Na VICE Polska trwa obecnie Tydzień Równości. Chcesz dowiedzieć się więcej? Kliknij TUTAJ
Tym, co sprawia, że filmy queer tak mocno na nas oddziałują, jest subtelny sposób, w jaki pokazują emocje. Wszystko rozgrywa się na płaszczyźnie podtekstów: tęskne spojrzenia i przypadkowe zetknięcia palców bohaterów, którzy nie mogą dać wyrazu swojemu pożądaniu, nabierają zupełnie innego znaczenia. Queerowe filmy opowiadające o miłości idealnie pasują do naszej obsesji na punkcie zakazanych romansów. W Disobedience, najnowszym filmie niedawno nagrodzonego Oscarem Sebastiána Lelio (za Fantastyczną kobietę), ta atmosfera zostaje dodatkowo zagęszczona, ponieważ wszystko rozgrywa się w ortodoksyjnej żydowskiej społeczności.
Videos by VICE
Film rozgrywa się w północnej części Londynu i ukazuje losy Ronit (Rachel Weisz), Żydówki, która oddaliła się od swojej wspólnoty religijnej, ponieważ w przeszłości miała romans ze swoją najlepszą przyjaciółką, Esti (Rachel McAdams). Mieszkająca od lat w Nowym Jorku Ronit musi nagle wrócić do starego życia, aby wziąć udział w pogrzebie ojca, który był rabinem. Tam odkrywa, że Esti wyszła za mąż za Dovida (Alessandro Nivola), ucznia jej ojca. Jednak chemia między Ronit i Esti nie zniknęła i dwie kobiety, teraz starsze i prowadzące zupełnie inne życie, ponownie się spotykają i stają wobec wielkiego wyzwania, jakim jest zmierzenie się ze swoimi uczuciami – i to pod czujnym okiem ich bliskich oraz znajomych.
Porozmawialiśmy z Rachel Weisz o szukaniu materiału źródłowego do filmu, roli producentki i zaufaniu reżyserowi, że sceny lesbijskiego seksu nie będą wulgarne.
Broadly: Wiem, że w przeszłości byłaś już producentką kilku filmów, ale chcę zapytać, w jaki sposób wpłynęłaś na ostateczny kształt tego obrazu i dlaczego zdecydowała się na udział w tym projekcie?
Rachel Weisz: Chyba po prostu w końcu zrozumiałam, jakie historie chciałabym opowiadać. Zaczęłam szukać książki, w której pojawiałyby się naprawdę interesujące postacie kobiece i trafiłam na Nieposłuszeństwo Naomi Alderman, gdzie były ich trzy. Oprócz tego znalazłam w niej naprawdę ciekawych mężczyzn. To wydało mi się bardzo interesujące. Skojarzyło mi się z filmem Świadek z Harrisonem Fordem i Kelly McGillis, w którym ta druga żyła w wiosce amiszów. Jest coś bardzo ciekawego w ludziach, którzy żyją we współczesnym świecie, ale przestrzegają zupełnie innych praw; gdzie osoby homoseksualne nie mogą się ujawniać i dawać wyrazu swojej orientacji. Tak to wygląda chociażby u amiszów czy w gminach mennonickich w Filadelfii. To właśnie połączenie nowoczesności i starodawnych zasad mnie zaintrygowało.
Po przeczytaniu książki pokazałam ją producentce Fridzie Torresblanco. Ona przedstawiła mnie Sebastiánowi, który następnie to przeczytał . Razem z Fridą opracowałyśmy scenariusz, a potem włączył się w to inny producent, Ed Guiney. Powstało osiem lub dziewięć szkiców. W końcu głównym scenarzystą został Sebastián. Tak więc miałam spory udział w tworzeniu scenariusza. Ale potem, w trakcie kręcenia, wróciłam do bycia aktorką.
Wiem, że wychowałaś się niedaleko podobnej społeczności co ta, do której należała Ronit.
Tak, ale równie dobrze mogłabym mieszkać w Timbuktu. Żyliśmy na dwóch zupełnie innych planetach. Dzieliły nas może trzy stacje metra i kiedy dorastałam, często widywałam tak ubranych ludzi i kobiety w perukach [szajtłach – przyp. red.]. Nie miałam jednak wstępu do ich świata.
