Artykuł pierwotnie ukazał się na VICE Germany
Wsiadanie do samochodów z obcymi osobami jest jedną z tych rzeczy, przed którymi ostrzegają wszystkie matki świata, niezależenie od szerokości geograficznej. Mimo to część z nas robi to bardzo często, zarówno jadąc gdzieś taksówką, jak i łapiąc stopa. Jednak odkąd pojawiły się aplikacje służących do organizowania wspólnych przejazdów (ang. carpooling), podróżowanie z obcymi stało się łatwiejsze i znacznie bezpieczniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. Większość aplikacji posiada przejrzysty system oceniania, dzięki któremu możemy uniknąć spędzenia kilku godzin z ludźmi, którzy śmierdzą czosnkiem albo są seryjnymi mordercami. Niestety, czasem technika zawodzi i trafiamy na naprawdę przedziwnych towarzyszy podróży.
Videos by VICE
Porozmawialiśmy z pięcioma osobami, które dzięki aplikacjom i internetowym portalom umożliwiającym wspólne przejazdy przeżyły niezwykłe przygody, zarówno seksualne, jak i wymagające interwencji policji.
Paul, 30 lat – prawie został aresztowany za przestępstwo, którego nie popełnił
„Miało to miejsce jakieś 10 lat temu, kiedy idea wspólnej jazdy wciąż była dosyć nowa. Nie istniał żaden system oceniania, a całość opierała się jedynie na słownych umowach. Pewnego razu musiałem przejechać spory kawałek w ramach wyjazdu służbowego, więc zamieściłem w sieci ogłoszenie. Dzień przed wyjazdem zadzwonił jakiś facet i łamanym niemieckim powiedział, że chciałby się ze mną zabrać. Jako miejsce spotkania wybraliśmy parking przy sklepie z meblami. W dniu wyjazdu zadzwonił do mnie jakieś osiem razy, ale się tym jakoś szczególnie nie przejąłem. To był błąd.
Kiedy przyjechałem, na parkingu nikt na mnie nie czekał. Stał tam tylko mały, niebieski Volkswagen, w którym siedziała jakaś para. Na początku uznałem, że to właśnie tego faceta miałem odebrać, ale kiedy tylko nasze spojrzenia się spotkały, oboje od razu odwrócili wzrok i przeparkowali samochód. W końcu zobaczyłem kolesia, z którym się umówiłem. Kiedy zbliżył się do mojego auta, wysiadłem, żeby się przywitać. Kilka sekund po otwarciu przeze mnie drzwi zostaliśmy otoczeni przez uzbrojonych policjantów, którzy celowali pistoletami prosto w moją głowę.
Zostałem skuty i rzucony na maskę samochodu. W sumie otoczyło nas jakichś 12 funkcjonariuszy, w tym ta dwójka z niebieskiego Volkswagena. Powiedziałem im, że nie miałem bladego pojęcia, kim był tamten facet, ale mi nie uwierzyli. Przeszukali mój samochód i przez kolejne 40 minut mnie przesłuchiwali. Dopiero wtedy udało mi się pokazać im potwierdzenie rezerwacji miejsca w samochodzie, które od niego dostałem. Stanowiło to dowód mojej niewinności.
Po mniej więcej godzinie policjanci w końcu zdjęli mi kajdanki i wyjaśnili, że mój niedoszły towarzysz podróży był niebezpiecznym przestępcą. Okazało się, że pasowałem do rysopisu jego wspólnika, wraz z którym zaledwie pięć dni wcześniej napadli na starszą parę i ukradli im tysiąc euro (ponad 4 tys. złotych). Aby ich złapać, policjanci obserwowali podejrzanego i namierzali jego telefon.
Nie winię policji za to, co się stało, ale nigdy nie zapomnę chwili, kiedy w pewien poniedziałkowy poranek zostałem skuty przed sklepem z meblami. Patrząc prosto w lufę pistoletu, zawsze masz wrażenie, że coś przeskrobałeś, nawet jeżeli tak nie jest. Funkcjonariusze z Volkswagena bardzo mnie przepraszali, ale szczerze mówiąc, czułem się jak prawdziwy farciarz – przecież mogłem zostać kolejną ofiarą tego faceta”.
