Jak podróżować i nie być dupkiem

FYI.

This story is over 5 years old.

podróże

Jak podróżować i nie być dupkiem

Serio myślisz, że ktoś potrzebuje czytać koślawe posty o smaku bananów i poetyckie uniesienia o tym, że warto rzucić korpo?

Spójrz wyżej #Bardzo #inspirujące #zdjęcie (fot. Pixabay) 

Pisane Helveticą quasi-intelektualne cytaty o tym, że statki nie są budowane po to, aby stały w porcie zaczynają zalegać na twojej facebookowej tablicy? Twój znajomy – entuzjasta jogi w workowatych spodniach – zdążył już wrzucić zdjęcie robione przy pomocy selfie sticka z centrum Kuala Lumpur, hasztag przygoda, hasztag odnaleźć siebie? Tak, zbliżają się wakacje: dla jednych to powód, żeby podreperować sobie budżet na budowie w Niemczech, dla innych początek wzajemnego onanizmu i samozachwytu nad dziewiczymi wyprawami spod znaku górskiego szczytu i kokosowej palmy, przepuszczonej przez filtr Instagrama.

Reklama

Wrażliwość naszego pokolenia względem opisywania podróżniczych przeżyć ukształtowana została przez raka, jaki osadził się na prasie i podróżniczych portalach. W pogoni za lajkami i dopasowaniem się do potrzeb odbiorców, niczym selfie z panieńskiego wieczoru mnożą się gówniane artykuły i zestawienia: 10 najciekawszych miejsc, 10 potraw, których musisz spróbować, 10 gór, o których nie miałeś pojęcia. Pisma podróżnicze, kiedyś darzone estymą i szacunkiem, stały się pretensjonalnym zbiorem powielanych ciekawostek oraz nastawionych na lajki pytań z serii – a wy gdzie w tym roku? Nie ma w tym, absolutnie żadnej świadomości przemian i chęci zbudowania dyskusji nad zmieniającym się dynamicznym światem podróży. Wszystko podsycane jest słabym jak wygazowane piwo postkolonialnym obrazkiem białego człowieka, eksplorującego dziki i niedostępny wciąż świat.

Wyłącznie dobre rady. Polub fanpage VICE Polska, żeby być z nami na bieżąco

Z tego wszystkiego wyłania się podróżniczy konkurs piękności. Twoje wychuchane i wyreżyserowane pod social media wspomnienia, nie różnią się już niczym specjalnym od zdjęć dresa przy golfie czy bananowych panienek hasztagujących to, gdzie poją się właśnie kofeiną. No dobrze, skoro już zdeptałem w ignorancki sposób wszystko, co uważasz za filar swojej podróżniczej zajawki, obetrzyj łzy chustą z górskiego sklepu i czytaj dalej.

Zdjęcia z podróży

Jasne, że wspomnienia nabierają dla nas wagi, jeśli możemy się nimi dzielić i to właściwie istota życia. Jednak teraz skup się, bo to ważne – gdy oznaczasz, że jesteś na samotnej wyprawie po Kaukazie, to ja już wiem, że uwaga, jesteś na samotnej wyprawie po Kaukazie. Pomyśl, czy każdy 10-kilometrowy odcinek drogi, to aż taka fenomenalna atrakcja, o której koniecznie musisz powiedzieć światu. Zresztą, hej, to miała być twoja samotna wyprawa. Zrób swoją drogę, zbierz doświadczenia i przestań katować świat swoją weekendową turystyką w poszukiwaniu WiFi. No, chyba że okręcasz się głównie w środowisku podróżników-onanistów i wzajemne lajkujecie sobie zdjęcie każdego napotkanego kamienia, który przypomniał wam o istocie życia. Zróbcie jakąś tajną grupę, bo to takie fascynujące jak młode mamy, które każdego dnia odkrywają przed internetem, jakim cudem jest dla niej jej nowo narodzony słodki orzeszek.

