Zdjęcie Janek Fronczak
Większość ludzi, których znam, marzy o tym, żeby w pracy nikt nad nimi nie ślęczał i nie wydawał rozkazów. Chyba nic w tym dziwnego. Poniżej rozmowa z kolesiem, który dzięki swojej pasji i determinacji sam stworzył sobie pracę. Wcielając w życie ideę DIY (Do It Yourself) własnymi rękoma zbudował studio nagraniowe, w którym obsadził się na wszystkich stanowiskach. Jego Mustache Ministry jest miejscem bardzo ważnym dla warszawskiego undergroundu. Liczba płyt, która powstała w tym miejscu jest imponująca. Nagrywali tu m.in. The Black Tapes, Feral Trees, Hard To Breathe, The Stubs, Fertlie Hump, Hidden World czy Lazy Class. Przed wami człowiek za konsoletą, Klima.VICE: Czy to prawda, że twoje studio istnieje tylko dzięki pracy twoich rąk?
Klima: Tak, to w zasadzie prawda. Obecne studio to już wyłącznie mój fizyczny i finansowy wkład. Samodzielnie zająłem się planowaniem, logistyką i wykonaniem. Oczywiście z „drobną", ale jakże ważną pomocą przyjaciół.Dlaczego idea DIY?
Zawsze uważałem, że nikt inny nie zrobi czegoś za mnie lepiej — stąd postawa DIY. Nie wynika to absolutnie z przekonania, że jestem najmądrzejszy i najlepszy. Mogę po prostu na siebie liczyć i sobie ufam. Wiem, że dołożę wszelkich starań, żeby wykonać zaplanowane zadanie. Inną kwestią jest, że zawsze interesowały mnie różnorodne dziedziny życia, w dużej mierze te techniczne, w tym budowlanka. Aspekt finansowy też jest istotny.Skąd wziął się pomysł?
Grając wcześniej w zespole (Oregano Chino), zdarzało się odwiedzać różne studia — ale wtedy bardziej byłem przestraszonym dzieciakiem w obliczu tych wszystkich sprzętów i srogich panów realizatorów. Mimo mojego niedoświadczenia nie podobało mi się, jak nas wtedy traktowano. Wtedy z chłopakami postanowiliśmy wziąć sprawy w swoje ręce, nagrać coś własnymi siłami. Z tego później wyewoluowało Mustache Ministry.Czyli jesteś samoukiem, a może studiowałeś inżynierię dźwięku?
Nie kształciłem się w tym kierunku. W dużej mierze jestem samoukiem, ale na studiach na Politechnice Warszawskiej miałem wybrane zajęcia związane z dźwiękiem, montażem, także historią sztuki, co w połączeniu z technicznym ukierunkowaniem w moim przypadku sprawdziło się idealnie.Jak wygląda twój typowy dzień w pracy?
Typowy dzień nie występuje, z racji różnorodności wykonywanych zleceń, jak i tego, że z każdym klientem lub zespołem, pracuje się trochę inaczej. Są to w pewnym sensie czynności powtarzalne, ale nie nazwałbym tego regularną pracą „od — do". Dostosowuję godziny pracy do tych, w których czuję się dobrze i słyszę najlepiej. To bardzo ważne. Pracuję, kiedy czuję, że to właściwy moment. Inaczej jest z sesjami nagraniowymi, wtedy umawiam się z zespołem na dokładny termin i godzinę.W jaki sposób pozyskujesz klientów?
Właściwie do tej pory nie inwestowałem pieniędzy w reklamę. Wszystko odbywało się głównie pocztą pantoflową, a więc z polecenia kolejnych zadowolonych klientów. Nie zamieszczam reklam w prasie, choć nie wykluczam, że kiedyś to może nastąpić. Prowadzę profil na Facebooku i stworzyłem internetową witrynę, ale nadal uważam, że najlepsza reklamą jest zadowolony klient. To prędzej czy później owocuje.Czy dokonujesz selekcji wykonawców, z którymi pracujesz? Zdarzyło ci się kiedyś odmówić komuś sesji czy wyrzucić ze studia?
Szczęśliwie to się jeszcze nie zdarzyło, ale oczywiście sprawdzam wcześniej, z kim będę miał do czynienia i dopuszczam odmowę współpracy w określonych przypadkach. Mam na myśli względy ideologiczne, no bo są oczywiście pewne granice. Pod względem muzycznym też, teoretycznie może mieć miejsce sytuacja, w której uznam, że zespół jest na tyle nieprzygotowany, że poproszę go o przyjście za jakiś czas.Prócz pracy w studiu grasz również na gitarze basowej i klawiszach. Czy zdarza ci się być gościem na płytach, które nagrywasz?
Tak, nawet często, bywam proszony o dogranie jakichś partii, zaśpiewanie w chórkach, bo oprócz gry też sobie podśpiewuję.Czy ingerujesz w nagrania, wcielając się też w rolę producenta?
Tak, jeśli z pozycji realizatora słyszę, że przydałoby się jakieś wypełnienie, jakiś dodatkowy patent, lub akurat wpada mi do głowy jakiś szalony pomysł.I wtedy podpowiadasz?
Wtedy podpowiadam. Zresztą, zespoły często pytają mnie o zdanie. Ponieważ miksując materiał, często zostaję z nim sam na sam, a zdarza się też, że dostaję wolną rękę w jego interpretacji. Wtedy pozwalam sobie na dodanie, dogranie kilku rzeczy (śmiech).I to wchodzi na płyty?
W dużej mierze tak.Utrzymujesz się tylko z Mustache Ministry ?
Tak, to jedyne zajęcie, które wykonuję zarobkowo, chociaż chciałbym, żeby było trochę inaczej. Nierzadko pracuję po kilkanaście godzin dziennie, kilka dnia z rzędu, to jest spore obciążenie, bo ta praca wymaga absolutnego skupienia przez cały czas na kilku równoległych płaszczyznach. Umysł przetwarzający taką ilość informacji szybko się męczy, a słuch męczy się jeszcze szybciej. Fajnie jest też rozwijać się w różnych dziedzinach, mówię o hobby – deska, rower, fotografia. Kontakt z ludźmi, obcowanie z przyrodą przyglądanie się światu i uczestniczenie w nim. Wszystko to razem się w jakiś sposób łączy, z tych rzeczy czerpię mądrość i energię. Czerpanie przyjemności z życia to też jest rozwój.Dzięki za rozmowę.
Reklama
Klima: Tak, to w zasadzie prawda. Obecne studio to już wyłącznie mój fizyczny i finansowy wkład. Samodzielnie zająłem się planowaniem, logistyką i wykonaniem. Oczywiście z „drobną", ale jakże ważną pomocą przyjaciół.Dlaczego idea DIY?
Zawsze uważałem, że nikt inny nie zrobi czegoś za mnie lepiej — stąd postawa DIY. Nie wynika to absolutnie z przekonania, że jestem najmądrzejszy i najlepszy. Mogę po prostu na siebie liczyć i sobie ufam. Wiem, że dołożę wszelkich starań, żeby wykonać zaplanowane zadanie. Inną kwestią jest, że zawsze interesowały mnie różnorodne dziedziny życia, w dużej mierze te techniczne, w tym budowlanka. Aspekt finansowy też jest istotny.
Grając wcześniej w zespole (Oregano Chino), zdarzało się odwiedzać różne studia — ale wtedy bardziej byłem przestraszonym dzieciakiem w obliczu tych wszystkich sprzętów i srogich panów realizatorów. Mimo mojego niedoświadczenia nie podobało mi się, jak nas wtedy traktowano. Wtedy z chłopakami postanowiliśmy wziąć sprawy w swoje ręce, nagrać coś własnymi siłami. Z tego później wyewoluowało Mustache Ministry.Czyli jesteś samoukiem, a może studiowałeś inżynierię dźwięku?
Nie kształciłem się w tym kierunku. W dużej mierze jestem samoukiem, ale na studiach na Politechnice Warszawskiej miałem wybrane zajęcia związane z dźwiękiem, montażem, także historią sztuki, co w połączeniu z technicznym ukierunkowaniem w moim przypadku sprawdziło się idealnie.
Reklama
Typowy dzień nie występuje, z racji różnorodności wykonywanych zleceń, jak i tego, że z każdym klientem lub zespołem, pracuje się trochę inaczej. Są to w pewnym sensie czynności powtarzalne, ale nie nazwałbym tego regularną pracą „od — do". Dostosowuję godziny pracy do tych, w których czuję się dobrze i słyszę najlepiej. To bardzo ważne. Pracuję, kiedy czuję, że to właściwy moment. Inaczej jest z sesjami nagraniowymi, wtedy umawiam się z zespołem na dokładny termin i godzinę.W jaki sposób pozyskujesz klientów?
Właściwie do tej pory nie inwestowałem pieniędzy w reklamę. Wszystko odbywało się głównie pocztą pantoflową, a więc z polecenia kolejnych zadowolonych klientów. Nie zamieszczam reklam w prasie, choć nie wykluczam, że kiedyś to może nastąpić. Prowadzę profil na Facebooku i stworzyłem internetową witrynę, ale nadal uważam, że najlepsza reklamą jest zadowolony klient. To prędzej czy później owocuje.Czy dokonujesz selekcji wykonawców, z którymi pracujesz? Zdarzyło ci się kiedyś odmówić komuś sesji czy wyrzucić ze studia?
Szczęśliwie to się jeszcze nie zdarzyło, ale oczywiście sprawdzam wcześniej, z kim będę miał do czynienia i dopuszczam odmowę współpracy w określonych przypadkach. Mam na myśli względy ideologiczne, no bo są oczywiście pewne granice. Pod względem muzycznym też, teoretycznie może mieć miejsce sytuacja, w której uznam, że zespół jest na tyle nieprzygotowany, że poproszę go o przyjście za jakiś czas.
Reklama
Tak, nawet często, bywam proszony o dogranie jakichś partii, zaśpiewanie w chórkach, bo oprócz gry też sobie podśpiewuję.Czy ingerujesz w nagrania, wcielając się też w rolę producenta?
Tak, jeśli z pozycji realizatora słyszę, że przydałoby się jakieś wypełnienie, jakiś dodatkowy patent, lub akurat wpada mi do głowy jakiś szalony pomysł.I wtedy podpowiadasz?
Wtedy podpowiadam. Zresztą, zespoły często pytają mnie o zdanie. Ponieważ miksując materiał, często zostaję z nim sam na sam, a zdarza się też, że dostaję wolną rękę w jego interpretacji. Wtedy pozwalam sobie na dodanie, dogranie kilku rzeczy (śmiech).I to wchodzi na płyty?
W dużej mierze tak.Utrzymujesz się tylko z Mustache Ministry ?
Tak, to jedyne zajęcie, które wykonuję zarobkowo, chociaż chciałbym, żeby było trochę inaczej. Nierzadko pracuję po kilkanaście godzin dziennie, kilka dnia z rzędu, to jest spore obciążenie, bo ta praca wymaga absolutnego skupienia przez cały czas na kilku równoległych płaszczyznach. Umysł przetwarzający taką ilość informacji szybko się męczy, a słuch męczy się jeszcze szybciej. Fajnie jest też rozwijać się w różnych dziedzinach, mówię o hobby – deska, rower, fotografia. Kontakt z ludźmi, obcowanie z przyrodą przyglądanie się światu i uczestniczenie w nim. Wszystko to razem się w jakiś sposób łączy, z tych rzeczy czerpię mądrość i energię. Czerpanie przyjemności z życia to też jest rozwój.Dzięki za rozmowę.