Poczuj bliskość amerykańskich twarzy

FYI.

This story is over 5 years old.

THE WHA DA FUG YOU LOOKIN’ AT? ISSUE

Poczuj bliskość amerykańskich twarzy

„Od przynajmniej 20 lat dopracowuję koncepcję fotografii portretowej sprowadzonej do ujęcia twarzy i wreszcie mi się udało" – przy okazji warszawskiej wystawy „American made" , przeczytaj nasz wywiad z fotografem Brucem Gildenem

Fotografik legendarnej agencji Magnum i mój mąż Bruce Gilden uwiecznił na zdjęciach członków Yakuzy, zna też slamsy Haiti - jak własną kieszeń. Od lat wystaje z aparatem na rogach nowojorskich ulic, wyławiając z płynącego chodnikami tłumu co ciekawsze osoby.

Żadna z jego dotychczasowych prac nie dorównuje jednak egzotyką zdjęciom, które powstały na Targach Stanowych w Wisconsin.

W ciągu 11 dni przez bramki okalające teren Targów w West Allis na peryferiach Milwaukee przeszło łącznie 1 012 552 gości. Przybyli tłumnie po masę ciasteczkową, masło orzechowe z galaretką, krakersy przekładane czekoladą i pianką, batoniki, serek śmietankowy (z bekonem) i Przysmak Króla (masło orzechowe z bekonem w bananowej panierce), a wszystko to na patyku i usmażone w głębokim tłuszczu. Goście zapragnęli skosztować ptysiów, białego sera w panierce, 45-centymetrowych corn dogów w cieście kukurydzianym, grillowanych indyczych udek gabarytów dziecięcej nogi. Były też smażone hot dogi w plastrach bekonu i cheddara w cieście piwnym oraz makarony z sosem serowym, zapiekane w cieście piwnym z serem Jack Cheese i bekonem.

Reklama

Oczywiście nie mogło też zabraknąć piw warzonych w miejscowych browarach: Millera Lite, Millera Genuine Draft, Millera 64 czy piwa rzemieślniczego Leinenkugel (marka będąca własnością MillerCoors LLC). Kiedy wizyta na jarmarku przestała już odbijać się Bruce'owi czkawką, postanowiłam zadać mu kilka pytań na temat portretów z Wisconsin.

VICE: Dlaczego jako fotograf wybrałeś akurat to miejsce i wydarzenie?
Bruce Gilden: Pojechałem do Milwaukee w ramach projektu „Pocztówki z Ameryki". To rodzaj kolektywnego przedsięwzięcia, w którym grupka fotografów wybiera sobie miejsce, które ich w jakiś sposób intryguje, następnie jadą tam, żeby wspólnie tworzyć. Trochę jak muzycy z jednej kapeli. Odwiedziłem Milwaukee w sierpniu razem z Martinem Parrem. Pojadą tam jeszcze dwie grupy fotografów, w styczniu i kwietniu. Zdjęcia w Milwaukee to już trzecia część projektu, w której miałem okazję uczestniczyć. Pierwsza miała miejsce w Rochester w Nowym Jorku, a druga w Miami. Od kiedy przyznano mi stypendium Guggenheima, mogę kontynuować projekt także w innych lokalizacjach.

Czy pomiędzy trzema częściami „Pocztówek" istnieje jakiś związek?
Oczywiście wszystkie trzy osadzone są w Ameryce. Dla mnie jest to kontynuacja mojego wcześniejszego projektu o ludziach z zadłużonymi hipotekami, którym banki odebrały domy. Realizowałem go w czterech różnych amerykańskich miastach.

Pocztówki to autonomiczny projekt, ale dla mnie i wielu zaangażowanych weń fotografów to również przestrzeń do artystycznych eksperymentów wzbogacających naszą indywidualną twórczość.

Reklama

Co masz na myśli?
W Rochester mieliśmy zrobić 100 zdjęć w ciągu dwóch tygodni. To spore wyzwanie, więc postanowiłem oprócz analogowego aparatu z czarno-białym filmem używać jednocześnie cyfrówki Leica M9, żeby na bieżąco kontrolować, jak wychodzą zdjęcia. Zabrałem się do fotografii portretowych, bo na ulicach nie było żywej duszy, a ja musiałem przecież wyrobić normę 100 zdjęć. Potem pojechałem na Florydę, gdzie powstały same kolorowe zdjęcia, głównie twarzy, robione średnich rozmiarów lustrzanką.

Czyli na dobre przerzuciłeś się na kolor?
Skąd. Planuję wprawdzie kontynuować przygodę z kolorem, ale to nie oznacza, że porzucam czarno-biały film. Ostatni raz robiłem kolorowe zdjęcia w 1968 roku, więc zdumiało mnie, z jaką łatwością mi to teraz przyszło. Kiedy znalazłem się w Milwaukee, postanowiłem, że projekt w całości będzie się składał z kolorowych fotografii wykonanych aparatem cyfrowym.

Większość zdjęć to zbliżenia twarzy?
Tak, ale te zdjęcia nie powstały pod wpływem impulsu. Od przynajmniej 20 lat dopracowuję koncepcję fotografii portretowej sprowadzonej do ujęcia twarzy i wreszcie mi się udało. Mówię tu o gruntownie przemyślanym i długim procesie, od narodzin koncepcji po jej fizyczną realizację.

Wszystkich tych ludzi ze zdjęć znalazłeś na jarmarku?
Po przyjeździe do Milwaukee próbowałem robić zdjęcia ludziom na ulicy, ale wszystkich gdzieś wywiało. Miasto było wyludnione, bo 120 tysięcy osób codziennie znikało na jarmarku. Też tam poszedłem. Nie robię wielu zdjęć. Wychodzi mi średnio od pięciu do dziesięciu portretów dziennie.

Reklama

Co przyciąga cię w ludzkiej twarzy?
Moim zdaniem piękno można znaleźć wszędzie, ale ja mam dość wygórowane wymagania. Zawsze znajduję jakiś jeden szczegół, który fascynuje mnie wizualnie. Siła oddziaływania zdjęcia kryje się właśnie w tym szczególe. Trzeba umieć trafnie ocenić, co jest dobrym tematem na zdjęcie, a potem nawiązać właściwą współpracę z portretowaną osobą. Tylko wtedy coś z tego wyjdzie. Większość ludzi na jarmarku zgadzała się, żeby ich fotografować, ale to wcale nie musiało oznaczać, że będzie z tego dobre zdjęcie.

O czym myślałeś, kiedy robiłeś te zdjęcia?
O czym nie myślałem! Nigdy wcześniej nie widziałem takiego grubasa. Co ten koleś je, że jest taki tłusty? Ten dzieciak zaraz wydłubie sobie oko patykiem od wielgachnego corn doga. Ten facet czekał pół godziny w kolejce, żeby zamówić 12 ptysiów. Tyle tu kobiet z niesamowicie błękitnymi oczami, to ich własny kolor czy soczewki kontaktowe? Niektóre kobiety mają tak spuchnięte stopy, że aż mnie boli na sam widok.

Po siedmiu godzinach ciągłego łażenia z kąta w kąt i powtarzania sobie: Jeszcze jedno małe okrążenie wokół jarmarku, chciałem tylko się najeść i porządnie wyspać, żeby następnego dnia mieć siłę zacząć wszystko od nowa.

O czym będzie twój nowy projekt?
Zależy od twarzy.

Wystawę „American made" ze zdjęciami autorstwa Bruce'a Gildena możecie obecnie zobaczyć w warszawskiej Leica 6x7 Gallery.