Jasmin*, 24 lata – znajdowała przelotnych kochanków podczas wspólnych podróży samochodem
„Mieszkam i studiuję w Bremie, ale często jeżdżę do Frankfurtu, żeby odwiedzić moją rodzinę. Jako że bilety kolejowe bardzo zdrożały, musiałam zacząć korzystać z różnych aplikacji i witryn, które pozwalają zorganizować wspólne przejazdy. Na początku zniechęcała mnie perspektywa spędzenia pięciu godzin w malutkim samochodzie z kompletnie obcą osobą i prowadzenia przez ten czas jakichś debilnych gadek szmatek. Jednak nie miałam wyboru, ponieważ zdecydowanie nie było mnie stać na pociąg.
Pewnego razu wracałam do Bremy z kolesiem o imieniu Paule. Polubiłam go od razu, kiedy tylko wsiadłam do jego starego, czerwonego Forda. Jechaliśmy tylko we dwoje i wkrótce zaczęliśmy rozmawiać. On również studiował w Bremie i pisał pracę magisterską. Dosyć szybko zaczęło między nami iskrzyć.
Polub fanpage VICE Polska i bądź z nami na bieżąco
W połowie trasy stało się jasne, że tej nocy nie spędzę w moim małym mieszkanku. Przez następne kilka dni świetnie się bawiliśmy i chociaż oboje wiedzieliśmy, że nie szukamy niczego poważnego, stanowiło to niezwykle ekscytujące przeżycie.
Nie był to jedyny raz, kiedy to zrobiłam. Wspólne podróże bywają bardzo fajne, szczególnie podczas ferii i wakacji, ponieważ wtedy jeździ bardzo wielu studentów. Kilkukrotnie musiałam zadzwonić do mamy i powiedzieć, że mój samochód się spóźnia, podczas gdy tak naprawdę leżałam w łóżku z facetem, którego poznałam kilka godzin wcześniej”.
*Imię zostało zmienione dla zachowania prywatności
Moritz, 30 lat – cudem uniknął udziału w handlu ludźmi
„W lecie 2014 roku postanowiłem odwiedzić mojego znajomego w Budapeszcie i wybrać się na dziesięciodniową wycieczkę po Serbii. Jechałem tam moim minibusem i zanim jeszcze wyruszyłem, zamieściłem w sieci trasę mojej drogi powrotnej. Dosyć szybko odezwał się do mnie facet, który chciał zarezerwować pozostałe pięć miejsc w moim samochodzie. Zaakceptowałem jego ofertę.
Miałem już wracać do Monachium, kiedy się zorientowałem, że nie pamiętam adresu, spod którego miałem go odebrać. Sprawdziłem więc naszą historię konwersacji, ale okazało się, że została usunięta. Napisałem do niego, ale nie odpowiedział. Kiedy ponownie zamieściłem ogłoszenie o wolnych miejscach w minibusie, od razu skontaktowały się ze mną dwie osoby. Wydawały się co najmniej podejrzane – pierwszemu kolesiowi odmówiłem dla zasady, ponieważ chciał zapłacić dwukrotność ceny, którą zaproponowałem. Drugi po prostu nie pojawił się na miejscu spotkania.
Na szczęście skontaktowały się ze mną dwie dziewczyny i we trójkę wróciliśmy do Monachium. Trzy dni później dostałem maila od serwisu organizującego wspólne przejazdy z informacją, że facet, który zarezerwował pięć miejsc w mojej furgonetce, w rzeczywistości był handlarzem ludźmi. Nasze wiadomości zniknęły, ponieważ jego konto zostało usunięte i zablokowane. Poinformowałem ich o pozostałych podejrzanych kolesiach i okazało się, że tamci zajmowali się dokładnie tym samym.
Miałem bardzo dużo szczęścia, że nigdy się nie pojawili. Nie tylko w żaden sposób nie chciałbym się przyczynić do handlu ludźmi, ale do tego wiem, że gdyby nas złapano, policja uznałaby mnie za ich wspólnika”.
Christine, 34 lata – jej kierowca urżnął się w trupa
„Był gorący, letni dzień, kiedy w Berlinie wsiadłam do samochodu pewnej pary, mężczyzny i kobiety. Nasza podróż do Monachium rozpoczęła się świetnie: opuściliśmy dach i pruliśmy przed siebie.
Po pewnym czasie zatrzymaliśmy się, aby odebrać kolejnego pasażera. Po 20 minutach wyczekiwania w umówionym miejscu stało się jasne, że tamta osoba nie przyjdzie. Z jakiegoś powodu moi towarzysze nie przyjęli tego za dobrze (mówiąc łagodnie).
