FYI.

This story is over 5 years old.

Interviews

Zjadłem obiad z G-Unit

Jesteśmy w połowie procesu pełnej reaktywacji G-Unit, uznałem więc, że to idealny czas, by ustawić się z Youngiem Buckiem, Lloydem Banksem i Tonym Yayo na pogawędkę

All photos Bobby Viteri

Miałem osiem lat, gdy ukazała się płyta Get Rich or Die Tryin' 50 Centa, a G-Unit rozpoczęło panowanie na scenie hiphopowej. 50 i jego ekipa – Young Buck, Lloyd Banks i Tony Yayo – pomogli rapowi wrócić na ulicę w czasie, w którym raperzy tacy jak Ja Rule wprowadzali na popowe listy przebojów kawałki zahaczające o R&B. Na początku i w połowie pierwszej dekady nowego tysiąclecia Guerrilla Unit byli moim całym światem. Śledziłem ich losy, gdy wydawali swój drugi wspólny, platynowy album Beg For Mercy oraz niezliczoną liczbę uchodzących dziś za klasyki mixtape'ów i płyt, niegrywalną grę wideo, a także wtedy, gdy wypuszczali kolekcję ciuchów projektowanych z pomocą Marca Ecko.

Reklama

Jednak minęło już ponad 10 lat, odkąd 50 Cent miał pozycję hiphopowego dyktatora, a G-Unit robiło za jego partię. W ostatnich latach członkowie G-Unit popadli w konflikt z prawem, sprzedaż płyt szła albo przeciętnie, albo wcale. Grupa cierpiała też z powodu wewnętrznych niesnasek. 50 ekskomunikował Younga Bucka w 2008 roku, a w stosunkowo niedawnych wywiadach, jeszcze nawet z zeszłorocznej wiosny, nabijał się z Yayo i Banksa. Biorąc pod uwagę wszystkie te docinki i malejące znaczenie zespołu w środowisku, wydawało się, że już nigdy nie dostaniemy od chłopaków utworu na miarę Poppin' Them Thangs i nie będziemy mieli więcej okazji do nabycia któregoś z tych dziwacznych g-unitowych bezrękawników.

Jednak grupa zaskoczyła wszystkich i zeszła się w czerwcu ub.r. podczas koncertu odbywającego się w ramach Hot 97 Summer Jam. W tym czasie do zespołu dołączył też nowy członek, Kidd Kidd. W październiku wydali mixtape'a zatytułowanego The Beauty of Independence. Wcześniej upublicznili jeszcze EP-kę The Beast Is G-Unit. To wystarczyło, by przypomnieć sobie, co czyniło G-Unit tak nieposkromioną ekipą w 2003 roku.

Jesteśmy w połowie procesu pełnej reaktywacji G-Unit, uznałem więc, że to idealny czas, by ustawić się z Youngiem Buckiem, Lloydem Banksem i Tonym Yayo na pogawędkę. Spotkałem się z członkami G-Unit w New York Yankee Steakhouse w Midtown. W przerwach między jedzeniem ekstrawaganckich steków i owoców morza a próbami uporania się z nachalnymi fanami udało nam się przeprowadzić niesamowitą rozmowę o drodze chłopaków na szczyt i z powrotem oraz o sprawach sądowych i wynikających zeń utrapieniach. Lloyd Banks i Tony Yayo okazali się szczególnie wylewni. Rozmawiali szczerze, byli otwarci, dokładnie pamiętali czasy minionej świetności. Oto co mieli do powiedzenia.

Reklama

Dorastaliście razem?
Tony Yayo: Tak. To niezwykła relacja. [wskazuje na Banksa] Znam go całe życie. Powiedzmy, że to jest dom mojej matki [rysuje mapę na stole], a to jest dom Banksa. Mogłem patrzeć, jak chodził do sklepu. A 50 jest tu. Więc to było tak, że wychodziłem z domu i widziałem go codziennie. Banks był sporo od nas młodszy, ale wiem, że potrafi rapować od 12. roku życia.

Lloyd Banks: Widzieli, jak rapowałem przed salonem fryzjerskim na rogu. 50 występował na moim pierwszym koncercie. To był pierwszy talent show, w jakim zdecydowałem się wziąć udział w szkole z kilkoma kolegami. 50 skradł show. Ja miałem 12 lat, on 19. Pracował wtedy z Jamem Masterem Jayem. Nagrał z nim kilka kawałków.

Wyniosłem z tego występu naukę, która nadal mi się przydaje. Wiem, jak rozkręcać tłum i mieć nad nim kontrolę. Skończyło się tak, że Yayo przyprowadził mnie do 50, po tym jak już widział mnie kilka razy na ulicy. Następnie udało mi się trafić na jednego mixtape'a, drugiego mixtape'a, trzeciego mixtape'a – i nagle miałem podpisany kontrakt wart miliony dolarów.

