FYI.

This story is over 5 years old.

Heavymetalowi antysemici są do wyrzygania nudni

Rasiści wciąż są w tym środowisku w mniejszości, da się również udowodnić, że w każdym innym gatunku muzycznym możemy się natknąć na nietolerancyjnych twórców. Jest jednak coś takiego w agresywnej naturze metalu, co zdaje się przyciągać tego typu ludzi.

Ilustracja Colleen Tighe

Jako praktykujący wyznawca judaizmu oraz fan heavy metalu, uważam ostatnie sceniczne wybryki Phila Anselmo, znanego miedzy innymi z Pantery, Down i Superjoint Ritual za obraźliwe i jestem nimi rozczarowany - choć z zupełnie innych powodów, niż mogłoby się wydawać. Nie chodzi mi o to, że hajlowanie i wrzaski o "białej sile" nagle przestały być potencjalnie niebezpiecznym wyrazem nienawiści; rzecz w tym że dziś takie zachowania wydają się kurewsko nudne - przynajmniej takiemu parchowi jak ja.

Widziałem i słyszałem takie rzeczy już wcześniej, więc nie widzę potrzeby skupiania się na ostatnich kretynizmach Anselmo. W tym temacie powiedziano już wszystko, co trzeba. Nie tylko on został przyłapany podczas wybuchu nienawiści, także innym gwiazdom metalu zdarzało się już mniej lub bardziej szczerze przepraszać za tego typu zachowania. Weźmy takiego Varga Vikernesa. Zawadiacki uśmieszek lidera Burzum okazuje się czasem tak zaraźliwy, że patrząc na kolejne jego zdjęcie, zapominam, że nigdy nie wycofał się z poglądów i najprawdopodobniej nadal marzy mu się wymordowanie wszystkich Żydów, łącznie ze mną. Gdy wspomina w wywiadach o czasach chwały norweskiej sceny black metalowej, w jego spojrzeniu pojawia się błysk tęsknoty, jakby wspominał zwycięskie mecze w szkolnej drużynie sportowej. Trudno nie czuć wobec niego sympatii, przynajmniej aż do tego nieuniknionej chwili, kiedy Varg przestaje cokolwiek udawać.

Reklama

"Nie możemy zapominać, że naszym prawdziwym wrogiem są Żydzi!", napisał na swoim blogu w 2012 roku.

To żadne odkrycie, że środowisko metalowe nie należy do najbardziej tolerancyjnych (choć są oczywiście wyjątki), ale to również nie jest w tym wszystkim najgroźniejsze. Metal charakteryzuje się zwykle pewnym brakiem subtelności i taktu, ale jak w przypadku każdej dobrej sztuki, można w nim odnaleźć przykłady kreatywności i prawdziwe ludzkie emocje. A tego rodzaju mowa nienawiści jest już tak zużyta i nudna, że właściwie nikogo nie obraża. I to właśnie mnie wkurza - że przez takich leniwych bigotów jak Anselmo i Vikernes, swastyka i "Sieg Hail" przestały kogokolwiek szokować. Trudno o większy brak oryginalności, niż wrzaski o "białej sile" w czasie jakiegoś piwnicznego koncertu, albo kolejny post na blogu, pełen chaotycznego bełkotu o żydowskim zagrożeniu.

Doświadczałem antysemityzmu od samego początku fascynacji obrzeżami tego gatunku muzyki. W pierwszej dekadzie lat dwutysięcznych Mississippi było opanowane przez kapele grające chrześcijański, straight-edge'owy metalcore, szczerze przeze mnie znienawidzone za wątpliwą radykalność. Każdy z odbywających się po kościołach koncertów wyglądał tak samo, był całkowicie przewidywalny, składał się z chaotycznych kulminacji i powtarzalnych rytuałów, przepełnionych podskórną wrogością wobec niewiernych. Wszyscy moi kumple z liceum chodzili na te występy, więc po zakończeniu szabatu włóczyłem się razem z nim. Stojąc w rogu sali patrzyłem jak robią młyn przed wielofunkcyjną sceną, próbując dorwać się do mikrofonu i zaśpiewać swój ulubiony gniewny hymn wraz z wokalistą, który trzymał statyw nad ich głowami.

Reklama

Wciąż pamiętam ten fragment: "Oto moja bitwa, oto moja wojna".

Skojarzenia z Trzecią Rzeszą stawały się szczególnie silne w czasie nieuniknionych wolniejszych kawałków, kiedy widownia rozpraszała się po sali, żeby podrygiwać w rytm podwójnego basu. Kiedyś, zobaczyłem jak jeden z wokalistów osuwa się na kolana i coś mamroce, zagłuszany przez nieznośny jazgot gitar. - Zawsze się modli w czasie tego kawałka - wrzasnął mi do ucha jeden ze znajomych.

W przerwach między kakofonicznymi kawałkami, zespoły wyjaśniały, że "nigdy by sobie nie poradziły bez Jezusa" i to właśnie ku jego chwale tworzą ten dźwiękowy chaos. Po każdym koncercie można się było z nimi spotkać "żeby pogadać, wiecie". Zawsze się dziwnie czułem na takich imprezach, a kiedy rozeszła się plotka, że na koncerty przychodzi jakiś Żyd, przestałem się na nich pojawiać. Przypominało to pływanie w wodzie pełnej rekinów. Później przez dobrą dekadę miałem totalnego focha na metal i kompletnie ignorowałem ten gatunek muzyczny.

Biorąc pod uwagę, jak często w tekstach metalowych kapel pojawia się tematyka wyobcowania, gniewu i poniżenia, to dość zaskakujące, że w tym środowisku nie ma większej liczby Żydów czy przedstawicieli innych mniejszości. Wkurzony bezrefleksyjnym antysemityzmem szukałem pociechy w agresywnej muzyce, odkrywając przy okazji, że niektórzy z najbardziej utalentowanych twórców, wykorzystują tę samą muzykę, by nawoływać do nienawiści wobec mojej religii.

Reklama

Kiedy w końcu udało mi się opuścić zindoktrynowane religijnie stany, próbowałem nadrobić utracony czas zanurzając się po uszy w najbardziej bluźnierczej, bezkompromisowej muzyce jaką udało mi się znaleźć, szybko jednak odkryłem, że w niej również pojawiają się antysemickie tendencje. Rasiści wciąż są w tym środowisku w mniejszości, da się również udowodnić, że w każdym innym gatunku muzycznym możemy się natknąć na nietolerancyjnych twórców, jest jednak coś takiego w agresywnej naturze metalu, co zdaje się przyciągać tego typu ludzi.

W czasach, gdy metal niezależnie od pragnień purystów, przyciąga coraz szerszą publikę, przedstawiciele mniejszości etnicznych, płciowych i seksualnych muszą się jakoś odnaleźć wśród tych wszystkich podejrzanych, a czasem otwarcie im wrogich aspektów tego gatunku muzyki. Raczej nie ma co liczyć, że ludzie tacy jak Anselmo czy Varg szybko znikną ze sceny, ale wkurzanie się na nich za każde pozerskie zachowanie jest raczej bezcelowe. Warto się natomiast wkurzać o to, że doprowadzili do stagnacji w tak istotnym i pełnym energii gatunku.

Trudno mi uwierzyć, że Żydzi i inne mniejszości żyjące w dzisiejszych czasach, wypełnionych ciągłą walką i prześladowaniami, nie potrafią odpowiedzieć na takie zachowania, niezależnie od tego, jak często ludzie pokroju Varga czy Anselmo oskarżają ich o tchórzostwo. Jeśli wciąż będą wylewać na was pomyje, nie krepujcie się, wyraźcie swoją opinię. Wolność słowa to wolność słowa.

Tylko błagam, postarajcie się być przy tym oryginalni. Zajadli rasiści wciąż mogą zatruwać powietrze, ale im częściej będzie słychać inne głosy, eksperymentujące w tym gatunku, tym szybciej ich opinie stracą na znaczeniu i popularności. Jak skowyczał kiedyś sam pan Anselmo w znanym utworze: "Nie możesz udawać kogoś innego. / Bądź sobą i w zgodzie z sobą / Z dala ode mnie".

Pewnie się nie domyślał, że te słowa obrócą się kiedyś przeciw niemu.

Andrew Paul jest na Twitterze.