Fascynacja „egzotycznym" człowiekiem

Niektórzy wciąż uważają, że zdjęcie z podróży, na którym jest Czarny, to szczyt egzotyki. Wszystko jedno, czy to Czarny ze slumsów Jamajki, czy etatowy pracownik parku tematycznego, który po 17 odłoży włócznie, pióropusz i pójdzie oglądać Breaking Bad. Europejski białas zawsze chętnie zrobi sobie zdjęcie w oczekiwaniu na komentarz – „gdzieś ty zawędrował, uważaj, żeby cię nie zjedli hehehe". To, że takim zachowaniem podkarmiasz tylko zdechły imperialistyczny mit o dominacji białego człowieka to jedno. Przede wszystkim jednak – udało ci się, spotkałeś Czarnego i już wiem, że byłeś daleko. Tanie linie lotnicze uczyniły, z ciebie prawdziwego obieżyświata.

Używanie gościnności

Przez ostatnie parę lat podróżnicze cebulactwo osiąga poziom mesjański. Cebulowi królowie prześcigają się, w wydawaniu książek i radzeniu jak przebyć cały świat za darmo. Tutaj trzeba się mocniej pochylić, bo to kwestia niejednoznaczna. Owszem zgadzam się, że radzenie sobie w trudnej sytuacji materialnej w różnych częściach świata to fantastyczna umiejętność. Jednak bardzo szybko ton tych wypowiedzi zmienia się z poradnika „jak sobie poradzić w trudnej sytuacji" do „jak wykorzystać sytuację". Tutaj rozpoczyna się poważny problem, bo skorzystanie z gościnności ludzi często o wiele uboższych niż przeciętny mieszkaniec Zachodu stawiane jest na piedestale podróżniczych trofeów. Co gorsza, staje się również podstawowym narzędziem do poznawania kultur dla domorosłych internetowych antropologów.

Co w tym złego? Często tyle, że nikt nie powie wam w twarz, że ma mało jedzenia, tylko ugości najlepszymi kęsami kurczaka. Biały włóczykij opiszę mistycyzm tej sytuacji bez wiedzy, że lokalsi będą wsuwali sam ryż, bo gościnność jest dla nich świętością. Jednak, aby mieć tego świadomość należy czytać coś sensownego, zamiast karmić się bzdurami telewizyjnych blondynek z plecakiem. Zanim wkroczysz w obcy świat, nie oczekuj nic, ofiaruj maksimum, nie ubieraj swojego lenistwa w wyczyn.

Głębokie wejście w kulturę

Czy może istnieć coś gorszego w świecie dzielenia się wrażeniami z podróży, niż ludzie z serii „stałem się częścią plemienia". Nie, nie ma. Masz może znajomego, który na zdjęciu profilowym pozuje w pióropuszu? Koleś tak bardzo zyskał zaufanie miejscowego szamana, że ten wyjawił mu sekret wchodzenie w skórę lamparta. Pretensjonalność ludzi Zachodu i nieudolne próby scalenia się z miejscowym plemieniem może nie byłyby takie złe, gdyby ich wartość nie opierała się jedynie na tym, co powie internet. Każda wartość przeżyć poddawana jest publicznej ocenie i właśnie ta ocena, staje się jedyną motywacją. Podróż jest produktem, który materializuje się na tematycznym festiwalu, gdzie możesz odebrać trofeum za swoje NAJ. Podróż przestała być celem samym w sobie.

Czy świadomość i głód wiedzy, nie powinny być największymi namiętnościami podróżnika? Nieważne czy istnieją na świecie białe plamy, czy nie, przecież chodzi o to, żeby eksplorować świat i filtrować przez samego siebie, nie porównywać z kretyńskimi filmikami kręconymi z kija. Serio myślisz, że ktoś potrzebuje czytać koślawe posty o smaku bananów i poetyckie uniesienia o tym, że warto rzucić korpo? Może warto nie zatruwać się tym wszystkim i zostawić w sobie czystość doznań i świeżość perspektywy – zamiast uganiać się za lajkami od świata, od którego rzekomo się ucieka?