FYI.

This story is over 5 years old.

Newsy

Nie głosowałem na Bronka

Czy zmarnowałem waszą szansę, by żyć w normalnym kraju?

Fot. www.prezydent.pl

Możecie mnie za to nie lubić. Możecie pisać w komentarzach, że przez takich frajerów jak ja, nic w tym kraju się nie zmienia. Przeżyję to. Tak – wczoraj z premedytacją nie poszedłem na wybory. Żeby było jasne, jestem wielkim przeciwnikiem bojkotowania wyborów w ogóle. Uważam, że skoro mamy taką namiastkę demokracji, w której wybieramy sobie przedstawicieli, którzy i tak nie poruszają później ważnych dla nas spraw, to mimo wszystko powinniśmy z tego korzystać. Bo potem przyjdzie jakiś nowy Korwin, zrobi się dyktatorem i powie, że przecież sami chcieliśmy. A mimo to, pierwszy raz w życiu olałem wybory. Dlaczego?

Reklama

Przyzwyczailiśmy się, że w Polsce głosujemy zazwyczaj na Mniejsze Zło. Moim zdaniem obecnie urzędująca partia powinna zmienić swoją nazwę właśnie na „Mniejsze Zło", ponieważ ze społeczeństwem obywatelskim ma wspólnego tyle, ile ja z piaskiem. W wyborach parlamentarnych moi znajomi, którzy pewnie zagłosowaliby np. na Zielonych, postanawiają wybrać Mniejsze Zło, aby ich głos nie utopił się poniżej 5-procentowego progu wyborczego (którego istnienie jest laurką dla dużych partii – a jeśli serio pojawią się JOW-y, to problem stanie się jeszcze większy). W II turze wyborów prezydenckich też rozważałem oddanie głosu na MZ. Problem w tym, że w przypadku wczorajszych wyborów nie byłem pewien, które zło jest mniejsze. Partia Mniejsze Zło (nie macie nic przeciwko, jeżeli będę się trzymał tego nazewnictwa?) znajdowała się w stanie permanentnego samozadowolenia. 2 kadencje większości w Parlamencie, urząd Prezydenta RP, prawie samodzielne rządzenie Warszawą. Nic dziwnego, że czuli się bezkarnie i nawet przy dużych blamażach prezentowali postawę „zero szejmu" – bo jak inaczej nazwać kpinę z demokracji, jaką było jawne nawoływanie do bojkotowania referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz? Albo olanie masowego ruchu, który chciał rewizji ustawy dotyczącej wysyłania 6-latków do szkół (tak, wiem że ruch był inspirowany przez PiS, oraz nie mam nic przeciwko 6-latkom w szkołach – ale, do chuja, nie należy robić sobie jaj z tego, że ludzie chcą mieć realny wpływ na władzę!).

Nie podoba mi się kurs, w którym zmierzała przez ostatnie lata Polska: brak perspektyw na rozwój gospodarki (innych niż nowe montownie i call centre'a); robienie dobrze deweloperom i korporacjom, które chętnie korzystają z taniej pracy Polaków w specjalnych strefach ekonomicznych, ale podatki wolą płacić na Cyprze; wmawiania młodym Polakom, że jedyny sposób, by mieli gdzie mieszkać, to wpompowanie 200 tys. złotych do jakiegoś banku w ramach spłacania kredytowych odsetek.

„No to super. Już się nie mogę doczekać tych nowych narodowych książek, patriotycznych filmów, pełnych szacunku dla tradycji programów telewizyjnych, epickich rekonstrukcji historycznych, nowych uroczych demonstracji "normalności", tego festiwalu nowomowy, który cofnie politykę historyczną do stadium glona z Małej Syrenki"

– tak napisała moja koleżanka w fejsbukowym poście (nie był to post publiczny, więc nie będę wymieniał jej z imienia). Problem w tym, że wygrana kandydata popieranego przez Mniejsze Zło wcale nie sprawiłaby, że na rynku pojawiłoby się mnóstwo krytycznej, ludowej historii Polski – że telewizja zaczęłaby pokazywać pluralistyczną wizję świata – a szkoła odeszła od wtłaczania młodym ludziom wizji narodu, która być może świetnie działała w Prusach za czasów Fryderyka Wielkiego (dla tych, co nie wiedzą: we wprowadzeniu powszechnego szkolnictwa chodziło o to, żeby wpoić w chłopów bezgraniczną miłość do ojczyzny, aby chętniej umierali na wojnach). Obydwaj kandydaci reprezentują tutaj głęboką, wąsatą konserwę. Wiecie, orzeł może, te sprawy. Wygrana Bigosa ucieszyłaby mnie zatem nie bardziej, niż zrobiła to elekcja Budynia. Jeden pies, naprawdę. Jasne, pamiętam dobrze czasy IV RP, Rydzyka, Macierewicza. Też nie podoba mi się, że nowy Prezydent RP zapytany o własne poglądy, mówi że reprezentuje stanowisko episkopatu (tak, gość, który powołuje się na „pokoleniową zmianę" i wyciera sobie japę Oburzonymi). Ale to Duda podjął w swojej kampanii jakiekolwiek kwestie społeczne. To na niego zagłosowało 62,3% młodych studentów i uczniów!

Mniejsze Zło będzie musiało przyjąć retorykę inną, niż straszenie PiS-em, jeżeli chce odzyskać sympatię przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi. Czas podjąć nietykane od lat tematy, takie jak spójna polityka mieszkaniowa, zwiększenie kwoty wolnej od podatku, czy finansowanie Kościoła rzymskokatolickiego. Cieszę się, że wygrana Dudy podkopała samozadowolenie Mniejszego Zła. Miejmy nadzieję, że MZ wysunie z tej porażki odpowiednie wnioski i wszystkim nam wyjdzie to na dobre (i nie, nie chodzi mi o to, żeby wygrali). A jeśli Prezydent RP Andrzej Duda oszaleje, i będzie chciał wsadzać ludzi do więzienia za leczenie bezpłodności, rozkaże zgwałconym dziewczynom rodzić dzieci, albo zasugeruje, że przecież bicie żony to element polskiej tradycji, wtedy wyjdźmy na ulice. Wylewanie hejtu na fejsbuku wiele nie zmienia.