​Odkryj Zaqistan, mikropaństwo na środku pustyni w Utah

Miesiąc temu smażyłem się na pustyni w stanie Utah, jadąc do miejsca zwanego Zaqistanem. Po godzinach jazdy zaniedbanymi drogami mój przyjaciel Scott i ja przeszliśmy ostatnie trzy kilometry pieszo i w końcu dotarliśmy do budki ze szlabanem. W środku siedział Zaq Landsberg, 29-letni artysta z Brooklynu i założyciel Republiki Zaqistanu. Na początku nie wydał się nam zbyt przyjazny, ale bardziej zaskoczyła nas sama jego obecność, tak daleko od źródła bieżącej wody. Wziął nasze paszporty, przyjrzał się im uważnie, a następnie popatrzył na nas podejrzliwie. Po krótkiej chwili niezręcznej ciszy stwierdził, że nasze dokumenty są autentyczne, przybił nam pieczątki i podniósł szlaban.

„Witajcie w Zaqistanie” – powiedział i opuścił szlaban za nami. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że kilka tygodni później historia tego suwerennego państewka stworzonego przez nowojorczyka na pustyni w Utah stanie się sensacją, a artykuły na jego temat ukażą się w „New York Daily Newsie“, „New York Timesie“, „People Magazine“, a w żarcie wykorzysta go nawet prowadzący talk-show komik Conan O’Brien. Donosiły o nim także międzynarodowe media, m.in. w Turcji, Pakistanie, Chinach, na Tajwanie, w Rumunii, Iranie, Korei i Zjednoczonych Emiratach Arabskich.

Videos by VICE

Poznałem Zaqa w 2013 roku, gdy razem z Clarkiem Allenem (moim byłym współlokatorem z Nowego Orleanu) przenocował w moim mieszkaniu w Salt Lake City podczas podróży. Wiele osób twierdzi, że Zaq jest cichym, zagadkowym człowiekiem. Jego zachowanie pozornie trochę kłóci się z estetyką Republiki Zaqistanu, czyli państwa, które założył. Miejsce wygląda, jakby zostało stworzone przez współczesnego Don Kichota. Ale tak naprawdę to efekt pracy kogoś, kto byłby biegłym zarządcą, gdyby nie to, że jest utalentowanym artystą. Jego wcześniejsze dzieła były rozmaitymi, dużymi pracami na polityczne tematy. Ma w swoim portfolio m.in. wieżyczkę obserwacyjną nowojorskiej policji zmienioną w pająka czy wielką piñatę w kształcie skulonego człowieka. Zaq przykłada niezwykłą wagę do precyzyjnego wykonania swoich rzeźb. To pokazuje, jak działa jego mózg: wywrotowo, ale z poczuciem humoru.

„Oprowadzić was?” – zapytał Zaq po drodze do małego schronu z worków z piaskiem. Wskazał kilka namiotów, które pojawiły się obok pozostałości łuku triumfalnego. Wyjaśnił nam, że pustynia nie ma litości dla niczego.

W tle drewniane pozostałości robotów, które zbudował wcześniej, niszczeją w promieniach słońca. Flaga Zaqistanu powiewa na wietrze. Jest czerwona, ze złotą ośmiornicą, która symbolizuje „tajemniczość i potęgę” tego małego kraju. Jest tu też mała górka, która ma może półtora metra, nazwana Mount Insurmountable, czyli „góra nie do zdobycia”. Jednak naszą uwagę najmocniej przykuła wysoka metalowa rzeźba zwieńczona postacią robota, która wciąż była w budowie. Stała ona w samym „centrum miasta”, w którym nie było niczego poza tą rzeźbą.

„Ta nowa rzeźba to zabawa z formą radzieckiego pomnika na cześć zdobywców kosmosu” – powiedział nam Zaq. „Staram się pokazać, jak Zaqistan pędzi naprzód – słońce zachodzi w Stanach Zjednoczonych i wschodzi w Zaqistanie”.

Zaq w lipcu 2005 roku wylicytował na eBayu działkę o powierzchni niecałego hektara w Utah. Zapłacił minimalną cenę: 610 dolarów. Na zdjęciach terenu widniało czerwone ostrzeżenie: »To może nie być zdjęcie dokładnie twojej działki«.

The Decennial Monument – pomnik na dziesięciolecie Zaqistanu wzniesiony we wrześniu 2015 r.

Zaq w lipcu 2005 roku wylicytował na eBayu działkę o powierzchni niecałego hektara w Utah. Zapłacił minimalną cenę: 610 dolarów. Na zdjęciach terenu widniało czerwone ostrzeżenie: „To może nie być zdjęcie dokładnie twojej działki”, ale sprzedawane tereny praktycznie niczym się nie różniły, więc zdjęcia były niemal identyczne i nie miało to większego znaczenia. Granice między jedną działką a drugą były całkowicie umowne. Mogły zostać zaznaczone na mapie, ale nie miałoby to rzeczywistego wpływu na nic.

„Chciałem mieć kawałek amerykańskiego Zachodu, zanim zniknie na zawsze” – powiedział Zaq. Ale gdy miesiąc później po raz pierwszy pojechał na swoją ziemię, jego motywacje były już bardziej polityczne.

„To był mroczny czas dla polityki i Ameryki” – powiedział. „Irak stanowił wielki problem, Nowy Orlean był zalany po przejściu huraganu Katrina. Rząd nie robił nic. Byłem bezczelnym 20-latkiem, pomyślałem więc, że sam mógłbym lepiej rządzić krajem niż te pajace. Pomyślałem nie tylko, że mógłbym, ale że wręcz powinienem to zrobić. Ziarno Zaqistanu zasiały nowomowa i pustosłowie administracji Busha. Na przykład eufemizm »przesłuchanie wspomagane« zamiast »tortury«. Albo to, jak Bush powiedział, że Rumsfeld był najlepszym sekretarzem obrony w dziejach Ameryki. Rząd z premedytacją manipulował językiem i w większości przypadków nikt tego nie kwestionował. Zaqistan zapoczątkował rząd mówiący różne rzeczy, chociaż w rzeczywistości każdy wiedział, że nie były one prawdą. To się nadal dzieje”.

Landsberg na łuku triumfalnym, który jest „pomnikiem bliżej nieokreślonego zwycięstwa”.

Ale Zaqistan nie jest tylko projektem konceptualnym – to prawdziwe miejsce. I to bardzo posępne. Chodząc po działce, Zaq wyjaśnił, że większość otaczającej nas ziemi to skorupa glebowa, na której znajduje się materia organiczna. Jej powstanie zajmuje tysiące lat, ale można ją doszczętnie zniszczyć jednym krokiem.

Poradził nam, abyśmy starali się chodzić po wydeptanej ścieżce, ale jeżeli będziemy musieli z niej zboczyć (bo w Zaqistanie nie ma toalet), to mamy szurać nogami.

„Grzechotniki” – wyjaśnił.

Jeśli w Zaqistanie stanie ci się coś złego, sprawy mogą się pogorszyć bardzo szybko. Jedyne, co potrafi tu przeżyć, to wspomniana materia organiczna z gleby i zwierzęta, które mogą cię zabić. To jakiś okrutny żart matki natury. Zaqistan leży na kompletnym odludziu, a klimat jest tu bezlitosny. Przetrwanie zależy od odpowiedniego połączenia szczęścia, planowania i improwizacji.

Na pustyni wszystkie dźwięki wydają się głośniejsze. Jackson Chapman z Salt Lake City, który niedawno odwiedził Zaqistan, powiedział mi przed moją wycieczką:

„Czasami od tej ciszy aż dzwoni w uszach”.

Takie miejsce nie mogłoby istnieć bez pewnej dozy szaleństwa. Zaq nie tylko utopił w tym przedsięwzięciu tysiące dolarów (szacuje, że w tym roku na przyjazd i pomnik wydał 5 tysięcy, a 10 lat istnienia Zaqistanu kosztowało go 15–20 tysięcy) – do tego jeszcze jakoś udało mu się przekonać paru innych ludzi, takich jak ja i Scott, żeby pomogli mu za darmo. Jego zdaniem obywateli Zaqistanu charakteryzuje właśnie nieco psychotyczny typ osobowości.

„Na pewno istnieje pewna zaqistańska mentalność” – powiedział z powagą. „Tak samo jak istnieje Raider Nation” (to grupa fanów drużyny footballu amerykańskiego Oakland Raiders).

Być może właśnie dlatego Scott i ja zaczęliśmy pracować nad tym projektem, a Zaq nawet nie musiał nas o to prosić. Po raz pierwszy usłyszałem o Zaqistanie w 2013 roku i od razu się z nim utożsamiałem. Jest bliższy moim przekonaniom niż Stany Zjednoczone. Wystarczy spojrzeć na moje rachunki za świadczenia lekarskie. W Zaqistanie nie ma szpitala, ale gdyby był, to opieka medyczna byłaby darmowa. Edukacja zawsze będzie tu darmowa, a uchodźcy będą mile widziani. Jestem Zaqistańczykiem. Zaqistan jest domem, którego zawsze pragnąłem.

