FYI.

This story is over 5 years old.

Ludzie z cienia

Rafał Szczerbowski - Soundvík: "Islandię znam niemal na pamięć"

Jeżeli w ciągu ostatnich kilku lat byłeś na koncercie islandzkiego artysty, to bardzo możliwe, że zobaczyłeś go właśnie dzięki Rafałowi.

Zdjęcie Hanka Motłoch

Muzyka, jak każda inna gałąź przemysłu, ma to do siebie, że pomysł gdzieś z tyłu głowy artysty dzieli od gotowego produktu stosunkowo długa droga. Teraz zastanów się, ile razy pomyślałeś o wszystkich osobach zaangażowanych w proces powstawania muzyki: producentach, menadżerach, bukerach. Oni wszyscy dbają o to, żebyś mógł pójść do sklepu, wziąć z półki płytę, a po jej przesłuchaniu, kiedy stwierdzisz, że z chęcią zobaczyłbyś ten zespół live - żeby koncerty trafiły tam, gdzie jest na nie potrzeba. Zbyt często się o nich zapomina, więc my postanowiliśmy z nimi porozmawiać. Oto Ludzie z cienia - niezastąpieni, choć dla wielu niewidoczni.

Reklama

Rafał Szczerbowski założył Soundvík z pasji i chęci oddania się muzyce. Dołożył do tego obłędną, islandzką scenerię i voilà. Jeżeli w ciągu ostatnich kilku lat byłeś na koncercie islandzkiego artysty, to bardzo możliwe, że zobaczyłeś go właśnie dzięki Rafałowi. Sam pomysł na założenie agencji bukingowej w Reykjavíku wydaje się mocno ekstrawagancki. Bez ryzyka nie ma jednak zabawy, a w tym przyadku wszystko zaiskrzyło jak trzeba.

Czytaj wywiad poniżej

Noisey: Widziałem, że masz cudownego psiaka. Co u niego słychać? Nie przeszkadza mu zimowa, nieznośna aura?
Rafał Szczerbowski: Piesek zdecydowanie bardziej niż ja lubi islandzką zimę. Zawsze pierwszy wbiega na lodowiec, czy górę, na którą razem się wspinamy. Uwielbia zakopywać w śniegu siebie oraz piłki, które mu rzucam. Później niestety to ja muszę ich szukać. Drań.

Dlaczego właściwie Islandia? Jak tu trafiłeś? Od jak dawna jesteś związany z wyspą? I co najbardziej Cię w niej pociąga?
Miałem chyba 13 lat gdy po raz pierwszy zobaczyłem teledysk i usłyszałem "Hyperballad" Björk. Lata 90., mocno limitowany dostęp do drogiego jeszcze wtedy internetu. Zazwyczaj krótkim kablem schowanym głęboko w szufladzie, późno w nocy, łączyłem się z internetem tak, by nie obudzić rodziców. Szukałem wtedy zdjęć z Islandii, innej muzyki poza Björk, czytałem o wszystkim, co było związane z samą wyspą. Później niestety musiałem chować rachunki za telefon, by rodzice jak najpóźniej je zobaczyli… W 2006 po raz pierwszy poleciałem na Islandię. To był styczeń (dokładnie 10 lat temu), zimny, ciemny, wietrzny, a mimo to spędziłem fantastyczne trzy tygodnie w Reykjaviku. Wróciłem ponownie na miesiąc w 2008, by zobaczyć trochę więcej. W 2010 przyleciałem na Iceland Airwaves (zdecydowanie najlepszy festiwal muzyczny na wyspie). Rok później, w czerwcu, zdecydowałem się wpaść na 3 miesiące, które wciąż trwają już od prawie 5 lat

Reklama

Uwielbiam bliskość natury, to, że mieszkam minutę od jeziora i 5 minut pieszo od oceanu. Wsiadam w samochód, a po 20 minutach od domu nie ma już nic tylko góry, woda, lawa i spokój. W mieście nie ma milionów ludzi, w sklepach nie ma wiecznie nieszczęśliwych sprzedawców, wszyscy są wyjątkowo pozytywni. Codzienne koncerty, kilka fantastycznych festiwali muzycznych i filmowych w ciągu roku, niezliczona ilość galerii i muzeów. Islandia żyje sztuką wszelkiego rodzaju. Możesz wybrać się na lodowiec, kąpać się w gorących źródłach, czy też lodowatym oceanie, wspinać się po górach, czy chodzić po czarnych plażach. Życie na Islandii jest łatwe, bezstresowe i pełne przygód, mimo delikatnie przygnębiającej momentami zimy.

Czyli język islandzki już opanowany?
Islandzki w trakcie opanowywania. Gdy w końcu po czterech latach spędzonych na wyspie zdecydowałem się zostać na jeszcze "trochę", wypada nauczyć się tubylczego języka. Rozmawiam, ściągam aplikacje, irytuję lokalnych przyjaciół ciągłymi pytaniami i wybieram się na uniwersytet.