Facet docisnął pedał gazu, a jego partnerka skręciła jointa i otworzyła mu pierwsze z wielu piw. Szyberdach pozostawał otwarty nawet wtedy, gdy jechaliśmy 180 km/h. Wkrótce cała byłam pokryta zimnym potem, a mój kierowca stawał się coraz bardziej pijany.
Chociaż miałam wrażenie, że wiatr zaraz urwie mi głowę i nie wiedziałam, ile właściwie koleś zamierza jeszcze wypić, byłam zbyt przerażona, żeby ich poprosić o wysadzenie mnie na najbliższej stacji benzynowej. Miałam nadzieję, że wkrótce się uspokoją, ale gniew pary nie ustępował. Razem komponowali pijacką wiadomość do pasażerki, która ich olała. „Ty smętna cipo, mam nadzieję, że zamarzną ci jajniki, a sama będziesz smażyć się w piekle”, napisali, wcześniej głośno dyskutując, przez jakie „ż” pisze się „smażyć”.
Na szczęście wszyscy dotarliśmy do Monachium w jednym kawałku, a ja błyskawicznie od nich uciekłam. Czasem, kiedy mam ciężki dzień i chcę trochę ponarzekać, przypominam sobie, że wyszłam z tamtego samochodu żywa i właściwie to powinnam być wdzięczna za każdą chwilę, którą dane jest mi przeżyć”.
Demi, 26 lat – został zaproszony na warsztaty z seksu
„Miałem zaplanowany imprezowy weekend w Berlinie, a mój kierowca na samym początku wydawał się całkiem normalnym szaraczkiem. Jednak po kilku minutach uprzejmej konwersacji zapytałem go, czy często jeździ do Berlina. No i się zaczęło.
Powiedział, że zarobił dużo pieniędzy na technologiach informacyjnych i właśnie poznał kobietę, na której punkcie kompletnie oszalał. „Jest trenerką orgazmów” – oświadczył z dumą. Podczas sesji z nią mężczyźni dostają polecenie, aby przez 15 minut powoli masowali łechtaczkę swojej partnerki. „Tu wcale nie chodzi o orgazm” – musiałem wysłuchać – „tylko o wspólne cieszenie się doświadczeniem”.
Chociaż w ogóle go do tego nie zachęcałem, wkrótce zaczął opowiadać o tym, że jest ze swoją dziewczyną w otwartym związku i o wszystkim sobie mówią. „Przeszkadza mi, kiedy muszę słuchać o rzeczach, które robi z innymi, ale jednocześnie mnie to podnieca”.
Po kilku kolejnych opowieściach o jego życiu erotycznym myślałem, że końcu przybyła odsiecz w postaci kolejnego pasażera, który dosiadł się do nas w Augsburgu. O dziwo, on także pracował w IT i z wyglądu bardzo przypominał naszego kierowcę. Po jakichś 10 minutach jazdy zadał pytanie o przejazdy do Berlina i dostał tę samą odpowiedź co ja. W przeciwieństwie do mnie nowy koleś wydawał się zafascynowany. „Od wieków szukałem kogoś takiego jak ty” – powiedział i zaczął szczegółowo opisywać, w jaki sposób starał się na nowo odkryć własną seksualność oraz nawiązać lepsze kontakty z innymi ludźmi. Nie minęło wiele czasu, nim ten nowy zaczął opowiadać o tym, że niedawno miał czworokącik ze swoją dziewczyną, kumplem oraz dziewczyną kumpla. Ta ostatnia uznała całe doświadczenie za bardzo niepokojące i z nim zerwała. Od tamtego czasu nasz towarzysz „wypożyczał” swoją dziewczynę koledze.
Kiedy przyjechaliśmy na miejsce, kierowca powiedział do mnie: „Dzięki za tę podróż!”, po czym zaprosił nas na spotkanie z nim i jego dziewczyną następnego dnia. Zamiast normalnego pożegnania musiałem wziąć udział w długim, grupowym uścisku. Nazajutrz przez chwilę rozważałem zobaczenie się z nimi i gdyby chodziło o inne osoby, najprawdopodobniej bym to zrobił. Jednak oni nadawali na zupełnie innych falach niż ja, więc sobie darowałem”.
Więcej na VICE: