FYI.

This story is over 5 years old.

podróże

Białoruskim szlakiem klubowym - część 2

Dworzec w Mińsku. Polak, Który Też Jest Szwedem A Mieszka w Indonezji (w skrócie PKTJSAMWI) i Picuś wyskakują z taksówki. Picuś już pijany. Rzuca nam się na szyje. Wsiadamy i po paru minutach jesteśmy na miejscu. Kamienica od fasady zajebista,...

Dworzec w Mińsku. Polak, Który Też Jest Szwedem A Mieszka w Indonezji (w skrócie PKTJSAMWI) i Picuś wyskakują z taksówki. Picuś już pijany. Rzuca nam się na szyje. Wsiadamy i po paru minutach jesteśmy na miejscu. Kamienica od fasady zajebista, podświetlona. Widok jak z Wiednia. Domofonik, trochę ciemna zapuszczona klatka. Ot, kamienica, których w Warszawie też by się trochę znalazło. Nie luksus, ale patologii nie ma. W naszym apartamencie lekko pustawo, bo to dla dwóch - trzech osób, a nas docelowo ośmioro, ale mamy porządną lodówę, mikrofalówkę, plazmę, wi-fi i… bydlęce, absurdalnie wyglądające skóry w salonie. Może to tutejszy synonim dobrobytu.

Reklama

Ze spaniem gorzej, bo jest jedno duże łóżko, materac w drugim pokoju i raczej niewygodna kanapa w salonie. Tymczasem zajmujemy łóżko i materac. Indoamerykanin, Niemiec, Który Jest Czechem i Ajrisz, którzy jutro przyjadą, najwyżej będą spać na podłodze. Należy im się. Za Poczdam i Jałtę. I w ogóle za wszystko. Poczciwego Polarnika jakoś dokoptujemy do nas. W końcu jest Polakiem. A jak jest Polakiem to jest gitem, więc zajmuje lepsze kojo. Proste.

Mimo  zmęczenia wychodzimy na miasto. Cygański prysznic (czyli dezodorant na całe ciało), przebranko w lepszy ciuch i łapiemy taxi na ulicy. Bez problemu. Krótkie pytanie do taryfiarza o jakiś dobry klub i jedziemy do pierwszego miejsca.  Trzeba zapłacić ileś- tam za wstęp, więc prosimy ochroniarza, żeby wpuścił jednego z nas, co by obczaił teren. Lucyfer wraca z zażenowaniem na twarzy. Gorsze niż Platinium z Cynamonem razem wzięte. Jedziemy dalej. Sytuacja powtarza się kilka razy. W sumie czego oczekiwaliśmy? Że miński taksówkarz podpowie nam jakieś fajne miejsce? Gdybyśmy, dajmy na to, wylądowali w Warszawie to taksówkarz też zawiózłby nas do „fajnych” miejsc w stylu Mirage Club czy Platinium właśnie. Koniec końców lądujemy w Afryce. Też night club, ale przynajmniej jest trochę normalnie wyglądających młodych ludzi i trochę studentek, a nie same narzeczone mafii. Drink, drink, tańce. Zapraszam jakieś dziewczyny do stolika (za który zapłaciliśmy koło 50 zielonych). Najpierw chcą tequilę, a potem życzą whisky. Zachowuję na tyle przytomności pijanego umysłu, że nie zamawiam całej butelki, jak tego pierwotnie chciały, tylko trzy drinki, bo dziewczyny są trzy. Logiczne. Gadka-szmatka, staramy się rwać. Przewija się jeszcze sporo fajnych dziewczyn, ale koniec końców wracają z nami do domu te trzy od whisky i tequili. Odpalamy hi-fi stereo około czwartej czasu białoruskiego i nasi sąsiedzi już wiedzą, że będą mieli przejebane. Trochę tańców, trochę wygłupów. Całowanie? Chyba tak. Ktoś się całuje. Może ja? Jedna znika w pokoju z Polakiem, Który Jest Też Szwedem A Mieszka W Indonezji. Zostają dwie. Skupiam się na jednej. Dalej nie pamiętam. Jasno. Poranek. Ja, Dajmy Na To Natasza i Picuś na jednym materacu. Ja lekko rozebrany, ona też. Ona pozytywnie reaguje na mój dotyk. Sama też dotyka.

