FYI.

This story is over 5 years old.

Zawody polskie

Pomysł na życie: Studio nagraniowe DIY

Rozmowa z kolesiem, który nie chciał mieć szefa nad sobą, więc własnymi rękoma zbudował studio nagraniowe, w którym obsadził się na wszystkich stanowiskach. Teraz to jego jedyna praca
Zdjęcie Janek Fronczak

Większość ludzi, których znam, marzy o tym, żeby w pracy nikt nad nimi nie ślęczał i nie wydawał rozkazów. Chyba nic w tym dziwnego. Poniżej rozmowa z kolesiem, który dzięki swojej pasji i determinacji sam stworzył sobie pracę. Wcielając w życie ideę DIY (Do It Yourself) własnymi rękoma zbudował studio nagraniowe, w którym obsadził się na wszystkich stanowiskach. Jego Mustache Ministry jest miejscem bardzo ważnym dla warszawskiego undergroundu. Liczba płyt, która powstała w tym miejscu jest imponująca. Nagrywali tu m.in. The Black Tapes, Feral Trees, Hard To Breathe, The Stubs, Fertlie Hump, Hidden World czy Lazy Class. Przed wami człowiek za konsoletą, Klima.

Reklama

VICE: Czy to prawda, że twoje studio istnieje tylko dzięki pracy twoich rąk?
Klima: Tak, to w zasadzie prawda. Obecne studio to już wyłącznie mój fizyczny i finansowy wkład. Samodzielnie zająłem się planowaniem, logistyką i wykonaniem. Oczywiście z „drobną", ale jakże ważną pomocą przyjaciół.

Dlaczego idea DIY?
Zawsze uważałem, że nikt inny nie zrobi czegoś za mnie lepiej — stąd postawa DIY. Nie wynika to absolutnie z przekonania, że jestem najmądrzejszy i najlepszy. Mogę po prostu na siebie liczyć i sobie ufam. Wiem, że dołożę wszelkich starań, żeby wykonać zaplanowane zadanie. Inną kwestią jest, że zawsze interesowały mnie różnorodne dziedziny życia, w dużej mierze te techniczne, w tym budowlanka. Aspekt finansowy też jest istotny.

Zdjęcia Klima.

Skąd wziął się pomysł?
Grając wcześniej w zespole (Oregano Chino), zdarzało się odwiedzać różne studia — ale wtedy bardziej byłem przestraszonym dzieciakiem w obliczu tych wszystkich sprzętów i srogich panów realizatorów. Mimo mojego niedoświadczenia nie podobało mi się, jak nas wtedy traktowano. Wtedy z chłopakami postanowiliśmy wziąć sprawy w swoje ręce, nagrać coś własnymi siłami. Z tego później wyewoluowało Mustache Ministry.

Czyli jesteś samoukiem, a może studiowałeś inżynierię dźwięku?
Nie kształciłem się w tym kierunku. W dużej mierze jestem samoukiem, ale na studiach na Politechnice Warszawskiej miałem wybrane zajęcia związane z dźwiękiem, montażem, także historią sztuki, co w połączeniu z technicznym ukierunkowaniem w moim przypadku sprawdziło się idealnie.

Reklama

Zdjęcia Klima.

Jak wygląda twój typowy dzień w pracy?
Typowy dzień nie występuje, z racji różnorodności wykonywanych zleceń, jak i tego, że z każdym klientem lub zespołem, pracuje się trochę inaczej. Są to w pewnym sensie czynności powtarzalne, ale nie nazwałbym tego regularną pracą „od — do". Dostosowuję godziny pracy do tych, w których czuję się dobrze i słyszę najlepiej. To bardzo ważne. Pracuję, kiedy czuję, że to właściwy moment. Inaczej jest z sesjami nagraniowymi, wtedy umawiam się z zespołem na dokładny termin i godzinę.

W jaki sposób pozyskujesz klientów?
Właściwie do tej pory nie inwestowałem pieniędzy w reklamę. Wszystko odbywało się głównie pocztą pantoflową, a więc z polecenia kolejnych zadowolonych klientów. Nie zamieszczam reklam w prasie, choć nie wykluczam, że kiedyś to może nastąpić. Prowadzę profil na Facebooku i stworzyłem internetową witrynę, ale nadal uważam, że najlepsza reklamą jest zadowolony klient. To prędzej czy później owocuje.

Czy dokonujesz selekcji wykonawców, z którymi pracujesz? Zdarzyło ci się kiedyś odmówić komuś sesji czy wyrzucić ze studia?
Szczęśliwie to się jeszcze nie zdarzyło, ale oczywiście sprawdzam wcześniej, z kim będę miał do czynienia i dopuszczam odmowę współpracy w określonych przypadkach. Mam na myśli względy ideologiczne, no bo są oczywiście pewne granice. Pod względem muzycznym też, teoretycznie może mieć miejsce sytuacja, w której uznam, że zespół jest na tyle nieprzygotowany, że poproszę go o przyjście za jakiś czas.

Reklama

Prócz pracy w studiu grasz również na gitarze basowej i klawiszach. Czy zdarza ci się być gościem na płytach, które nagrywasz?
Tak, nawet często, bywam proszony o dogranie jakichś partii, zaśpiewanie w chórkach, bo oprócz gry też sobie podśpiewuję.

Czy ingerujesz w nagrania, wcielając się też w rolę producenta?
Tak, jeśli z pozycji realizatora słyszę, że przydałoby się jakieś wypełnienie, jakiś dodatkowy patent, lub akurat wpada mi do głowy jakiś szalony pomysł.

I wtedy podpowiadasz?
Wtedy podpowiadam. Zresztą, zespoły często pytają mnie o zdanie. Ponieważ miksując materiał, często zostaję z nim sam na sam, a zdarza się też, że dostaję wolną rękę w jego interpretacji. Wtedy pozwalam sobie na dodanie, dogranie kilku rzeczy (śmiech).

I to wchodzi na płyty?
W dużej mierze tak.

Utrzymujesz się tylko z Mustache Ministry ?
Tak, to jedyne zajęcie, które wykonuję zarobkowo, chociaż chciałbym, żeby było trochę inaczej. Nierzadko pracuję po kilkanaście godzin dziennie, kilka dnia z rzędu, to jest spore obciążenie, bo ta praca wymaga absolutnego skupienia przez cały czas na kilku równoległych płaszczyznach. Umysł przetwarzający taką ilość informacji szybko się męczy, a słuch męczy się jeszcze szybciej. Fajnie jest też rozwijać się w różnych dziedzinach, mówię o hobby – deska, rower, fotografia. Kontakt z ludźmi, obcowanie z przyrodą przyglądanie się światu i uczestniczenie w nim. Wszystko to razem się w jakiś sposób łączy, z tych rzeczy czerpię mądrość i energię. Czerpanie przyjemności z życia to też jest rozwój.

Dzięki za rozmowę.

Zdjęcie Janek Fronczak