Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o sneakersach i sneakerheadach

Zbliża się kolejna edycja Sneakerness w Warszawie, czyli wielkie święto wszystkich sneakerheadów, pasjonatów i kolekcjonerów sportowego obuwia lub też po prostu ludzi, którzy bardzo lubią buty. Z tej okazji postanowiliśmy zadać kilka pytań osobie, która na zbliżającej się imprezie (mającej miejsce w weekend 29-30 września na terenie Elektrowni Powiśle), zapewne poczuje się, jak ryba w wodzie. Adam Zdziech to brand manager w sklepie Chmielna 20. Odpowiada za szeroko pojęty marketing, a także wizerunek sklepów ze sneakersami na Chmielnej. Butami zajmuje się zawodowo od 10 lat, z czego od 7 lat w sklepie WSS w Warszawie.

VICE: Zanim buty stały się twoją pracą (chyba można tak powiedzieć), były zajawką.
Adam Zdziech: To sięga jeszcze czasów dzieciństwa. Połowa lat 90., oglądaliśmy hip-hopowe teledyski, skate’owe filmy i tym podobne, gdzie nawet w Akademii Policyjnej, na początku którejś z części (chyba trzeciej) otwierającą sceną był profesjonalny przejazd chłopaków na desce. Pamiętam, jakie mieli wtedy buty — pierwsze Jordany. Odwiedzaliśmy w Warszawie miejsca, gdzie można było zobaczyć podobne buty na żywo. Wtedy oczywiście nie było mnie na nie stać, rodziców namawiałem na jak najdroższe, a oni kupowali te najtańsze. Później tak bardzo się na tym nie skupiałem, aż mniej więcej 12-13 lat temu mój starszy brat — który zaraził mnie tą pasją — zaczął pracować w takim sklepie, a ja z czasem poszedłem w jego ślady.

Videos by VICE

Co się kryje pod hasłem sneakerhead?
Oznacza osobę mocno zwracającą uwagę na to, jakie sportowe buty nosi. Osobę, która z upływem czasu zdaje sobie sprawę, że ma już w szafie nie 2-3 czy nawet 5 par a kolejną, dziesiątą już parę. No i oczywiście chce więcej. Są różne rodzaje sneakerheadów; jedna osoba po prostu uwielbia te szczególne sylwetki i kupuje sobie co chwile kolejne pary, ale są też kolekcjonerzy, którzy traktują buty jak znaczki w klaserze. Osobiście znam ludzi, którzy kupują po dwie pary tego samego modelu, z czego tylko jedna jest do chodzenia, a druga ląduje na półce. Znam osoby posiadające po 300-400 par butów, kolekcjonerów, którzy zdają sobie sprawę, jaką inwestycją na przyszłość mogą być buty sportowe. Sam siebie nie uważam za sneakerheada, nie nazwałbym siebie w ten sposób.

Dlaczego nie?
Dla mnie sneakerhead jest już kolekcjonerem, a ja po prostu bardzo lubię buty, zawsze je lubiłem i zwracałem na nie uwagę. To pierwsza rzecz, na jaką zwracam uwagę, gdy na kogoś patrzę, kiedy kogoś poznaję. No i niestety nie dbam zbytnio o swoje pary, a według mnie taki typowy sneakerhead dba o nie aż do przesady.

Ile masz par butów?
Ja nie mam ich dużo. Z racji tego, gdzie pracuję i jak często widzę buty, kiedy nowe i stare modele wciąż przewijają mi się przed oczami, szukam czegoś oryginalnego, czego NIKT nie nosi, co będzie mnie wyróżniało na tle innych.

A gdybyś jednak miał oszacować ich liczbę?
50 par. Z tym że stale pozbywam się butów, zostawiając te, które aktualnie noszę, które są dla mnie wyjątkowe, no i te, do których czuję jakiś sentyment.

Jaki but jest twoim białym krukiem, najcenniejszym nabytkiem, którego byś się nie pozbył?
Nie pozbyłbym się chyba pierwszych takich butów, które kupiłem w 2005 roku z zajawki i trzymam z sentymentu — Nike Dunk Low, czyli zwykły trampek, znoszony wzdłuż i w poprzek, właściwie pożółknięty. Bardzo lubię kultowe Air Max 1, w kolorystyce z 1987 roku. Jestem też wielkim fanem Nike Shox, o których większość powie, że nosili je tylko dresiarze, ale kiedy 2 lata temu Nike pozwoliło mi stworzyć swoje buty dzięki usłudze NikeID, Shoxy stały mi się bliskie. Teraz okazuje się, że za chwilę wrócą do masowej produkcji.

A najdroższy but?
Niemiecki oddział Adidas Consortium uraczył mnie butami Futurcraft 4D, z podeszwą wydrukowaną dzięki technologii 3D printing. Nie trafiły one jeszcze do sklepów, ale kiedy się pojawią to w cenie ok. 400 euro (teraz jakbyś chciał je kupić, musiałbyś wydać jakieś 2 tysiące euro).