I tak, mimo iż jakieś dwa tygodnie wcześniej przeszedłem zabieg ortopedyczny, to stałem na pustyni, wkręcając śruby wyładowującą się wkrętarką. Przymocowywałem panele do metalowego szkieletu najnowszego pomnika w The Decennial Monument. Upamiętnia on dziesięć lat niepodległości Zaqistanu. Zebraliśmy też kamienie, by spróbować zrobić własny cement. Ekipa telewizyjna z Salt Lake City miała przyjechać rano i zobaczyć postęp w budowie. Usłyszeli o Zaqistanie dwa lata wcześniej i byli nim trochę zaciekawieni. Nie chcieliśmy więc zrobić na nich złego wrażenia.

„Zaqistan świetnie się nadaje do analizowania, co tak naprawdę jest prawdziwe. Zastanów się, czy Irak jest prawdziwym państwem? Jest na mapach, ma granice i w ogóle, ale w rzeczywistości to bardziej skomplikowana sprawa. A co z Kurdystanem? Czy to prawdziwy naród? A jeśli nie, to dlaczego?” – pyta Zaq Landsberg.

Mount Insurmountable, góra nie do zdobycia, najwyższe naturalne wzniesienie w Zaqistanie (około półtora metra).

Ale właściwie jakie chcieliśmy wywrzeć wrażenie? Jaki był nasz cel? Nasze niespodziewane oddanie chyba najlepiej to podsumowywało: dla nas Zaqistan nie był żartem. To znaczy: był bardzo poważnym żartem, miejscem, którego istnienie wywoływało nagły przypływ różnych niespójności, które warto było rozważyć.

„Zaqistan świetnie się nadaje do analizowania, co tak naprawdę jest prawdziwe” – wyjaśnił Zaq, podając mi baterie do wkrętarki. „Zastanów się, czy Irak jest prawdziwym państwem? Jest na mapach, ma granice i w ogóle, ale w rzeczywistości to bardziej skomplikowana sprawa. A co z Kurdystanem? Czy to prawdziwy naród? A jeśli nie, to dlaczego?”.

Jak wszystkie idee, państwa istnieją jako wymysły naszej zbiorowej wyobraźni. To filozoficzne twory mające konsekwencje w prawdziwym świecie – twory wyobraźni, które są prawdziwe i mają wpływ na twoje życie.

Nasza dyskusja schodziła na różne tematy związane z granicami – od Kaszmiru i Falklandów po Juárez. Syryjczycy tłoczyli się na granicach Europy gotowi zaryzykować, by znaleźć lepsze życie. Ale na ich drodze stała fikcyjna linia. Grecja najwyraźniej należała do niemieckich banków. Do tego w Utah w niedzielę nie można kupić butelki wina, a BBC chce wiedzieć, do kogo należy przestrzeń kosmiczna.

„To wszystko jest pojebane” – krzyknął Scott zza robota. „Skoro wszystko jest umowne, to kto może powiedzieć, że Zaqistan jest mniej prawdziwy niż wszystko inne?”.

„I właśnie o to chodzi!” – powiedział Zaq. „Zaqistan jest prawdziwy. To są prawdziwe pomniki, nawet jeśli są zupełnie absurdalne. Zaqistańskie paszporty są prawdziwe. Nie są fałszywe ani podrobione. One istnieją. Po prostu są nie do końca prawdziwymi i legalnymi przedmiotami, istniejącymi w nie do końca prawdziwym i legalnym miejscu”.

Sam mogę ręczyć za te paszporty. Mam paszport Zaqistanu od 2013 roku, Zaq dał mi go w nagrodę za mój entuzjazm związany z projektem. Od tamtej pory używałem go wiele razy i – ku mojemu zdziwieniu – nikt nigdy nie kwestionował jego ważności. W sklepach, barach, na lotniskach – nikt mnie nigdy nie zatrzymał. A nawet jakby ktoś mnie zatrzymał, to co z tego? W paszporcie są moje prawdziwe dane, a dokument nie jest fałszywy, zupełnie tak jak legitymacja studencka. Miałem ze sobą dowód osobisty na wypadek, gdybym go potrzebował, ale okazuje się, że prawdziwe jest głównie to, co ludzie uważają za prawdziwe.

„Paszporty, towary, nasz konsulat Argentyny: to są rzeczy stanowiące o prawdziwości i legalności” – wyjaśnia Zaq. „To wyobrażenie prawdziwości i legalności sprawia, że rzeczy faktycznie takie są, a nie odwrotnie”.

