Siedem sposobów, jak nie być dupkiem na Facebooku w 2017 roku

Facebook się zmienił, to fakt. W 2007 r. nikt na poważnie nie traktował myśli, że „Specjalista ds. social media” będzie prawdziwym zawodem. Pięć lat później okazało się, że dwóch twoich ziomków trzepie na tym hajs, a dzisiaj każda większa firma ma przynajmniej jednego człowieka od prowadzenia fanpage’a (wchodząc na jedną z wyszukiwarek ofert pracy, znalazłem 158 takich propozycji tylko z ostatniego miesiąca).

Zmienił się też sposób korzystania z dobrodziejstw tego serwisu – to już nie miejsce, gdzie od czasu do czasu wrzucamy coś fajnego, ale płaszczyzna, na której nasze życie biegnie równolegle z tzw. prawdziwym światem, niewidocznie się z nim przenikając. Coraz więcej osób, które znam, używa Facebooka głównie do spraw zawodowych, coraz więcej spotyka tam też swoją babcię („Dlaczego masz na zdjęciu damskie buty?” – autentyczny telefon od mojej).

Videos by VICE

To coraz rzadziej miejsce na dobrą zabawę – a coraz bardziej coś jak autobus, którym codziennie pokonujesz tę samą trasę do pracy albo szkoły. Trochę nienawidzisz go za to, że śmierdzi, klimatyzacja nie działa, a ludzie dziwnie się o ciebie ocierają – ale nie wyobrażasz sobie, że mógłby zniknąć. Pewne rzeczy uchodzą na imprezie, ale niekoniecznie w autobusie. Niektórzy tego nie rozumieją, ale czy chcesz być wirtualnym odpowiednikiem tego gościa, który puszcza Despacito z głośnika na bluetooth?

Naprawdę, są dziś większe przewinienia, niż powtarzane zawsze na podobnych listach „publikowanie 70 zdjęć z wakacji” albo „codzienne apdejty z życia własnego potomstwa”. Oto kilka z nich:

„Ukrywanie” swojej tożsamości

Łał, napisałeś, że nazywasz się Watler Withe i zostawiłeś puste profilowe, ty mały mistrzu konspiracji. Trochę rozumiem fazę na chowanie swoich danych przed wielkimi korpami (chociaż jeśli nie podporządkujesz jej całego życia, to twój facebookowy kamuflaż naprawdę niewiele da) – ale po co wysyłasz ludziom zaproszenia bez słowa wstępu? Naprawdę myślisz, że będzie mi się chciało pisać i dopytywać?

Bezsensowne zbiorowe czaty

Okej, zbiorowe czaty czasami mają sens. Skoordynowanie urodzinowej imprezy-niespodzianki dla kogoś, kogo wszyscy naprawdę lubimy. Ustalenie, czy ktoś z twoich współlokatorów jest w domu, kiedy zapomnisz klucza. Uwzględnienie chłopaka twojej koleżanki we wspólnych planach wyjazdu. Ale pamiętaj, że kiedy coś tam napiszesz, kilka, kilkunaście lub kilkadziesiąt osób oderwie się od czegoś, co akurat robią tylko po to, żeby zauważyć twoje wypociny. Zastanów się dobrze. I nie pisz jednego zdania za pomocą siedmiu wiadomości.

Używanie angielskiej wersji swojego imienia

Miałem na studiach ziomka, który kazał do siebie mówić Lucas i absolutnie nikt nie wiedział, jak ma na nazwisko. Dopiero po pół roku okazało się, że gość nazywa się Łukasz Ziemniak. Powiedzmy to głośno: trzeba być skończonym bucem, żeby nabijać się z czyjegoś nazwiska. Ale walka z kompleksami poprzez budowanie sobie pretensjonalnej persony jeszcze nigdy nikomu nie pomogła.

Ta przypadłość, przez którą nie da się z tobą skontaktować

Naprawdę byłoby ekstra, gdyby twój numer telefonu był widoczny dla osób, które uważasz za znajomych. Mark Zuckerberg i tak go już zna (nie mów, że nie korzystasz z Feja na telefonie), a ułatwisz życie kilku osobom, które będą się chciały z tobą szybko skomunikować. Poza tym – czy słyszałeś już o folderze Inne?

Pisanie publicznych dissów na innych

Może jednak powinniście to przegadać we dwójkę, zanim stworzysz tyradę o tym, jak poczułeś się dotknięty przez drugą osobę, w której oznaczysz wszystkich waszych wspólnych znajomych?

Bardzo duża potrzeba zaruchania

Jedyna publiczna informacja o tobie to „wolny” i dodajesz do znajomych dziewczyny, z którymi kiedyś prawie się poznałeś na imprezie? Zainstaluj lepiej Tindera.

Znanie się na wszystkim

Chyba zgodzimy się, że wysoko na liście głównych problemów naszego wspaniałego świata, w którym w dużej mierze uporaliśmy się z głodem i zakaźnymi chorobami, znajduje się nadprodukcja pustych treści. Każdy czuje się w obowiązku ustosunkować do kolejnych informacji, którymi jesteśmy zalewani, niezależnie od własnych kompetencji.

Zwykle dość dobrze oceniamy swoją wiedzę i umiejętności tam, gdzie jesteśmy niekompetentni (w psychologii nazywa się to efektem Krugera-Dunninga) – dlatego chętnie komentujemy możliwości bojowe pojazdów zakupionych przez wojsko, dajemy dobre rady osobom z problemami psychicznymi albo tonem znawcy komentujemy nowe odkrycia z zakresu fizyki kwantowej, choć nasza wiedza opiera się głównie na trzech nagłówkach z TVN24.

Może wszystko to wynika z faktu, że nasi rodzicie wmawiali nam, że jesteśmy najlepsi i wyjątkowi. A co jeśli nie jesteśmy najlepsi? Co jeżeli jesteśmy tylko przeciętni? Może powinniśmy przestać udawać, że nasza osoba jest tak zajebiście ważna? Może jeśli to sobie uświadomimy, będziemy lepszymi osobami nie tylko na Facebooku, ale też poza nim.

Śledź autora na Facebooku