Jacy byliście jako dzieci?
TY: Wszyscy spędzaliśmy czas na ulicy. Ale robiliśmy różne rzeczy. Gdy ja bawiłem się w alfonsa i playera, Banks grał w piłkę z kolegami, taki był jeszcze młody. Ale to muzyka stała się naszą pasją. Spotykaliśmy się z chłopakami w piwnicach – nikt nie miał nic do roboty – i po prostu słuchaliśmy muzyki. Wtedy właśnie powstał G-Unit, zaczęliśmy freestylować. Pamiętam, jak usłyszałem pierwszy freestyle Banksa, pamiętam pierwszy freestyle 50. Pamiętam słowa Fifa, które szły tak: „The sale went stale / quarter-mill bail / Fresh out the jail / Shit is really real / Niggas is locked up man, I pray they don't tell / 20-man indictment / My lawyer got to fight this…".

Reklama

A jak było z tobą, Young? Nie trzymałeś się z Cash Money jako nastolatek?
Young Buck: Tak było, faktycznie. Żyłem już wtedy na ulicy, miałem 13-14 lat. I naprawdę w tym wieku zarabiałem kasę na ulicy. Poznałem Baby'ego i Wanye'a, gdy miałem około 14 lat.

Byli wtedy bardzo młodzi?
Wayne był rzeczywiście bardzo młody. Miał chyba 12 lat. Przychodziłem po Wayne'a z Babym… Później, gdy stałem się częścią Cash Money, miałem wrócić do szkoły w Nashville w stanie Tennessee. Ale opuściłem Nashville i postanowiłem żyć w Nowym Orleanie. Jeździłem po mieście z Babym przez cały dzień, żeby się od niego uczyć. I podrzucaliśmy Lila Wayne'a i Turka do szkoły. Jeśli chodzi o moje dzieciństwo, to nie różniło się szczególnie od dzieciństwa Banksa i Yayo. Wszyscy jesteśmy chłopakami z szemranej dzielnicy, wszyscy startowaliśmy z dna. Więc wiesz – różne miejsca, ale te same przeżycia.

Zacząłem nabywać doświadczenia na niezależnej scenie w bardzo, bardzo młodym wieku. Jako że znałem wtedy Baby'ego, próbowałem już samodzielnie dystrybuować moją muzykę w mieście. Mając 14 lat, kupowałem tysiąc płyt CD za 300 dolarów i sprzedawałem je po 10 dolarów za sztukę. Policz sobie, jak to działa. Sprzedawałem zioło i płyty jednocześnie. Zapisywałem swój numer telefonu na krążkach – miałem oddzielną, specjalną komórkę. I nadszedł w końcu moment, gdy telefon od płyt dzwonił częściej niż ten od towaru. Wiedziałem wtedy, co zrobić.

Reklama

G-Unit ma mocno uliczne korzenie. Dziś wsparcie ulicy nie jest już w hip-hopie ważne. Co o tym sądzicie?
TY: Mam wrażenie, że wywodzimy się z czasów, gdy rapowanie było jakby wymuszone przez naszą sytuację. Pamiętam, jak nagrywaliśmy klip do In Da Club i pojawił się tam Suge Knight – wtedy go poznałem. Działy się wówczas naprawdę wielkie rzeczy. Wszystko mogło się zacząć nagle, ot tak. Wszystkie te beefy, w których braliśmy udział, wiesz, jak to jest. Musiałeś być bardzo ostrożny. Banks już o tym wspominał. Był młody, gdy go postrzelono. To było na dzień przed 11 września.

[Lloyd Banks został postrzelony w 2001 roku przed klubem w South Jamaica w Queens, sytuację tę nazwał potem „przypadkowym aktem przemocy".]

LB: Obudziłem się w szpitalu i od razu zobaczyłem, jak walą się wieże WTC. Myślałem, że oglądam Dzień Niepodległości czy coś takiego. Nie wiedziałem, co to było, dopóki nie zrobiło się straszne zamieszanie. Drugiego dnia mojego pobytu w szpitalu śmigłowce zaczęły zwozić rannych.

Jak to było dostać postrzał?
LB: Zupełnie inaczej, niż pokazują na filmach. W filmie widzisz kogoś, kto dostaje kulkę i umiera. Ja zostałem postrzelony i przebiegłem wzdłuż 25 budynków do najbliższego szpitala. Gdybym został na miejscu albo spanikował, to nie wiem, czy bym teraz z tobą rozmawiał.