Skąd do Polski przyszła ta zajawka?
Kult obuwia sportowego narodził się oczywiście w Stanach, w Nowym Jorku. Stamtąd pochodzi cała miejska, hip-hopowa subkultura. Wydaje mi się, że początkiem były lata 80., gdy Nike wyprodukowało buty Air Force 1 (to był dokładnie 1982 rok), które były stricte do gry w kosza. Później w trzech nowojorskich sklepach (ich nazw sobie teraz nie przypomnę) pojawiały się wersje kolorystyczne, które wyprzedały się tak szybko, że poproszono Nike, by stworzyło kolejne partie. To był pierwszy sygnał, że ludzie tego potrzebują.

Po lewej: Adam demonstrujący cenny asortyment sklepu. Po prawej: Ozdobny sufit w Warsaw Sneaker Shop

W którym momencie to zaczęło kiełkować w Polsce?
Znam osoby kolekcjonujące buty od lat 90., które zdobywały dzięki zagranicznym koneksjom lub kupowały na bazarze pod Pałacem Kultury i Nauki. Jednakże z mojej perspektywy to były lata 2006-2008. Oczywiście wtedy to jeszcze nie był mainstream. Stąd pierwsze specjalistyczne sklepy nie do końca na tym zarobiły, wyprzedzając swój czas. Na dobre zaczęło się w okolicach 2011 roku.

Kto zazwyczaj przychodzi do waszego sklepu?
Przekrój klientów jest ogromny — dzieciaki, które dopiero wkręcają się w temat i tacy, którzy modę uliczną mają już w małym palcu, raperzy, artyści i aktorzy, kolekcjonerzy. Trafiają do nas również osoby starsze, które szukają czegoś dla siebie lub dla swoich dzieci. Są też ludzie, którzy pamiętają ulubione buty z dzieciństwa, ale nie mieli możliwości ich zakupu lub po prostu nie było ich na nie stać. Ostatnio usłyszałem od kogoś takiego piękne zdanie: „ja kupuję sobie młodość”, co trafia dokładnie w punkt.

Pamiętam, że chyba 2 lata temu mieliście tu akcje z dzieciakami nocującymi pod sklepem, by dostać konkretny model?
Tak, chociaż nie był to pierwszy taki kemping pod sklepami, tyle że u nas było o tym najgłośniej.

Jak długo trwało to obozowisko?
Łącznie 6 dni. Pamiętam, że w poniedziałek poinformowaliśmy, że buty sprzedajemy w sobotę, więc pierwsi zawodnicy przyszli już w poniedziałek.

Zdjęcie archiwalne pochodzące ze wspomnianej wielkiej kolejki przed sklepem w 2016 roku. Fot: Mikołaj Maluchnik

Jaki to był za model butów?
Adidas Yeezy Boost 350, jeden z pierwszych modeli zaprojektowanych przez Kanyego Westa. Od razu powiedzieliśmy, że mamy określoną ilość par, ale i tak przyszło więcej osób. Niektórzy przyjechali nawet z zagranicy, na jakieś 30 par ludzie mieli numerki 35-36, ale wciąż czekali w nadziei, że ktoś przed nimi się wykruszy. Z tym że dla części osób była to zwykła inwestycja — buty kosztowały 900 złotych, a na rynku wtórnym można było je sprzedać nawet po 3 tysiące. Kiedy pod sklep zaczęły przyjeżdżać telewizje śniadaniowe, by zrobić o tym zjawisku materiał, to był szok dla wszystkich.

Czego można spodziewać się na nadchodzącej imprezie Sneakerness w Warszawie?
Na pewno dużej ilości wyjątkowych butów, których nie da się już kupić w sklepach. Klimatu nie do opisania, gdzie każdy z uczestników jest w jakimś stopniu sneakerheadem. To istny zlot „buciarzy” z całego kraju i nie tylko. Jeśli chodzi o nas, to nie chcę zdradzać wszystkiego, ale skupimy się na zaprezentowaniu butów japońskiej firmy Mizuno, które będziemy wkrótce posiadać na wyłączność sprzedaży w Polsce.

Ostatnie pytanie: czy są jakieś buty, o których marzysz?
Oczywiście. Widziałeś Powrót do przyszłości 2? Samowiążące się buty z tego filmu — Nike Air Mag — już istnieją. Wyprodukowano ich jednak bardzo mało i sprzedawano jedynie na eBayu na aukcjach charytatywnych. Oczywiście w cenach z kosmosu. O takich butach marzę i mam nadzieję kiedyś je zdobyć.

Śledź autora tekstu na jego profilu na Facebooku.

By być z nami na bieżąco: polub nas, obserwuj i koniecznie zaznacz w ustawieniach „Obserwuj najpierw”. Jesteśmy też na Twitterze i Instagramie.

Czytaj też na VICE: