Janusz. Rysunek: Bobson
„I wanna live where the grass is green, but no baby, we’re living here
Where we are all useless, we’re Nation of Losers” – The Stubs.
Videos by VICE
Monika Olejnik napisała ostatnio na swoim profilu na Facebooku, że „to nie jest kraj dla normalnych ludzi”. Nie zagłębiając się w definicję normalności, rzeczywiście – są takie dni, że śledzenie informacji z kraju przypomina bardziej zmaganie się z lawiną gówna, której poziom można mierzyć ogromem napływających absurdów, a w najlepszym razie to pojedynkowanie się na ringu ze znacznie silniejszym przeciwnikiem. W jednym narożniku stoicie Wy, w drugim polska rzeczywistość, z wysoko podniesioną gardą. Mój pojedynek z nią trwa już jakiś czas i chociaż do końca jeszcze daleko, doskwiera mi coraz większe zmęczenie.
Czułem je już wcześniej, np. przy awanturach o „Golgota Picnic”, kojarzycie to jeszcze? Zjednoczone siły wojujących katolików, cenzurujących sztukę teatralną, której jeszcze nie widzieli. W imię świętej prewencji. Analogiczną przeprawę w absurdzie gwarantowała wtedy także „Deklaracja Wiary” kilku tysięcy polskich lekarzy wraz z czystym sumieniem prof. Chazana, które okazało się wartością nadrzędną wobec ciężarnej pacjentki ze zdiagnozowanym uszkodzeniem płodu. Później pojawiły się jeszcze podsłuchy, szturm ABW na redakcje Wprostu, wykręcanie rąk Latkowskiemu i dociekanie, kto nagrał polityków, zamiast tego co nagrano.
Jak Piknik, to i zabawa. Zdjęcie: Mikołaj Maluchnik
To stare afery, ale ja wciąż słyszę gong wzywający mnie do walki o zachowanie normalności w tym smutnym jak beznogi piłkarz kraju. Wystarczy przyjrzeć się aktualnym wiadomościom z kraju, gdzie dowiaduję się, że:
Obywatelski projekt z inicjatywy Fundacji Pro, pod hasłem „Stop pedofilii” zebrał ponad 250 tys. podpisów, tym samym odbędzie się jego rozpatrywanie podczas sejmowego posiedzenia. Jakkolwiek w pierwszej chwili brzmi to super, dotyczy jednak wprowadzenia kary do 2 lat pozbawienia wolności za „demoralizacje młodzieży pod osłoną prowadzenia edukacji”. Dokładnie tak, to nasza polska odpowiedź na „Standardy edukacji seksualnej w Europie” określone przez Światową Organizację Zdrowia. Kto więc powinien informować najmłodszych o dorosłym życiu, w które przecież kiedyś wejdą? Może księża na katechezie – jako ludzie żyjący w celibacie, z pewnością będą specjalistami w tematach ludzkiej seksualności. Myślę, że księża nie mieli by nic przeciwko.
Źródło: Flickr/Rudy (New Routes)
Potem wchodzę na następny portal z newsami i zaczyna się moja kolejna runda, gdy czytam, że: Sąd Okręgowy w Koszalinie nadal uważa płk. Krzysztofa Olkowicza, dyrektora koszalińskiego więziennictwa winnym wykroczenia oraz „niedopuszczalnego zachowania”, bo zdecydował się wpłacić grzywnę za osadzonego w areszcie niepełnosprawnego intelektualnie mężczyznę, który ukradł ze sklepu batonik o wartości 0,99 gorszy. Dyrektor nie poniesie kary, ale będzie musiał zapłacić 80 zł kosztów sądowych.
Źródło: Facebook/Monika Olejnik
Zaraz dostaję kolejny cios: Policjant ze Świdnika aresztował mężczyznę za prowadzenie pod wpływem alkoholu – wcześniej jednak posterunkowy zapukał w nocy do drzwi mężczyzny i kazał mu przestawić samochód na parkingu. Pech chciał, że ów obywatel pił wcześniej piwo i gdy cofnął swoje auto o trzy metry, według prawa popełnił przestępstwo. O jednego pirata drogowego mniej? Ja nie czuję się bezpieczniej.
Chwila, przerwa. Przecież tak nie musi być. Skąd w nas wzięła się ta mentalność „zero-jeden”, że albo olewamy sprawę, ignorujemy ją tak długo jak tylko możliwe (czyli dopóki nie będzie to wpływać na nasz standard życiowego komfortu), albo do szabel i na barykady! A co jeżeli powiem Wam, że jest jeszcze trzecia opcja? Zajebiście prosta, bo polegająca na tym… by nie być chujem. Tyle. Oto życiowa mądrość, która wszystkim ułatwiłaby dalszą egzystencję. To nasz wspólny dom, więc przestańmy srać w jego salonie. Mamy wpływ kreować swoją rzeczywistość, budując wspólną przyszłość. Zostawmy więc szable i przestańmy traktować się jak wrogowie. Zmieńmy te nasze polskie mordy.
Łukasz Kowalczuk, autor komiksowego bloga „Nienawidzę ludzi” powiedział kiedyś, że „Polska jest jak kabareton. Niby śmiesznie, ale koniec końców żenująco i smutno”. Mi to bardziej przypomina cyrk, gdzie ktoś pootwierał wszystkie klatki, a treser zwierząt gdzieś spierdolił.
Dlatego wracam na ten ring, chociaż już się chwieję. Naprzeciwko mnie stoi polska rzeczywistość. Wiem, że teraz tego nie wygram, w najlepszym razie zremisuję, jeżeli tylko nie stracę zdrowych zmysłów.
Chyba, że pewnego dnia rzeczywiście coś mi jebnie pod czaszką i skończę biegając po ulicy, krzycząc: Game Over! Tak, dla mnie to będzie już koniec wszelkich egzystencjalnych problemów statystycznego Polaka. Dla Was? Tylko kolejny taki sam dzień, dopóki nie spotkamy się po drugiej stronie lustra.
„Polskie państwo istnieje teoretycznie, praktycznie nie istnieje” jeszcze niedawno można było to usłyszeć z ust Bartłomieja Sienkiewicza, który jednocześnie Polskie Inwestycje Rozwojowe (jeden z flagowych pomysłów rządu) określił jako „Chuj, dupa i kamieni kupa”. Wszyscy się wtedy oburzyli, ale wydaję mi się, że my potrzebujemy kamieni: albo się nimi wzajemnie pozabijamy, albo wreszcie wybudujemy drogę do lepszego, wspólnego domu – takiego nie tylko w teorii. Decydujmy, już dzisiaj trzymamy je w dłoniach.