Ale zadawałem podobne pytania 50, ponieważ oberwał aż dziewięć razy. Miał dziury po kulach na twarzy. Pytałem go: „Jak udało ci się zachować spokój? Co zrobiłeś?". A on na to: „Bardziej byłem wściekły, że nie udało mi się strzelić do napastnika". Bardzo dobrze to zapamiętałem, bo wiedziałem, że zaraz zrobimy coś wielkiego. Ukazał się wtedy pierwszy mixtape 50 Cent Is the Future. Więc gdy oberwałem, byłem bardziej zdenerwowany. Biegłem do szpitala. Chciałem, żeby mnie po prostu naprawili, żebym mógł wracać na trasę koncertową.

Reklama

Ale miałem farta. Żaden artysta nie wchodzi do środowiska z kimś o 10 lat starszym. A 50 oglądał Jama Mastera Jaya i inne tuzy rapowej sceny, żeby wiedzieć, co i jak.

50 już na początku powiedział mi, że zostanę solowym artystą: „Słuchaj, masz przed sobą co najmniej pięć albumów". Powtarzał to, gdy miałem 19 lat, po wysłuchaniu kilku zwrotek. Poszliśmy na kolejne spotkanie, a on: „To mój artysta, Lloyd Banks". Gdy raz mnie tak przedstawił, stwierdziłem, że faktycznie byłem jego artystą.

YB: Sukces G-Unit przyszedł bardzo szybko. Ludzie zapominają, że mamy po dwa, trzy solowe albumy. Ja wydałem Straight Outta Cashville i Buck the World. W pewnym sensie żaden z nas nie rozplanował jeszcze wszystkiego do końca. Nadal jesteśmy świeżymi artystami. Świeżutkimi. Przy okazji platynowymi, powiem ci coś o tym: w branży już nie chodzi o cyferki, wszyscy o tym wiemy – ale fakt faktem, że nie ma innej grupy, której każdy członek byłby platynowy! Nawet N.W.A tego nie osiągnęło.

Jak dla mnie – to właśnie teraz jest mój moment. Minął szmat czasu, można powiedzieć, że już całe pokolenie, a przecież niektórzy z upływem lat stają się gorsi. Zwłaszcza jeśli przeszli to co ja. Pokonałem koszmarne przeciwności losu. Rozumiesz? W mojej sytuacji przeciętny człowiek pewnie skoczyłby z mostu. Trafiłem do więzienia zgorzkniały i postanowiłem w pudle, że stanę się lepszy. Wcześniej nie byłem dobry dla samego siebie, dla moich dzieci, dla nikogo. W więzieniu zdałem egzamin GED [amerykański odpowiednik matury – red.]. Wykorzystałem więc czas spędzony za kratami, by przestawić swoje życie na zupełnie inne tory. Young Buck jeszcze wszystkich nieraz zaskoczy.

Reklama

Czy przewidzieliście, że G-Unit osiągnie tak wiele?
TY: Nigdy się tego nie spodziewałem.

LB: A ja tak. Jestem zupełnie szczery. Byłem samotnikiem, nawet moi przyjaciele nie wiedzieli, że jestem dobry, dopóki sam tego nie poczułem. Nigdy nie słyszeli w moim wykonaniu słabego rapu. Nie traciłem na to czasu. Wiedziałem, że po prostu musiało się udać. Energia, którą wkładasz w pracę, wraca.

Jak to było znaleźć się na szczycie?
TY: To wysokość, której nie da się opisać. Pamiętam, jak opuszczałem więzienie w pasiaku, a potem zagraliśmy na Summer Jam. To był jeden z moich pierwszych wielkich koncertów. Nawet nie potrafię tego opisać. Na twoim pierwszym albumie jest Eminem! Jestem na wyspie Rikers, Eminem ma na sobie T-shirt z napisem „Uwolnić Yayo". Wszyscy mówią „Uwolnić Yayo!". To było szalone. I zwiedziliśmy cały świat.

Obrazki mogą się zmieniać, samochody mogą przejeżdżać, fani będą przychodzić i odchodzić, ale nic nie odbierze ci podróży. Byłem w Dubaju. Widziałeś kiedyś ten naprawdę wysoki hotel? Mieszkaliśmy tam. Dziewczyny potrzebują paszportu, żeby wejść do twojego pokoju. Byliśmy w Amsterdamie. Popłynęliśmy na wyspę Robben, gdzie więziono Nelsona Mandelę, wszedłem do jego celi – prawda, Banks? Byłem w Bombaju, Gold Coast, Syndey, Brazylii, Wenezueli, na Kanarach. Kanary były dla mnie szalone ze względu na ten czarny wulkaniczny piasek. Byliśmy wszędzie, stary. A wcześniej nigdy nie wyjechałem nawet poza Nowy Jork.

