FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Koleś, przy którym wszyscy wyglądamy jak małe dziewczynki

Poznałem Kavuye dwa lata temu, podczas ćwiczeń ze strażnikami z Advance Force Rangers z Konga Wschodniego.

Poznałem Kavuye dwa lata temu, podczas ćwiczeń ze strażnikami z Advance Force Rangers z Konga Wschodniego. Poznałem jednego z nich na innym wyjeździe, pokazał mi mały cmentarz, tłumacząc, że jeden z ośmiu jego ludzi został zastrzelony i zarabiają ledwo 150 dolarów miesięcznie. Są też paskudnie przewyższeni liczebnie przez buntowników, którzy rabunkiem i gwałtem przedzierają się przez Park Narodowy Virunga, rozciągający się na Kongo, Rwandę i Ugandę. Mówi się, że jest około 40,000 buntowników i ledwie 700 strażników w parku.

Reklama

Zwróciłem uwagę na Kavuye bo maszerowałem zaraz za nim podczas musztry i widziałem jego ogromne blizny, owinięte dookoła jego karku i spodu czaszki. Wyglądały jak kora jakiegoś prastarego drzewa, a mimo to Kavuye miał jeden z najcieplejszych uśmiechów, jakie w życiu widziałem. Pewnego dnia zapytałem go skąd ma te blizny.

„Pracowałem jako strażnik. Zostałem wyznaczony jako przywódca mojej grupy. W pewnym momencie tubylcy, których goniłem, próbowali mnie przekupić ale odmówiłem. Potem dali pieniądze rwandyjskim żołnierzom żeby przygotowali na mnie zasadzkę, żeby mnie zabili. I ci rwandyjscy żołnierze zrobili zasadzkę. Strzelali we mnie, w moją klatkę piersiową, więc się położyłem. Było ich zbyt wielu. Doradziłem moim strażnikom, żeby uciekali. Próbowałem zobaczyć ilu strzelało do nas. Była ich tam prawie cała kompania. Nas było sześciu, przeciwko 25 żołnierzom rwandyjskiego rządu. Otoczyli i złapali mnie. Zabrali mnie daleko, tam gdzie zazwyczaj zabijają ludzi, zwierzęta i słonie. Pobili mnie, za bardzo, i kazali wiele razy przejść przez ciernie. Byłem poważnie ranny”.

Pokazał mi czarne guzy pod skórą na całych nogach, kolanach, rękach. „Co to?”.

„Wszędzie, gdzie je mam, utknęły we mnie ciernie. Później postanowili mnie zabić, po związaniu mi rąk. Nie zgodziłem się i zacząłem z nimi walczyć i uciekłem. Niestety, byłem już zmęczony i osłabiony padłem. Strzelili we mnie dwa razy gdy leżałem”.

Reklama

Położył się na ziemi i pokazał jak do niego strzelali, zimna i zwyczajna egzekucja z odległości metra, kiedy on leżał i patrzył się na nich. Jedna kula złamała mu obojczyk, druga kawałek czaszki.

„Myśleli, że nie żyjesz?”.

„Tak, to prawda, nawet ja myślałem, że nie żyję. Zemdlałem, straciłem przytomność. Zabrali mi wszystkie ubrania i przykryli ziołami i cierniami. Żeby powrócić do zmysłów spędziłem tak dwa dni. Zorientowałem się, że leżę w krwi. Próbowałem się poruszyć, ale większość mojego ciała nie mogła się ruszać. W tamtym okresie byłem okrutnie spragniony. Piłem nawet swój mocz”.

„Mogłeś chodzić?”.

„Ledwo. Żeby przejść 50 kilometrów musiałem poświęcić cały dzień. Było bardzo ciężko. Nie miałem nic do jedzenia. Jadłem nawet błoto z ziemi. Nie miałem nadziei, na tyle, że podszedłem do stada słoni, żeby mnie zabiły. Ale minęły mnie. Poszedłem nawet tam, gdzie są lwy, żeby mnie zabiły, ale na próżno. Poszedłem tam, gdzie są bawoły, ale nic nie chciało mnie zabić. Więc zacząłem szukać ludzi, którzy mogliby mi pomóc”.

„Zawiodłeś się na słoniach, lwach i bawołach, bo cię nie zabiły?”.

„Dokładnie. Poszedłem w kierunku gór, licząc na spotkanie ludzi. Na szczęście trafiłem do obozu Interahamwe. Spytali się czy jestem rwandyjskim żołnierzem, bo z nimi walczyli. Powiedziałem, że nie, więc zabrali mnie do swojego lekarza. Wtedy moje rany były pełne insektów”.

„Jezu Chryste,” pomyślałem gdy powiedział mi o obozie Interahamwe, „to najbardziej niesamowita historia, jaką w życiu słyszałem”. Interahamwe to ludzie Hutu, odpowiedzialni za rwandyjskie ludobójstwa, w których zginęło blisko 800,000 ludzi Tutsi. Uciekli do Konga po tym jak rwandyjscy buntownicy Tutsi wygonili ich z kraju. Ale Kavuye wciąż opowiadał.

Reklama

„Ta wyprawa trwała 15 dni. Lekarz z Interahamwe wlał mi do ran jakiś produkt, który zabił insekty. Wyzdrowiałem dopiero po trzech miesiącach leczenia”.

„Spędziłeś trzy miesiące w obozie Interahamwe?”.

„Tak. Lekarz był zadowolony z poprawy mojego zdrowia i prosił abym do niego wrócił, żeby podziękować i dać mu pieniądze. Moja siostra wyszła za mąż gdzieś blisko, więc wysłałem ją żeby porozmawiała z moim ojcem”.

„Twoja rodzina myślała, że nie żyjesz?”.

„Tak, nikt nie pomyślał, że wciąż żyję. Wróciłem do domu i sprzedałem go za 450$. Zająłem się pewnymi wydatkami i dałem 250$ lekarzowi, który mnie wyleczył. Wtedy zacząłem pracować ze strażnikami, z nadzieją, że pomogą mi odzyskać te pieniądze, ale na próżno”.

„Kiedy pracowałem umarł mój ojciec. Potem Mai Mai [kongijscy buntownicy] przejęli kontrolę nad pobliskim obozem na tydzień. Przyszli do mojego domu i pytali gdzie jestem. Żona odpowiedziała im, ale nie byli zadowoleni więc ją zabili”.

Nigdy nie widziałem, żeby Kavuye narzekał. Nigdy nie widziałem, żeby się denerwował albo był zły. Nigdy nie widziałem, żeby się zmęczył. Wydaje mi się, że nigdy nie widziałem go bez tego niesamowitego uśmiechu. Po poznaniu go i usłyszeniu jego historii obiecałem sobie, że już nigdy nie będę czuł się przepracowany.