Wtedy Scott stwierdził, że jest już bardzo zmęczony. Zaq zgodził się i powiedział, że ostatnie poprawki mogą zaczekać do rana. Postrzelaliśmy więc flarami w niebo i rozwinęliśmy swoje śpiwory obok monolitu, który stworzyliśmy. Patrzyliśmy, jak płomienie ogniska oświetlały pustynię. Nad nami świecił krwawy księżyc, efekt zaćmienia, które kiedyś uważano za biblijne proroctwo. „Witajcie w Zaqistanie” – głosił napis na tabliczce w ciemnościach.


Przeczytaj też: Wyspa burdeli, czyli jak wygląda życie polskiego marynarza.


Rano przyjechała do nas ekipa telewizyjna z Salt Lake City. Byli bardzo podekscytowani. Powiedzieli nam, że ich materiał zostanie wyemitowany w ciągu kilku najbliższych tygodni. Gdy w końcu go puścili, zorganizowałem mały pokaz w barze w Salt Lake. Wszyscy śmiali się z tego, jak głupie to wszystko się wydawało, ale ja byłem dumny, że zwróciliśmy uwagę na nasze małe państwo na pustyni.

Tydzień później Zaqistan stał się hitem wiadomości.

Artykuły z całego świata zaczęły zalewać mojego Facebooka. Zaqa proszono o udzielenie wywiadu dla WGN, a ja podobno byłem gwiazdą w Korei. Skrzynka e-mailowa Zaqistanu została zasypana różnymi wiadomościami od ludzi: aplikacjami o paszporty (sugerowany datek 40 dolarów), pytaniami o pracę, prośbami o pomoc od uchodźców z Syrii. Conan O’Brien użył Zaqistanu w dowcipie w programie telewizyjnym. Niektórzy znajomi mojej mamy pytali, czy mogą odwiedzić to miejsce.

Wielu reporterów rozmawiających z Zaqiem dziwiło się, że on mieszka na Brooklynie, a nie w Zaqistanie. W doniesieniach o państwie zaczęło się pojawiać mnóstwo zniekształceń, a w niektórych artykułach załączano nawet zdjęcia miejsc, które zdecydowanie nie są Zaqistanem.

Wcześniej jedyny reportaż na temat Zaqistanu (od czasu jego założenia) dotyczył trzytygodniowego projektu prowadzonego w muzeum sztuki nowoczesnej w Buenos Aires w 2012 roku. Było jasne, że ten lokalny materiał bardzo pomógł, ale jak wyjaśnić ten późniejszy szał? Czy chodziło o jakąś głębszą ideę, o narody i ich nieszczelne, zmieniające się granice? Czy to właśnie sprawiło, że nagle zainteresowano się tą historią?

Oficjalna flaga Zaqistanu. Ośmiornica symbolizuje „tajemniczość i potęgę Zaqistanu”.

„Jeżeli ktoś mnie o to zapyta, mogę wszystko wyjaśnić” – mówi Zaq. „Nikogo nie nabieram podczas rozmowy. Ale gdy mnie tu nie ma, te obiekty są niewyjaśnione i ludzie zaczynają wierzyć w najdziwniejsze teorie. Wielu jest podekscytowanych Zaqistanem i wyobraża sobie różne rzeczy na jego temat. On istnieje jako taka przestrzeń nadziei”.

„Myślę, że to tylko potwierdziło moją rację. Jako społeczeństwo nie przyglądamy się rzeczom zbyt dokładnie” – powiedział. „Często źle pisali nazwę albo używali zdjęć z innych miejsc. Jak mogli to robić, kiedy po prostu kopiowali i wklejali tekst z innego artykułu? Oni tylko utrwalają tę maskę, powierzchowność, a ja nic nie mogę zrobić, by wyjaśnić to, co niewidoczne. To, że ludzie się nawet nad tym nie zastanawiają, jest chyba jeszcze bardziej przerażające”.

Ana Fisyak, dziewczyna Zaqa, odwiedziła Zaqistan w połowie września. Zgadza się z opinią swojego chłopaka.

„Ludzie nie próbują się temu głębiej przyjrzeć. Nie sprawdzają, o co tu tak naprawdę chodzi i mogą nie rozumieć, że te rzeczy są przemyślane” – zauważa.

A jednak osiągnęliśmy część tego, co było w planach. Zaqistan stał się prawdziwym miejscem. Mówiąc o Zaqistanie, internet sprawił, że to miejsce jest prawdziwe. Nawet jeśli tylko niektórzy rozumieli, co tu się do dzieje, to nasza republika osiągnęła swego rodzaju międzynarodowe uznanie.

Zapytałem Zaqa, co dalej.

„Chyba powinniśmy dążyć do uznania przez społeczność międzynarodową, zbudować infrastrukturę i sprawdzić, czy uda nam się pozyskać dofinansowanie” – powiedział. „Pewnie będziemy musieli założyć sklep z pamiątkami”.