10 najważniejszych płyt: Pola Rise

FYI.

This story is over 5 years old.

10 najważniejszych płyt

10 najważniejszych płyt: Pola Rise

Czego FKA twigs brakuje do bycia najfajniejszą? Jaką polską artystkę Pola Rise kupuje w całości? I na czyj koncert wybrała się autostopem?

Pola Rise ma już na koncie EP-kę "The Power Of Coincidence" i wiele koncertów. W tym udany występ na tegorocznym Open'erze. Ostatni okres to koncerty w Wiedniu, Seulu i na Sardynii. A jak wróci, skończy pracę nad pełnowymiarowym, debiutanckim albumem.

- To będzie muzyka nieco łatwiejsza w odbiorze. Ciekawe, co powiedzą moi fani, którym spodobał się singiel "Did You Sleep Last Night"? - zastanawia się Pola, która podczas nagrywania nowego materiału współpracowała m.in. z Robotem Kochem i Manoidem.

Reklama

Jednak zanim longplay Poli ujrzy światło dzienne, zapraszamy do lektury. Oto przygotowana specjalnie dla nas lista jej najważniejszych płyt.

Czytaj zestawienie poniżej.

Damien Rice "My Favourite Faded Fantasy", 2014

Ostatnia jak na razie, trzecia płyta Damiena. Długo na nią czekałam. Tak jak na jego koncert w Polsce. Ale że się nie doczekałam, to pojechałyśmy z siostrą do Kolonii, by go zobaczyć i usłyszeć na żywo. To była niespodzianka - prezent urodzinowy dla mnie. No i zakochałam się w Damienie jeszcze bardziej. Oczarował mnie nie tylko najpiękniejszą muzyką, ale tym swoim wyobcowaniem na scenie, na której był tylko on. Magia! Znalazłam też jego dom na Islandii, ale… akurat go nie było. Chyba jestem jego psychofanką (śmiech)? Ale już całkiem serio - Rice jest dla mnie bardzo ważny. Przepłakałam wiele nocy przy jego piosenkach. I to jest ten rodzaj wrażliwości, który mnie bardzo porusza, choć już odeszłam od takiego gitarowego, akustycznego grania.

PJ Harvey "White Chalk", 2007

Polly Jean to artystka, dzięki której całkowicie zmieniłam postrzeganie muzyki. Kiedy zobaczyłam teledysk do utworu "Good Fortune" z płyty "Stories From The City, Stories From The Sea" długo nie mogłam dojść do siebie! Ona jest niesamowita. Ma taka magnetyczną, przyciągającą atmosferę, że od razu się od niej uzależniłam i hurtem kupiłam wszystkie płyty. Pamiętam, jak przyjechała do Polski, by zagrać w Sali Kongresowej koncert promujący album "White Chalk" - od razu zdobyłam bilet w drugim rzędzie. I jak ją zobaczyłam, to płakałam przez pięć piosenek, tak wielkie targały mną emocje. W zeszłym roku byłam na występie PJ w Londynie, jeszcze przed wydaniem "The Hope Six Demolition Project", gdzie czytała wiersze, pokazywała wizualizacje i filmy z podróży - to był bardziej autorski wieczór poezji śpiewanej niż regularny koncert. No i w tym roku, na Open'erze, gdzie spóźniłam się na pierwsze dwa utwory. Podążam za nią cały czas, słucham, podglądam, szukam inspiracji.

Reklama

Bardzo ciężko mi było zdecydować, którą płytę umieszczę w zestawieniu. Wybrałam "White Chalk", bo emocje na tej płycie są nieporównywalne z innymi - swego czasu bardzo utożsamiałam się z tym albumem.

Pearl Jam "No Code", 1996

Chyba nikt, kto zna moją muzykę, nie posądzałby mnie o słuchanie tego zespołu (śmiech). A ja byłam chyba na wszystkich koncertach Pearl Jam w Polsce. No może z wyjątkiem pierwszego, w 1996 na warszawskim Torwarze. Pamiętam jak w 2007 roku jechałam autostopem na ich koncert do Katowic - z przygodami, no i trochę okłamując rodziców. Lubię Pearl Jam, mam wszystkie ich płyty, ale cenię zwłaszcza te koncertowe. Najbardziej chyba "Live At Benaroya Hall", z akustyczną wersją "Immortality", przy której zawsze mam ciary. Na potrzeby tej selekcji wybrałam studyjny krążek "No Code", ponieważ jest tu utwór "Off He Goes", który uwielbiam.

Pati Yang "Silent Treatment", 2005

To jedyna polska artystka, którą kupuję w całości. Pamiętam, że kiedy wyszła jej ostatnia płyta "Wires & Sparks", to byłam na nią strasznie wściekła. Napisała takie teksty, które sama powinnam przelać na papier (śmiech). Tak jakby siedziała mi w głowie, sercu i duszy. Uwielbiam całą jej twórczość, ale wybrałam "Silent Treatment". To płyta nieco bardziej niszowa, ale równie znakomita - tekstowo, muzycznie, produkcyjnie.

Wybrałam ją również dlatego, bo, jak sprawdziłam na Last FM, jest to najczęściej słuchana przeze mnie płyta w życiu! Miałam taki czas, że przez ponad pół roku woziłam ją w samochodzie i słuchałam namiętnie. Raz za razem, bez końca. Bardzo długo nosiłam się z zamiarem, żeby napisać do Pati, zaproponować współpracę. W końcu się udało. Zgodziła się i napisała tekst do "The Name Of RA" z mojej EP-ki "The Power Of Coincidence" za co jestem jej ogromnie wdzięczna. I mówcie co chcecie, ale ona jest ze swoją muzyką 10 lat przed wszystkimi.

