Wacław Zimpel: Obcowanie z dźwiękiem to praktyka mistyczna

FYI.

This story is over 5 years old.

Wywiady

Wacław Zimpel: Obcowanie z dźwiękiem to praktyka mistyczna

"Myślę, że o świeżości dzieła decyduje przede wszystkim integralność środków z potrzebą wewnętrzną twórcy".

Rozmawiamy o kompleksach, sensie kontynuowania myśli muzycznej minimalistów, uduchowieniu w życiu i muzyce, tym, co z wewnętrznego spokoju zostaje po konfrontacji z rzeczywistością. Wacław Zimpel, ceniony na całym świecie klarnecista i kompozytor, proponuje spójną filozoficznie myśl, w której dźwięk spotyka się z ideologią. To słyszymy na jego nowej płycie "Lines", która miała premierę w "The Quietus". Dlatego o Zimpelu znowu zrobiło się głośno. Zimpelu - czyli laureacie prestiżowego Paszportu Polityki 2016.

Reklama

Noisey: Czy, twoim zdaniem, nieustannie podkreślana obecność w The Quietus, czy pojawienie się w druku The New York Timesa rozmowy z tobą, czego przy okazji serdecznie gratuluje, nie jest jednak jednym z wielu dowodów na zakompleksienie polskich mediów, którzy szukają potwierdzenia jakości naszej muzyki za granicą?
Nie zauważyłem, żeby to nieustannie było podkreślane. Znam w Polsce dziennikarzy muzycznych myślących niezależnie, którzy nie mają kompleksów.

Czujesz, że już wystarczająco się wywnętrzyłeś emocjonalnie w graniu free, że jesteś gotowy na dużo bardziej konkretne struktury i formy - mniej uczuć i spontaniczności, więcej przemyśleń, bardziej świadome prowadzenie melodii?
Zawsze mi się wydawało, że świadomie prowadzę melodie i świadomie buduję formy, nawet kiedy grałem free. Zmiany stylistyczne są sprzężone z moimi przemianami w rozumieniu świata i muzyki. Nie wyobrażam sobie grać całe życie tego samego. Ostatnimi czasy faktycznie inaczej myślę o formie. Więcej jej aspektów jest zaplanowanych wcześniej, a miejsce na improwizację jest bardziej określone. Natomiast nie powiedziałbym, że w tym co teraz robię, jest mniej uczuć. Myślę, po prostu, że emocje mam bardziej pod kontrolą. Staram się bardziej świadomie opowiadać historię nie pakując w każde zdanie punktu kulminacyjnego. Co do spontaniczności, to być może w tej chwili jest jej trochę mniej na scenie, ale utwory powstają tylko spontanicznie. Te rzeczy, które napisałem w pocie czoła, zazwyczaj są do wyrzucenia. Najbardziej cenię sobie muzykę, która jakby sama się skomponowała.

Reklama

Zbierasz instrumenty z całego świata. Czy za każdym takim instrumentem przychodzi do ciebie kolejny kawałek, puzzel wiedzy o muzyce świata, który jakoś ciebie - jako artystę i - twoją muzykę ubogaca?
Każdy instrument ma swoją logikę. Ucząc się gry na instrumentach z różnych części świata, lepiej rozumiem muzykę kultur z których pochodzą. Niektóre instrumenty zostają ze mną na dłużej jak na przykład khaen - laotańskie organy ustne wykonane z bambusa. Inne stanowią krótką fascynację, ale wiedza o nich rozwija mój język muzyczny. Fascynuje mnie też wykorzystanie natury w budowie instrumentów tradycyjnych. Doskonałym przykładem jest japoński flet shakuhachi, który jakby istnieje w łodygach bambusa madake oczekując na ścięcie w odpowiedniej porze roku i odrzucenie kawałków niepotrzebnego materiału.

A więc jesteś zafascynowany Indiami, muzyką Wschodu i - jak słyszę w twojej muzyce - także filozofią, myślą. Czy to ma wpływ także na twoje codzienne życie, jesteś "uduchowiony", medytujesz, praktykujesz jogę?
Zanim na dobre zacząłem studiować klasyczną muzykę hinduską zafascynowałem się myślą filozoficzną wschodu. Były mi bliskie różne jogiczne praktyki medytacyjne i poświęciłem dużo czasu na próbę zaadoptowania ich do codziennego życia. Coś mi to z pewnością dało, ale chyba nie tak dużo, żebym darzył ten okres szczególną estymą, bo kiedy założyłem rodzinę i zacząłem się konfrontować z całą masą przeróżnych emocji i obowiązków, okazało się, że wiele nie zostaje po tym pozornym spokoju wewnętrznym, nad którym tak wytrwale pracowałem. Stwierdziłem, że nie tędy droga i że prawdziwa duchowość polega na robieniu tego co do ciebie należy każdego dnia i na budowaniu prawdziwych relacji z ludźmi. Może jeszcze kiedyś wrócę do tamtych praktyk, ale najpierw chcę głąbiej zapuścić korzenie w codzienności. Na dzisiaj w zupełności wystarcza mi muzyka. Obcowanie z dźwiękiem, improwizacja i kompozycja zawsze były i są dla mnie praktykami mistycznymi.

Czy twoim zdaniem minimalizm to nadal nurt, w którym jeszcze nie wszystko zostało powiedziane? Taki jest sens kontynuowania spuścizny La Monte Younga czy Rileya?
Nie wiem. Nie zastanawiam się szczególnie nad tym. Miałem w pewnym okresie ochotę na wypowiedź w oparciu o techniki kompozytorskie starszych generacji muzyków i to zrobiłem. Myślę, że o świeżości dzieła decyduje przede wszystkim integralność środków z potrzebą wewnętrzną twórcy. Czuję się bardzo związany z ideami, które przyświecały Riley'owi czy Youngowi i w naturalny sposób pożyczyłem od nich trochę narzędzi, które pomogły mi wyjść z mniej zorganizowanych struktur free jazzu.

Poza tym Riley i Young, a w szczególności Pauline Oliveros zwrócili uwagę na sposób słuchania, traktując proces percepcji dźwięku jak praktykę medytacyjną. Ten aspekt ich idei jest dla mnie dużo ważniejszy niż same narzędzia kompozytorskie. W kontynuacji świadomego słyszenia widzę ogromny sens.

Jazz albo "jazz" jest dziś na tapecie, bo wszyscy walą do kin na "La La Land" - musical o miłości do archaicznej, skostniałej formy jazzu. Czy twoim zdaniem język jazzu musi się zmieniać nieustannie, czy też - mimo zmian, które zaszły chociażby w estetyce słyszenia - posługiwanie się dawnymi formułami może być nadal wystarczające?
Słowo "jazz" było używane w tak różnych kontekstach, że już do końca nie wiem co ono oznacza. Ten jazz, który mnie kiedyś zachwycił to muzyka zmieniająca się równolegle ze światem. Nie widziałem "La La Land", ale widziałem "Whiplash". Jeśli w "La La Land" na piedestał stawiana jest taka sama muzyka jak w "Whiplash", to jest to dla mnie ten aspekt jazzu, który mnie najmniej interesuje.

Posługiwanie się starymi formułami ma dla mnie sens tylko wtedy, kiedy odbywa się to w nowym kontekście i aktualna wypowiedź jest nadrzędna. Na powielanie starych schematów jeden do jeden szkoda czasu.