Zdjęcie Bart Pogoda

Założenie firmy bukingowej na Islandii brzmi dla wielu zapewne równie abstrakcyjnie, co uprawa palm kokosowych nad Wisłą. Co spowodowało, że zdecydowałeś się akurat na taką formę działalności w muzyce?
To ciekawe, że wspominasz o uprawie palm kokosowych w Warszawie, gdyż niegdyś kilkoro przedstawicieli mediów, w tym brytyjskie BBC podało informację jakoby Islandia była największym w Europie producentem bananów. Chociaż Islandia faktycznie ma całkiem spore dojrzewalnie bananów, jak również kilka(naście) szklarnianych plantacji tych owoców.

Reklama

Wróćmy jednak do muzyki. Tutaj co trzecia osoba jest muzykiem, a każdy z nich jest członkiem minimum dwóch zespołów oraz robi karierę solową. Niesamowita jest także przyjaźń między artystami, wzajemna pomoc, współpraca i brak jakiejkolwiek konkurencji. Co chwilę powstaje nowy zespół, rodzą się nowe pomysły, nowe festiwale, odbywają się codzienne koncerty. Jak na państwo, które zamieszkuje niespełna 350 tysięcy osób, kulturalnie dzieje się tu niezwykle wiele.

Czyli tak właśnie wygląda ta mityczna muzyczna społeczność na Islandii? To rzeczywiście jedna wielka rodzina, wszyscy się znają, lubią i wspierają?
Często zdarza się, że artyści mnie pytają, czy podoba mi się ich album, koncert czy teledysk, gdyż wiedzą, że prawdopodobnie jestem jedną z bardzo niewielu osób, które krytycznie spojrzą na to, o co pytają. Tu naprawdę wszyscy się lubią, nikt nie narzeka (jaka odmiana od polskiej rzeczywistości), pożyczają sobie sprzęt, grają razem koncerty. Czasem wydaje mi się to wszystko aż zbyt sielankowe.

Czy przed wyjazdem na Islandię również zajmowałeś się muzyką?
Przed założeniem Soundvíku i przeprowadzką na Islandię moje muzyczne doświadczenie ograniczało się do organizowania imprez z muzyką islandzką, czy indie oraz kilku koncertów. Czy wygrana finału karaoke w rodzinnym mieście także zalicza się do doświadczenia w branży muzycznej?

Chyba nie bardzo… To skąd i kiedy wzięło się Soundvík? I co konkretnie oznacza sama nazwa?
Soundvík utworzyłem po pierwszej trasie do Polski z Myrrą Rós w 2012 roku, gdy wiedziałem już, że organizowanie tras koncertowych, promowanie muzyki, pomoc przy produkcji teledysków itp. jest tym, czym przede wszystkim chciałbym się zajmować mieszkając na Islandii (lub zapewne w jakimkolwiek innym miejscu). Sama nazwa oznacza "zatokę dźwięku". Mieszkam w Reykjavíku, "dymnej zatoce", przy czym samo vík oznacza zatokę. Hljóðvík mogłoby być nieco zbyt skomplikowaną nazwą, dlatego też wybrałem uniwersalny angielski "sound".

Reklama

Na jakich polach działa Soundvík? To tylko buking, a może coś jeszcze?
Tak jak już napomknąłem, Soundvík zajmuje się bukowaniem, promowaniem, tour managementem, czy pomocą przy produkcji teledysków dla artystów z Polski, którzy przylatują na Islandię. Wielokrotnie podróżowałem w różne zakątki wyspy i znam ją praktycznie na pamięć. Bardzo łatwo wskazać mi ciekawe lokalizacje, które niekoniecznie są uczęszczane przez setki turystów, tudzież pokazywane w co drugim teledysku kręconym na Islandii. Często także ciekawi Polscy artyści grają razem z islandzkimi na wspólnych koncertach, czy to podczas naszych tras w Polsce, czy wydarzeń na wyspie. Soundvík tak naprawdę jest otwarty na wszelkie pomysły związane z muzyką. Niedługo ruszam z większym polsko/islandzkim projektem, o którym miejmy nadzieję już wkrótce będę mógł opowiedzieć coś więcej.

Zdjęcie Adriana Pacheco

Ostatnio spotkaliśmy się w Polsce przy okazji koncertu Högniego Egilssona. Za każdym razem przyjeżdżasz z artystami na trasę?
Praktycznie za każdym razem, gdy bukuję całą trasę koncertową, staram się brać w niej udział. Lubię mieć wszystko pod kontrolą i dbać o swoich artystów przed, podczas oraz po koncertach. (śmiech) Bukuję także czasem pojedyncze koncerty, w których w większości przypadków niestety nie udaje mi się uczestniczyć, przede wszystkim ze względu na kilometry i ocean oddzielający Islandię od reszty świata. Wykorzystuję ten czas by pojeździć trochę po wyspie, by odkrywać miejsca, w których jeszcze nie byłem.

Reklama

Od kogo wychodzi inicjatywa w przypadku tras po Polsce? To artyści zwracają się do ,iebie, czy na odwrót?
W tym momencie najczęściej to artyści zgłaszają się do mnie, gdyż ktoś, z kim byłem już wcześniej w trasie polecił im Soundvík. Jest to niezwykle budujące, gdy ktoś wskazuje ,iebie jako osobę, do której warto się zgłosić. Czujesz wtedy, że to, co robisz przynosi efekty, a ludzie, z którymi podróżujesz nieraz przez kilka tygodni mają do ciebie zaufanie. Mimo to nieprzerwanie sprawdzam co nowego dzieje się w islandzkiej oraz polskiej muzyce i sam także kontaktuję się z różnymi artystami, szczególnie teraz, gdy próbuję wybrać ciekawe osoby do wcześniej wspomnianego projektu.

Czy podczas pracy z muzykami da się nawiązać przyjaźnie, czy raczej pozostajecie w czysto służbowych relacjach?
Chyba jeszcze nigdy nie zdarzyło się, by relacje między mną, a artystami, z którymi jestem w trasie ograniczały się jedynie do czysto formalnych, służbowych kontaktów. Szczególnie po zakończonej trasie bardzo często spotykamy się prywatnie, czy to podczas organizowanych wspólnie kolacji, koncertów, czy też po prostu razem gdzieś wychodzimy. Tak samo, jak i moje relacje z artystami, chciałbym, by również i Soundvík nie był taką "bezduszną" agencją bukingową, a miejscem otwartym na przeróżne ciekawe pomysły.

Słyszałem, że zależy ci też na popularyzacji polskich artystów na Islandii. To dla zespołów znad Wisły wciąż dość egzotyczny kierunek. Jak zachęciłbyś polskie zespoły do podróży na północ?
Wydaje mi się, że jest coraz więcej polskich zespołów/artystów, którzy inspirują się Islandią, muzyką z wyspy, czy tutejszą naturą. Tych mógłbym zachęcić jedynie propozycją współpracy, pomocą przy teledysku, zorganizowaniu koncertów, tudzież kontakcie z którymś z islandzkich muzyków. Pozostałych mogę zachęcić do zainspirowania się Islandią. Warto przylecieć, wybrać się poza miasto i stworzyć coś w zupełnie innym świecie będącym mimo wszystko tak blisko Polski. Poza tym warto właśnie poczuć tę fantastyczną, przyjazną atmosferę, której brakuje w wielu miejscach. Jest kilka rzeczy, których moglibyśmy się nauczyć od Islandczyków, aczkolwiek są i takie, których i oni mogliby się nauczyć od nas (śmiech).

Ostatnio na Islandii powstawał klip do kawałka "Królowa Śniegu" Natalii Przybysz. Podobno maczałeś w tym palce… Jak właściwie doszło do tej współpracy?
Szczerze powiedziawszy chyba nigdy nie zapytałem nikogo z MASIK Production (producenta nagrania - przyp. red.), w jaki sposób do mnie trafili. W każdym razie bardzo się cieszę, że tak się stało. To była niezwykle przyjemna współpraca. Spędziliśmy kilka bardzo produktywnych dni na zachodnich fiordach, z czego powstał piękny teledysk autorstwa Tomka Nalewajka i Barta Pogody. Mam nadzieję, że będzie nam w przyszłości dane jeszcze razem współpracować.

Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, ile wysiłku kosztuje przygotowanie trasy koncertowej. Możesz więc opisać jak krok po kroku to wygląda w twoim przypadku?
Och. Wciąż pamiętam mroźny początek 2012 roku, gdy organizowałem pierwszą trasę. Wysłałem maile do ponad czterystu miejsc w Polsce, Austrii i Czechach. Teraz na szczęście jest to dużo łatwiejsze, aczkolwiek mimo to zajmuje dość sporo czasu. Nie wszystkie miejsca mają wolne terminy wtedy, gdy my chcielibyśmy w nich zagrać. Wtedy trzeba wybrać inne, tudzież zupełnie inaczej poprowadzić trasę, by nie przemierzać całej Polski każdego kolejnego dnia. Chodzę ostatni spać i pierwszy się budzę, aby dobudzić resztę, co czasem jest dość ciężkie po szaleństwach nocy poprzedniej. Zazwyczaj jestem także jedynym kierowcą. Uczestniczę w próbie, koncercie, sprawdzam, czy wszytko zostało zabrane po. Dużo i głośno śpiewam w samochodzie licząc na to, że ktoś w końcu doceni mój talent. Przede wszystkim kocham to, co robię i to także w jakiś sposób mnie motywuje.