 years old.

Stand Up

Stand-up nadzieją dla betonowego humoru Polaków?

Postanowiłem sprawdzić, czy polski stand-up jest w stanie odbić satyrę z rąk zmurszałych kabaretów i zlobotomizowanych youtuberów

Przyznaję, że początkowo polski stand-up był dla mnie enigmą. Spośród sześciu nazwisk, które pojawiły się w zapowiedziach imprezy w Nowohuckim Centrum Kultury, znałem dwa. Bartosza Zalewskiego kojarzyłem jako autora świetnego felietonu o hip-hopie pod wstrząsającym tytułem Rap w imię Jezusa raptora, a Sebastian Rejent był dla mnie tym bezlitosnym skurwielem od roastowania celebryckich zadków. Jako niewtajemniczony, szedłem na show grupy Stand-up Polska bez oczekiwań i bez uprzedzeń. OK, w tym momencie zaczynam wierutnie kłamać.

Reklama

Tak naprawdę spodziewałem się, że rodzimi adepci „komedii na stojąco" okażą się przedłużeniem tradycji typowo nadwiślańskiej studenckiej śpiewogry, równie zabawnej, jak pożar na dziecięcej onkologii. Obawiałem się wiców rodem z forum dyskusyjnego polibudy, i to w stężeniu tak wysokim, że ich transkrypcję należałoby wydrukować na polarze. Wiem, że uprzedzenia są „be". Trudno jednak pozbyć się pancerza ochronnego, który wyhodowałem sobie po – nawet bardzo sporadycznym – kontakcie z kabaretonami, nie mówiąc już o twórczości trefnisiów z YouTube'a. Zwłaszcza gdy jest się fanem Lenny'ego Bruce'a, Jello Biafry i Pattona Oswalta.

Jak dobrze i zbawiennie jest zostać wyprowadzonym z błędu. Było godnie. O ile gdzieś zamajaczył tego wieczoru jakiś sztubacki żart czy fekalna anegdota, tak zapachu gówna nie uświadczyłem. Antoni Syrek-Dąbrowski cały swój set poświęcił niedawnej operacji usunięcia guza mózgu, posiłkując się przy tym zdjęciem, ukazującym w pełnej krasie jego chirurgiczne skaryfikejszyn. Piotr Szumowski snuł kapitalną narracyjnie, psychodeliczno-obieżyświatową opowieść, która mogłaby zostać wykoncypowana podczas wspólnej nasiadówy Tonego Halika z Timothym Learym. Najbardziej transgresywnie pojechał jednak Rejent. Anonsowany jako „największy cham w polskim stand-upie" był w swej auto-ironii okrutny, co i raz fundując mały rekonesans poza granicę tzw. dobrego smaku (próbki: „Moja dziewczyna usnęła niedawno w trakcie seksu. Musiałem przyjechać ją obudzić i przeprosić klienta", „Mój ojciec nie przebierał się w święta za Mikołaja. Po prostu szedł się napierdolić, a potem ja z matką musieliśmy przebierać jego").

Reklama

Parę słów o samej grupie Stand-up Polska. Ten śmieszkolektyw to grupa prawdziwych weteranów beki, z których najwytrwalsi szturmują rodzime sceny od 2008 roku. „Stand-up Polska to po prostu grupa kumpli, którzy cieszą siebie i innych swoją obecnością" - piszą o sobie - „Mimo że żarty traktujemy poważnie, nie spodziewaj się nadufanych artystycznych wycieczek, raczej ludzi, których warto poznać i pogadać z nimi". Zastanawiać może tylko dlaczego brak w ekipie choćby jednej dziewczyny.W drodze do Nowej Huty zauważyłem zresztą plakaty anonsujące imprezę z udziałem wyłącznie samych komiczek (jest takie słowo?) pod hasłem typu „Babski wieczór". Można by pomyśleć, że poczucie humoru też ma swój gender, gdyby nie fakt, że w NCK te same dowcipy bawiły koedukacyjną publiczność.

Jeżeli chodzi o poruszane tematy – narkotyki i kwestie obyczajowe wciąż wydają się tymi najbardziej atrakcyjnymi dla naszych stand-uperów, a zarazem swoistym szczytem przekroczenia tematów tabu. Nie tykają oni raczej problematyki społeczno-politycznej. Szkoda, bo momentami robi się przez to trochę zbyt bezpiecznie, a gdy satyra jest zbyt bezpieczna, to pikuje w stronę najniższego mianownika spod znaku Opola, grubych okularów i wrzasków ofiary chińskich tortur.

Mimo to, występ sześciu polskich komików potwierdził, w czym tkwi sedno całej formuły. Ot, wychodzi na scenę regularny Seba czy inny Bartek, ubrany w casualowe ciuchy i musi sprzedać swoją historię. Bez rekwizytów i bez możliwości kliknięcia innego linka na YouTube. Jest tylko jeden koleś w świetle reflektorów i tegoż kolesia słowo. Przy czym koleś jest sumą całej scenicznej persony – charyzmy, krasomówstwa, mowy ciała, umiejętności improwizacji. Ekipa Stand-up Polska ma je wyćwiczone na poziomie pro.

Bądź z nami na bieżąco. Polub fanpage VICE Polska

Nie mam też wątpliwości, że gdyby scenę w NCK wtłoczyć do telewizorów w porze najwyższej oglądalności, to Januszerka zakochana w Paranienormalnych – o ile w ogóle wytrzymałaby tempo show – zasypałaby prezesa Kurskiego żądaniami, by Rejenta i spółkę rozwłóczyć końmi lub przynajmniej pozbawić praw publicznych. Masowy odbiorca wciąż nie kuma tej formuły, a przyzwyczajony jest do rzeczy niegroźnych i pozbawionych zmysłu konfrontacji. Nawet jeżeli w Polsce stand-up ma już kilkuletnią historię, to bodaj jedynym przypadkiem jego wparowania do mediów było larum podniesione z powodu Abelarda Gizy, dworującego sobie z pierdzącego papieża.

Stand-up na pewno jest więc alternatywą dla wszechobecnej suchariady. Czy zdoła ją wyprzeć na dobre – tego nie wiem. Chciałbym z czystym sumieniem móc napisać, że rodzima komedia odzyskuje godność, gdyby nie niepokojący fakt, że jeden z bohaterów wieczoru wywołał salwę śmiechu, udając Karola Strasburgera.