Reklama

Nigdy nie opuściłeś Nowego Jorku?
Po raz pierwszy wyjechałem z mojego miasta przy okazji kręcenia Rowdy Rowdy 50 Centa. Nie wiem, czy pamiętasz ten kawałek, ale to działo się wtedy, gdy był w Kolumbii. 50 zabrał mnie do Cancún. To wtedy po raz pierwszy opuściłem Nowy Jork. Tego dnia, gdy został postrzelony, miał nagrać piosenkę Thug's World z Beyoncé.

Jak to było, gdy postrzelono 50 Centa?
Będę szczery: myślałem, że nie żyje. To wszystko wyglądało jak morderstwo. Byłem przekonany, że już po nim, nie wiedziałem, że jest inaczej. Potem zaskoczyło mnie to, że nie chciał mnie widzieć w szpitalu. Zapytałem: „Dlaczego nie chciałeś, żebym cię odwiedził?", a on odpowiedział: „Bo mógłbyś teraz inaczej myśleć o przebywaniu w moim towarzystwie". Nie chciał, żebym go widział w takim stanie. Było to dla mnie dziwne, bo myślałem o nim jako o moim człowieku. Ale on nie chciał, żebym widział go postrzelonego tak fatalnie. Był w naprawdę złym stanie.

Nadal wydaje mi się szalone, że zaszliśmy w życiu tak wysoko. Patrzę na to jak na projekt Boga. Pamiętaj, że nie siedzisz tu sobie ze zwykłym raperem. G-Unit to wyższy poziom. Od samego początku dużo się działo, zdobyliśmy ogromne doświadczenie.

Mieliście dużo beefów.
TY: Tak. Mam wrażenie, że będąc na szczycie, zawsze jesteś celem.

Uważasz, że warto?
Tak, oczywiście. Przyzwyczajasz się do tego. Będziesz atakowany. Taka np. Iggy Azalea nagrywa dobre kawałki – i tyle. A G-Unit? Wszyscy na nas najeżdżali i jeszcze mówili, że to my jesteśmy niegrzecznymi chłopcami.

Reklama

Mieliśmy trochę beefów w branży. Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz. Ale nie wydaje mi się, żebyśmy zainicjowali dużo beefów. Szczerze? Myślę, że beef ujmuje trochę hitom, jakie nagrywaliśmy – So Seductive, In Da Club, On Fire. Nagrania z Dr. Dre i Eminemem. Beef umniejszył wartość tych zajebistych kawałków. I wszyscy mówili: „Och, rozpoczęli beef, żeby nagrania się lepiej sprzedawały?". A ja na to: „Nie! Nagrywamy dobre numery! I mieliśmy jebanego beefa!".

Jakie są wasze ulubione albumy hiphopowe?
Ready to Die, All Eyez on Me… Każesz mi wybierać między Illmatic, The Blueprint i Get Rich or Die Tryin'? Illmatic. Jebać to.

LB: Life After Death, It Was Written, Infamous.

YB: Na miejscu trzecim byłoby Tha Last Meal Snoopa, na drugim The Diary Scarface'a, a na pierwszym Me Against the World.

Jakimi nowymi artystami się dziś jaracie?
TY: Jest ich sporo. Choćby Drake czy Joey Badass.

LB: To szalone, ale w każdym z moich projektów pracuję z jakimś nowym artystą. Nagrywałem ze Schoolboyem Q, z Jayem Rockiem, mam kilka piosenek z Nipseyem Husslem, współpracowałem z A$AP Rockym na Cold Corner 2. I to wtedy, gdy moi fani nic jeszcze o nim nie wiedzieli.

Jak się nagrywało z Rockym?
Słuchałem jego kawałków. Gdy doszedłem do trzeciego – Wassup – sięgnąłem po telefon i zadzwoniłem do niego. Zrobiłem dla Rocky'ego coś, czego nikt nie zrobił dla mnie. Porozmawiałem z nim i przekazałem mu pewną wiedzę. Opowiedziałem o występach i swoich doświadczeniach.

Gdy ukazał się mój pierwszy album, zadzwonił do mnie Fabolous. I to było to! Gdy mnie postrzelono, ukazały się The Blueprint i album Faba. Oba krążki miałem w szpitalu. Piosenki takie jak Ain't No Love to mój soundtrack.

Ale jeśli chodzi o młodszych artystów… Nawet gdy poznałem Bobby'ego Shmurdę, podbiegł do mnie, krzycząc: „Yo!". I o to chodzi, o szacunek. Kocham to! O to chodzi w hip-hopie. Bo my też byliśmy kiedyś takimi samymi zwariowanymi 20-latkami.

TY: Tak, i doszliśmy tak daleko. Dzięki ci, Panie.