W niedzielę Disney opublikował nowy zwiastun do fabularnej wersji Aladyna i w końcu po raz pierwszy zobaczyliśmy w akcji Willa Smitha jako Dżina. Na wszystkie świętości, niech ktoś go wsadzi z powrotem do lampy.Spece od reklamy z Disneya zachowali wielkie odsłonięcie Dżina na sam koniec trwającego minutę klipu jakby w ramach jakiegoś okrutnego żartu. Chcieli chyba zbudować w nas fałszywe poczucie bezpieczeństwa za pomocą kilku ładnych ujęć Dżafara, Dżasminy i parady Księcia Alego.O, patrzcie, to ta wielka głowa tygrysa na pustyni, myślisz sobie, zatopiony w nostalgii, jaką niosą twoje wspomnienia z dzieciństwa przekształcone w trójwymiarową rzeczywistość. Jest Abu! Jest wężowa laska Dżafara! Miałem chyba kiedyś zabawkę w jej kształcie!Jednak Aladyn podnosi feralną lampę, wylewa się z niej purpurowy dym i, słodki Jezu w morelach, nie — coś jest bardzo, bardzo nie tak. Co to za spuchnięty pomiot Smerfów i Avatara? Co się dzieje z jego twarzą? Nie tak to zapamiętałeś. Otwiera usta i na dźwięk jego słów umierają ostatnie strzępki twojej dziecięcej niewinności.Dżin Robina Williamsa (a w polskiej wersji Krzysztofa Tyńca) był magiczny. Był rozkoszny. Jego żarty wypełniały cię radością, którą twój żałosny dziecięcy mózg ledwo mógł ogarnąć. Mógł się przemienić w cokolwiek sobie zamarzył: był cheerleaderką, prowadzącym talk-show, projektantem mody, był pieprzonym Jackiem Nicholsonem! Reprezentował wszystkie ścieżki, jakie czekały an ciebie w życiu. Też mogłeś nimi zostać, kiedyś, gdy będziesz starszy. Świat był twoją lampą, która czekała, żeby ją potrzeć.Ale to było kiedyś. Minęło trzy dekady. Robin Williams nie żyje. Zabawny Dżin z twojej młodości to wyblakłe wspomnienie. Co mamy dziś? Jakieś kartoflowate, komputerowo generowane monstrum, spłodzone w otchłaniach doliny niesamowitości. Bardzo przykry, niepokojący widok. Nie da się odzobaczyć.Tak to już jest. Tak wygląda dorosłość. Dżin z 1992 roku był złotym snem o tym, co świat ma dla nas w zanadrzu. Dżin Willa Smitha to rzeczywistość. Zimna, szara rzeczywistość. To boli. Oj, jak boli.By być z nami na bieżąco: polub nas, obserwuj i koniecznie zaznacz w ustawieniach „Obserwuj najpierw”. Jesteśmy też na Twitterze i Instagramie.Artykuł pierwotnie ukazał się na VICE US
Więcej na VICE:
Reklama
Reklama
Więcej na VICE: