FYI.

This story is over 5 years old.

Recenzje

De Nekst Best - De Nekst Best Mixtape

Zapraszamy uznanych raperów i producentów, dorzucamy dobrze rokujących młodziaków i zabieramy się za interpretowanie tytułów dawnych polskich klasyków rapowych. Założenie ambitne i przykuwające uwagę, efekt - nie do końca.

VNM to raper bez układu nerwowego. W czasach undergroundu był stachanowcem sypiącym materiałami jak z rękawa, do mainstreamu wszedł z buta, demonstrując wręcz chorobliwą pewność siebie i umiejętności techniczne, których nie powstydziłby się żaden MC w naszym kraju. Każdy wiedział, że ten gość nie otuli się ciepłą pierzynką w wytwórni, która będzie dla niego jak nadopiekuńcza mamusia, tylko prędzej czy później połakomi się na własną działalność wydawniczą. Taki charakter. Niespełna trzy lata temu, w kawałku "STU" Rasmentalismu, V niejako zapowiedział powstanie labelu De Nekst Best. I udało się, nawijacz z Elbląga spełnił pod koniec 2015 roku swój polski sen o niezależności w ramach głównego nurtu, a już na początku stycznia oddał w ręce słuchaczy mixtape, którego skład osobowy godzi obserwatorów podziemia sprzed paru ładnych latek i odbiorców, którzy na ten okres w dziejach polskiego rapu - z uwagi na wiek - się nie załapali.

Reklama

Powiedzmy to na wstępie: "De Nekst Best Mixtape" jest taki jak sam elblążanin. Zadziorny, ambitny i przekonany (nie bez powodu) o swojej wartości. Tyle tylko, że gospodarz wraz z gośćmi niebezpiecznie zbliżają się do autoerotyzmu. Gdyby była to prezentacja stajni DNB - nie ma problemu, niech sobie do woli przekonują słuchacza, że należy im się spiżowy cokół, najlepiej na już. Tu jednak nie ma przeglądu kadr, jest za to konstelacja artystów, którzy albo nie muszą, albo nie powinni prężyć natartych oliwką muskułów. Starsi - bo objechali kraj wzdłuż i wszerz, sprzedali tysiące egzemplarzy swoich albumów i kto ma uszy, ten wie, że ich pozycja nie wzięła się ze złego gustu mas. Młodsi - bo lepiej nagrywać nieszablonowe, dobrze napisane kawałki niż pompować swoje ego przechwałkami, które brzmią jak choroba wieku dziecięcego, a i wnikliwy seans z niewykreowaną, słyszalną w każdym wersie charyzmą Szybkiego Szmalu nie zaszkodzi. I niech nikt mi tu oczu nie mydli frazesami, że w rapie chodzi o rywalizację i demonstrację siły. Trzeba wiedzieć co, gdzie i kiedy zrobić, a nie ładować się z ciężką artylerią na przypał.

Ktoś mógłby pomyśleć, że fanfaronada towarzyszy nam od początku do końca, ale to akurat nieprawda. Spory rozstrzał artystów ma tę zaletę, że trafiają się dobre momenty. Ot choćby zwrotki Astka (ciekawe rytmicznie "Nie ma czasu pomyśleć" spod ręki Czarnego HIFI) i Radosnego (spięte i pompatyczne "Bez twarzy" od B.Melo), które kipią ironią i inteligencją, ale zostały umieszczone w składzie personalnym wyglądającym jak celowy sabotaż. Autobiografizm Danny'ego w dość klasycznej jak na Chrisa Carsona "Szansie", który wypada docenić pomimo partii jęcząco-wnerwiających, ale także dlatego, że w zestawieniu z blazą Knapa brzmi jak inna jakość. Porozumienie Tostera i Te-Trisa w "Szukaj mnie na projektach". Zwiewny, nośny podkład, który wysmażył SoDrumatic na potrzeby "Wiru wydarzeń". Mimo wszystko także gros linijek VNM-a, który nawarstwia jak za czasów 834 i mógłby wykładać flow z elementami modulowania głosu.

Najlepsze wrażenie pozostawia po sobie otwierający utwór, czyli "D.Y.H.A." z efektownym, pełnym energii bitem Deemza i stylowym nawijkami V-a, Bisza, Queby i Sariusa. Tak powinna wyglądać cała płyta, ale inauguracja działalności wytwórni to za dużo lampek szampana i bankietów, a za mało pracy w pocie czoła.