Reklama

Picusiowi nie podoba się, że ugruntowuję przyjaźń białorusko-polską z Dajmy Na to Nataszą na tym samym materacu, na którym on również śpi. To co, mamy się parzyć w łazience tylko dlatego, że paniczowi się nie podoba??? To spierdalaj jak się nie podoba. No i spierdala. Do drugiego pokoju. Może coś tam było między nami, może nie, dżentelmeni o tym nie rozmawiają. Jesteśmy z lekka tylko niepokojeni przez chichoty dochodzące zza ściany i w końcu przez Lucyfera i Picusia, którzy wkraczają do pokoju z odpalonymi kamerami w aparatach. A chuj wam w dupę. Sami nic nie zdziałali, to teraz zazdroszczą. Jakimś sposobem ich wyganiam, po czym idę w kimę. Gdzieś resztką świadomości łapię komunikat „my wychodzimy”. Budzę się po południu, budzi się też Dajmy Na To Natasza. Jest też jej koleżanka. Po wstępnym ogarnięciu się, chcą wyjść. No i dupa. Drzwi zamknięte, klucza nie ma, dzwonię do Picusia- nie odbiera. Lucyfer z kolei zostawił telefon w mieszkaniu. Dziewczyny się wkurzają, szczególnie ta „moja”. Zaczyna być nieznośna i złośliwa. Grozi. Cały urok znika. Myślałem, że spędzę jeszcze miłe popołudnie, ale teraz sam chcę je wykopać. Straszna jędza. Niech już spierdalają. Nie chcę jej telefonu, nie chcę do niej żadnego kontaktu, niech znika. Odbiera Picuś. Mówi, że zaraz będzie, ale po tonie słyszę, że raczej ma to wszystko w dupie. Grożę, że mieszkanie jest na ich nazwisko a dziewczyny chcą wyważać drzwi i wypieprzyć zamek, a ja też mam w dupie i nie będę im przeszkadzał. Poważnieje. Teraz już całkiem szczerze mówi, że będzie za kwadrans. Nie wytrzymuję i wydzieram się na tę bardziej złośliwą. Ucisza się. No tak, baby wszędzie takie same. Jak hukniesz to pokornieją, jak dajesz palec to biorą całą rękę. Przychodzi Picuś. Wypuszcza tę moją jędze i tę drugą, spokojniejszą. Uff..

Reklama

Ma się ku wieczorowi i, co prawda nie wytrzeźwiałem jeszcze po poprzednim, ale trzeba znów zacząć. Pijemy. Przyjeżdża reszta ekipy, to jest Ajrisz, Poczciwy Polarnik, Indoamerykanin i Niemiec, Który Mówił Że Jest Czechem. Rozkładają się ze śpiworami w salonie na podłodze. To przecież zrozumiałe. Poczdam, Jałta, powstanie warszawskie… płaćcie teraz za to wszystko.

Wanna, dezodor, inne ciuchy i lecimy na miasto. Widzę je tylko wieczorem, bo dzień przesypiam. Trochę to przygnębiające. Od razu do Afryki, bo nie chce nam się już szukać. Bramkarz już nas rozpoznaje. Krążymy, zagadujemy… niewiele z tego wynika. Po północy striptiz. Ciała zgrabne, wyrzeźbione, no przepiękne. Jestem jeszcze bardziej wkurzony, bo to jak lizanie lodów przez szybę.

Wszyscy w końcu wracamy do naszego mieszkania. Ajrisz najebany śpi w fotelu. No już dawno się nam naraził. Był hałaśliwy, nieznośny i wycierał swoją piegowatą, irlandzką dupę w nasze ręczniki. Decyzja jest szybka. Numer z fiutem. Parę kompromitujących zdjęć z naszymi członkami przy jego twarzy plus 30 sekundowy filmik z całkiem niezłą fabułą. Indoamerykanin śmieje się… nie, on się tarza ze śmiechu. To nie jest normalny śmiech, to śmiech wariacki. Ja w tym śmiechu słyszę nutę niedowierzania i przerażenia. Ajrisz budzi się, ale udaje nam się jakoś szybciutko wytłumaczyć fakt trzymania krocza przy jego twarzy. Okazuje się, że Indoamerykanin nie widział „2 girls 1 cup”. Z naszą pomocą szybciutko naprawia ten szokujący brak obycia w klasykach kinematografii. Znów zaczyna się śmiać na podłodze. Dobijamy go legendarnym „One Guy One Cup” i serią zdjęć „anal prolapse”. Śmieje się przeraźliwie z obłędnym wzrokiem. Krzyczy „prooolpase”. Chyba właśnie na żywo obserwuje wywołana szokiem dekonstrukcję osobowości. Całkiem ciekawe. Potem sam zaczyna wyszukiwać „vaginal prolapse”„eye prolapse”…. „nose prolapse”. Zostawiamy go z tymi prolapsami i idziemy spać, bo jutro, a w zasadzie już dziś- impreza sylwestrowa.

Reklama

Budzimy się około południa. Komuś obiło się o uszy, że w News Cafe jest fajnie. Jemy tam śniadanko. Gustowny wystrój, kelnerki o niesamowitej urodzie i figurze. Znakomite jedzenie.  Gruzińska woda Borjomi wymiata kaca. Chłopaki jadą zwiedzać Mińsk, mi się nie chce, ja mam czas, ja tu zostaję po sylwestrze. Wolę się przygotować na dzisiejszą dziką imprezę. Zapowiedziało się około 80 osób, nie wiemy jak wytrzyma to trzypokojowe mieszkanie.