Reklama

Cat Power "The Greatest", 2006

Jestem w niej zakochana absolutnie, to jest moje Top 3 - obok PJ Harvey i Damiena Rice'a. Niedoszły występ na Malcie w Poznaniu był najlepszym odwołanym koncertem, na jakim byłam. To było wtedy, kiedy mieli zagrać również Atoms For Peace. Cat zdecydowała się jednak wystąpić jako didżejka na Placu Wolności. Nie mogłam sobie podarować takiego show i zostałam. I nie żałuję, bo nie tylko tańczyłam z nią potem na scenie, ale również ucięłam sobie z nią długą rozmowę. I choć nie usłyszałam jej w autorskim repertuarze, to nigdy nie zapomnę tego dziwnego koncertu. Ulubiony utwór z tego krążka? "The Greatest".

Isobel Campbell i Mark Lanegan "Ballad Of The Broken Seas", 2006

Intrygujący duet. W przypadku wszystkich ważnych dla mnie artystów istotne jest nie tylko to, jak brzmią w studiu nagraniowym, ale również jak wypadają na żywo, na scenie. Pamiętam ich występ w Łodzi w 2008 roku, który organizował bodajże Maciek Werk. Na zawsze zapamiętam niesamowity klimat, jaki stworzyli - coś podobnego zrobili w Polsce Anita Lipnicka z Johnem Porterem. To podobne emocje. Lanegan ma niezwykłą, fascynującą osobowość; minimalnymi środkami wyrazu osiąga maksymalny efekt. Kilka lat temu mocno urzekało mnie takie intymne podejście do grania. Dzięki temu inaczej zaczęłam postrzegać muzykę. Nie musi być jej tak dużo, nie potrzeba tak gęstych dźwięków. Czasem mniej czasem znaczy więcej, po prostu wystarczą dwie gitary. A z tego krążka chyba najbardziej kocham piosenki "Saturday's Gone" i "Revolver".

Reklama

Bat For Lashes "Two Suns", 2009

Nie byłam jeszcze na jej koncercie, choć zagrała na Open'erze kilka lat temu. I chyba nie do końca kupuję to, co zaproponowała na nowej płycie "The Bride". Posłuchajcie singla "In God's House" - przecież on brzmi jak "Daniel" z jej drugiego albumu. W tamtym czasie jej muzyka i teksty zrobiły na mnie ogromne wrażenie - bo była inna niż wszyscy.

Nirvana "Nirvana", 2002

Klasyczne "Best Of…" Nirvany. Wybrałam ten składak, bo nie potrafiłabym zdecydować się na jeden konkretny, studyjny krążek. Skąd Kurt Cobain i jego grupa w moim życiu? W 1994 roku dostałam w prezencie "Nevermind". Byłam dzieciakiem, który nie do końca wiedział, o co chodzi w tej muzyce. Potem poszłam za ciosem i zaczęłam słuchać Pearl Jam, Alice In Chians i Mad Season, ale już na przykład Soundgarden brzmieli dla mnie za staro. Co innego pierwszy Audioslave - do dziś słucham z wielką przyjemnością. Wspomniany Mad Season też zapętlałam długo. Potem miałam też mały romans z punk rockiem. Na szczęście szybko mi przeszło (śmiech), a do Nirvany wracam cały czas

Radiohead "The Best Of", 2008

Tu też zdecydowałam się na zestaw największych hitów, bo nie byłam się w stanie wybrać jednego studyjnego albumu. W sumie nie wiem, co mądrego powiedzieć w przypadku Radiohead, bo oni zachwycają mnie absolutnie. Kupuję wszystko, co wyszło spod ręki Thoma Yorke'a i spółki. Oczywiście musiałam być na ich w 2009 roku w Poznaniu. Zagrali wówczas "Creep", który - jak wiadomo - rzadko gości na ich setlistach. Natomiast gdybym musiała wybrać jeden album z ich dyskografii, to chyba zdecydowałabym się na "OK Computer" - mam do niego największy sentyment.

FKA twigs "LP1", 2014

Ona jest dla mnie zjawiskiem totalnym. Strasznie żałuję, że jest dziewczyną Roberta Pattinsona, bo byłaby… jeszcze fajniejsza (śmiech). Wszystko co robi, cały jej wizerunek i to jak siebie wymyśliła, jest dla mnie zjawiskowe, oryginalne i w ujmujący sposób autentyczne. Oczywiście widzę w tym pomysł na siebie, kreację, ale jest to autentycznie szczere. To co nagrywa, nie zawsze jest dla mnie zrozumiałe po pierwszym przesłuchaniu, czasem może nawet idzie za daleko w swoich poszukiwaniach, ale uwielbiam ją obserwować, bo jest skarbnicą inspiracji. Dla mnie przekazywanie muzyki musi być spójne wizerunkowo, stąd też moje sceniczne kreacje, make-up itp.

PS. Do zestawienia nie załapały się m.in. płyty: "The North Borders" Bonobo, ścieżka dźwiękowa Eddiego Veddera z filmu "Into The Wild" (polski tytuł "Wszystko za życie" - przyp. red.), "The Adventures of Ghosthorse and Stillborn" CocoRosie, "Uwaga! Jedzie tramwaj" Lenny Valentino, "Mingus" Joni Mitchell, "Grinderman" Grinderman, "Dummy" Portishead, "Kiss Each Oder Clean" Iron & Wine, "Oh Land" Oh Land.