FYI.

This story is over 5 years old.

Recenzje

Beneficjenci Splendoru - Sellfie

Strzel sobie "Sellfie" prosto w twarz!

Ok. Przyznaje się - rapsów z blokowisk nie słuchałem i nie słucham. I to ani z braku szacunku, ani braku zainteresowania - po prostu nigdy nie było nam po drodze. Easy. Stąd też moja edukacja w tej branży skończyła się na "Głuchej nocy" Rycha Pei, ogrywanej przez VIVĘ w czasach, kiedy jeszcze puszczała muzykę. Czasem jednak zdarzają mi się mariaże z recytowanymi partiami. Jedną z okazji okazała się najnowsza płyta Beneficjentów Splendoru, która pomimo zauważalnej dalszej ewolucji od elektroniki w stronę rapu, ani trochę łazarskim rejonem mi nie pachnie. Już poprzedzający ją album "Bóg, Honor, Mam Talent" uderzał tam, gdzie powinno zaboleć i bolało, szczególnie w okolicach siedzenia. Przy tekstach Marcina Staniszewskiego nasza narodowa przypadłość, czyli ból dupy u niektórych może sięgnąć wartości zupełnie skrajnych. Naturalną koleją rzeczy, "Sellfie" strzelane prosto w twarz robi to jeszcze lepiej.

Reklama

Z perspektywy typowego Janusza, za którego w temacie rapsów absolutnie mogę się uważać, na polskiej scenie hiphopowej zawsze najbardziej bawiły mnie dissy: na rząd, na Tedego, na czyjąś starą. I nie wiem, czy przez brak dystansu, czy przez to, że nasi polscy królowie ulicy biorą wszystko za bardzo na serio, autodissów jakoś sobie nie przypominam. Do teraz. "Autodiss" otwierający album Beneficjentów puszcza oko w kierunku fanów inteligentnej gry słów. A tematem muzycznych rozkmin, podobnie jak w przypadku poprzedniego albumu, jest otaczająca nas rzeczywistość. Złożona i bardzo trafna analiza raz za razem wbija szpilę w kolejne warstwy i grupy społeczne. Obrywa się chyba nawet tym, którzy na to nie zasłużyli. W trakcie przygody z albumem należy zaufać złotej radzie Marcina i nie przejmować się wkurwionymi uwagami sąsiadek z piętra niżej, że wszystko tłucze, a z półek lecą przedmioty. MA BYĆ GŁOŚNO!

Moim osobistym hitem (z racji ogromnej i niesłabnącej sympatii dla obecnej głowy państwa) jest wypuszczony już w zeszłym roku jako singiel "Prezydent Klenczon", który jedzie po bandzie z większą pasją, niż ja trzaskałem boardslide'y w Tonym Hawku. A drapieżny bit idealnie siądzie do bujania się po mieście ze spuszczonymi szybami. Chociaż bity akurat w "Sellfie" zeszły na nieco dalszy plan, ustępując miejsca błyskotliwym tekstom. A wśród nich tytuł bohatera miesiąca, a może nawet i roku, crème de la crème całego albumu, należy się "Sztuczce" z refrenem równie wdzięcznym, co wąs Mariana Lichtmana. Przyjemniej nie będzie nawet na niedzielnym obiadku u babci.

Jak nawinął kiedyś Smarki Smark: "Nie zastanawiam się czy mój styl ma fame, skoro połowa podziemia robi kopiuj - wklej". Na szczęście, w przypadku Beneficjentów o to możemy być zupełnie spokojni - nie ma powtórek, a zdarzają się zaskoczenia, jak kończące płytę "Zero Absolutne" z rewelacyjnym wokalem towarzyszącym luzackiej nawijce Marcina. Ludzie, zluzujcie więc już z tym Kalibrem. Nałóżcie wygodne kapcie, przygotujcie popcorn i odpalcie "Sellfie". Amen.