Czy czytanie szkolnych lektur wciąż przypomina mozolne wiosłowanie zakutego w kajdany galernika? Przynajmniej tak w moich szczeniackich latach wyglądała walka z kanonem polskiej literatury, kiedy świat wokół mnie zdawał się źródłem nieskończenie ciekawszych rzeczy, niż jakiś tam Kordian. Podejrzewam, że teraz wcale nie jest łatwiej. Wszakże konkurencja dla literatury jest znacznie większa niż kiedyś – seriale, filmy, gry, INTERNET. Czy dlatego ponad połowa Polaków nie przeczytała w zeszłym roku ani jednej książki?
Może niekoniecznie zgadzałbym się z tezą, że „więcej osób pisze dziś książki, niż je czyta“, ale niewątpliwie można odnieść wrażenie, że ich pisanie sprawia wrażenie prostego zajęcia, a pisarz nie kojarzy się już z Bolesławem Prusem, tylko z jakimś celebrytą z telewizji śniadaniowej. Ewentualnie z youtuberami, których publikacje jakiś czas temu wzięły szturmem polskie księgarnie. Dzięki rzeszy oddanych fanów internetowi twórcy mogli wyjść poza swoje kanały, dając swoim czytelnikom m.in. tutoriale, ciekawostki z prywatnego życia, czy wręcz autobiografie pisane przez 20-latów (!). Słowem: wszystko, bez czego możemy żyć długo i szczęśliwie.
Videos by VICE
I tutaj pojawia się książka, która rzeczywiście ma rację bytu. Wykłady Profesora Niczego autorstwa Bartłomieja Szczęśniaka vel Miecia Mietczyńskiego to maraton po 10 epokach polskiej literatury. Bartkowi swoim śmieszkowaniem udaje się coś, w czym osobiście upatruję remedium na niechęć dzieciaków do sięgania po szkolne lektury – operując luźnym językiem oswaja nas z powagą twórczości wielkich autorów. Sprawia, że nawet takiemu staremu bykowi jak ja nie było straszne raz jeszcze przebrnąć przez antyk czy romantyzm. Postanowiłem chwilę porozmawiać z tym innowatorem youtube’owego pisarstwa.
VICE: Tak oto stałeś się kolejnym youtuberem, który napisał książkę, właściwie nawet tymi słowami ją zaczynasz. Nie obawiałeś się, że zostaniesz zaklasyfikowany do grupy znanych ludzi, którzy coś piszą tylko dlatego, że są znani?
Bartłomiej Szczęśniak: Spodziewałem się, stąd ten sarkastyczny wstęp na pierwszej stronie. Jestem jednak daleki od generalizowania, czy youtuberzy powinni lub nie powinni pisać książek. Myślę, że w obecnych czasach czytanie nie jest jakimś elitarnym zajęciem, a mam wrażenie, że niektórzy wciąż czują, że są lepsi od reszty tylko dlatego, że czytają książki. Przytaczając słowa Gonciarza: „czytanie to tylko sposób na zabijanie czasu”. Ja natomiast miałem pomysł na to, o czym to ma być, co pewnie stawia mnie w lepszej sytuacji, niż osoba, do której przychodzi wydawnictwo, proponuje napisanie książki i wtedy zaczyna się kombinowanie, jaki temat wybrać.
No i w przeciwieństwie do wielu innych youtuberów nie napisałeś autobiografii.
Po pierwsze – moje życie nie jest na tyle ciekawe, by o nim pisać, po drugie – mam wrażenie, że oni nawet tego nie piszą, robi się z nimi wywiad rzekę i spisuje ich wspomnienia. Jeżeli kogoś nie zachęci temat lektur według Profesora Niczego, po prostu tego nie przeczyta.
Jak wyglądała praca nad książką?
Pisałem ją rok, powstało 300 stron o 10 epokach, co daje ci 30 stron na epokę. Największym problemem okazał się wybór, co się w niej znajdzie, musiałem zrobić przesiew. Przede wszystkim jednak chciałem obedrzeć te nasze lektury z patosu, który podsyca się w szkołach, że np. Dziady to wielkie dzieło, więc zero śmiania w klasie, a Mickiewicz wielkim pisarzem był. Uznałem, że dobrym pomysłem jest skrócenie dystansu.
My lubimy czytać. Ty polub nas na Facebooku
Którą epokę opisywało ci się najlepiej?
Antyk wydaje się dość wdzięcznym tematem, Romantyzm też. Ale z każdej można było sobie trochę pożartować.
Zapewne masz swoją ulubioną postać w polskiej literaturze?
Niech się zastanowię – Andrzej Kmicic, podoba mi się przemiana bohatera, że na końcu jest kimś zupełnie innym, niż na początku.
A za którą nie przepadasz?
Kordian, to taka z niego krowa, co dużo muczy, ale mało mleka daje.
Jakie jest twoje prywatne zdanie na temat systemu przerabiania lektur w polskich szkołach?
Mam taką teorię, że może byłoby lepiej, gdyby w trakcie roku szkolnego uczniowie przerabiali mniej lektur, ale robili to porządnie. Z tego, co wiem, to w Anglii np. tłukło się Otella przez miesiąc. Natomiast u nas – z tego, co mi piszą widzowie – jest do przerobienia np. Przedwiośnie, na za tydzień, omawia się to pod klucz maturalny i jedzie się dalej. Przypomina to taką taśmówkę, a jak ktoś ma zaległości, to pewnie już nie uda mu się ich nadrobić, bo zaraz wjedzie kolejna lektura i tak dalej.
Zastanawiam się tylko, czy twoja książka jeszcze bardziej nie zachęci dzieciaków, by już w ogóle nie sięgać po lektury – kiedy wszystko mają w jednym miejscu, podane w przystępny sposób, z humorem? Czy twórczość Profesora Niczego nie staje się wymówką, łatwym sposobem na prześlizgnięcie się na sprawdzianie na j.polskim?
Przede wszystkim nigdy nie twierdziłem, że moja książka ma być jakimkolwiek przygotowaniem do matury. Mam natomiast nadzieję, że po jej przeczytaniu ktoś znajdzie w niej coś na tyle ciekawego, by rzeczywiście sięgnąć po oryginał. Poza tym to nie jest pozycja jedynie dla uczniów, 30-latkowie mogą sobie przypomnieć, jak im się chodziło do szkoły.
Śledź autora na jego profilu na Facebooku
Czytaj też: