FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Dzieci grubszego Boga

Epidemia otyłości dotknęła wiele krajów. Ich mieszkańcy za mało się ruszają i za dużo jedzą. W USA średnie dzienne spożycie kalorii wzrosło do 2700 kcal. To aż o 24% więcej, niż 30 lat temu

Zdjęcie: Flickr/wetwebwork

Fajnie mieć dziecko. Powołujesz do życia istotę z krwi i kości, którą do końca swoich dni będziesz darzyć bezwarunkową miłością. Brzmi super. Szkoda tylko, że ta bezwarunkowa miłość może zaburzyć zdolność krytycznego myślenia.

Według niedawno przeprowadzonego badania dotyczącego otyłości dziecięcej, rodzicom coraz trudniej dostrzec, że ich pociechy mają nadmiar sadełka. Dustin Duncan jest adiunktem na Wydziale Zdrowia Ludności na Akademii Medycznej przy New York University. Wraz ze swoim zespołem porównał wybrane fragmenty przeprowadzonej 20 lat temu ankiety o zdrowiu publicznym i odżywianiu z badaniami z lat 2007-2012. Okazało się, że odsetek rodziców, którzy widzą u swojego dziecka nadwagę, skurczył się o 30 proc. od lat 90. Badanie wykazało, że prawie 80 proc. rodziców uważa, że ich otyłe dziecko waży tyle, co trzeba. To musi być miłość.

Reklama

Grubsza sprawa, czyli jak żyć i nie tyć

tekst Martin Robbins

Zdjęcie

Oto garść faktów na temat jedzenia, aktywności fizycznej i otyłości. Jeśli jesz więcej, niż trzeba, tyjesz. Jesz mniej lub więcej się ruszasz – chudniesz. Epidemia otyłości dotknęła wiele krajów. Ich mieszkańcy mają za mało ruchu i za dużo jedzą. W USA średnie dzienne spożycie kalorii wzrosło do 2700 kcal. To aż o 24 proc. więcej niż 30 lat temu.

Trudno o bardziej bezsprzeczne fakty, a jednak nie brakuje osób, które twierdzą, że to wszystko nieprawda. Ludzie jednoczą się w desperackich wysiłkach znalezienia alternatywnych przyczyn otyłości, choć każdy wie, skąd się biorą dodatkowe kilogramy. Zawiązują się społeczności w internecie, powstają nowe branże.

Jeden z najnowszych wymysłów głosi, że epidemia otyłości dotknęła również dzikie zwierzęta. Tycie ma wymiar globalny i jest uzależnione od czynników środowiskowych (np. od wzrostu stężenia dwutlenku węgla w atmosferze albo innego toksycznego związku chemicznego, o którym akurat głośno w mediach). Zręby tej teorii sformułowano w pracy naukowej z 2010 roku o epidemii otyłości wśród gatunków, spopularyzowanej przez zeszłoroczny artykuł na portalu Aeon (The Obesity Era). Cytaty z tego artykułu służą użytkownikom internetowych forów jako niezbity argument, że powodów otyłości można szukać wszędzie, tylko nie w przejadaniu się i braku ruchu.

Na portalu Io9 piszą: „Trwające 20 lat badanie naukowe dowiodło, że w Ameryce zarówno ludzie, jak i zwierzęta robią się coraz grubsi. Ale powodem NIE jest tłuste żarcie. Nawet zwierzęta laboratoryjne, które poddane są ścisłej diecie, co 10 lat zwiększają masę ciała o 35 proc. Najgorsze jest to, że według naukowców przyczyną tycia może być »szerzej zakrojone zjawisko poza kontrolą jednostki, które przyczynia się do otyłości wśród wielu gatunków«".

Reklama

Oczywiście okazało się to kompletną bzdurą. Badanie wcale nie wykluczało wpływu tłustej żywności na tycie, a zwierzęta, które poddano obserwacji, nie były dzikie. Chodziło o „gatunki ssaków mieszkające z ludźmi lub w ich sąsiedztwie w uprzemysłowionych społeczeństwach", a więc zwierzaki domowe, szczury miejskie i zwierzęta laboratoryjne.

Nie trzeba być geniuszem, by się domyślić, że zarówno miejskie gatunki, jak i domowi ulubieńcy korzystają na rosnącej nadwyżce żarcia (więcej resztek ze stołów mieszczuchów) i na rozkwicie branży karm dla zwierząt. Jeśli chodzi o zwierzęta laboratoryjne, autorzy badania podkreślają znaczenie rygorystycznej diety, ale pomijają milczeniem postęp, jaki dokonał się w ciągu ostatnich 40 lat w zakresie opieki weterynaryjnej i podwyższenia norm dobrostanu zwierząt.

Tajemnicą pozostaje, dlaczego ktoś w ogóle doszukuje się w tym drugiego dna. Naprawdę trzeba mieć nie po kolei w głowie, by formułować myśli w stylu: „Kartki na żywność odeszły do lamusa, żarcie potaniało, wynaleziono fast foody, rośnie popularność restauracji i jedzenia na wynos, samochody i telewizja weszły do mainstreamu, ludzie mniej chodzą, a obowiązkowy pobór do wojska to już przeszłość. Dlaczego więc tyjemy?".

Zdjęcie

Do tego jeszcze dochodzą teorie o nieodwracalności otyłości. Grubasy nie mogą nic poradzić na to, że gromadzą sadło. Dzieje się tak wbrew ich woli. W kanadyjskiej stacji telewizyjnej CBC padło niedawno zdanie: „Badania nad otyłością dowodzą, że długoterminowa utrata wagi jest praktycznie niemożliwa". Stacja dołączyła w ten sposób do coraz liczniejszych zwolenników poglądu, że nad otyłością nie można zapanować. Trzeba ją po prostu zaakceptować i żyć z nią aż do przedwczesnej śmierci z powodu choroby serca.

Reklama

Tę kolejną brednię obala na swoim blogu profesor Uniwersytetu w Ottawie Yoni Freedhoff. W rzeczywistości nie brakuje osób, którym udaje się utrzymać nową wagę, po tym jak schudły. Szeroko zakrojona analiza Uniwersytetu Pensylwanii wykazała, że ok. 42 proc. grubasów, które w ciągu roku zrzuciły nadmiarowe kilogramy, przez kolejne cztery lata nie przybrały na wadze albo wręcz chudły.

Czy łatwo schudnąć? Nie. Czy jest to niemożliwe? Ależ skąd!

Jasne, wielu poniosło na tym polu klęskę. Jednak Freedhoff twierdzi, że przyczyn niepowodzenia często należy upatrywać w debilnych programach odchudzania:

– Jeśli metaanaliza nie wskazuje na długofalowy sukces w utrzymaniu masy ciała, czy to znaczy, że badanym podmiotom nie udało się zrealizować programu, czy może sam program był do kitu?

Sukces odnoszą osoby, które trwale zmieniają swój tryb życia. Gorzej, jeśli ulegasz głupim, przemijającym modom na kompletnie niepraktyczne kuracje odchudzające ostro promowane przez branżę dietetyczną. Brutalna prawda jest taka, że już samo przejście na dietę oznacza przegraną.

Zdjęcie

Cały szkopuł w tym, że skuteczne sposoby na odchudzanie godzą w interesy wielu grup. Przychodzą mi do głowy przynajmniej trzy branże: żywieniowa, wydawnicza i dietetyczna, które zbijają kupę hajsu na naszym porąbanym stosunku do jedzenia i ćwiczeń fizycznych. Sprzedają pomysły lub produkty, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością, są bezużyteczne albo szkodzą zdrowiu. Każda z tych branż stara się przedstawić otyłość jako coś o wiele bardziej złożonego, niż jest w istocie. Dzięki temu tworzy się popyt na kolejne poradniki, gówniane i tanie w produkcji żarcie oraz kretyńskie diety, które każą ludziom jeść wyłącznie tofu i jarmuż albo to, co łoś wygrzebie ze ściółki leśnej.

Reklama

Co gorsza, ludzie nie chcą prostych diet. Przemysł dietetyczny jest zasilany przez konta bankowe osób, którym marzy się jakaś trzecia droga w odchudzaniu. Chodzi o to, żeby gubić kilogramy bez konieczności ograniczania jedzenia i ruszenia tyłkiem. Ludzie walczący z nadwagą chwytają się teorii podobnych do tej przedstawionej w CBC jak tonący brzytwy. Mogą nadal iść w zaparte, udając, że ich otyłość nie ma nic wspólnego z niezdrowym trybem życia czy niechęcią do zmian. Wmawianie sobie, że na nadwagę nie ma rady, zwalnia ich z jakiejkolwiek odpowiedzialności. Mechanizm o tyleż zrozumiały, co nieskuteczny.

Nie chcę przez to powiedzieć, że grubasy zawsze są same sobie winne. Żyjemy w świecie, który sprzyja tyciu. Dzień w dzień dokonujemy niezdrowych wyborów, do których popychają nas kariera, reklamy, supermarkety, Big Sugar czy konieczność dojeżdżania do pracy.

Wrogiem zmian są pseudonaukowe banialuki i całkowite wyparcie, nie wspominając już o pismakach, którym zawdzięczamy cały ten burdel. Żywimy się gównem. Musimy zmierzyć się z tym faktem i zreformować system, w którym pożywienie trafia z pól uprawnych i fabryk do naszych tłustych brzuchów. Spójrzmy prawdzie w oczy: żadna dieta cud ani postowanie pięć razy dziennie na fejsie nie sprawią, że zniknie nam oponka.

Tłuste jest piękne

W nękanej głodem Mauretanii otyłość u kobiet jest oznaką zamożności i prestiżu. Mauretanki, które pragną uchodzić za piękności, poddają się gavage, czyli tuczeniu. Tradycyjny sposób na przybranie na wadze polega na żłopaniu hektolitrów wielbłądziego mleka w obozowisku nomadów wśród rozgrzanych piasków Sahary. Wersja współczesna dla kobiety pracującej ogranicza się do garści pigułek wzmagających apetyt.