Nie udaje mi się wyrobić do dwudziestej. Pierwsi nasi goście, a raczej gościnie, widzą mnie jeszcze w bokserkach. Z minuty na minutę rośnie liczba ludzi, jak i stężenie alkoholu w moim organizmie. Udaje mi się wypić bruderszafta z pewną blondynką o niewinnej, dziecięcej wręcz buzi, normalnie jelonek Bambi. Wkręcam Bambi, że od tej pory jesteśmy mężem i żoną. Taka polska tradycja.  Chyba zdaje sobie sprawę ze ściemy, ale ze śmiechem to przyjmuje. Miotam się, gadam z mnóstwem ludzi, chaos, alkohol. Wpada para przebrana odpowiednio- za Dziadka Mroza i Śnieżynkę. Biorą wszystkich w kółko, każdy ma odpowiedzieć na pytanie skąd jest, co robi i jakie są u niego tradycje sylwestrowe. Jak w przedszkolu, ale ok,niech będzie. Mówię coś o tym, że w Polsce byłem na takim sylwestrze na którym kolega zasrał całe mieszkanie, bo poszedł do kibla, ale zapomniał ściągnąć spodni i potem to wszystko najebany i nieświadomy rozrzucał z nogawki. Picuś schizuje się, że ta Śnieżynka i Mróz to szpiedzy z białoruskiego KGB. Stary,  szpiedzy raczej nie zajmowaliby się bandą idiotów. A nawet jeśli… to właśnie powstała notatka tym, że w Polsce na sylwestra rozrzuca się gówno po podłodze. Who cares…

Przewija się mnóstwo osób. Są jacyś Holendrzy, włoscy fanatycy AC Milan, czarnoskóry piłkarz Dynama Minsk kobiety, mężczyźni… co chwila wchodzą i wychodzą. Dwunasta godzina, w Polsce dopiero 22ga. Wychodzimy przed kamienice, ktoś zorganizował lampiony, fajnie, życzenia, cmok cmok.

Powrót do naszego apartamentu. Ludzi jak w ulu. Tracę z zasięgu wzroku moja „żonę”, żeby potem zobaczyć jak wychodzi z łazienki w towarzystwie jakiegoś lokalsa. Nosz kuuurwa. No to trzeba przekierować   zainteresowania, bo już nic z tego nie będzie. Towarzystwo najebane. Wbija się jakiś Wenezuelczyk w mundurze admirała. Co jest? Z nim Białorusinka, która oznajmia że jest czarownicą. Ma słowotok, zapodaje wersy Szekspira, Shelleya, płynnie gada po angielsku, niemiecku, zmienia języki, tańczy… tańczy zajebiście. Ciało jak sportsmenki, umysł jak brzytwa, płynie po tematach, gestykuluje, zmienia intonację ja pierdolę… co za zwierzę. Nadkobieta. Jeśli nie jedzie na mefedronie, to jest naprawdę magnetyczna. Wenezuelczyk o coś się zaczyna rzucać. Pieprzony Maradona, mały kogucik. Lucyfer szybko gasi go dając z otwartej w latynoską gębę. Mały Maradona z miejsca się uspokaja. Bawimy się. Wóda, wóda. Gdzieś  gubię tę swoja „żonkę”, wóda, piję z jakimś Azerem. Azerem??? Pierwszy raz piję wódkę z Azerem! Mówię mu, że w razie czego nie popełnimy już błędu z Wiednia i nie damy im łupnia chroniąc dupków z Austrii.  Nie dość na tym, przyłączymy się do islamskiego najazdu na Europę. A niech się pali. Niech dostana w końcu za zabory, za  wygodnictwo, tchórzostwo, sprzedajność, ciasne horyzonty i pizdowatość. Z nowymi najeźdźcami zatańczę na trupie dogorywającego zachodu. Co było dalej nie pamiętam. Goście się wykruszają, dziewczyny śpią po kątach. Dzisiejszej nocy wygranym jest Poczciwy Polarnik, który dorwał miłą niewiastę, a także Niemiec, który niezgorzej radzi sobie z równie miłą dziewczyną. Nie przeszkadza mi to, że robią to w tym samym pokoju. Cieszę się jego radością. Zasypiam. Obok moja „żona”. Ladacznica. Powinienem wypowiedzieć jej to małżeństwo. Co jest, do cholery? Jak jesteś w Polsce to dziewczyny robią w majty na widok cudzoziemca. Jak jesteś cudzoziemcem, to Białorusinki chodzą do kibla ze swoimi. Do chuja…

Polak, Który Jest Też Szwedem A Mieszka W Indonezji, Picuś i Lucyfer odjeżdżają na lotnisko.  Zostaje nas dwóch Polaków- ja i Poczciwy Polarnik. Jesteśmy w mniejszości, ale poradzimy sobie ze spiskująca, wrogą międzynarodówą.

Może nie uwierzycie, ale przed Wami jeszcze kilka odcinków tej sagi dla wytrwałych…