Kontrowersyjny strajk w wegańskiej burgerowni to nie jedynie problem „warszawki" i modnie ubranych ludzi na rowerach, ale pracowników oraz przedsiębiorców rynku gastronomii (i nie tylko) w każdym polskim mieście.
Reklama
Reklama
Reklama
Dla lewaka i prawaka. Polub fanpage VICE Polska, żeby być z nami na bieżąco
Związków nie ma, więc moc negocjacyjna pracowników jest mała. Każdy indywidualnie musi rozmawiać z szefem o warunkach pracy, płacy, czy tym, jak i za co zostanie zwolniony w trybie natychmiastowym. Gdyby wszyscy pracownicy gastronomii mogli zrzeszać się w centralach związkowych, mogliby liczyć na lepsze i podobne jeśli chodzi o warunki traktowanie w każdym lokalu. Konkurencja między restauracjami, barami, kawiarniami i klubami nie opierałaby się na niskich kosztach pracy. Poza tym, wszelkie badania pokazują, że pracownicy, którzy pracują w warunkach niestabilności i stresu, pracują po prostu gorzej.Od nowego roku wzrasta płaca minimalna – trzeba będzie tego przestrzegać. Poza tym, konsumpcja rośnie, pensje statystycznie też. Można spodziewać się większej liczby klientów, którzy wydadzą więcej niż w latach poprzednich. Najwyższy czas zrozumieć, ze bez zmian prawnych umożliwiających funkcjonowanie nowoczesnym związkom we współczesnej gospodarce (m. in. modele sektorowe, uznające różne formy zatrudnienia, obecne w dialogu z rządem i przedsiębiorcami) wszystkim będzie gorzej. Pracownikom, bo ich pensje nadal będą niskie, a bezpieczeństwo żadne. Pracodawcom, bo kiedy wszyscy pracownicy zarabiają mało, to klientów też jest mniej, a więc zyski nie rosną tak, jak by mogły.Najprawdopodobniej jednak cała sytuacja nikogo niczego nie nauczy. Właściciele knajp dalej będą narzekać, że ich pracownicy przekręcają ich na liczbie wydanych naleśników i piw – a pracownicy że związki są nie dla nich, bo przecież nie machają kilofem w kopalni.