Czy podczas kręcenia tego film wybrałaś się do tamtej dzielnicy?
Nie musiałam, ponieważ moja postać wcześnie z niej uciekła i zamieszkała w Nowym Jorku. Kiedy wraca, czuje się tam nieswojo. Sama zostałam wychowana w na tyle żydowskiej rodzinie, że – jak mówi Alessandro – „znam wszystkie piosenki”. To prawda, ale znam też kolędy i Ojcze nasz. Wiesz, o co mi chodzi. Dla mnie nie było to czymś obcym, ale Alessandro i Rachel naprawdę musieli się w to wczuć. Mam na myśli to, że musieli się nagle stać Brytyjczykami z północnego Londynu – a to naprawdę wyjątkowy akcent – a potem uwierzyć, że bardzo mocno wierzą w Boga, który rządzi każdym aspektem ich życia. Ja nie musiałam tego udawać, ponieważ moja postać buntuje się przeciwko wszystkim religiom i jest w tym trochę punkowa.
A jak według ciebie poradzili sobie z brytyjskim akcentem?
Wspaniale. Jest doskonały. Alessandro potrafi mówić z północno-londyńskim żydowskim akcentem, który mnie samą przerasta. Musiałabym się uczyć przez dobre pół roku, żeby osiągnąć zadowalający poziom, a on po prostu to umie.
By być z nami na bieżąco: polub nas, obserwuj i koniecznie zaznacz w ustawieniach „Obserwuj najpierw”
Wiem, że chemia między tobą a Rachel McAdams jest bardzo ważnym elementem filmu, więc chciałbym się dowiedzieć, jak udało się ją wam zagrać oraz w jaki sposób osiągnęłyście taką dynamikę.
Sebastián, czyli reżyser, był przekonany, że Rachel świetnie nadaje się do tej roli, a ja jestem jej wielką fanką. Rachel przeczytała scenariusz i rozmawiałam z nią przez telefon. Mieliśmy szczęście, że była pierwszą osobą, która go przeczytała, bo bardzo ją zainteresował. Powiedziała: „To wspaniałe, naprawdę do mnie przemawia. Bardzo współczuję tej postaci”. Od razu chciała w tym zagrać. Nie istnieje nic lepszego niż fantastyczna aktorka, która naprawdę angażuje się w dany projekt. Razem z Sebastiánem polecieliśmy do Toronto tylko po to, żeby osobiście się z nią spotkać. Nie można sztucznie stworzyć chemii. Albo jest, albo jej nie ma. Sebastián ma świetnego nosa do aktorów.
No i niedawno dostał Oscara.
Tak, wiem. Podczas zdjęć do Disobedience kończył montować Fantastyczną kobietę. Co zabawne, któregoś dnia, kiedy nasz scenariusz jeszcze nie był do końca gotowy, powiedział mi: „Na trochę wyjadę do Chile, żeby nakręcić taki jeden film”. Zrobił to, a potem wrócił z Oscarem. Jest naprawdę niesamowity.
W przypadku filmów o lesbijkach często są one kręcone po to, aby wzbudzić sensację. Do tego wasz reżyser to mężczyzna, więc łatwo było wkroczyć na grząski grunt. Jak dopilnowałaś tego, żeby scena miłosna była pełna szacunku, a nie niepotrzebnie skandalizująca?
Cóż, to zasługa Sebastiána. Jako producentka nie mogę sobie przypisywać żadnych zasług. W scenariuszu napisano po prostu: „a teraz się kochają”. Nie wiedziałam, jak to będzie wyglądać. Sebastián zarezerwował na tę scenę jeden dzień i miał rozrysowane wszystkie ujęcia. Nie powiedział: „rozbierzcie się i zobaczymy, co się stanie”. To nie my stworzyłyśmy tę scenę, tylko on. Wiedziałam – ponieważ znałam jego prace – że patrzy na nas jak mężczyzna, ale jest na tyle empatyczny, że nie będzie nas uprzedmiotawiać. Tworząc filmy i opowiadając historie, robi coś zupełnie odwrotnego: upodmiotowia. Dlatego mu zaufałam i, jak mi się wydaje, to samo zrobiła Rachel McAdams.
Artykuł pierwotnie ukazał się na Broadly
Więcej na VICE: