FYI.

This story is over 5 years old.

Recenzje

Zamilska - Undone

Zamilska ma charakter. I to jaki! Przypuszcza szturm na twoje poczucie komfortu.

"Kobieta mnie bije!" - te właśnie słowa, cytat z kultowej "Seksmisji", w swoim statusie zawarł jeden z najbardziej wpływowych dziennikarzy muzycznych w Polsce, kiedy wrzucał do siebie na walla "Fuckfray", czyli numer wieńczący nową pozycję w dyskografii Zamilskiej. I lepszego podsumowania chyba nie będzie, bo dziewczyna z Zawiercia nie weszła na scenę przebojem. Weszła na nią wpierdolem, brutalnie łapiąc za szyję również tych, którzy nie mieli pojęcia jak bujać łbem do jakiegośtam techno. Ta muzyka nie drapie za uszkiem, ona dominuje silna złymi, bardzo czytelnymi emocjami.

Reklama

Debiutanckie "Quarrel" piętnowano za to, że Zamilska, owszem, umie zaorać, ale nie umie zasiać. Że kompozycje, choć pełne siły, są nierozwinięte i niedopilnowane. No to macie "Undone", niedowiarki, a na nim numery takie jak "Smash", zalane skwierczącym olejem basu, za to rozbudowywane z wyczuciem. Że niby monotonia? Pościgajcie się z rozpędzonym "Ruin" albo lepiej zmierzcie z metodycznie dewastującym "Call". Toż to jakaś pełzająca sukcesywnie i bez spoczynku, robotyczna apokalipsa.

Zresztą od początku jest gęsto, że można kroić, a zarazem bardzo narracyjnie. Kumulacje wydają się przemyślane, ukochane etniczne sample użyte z dużym rozmysłem i precyzją, nawet jeśli brzmią psychodelicznie. W glitchowanych, technicznych kawałkach z przemysłowo-plemiennymi bębnami dominuje poetyka przejrzystego chaosu. Fascynująco wkurwiona muzyka.

"Undone" to ciemna strona mocy. To najlepsza ścieżka dźwiękowa do wybijającego jak szambo szumu informacyjnego - serio mam przed oczami drony nad Afganistanem czy obrócone w perzynę Aleppo. To drapieżnik, który wbija w ofiarę kły, a potem ciągnie ją za sobą. Nie poczujesz tego gniewu, to nie poczujesz nic. Na nic łagodniejszego nie zasługujemy.