FYI.

This story is over 5 years old.

Vice Blog

Superman skończył 75 lat!

Kopę lat, staruszku. Ale nieważne, co by się działo, dla nas na zawsze pozostaniesz pierwszym bohaterem w historii, który założył majtki na spodnie

Autor pracy Alex Ross, źródło linku kickpush.net

Ok, jestem fanem komiksów, kupuję, czytam i kolekcjonuję je od lat. Już będąc dzieckiem przekonałem się do pomysłu na historie z trzepoczącymi pelerynami, super mocami i walką ze złem. Cieszę się, że z tego nie wyrosłem.

Nigdy nie potrafiłem jednak zrozumieć fenomenu Supermana. Motyw przebierania się w strój herosa w budce telefonicznej to jedno, ale zdjęcie okularów i zmiana uczesania, które miało chronić prawdziwą tożsamość „Człowieka ze stali” przekraczało nawet moje granice dozwolonego absurdu (a przypominam, że byłem wtedy jeszcze szczeniakiem). Zrażając się za młodu, zawsze uważałem więc, że twór Joe Shustera i Jerry'ego Siegela jest dla mnie za prosty, zbyt jednowymiarowy i cholernie przewidywalny. Mdliło mnie od niepohamowanej potrzeby czynienia dobra i niezachwianej praworządności Supermana. Nie na darmo nazywa się go harcerzykiem w niebieskim trykocie. Uważałem, że byłby znacznie ciekawszy, gdyby jak my, ludzie, popełniał czasem błędy. Myślałem sobie: po co tworzyć bohatera, który jest niezniszczalny i nigdy nie przegra? Nie rozumiałem jeszcze wtedy, że wszystkie  fabularne mankamenty, które tak bardzo mnie w tej postaci raziły zasłaniały to, czym naprawdę jest Superman. Symbolem. To nie tylko pierwszy superbohater w historii, ale przede wszystkim chodzący przykład najlepszych ludzkich cech i wcielona pochwała amerykańskiego stylu życia  - nierozerwalna część ich kultury (sorry, Kapitanie Ameryka, zawsze będziesz najwyżej drugi).

Reklama

Autor prac Alex Ross, źródła linków collider.com,  comicbook.com

Jest szybszy od lecącej kuli, silniejszy od pędzącej lokomotywy i starszy od naszych rodziców… no i potrafi latać, a nasi rodzice nie. W tym roku Superman skończył 75 lat! Kto by pomyślał, że jeden z najbardziej rozpoznawalnych herosów amerykańskiego komiksu zaczynał jako kryminalista.

Zanim Superman wymierzył złu swój pierwszy lewy sierpowy, sam stał na bakier z prawem. Przed zaprezentowaniem go światu jako tajemniczego przybysza z planety Krypton, jego twórcy wydali krótką historyjkę „The Reign of the Superman” (styczeń 1933 rok), gdzie tytułowy bohater był antagonistą obdarzonym telepatycznymi mocami. Dopiero 5 lat później postać powróciła, ale zupełnie odmieniona i obdarzona mocami, jakie nikomu  wtedy się nawet nie śniły.

To był czerwiec  1938 roku. We Francji odbywały się właśnie III Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej, a kilka miesięcy wcześniej Austria przestała istnieć, bo wcielono ją w nazistowskie Niemcy Adolfa Hitlera. Na świecie coraz częściej mówiło się o groźbie wybuchu wielkiej wojny, którą niektórzy traktowali już jako nieuniknioną. Wszystkie te wydarzenia i problemy Starego Kontynentu były jednak odległe dla przeciętnego obywatela Stanów Zjednoczonych. Amerykański Kongres kilkukrotnie podkreślał swoją neutralność i przekonywał, że nie będzie ingerował w jakiekolwiek europejskie konflikty. Tym samym informacje napływające zza wielkiej wody traktowano bardziej jako ciekawostki, którymi nie trzeba się zbytnio przejmować. Większych emocji dostarczały już np. fantastyczne opowieści Roberta E. Howarda, twórcy m.in. „Conana Barbarzyńcy” lub radiowe audycje ze słuchowiska o tajemniczym „Cieniu” (The Shadow), który na własną rękę walczył ze złem. Wtedy też na rynku pojawiło się zupełnie nowe czasopismo dla najmłodszych czytelników z intrygującą okładką. Widniał na niej rysunek dziwnie ubranego mężczyzny, własnoręcznie ciskającego samochodem o skałę, budzącego tym oczywiście trwogę wśród znajdujących się obok gapiów. Tak wyglądało premierowe wydanie nowej serii: Action Comics #1, będącej wtedy zbiorem krótkich rysunkowych historyjek. Nikt wtedy nawet nie mógł przypuszczać, że kilkadziesiąt lat później ten sam egzemplarz stanie się najdroższym komiksem w historii, którego oryginalna kopia osiągnie cenę 2 mln dol. W czerwcu 1938 roku dla większości Amerykanów był po prostu pierwszym przypadkiem, kiedy obraz dorosłego faceta z majtkami założonymi na spodnie trafił bezpośrednio w ręce dzieci.

Reklama

Tak wyglądał początek „Złotej ery komiksu” w Stanach, razem z którą zaczęło się też wieloletnie pasmo udręk twórców Supermana, protoplasty wszystkich komiksowych herosów (zapewne, gdyby wiedzieli z jaką popularnością spotka się ich pomysł, nie sprzedaliby swoich praw za marne 130 dol., by później procesować się z wydawcą przez następne pół wieku).

Źródło linku http://mustusepowers.blogspot.com

Początkowo bohater wymierzał sprawiedliwość jedynie skorumpowanym gliniarzom i gangsterom, którzy oczywiście nie mieli szans wobec jego nadludzkich mocy. Jednak gdy pod koniec 1941 roku Stany Zjednoczone zebrały tęgie lanie od Japończyków w Pearl Harbor i ogłosiły światu, że będą „walczyć na lądach i na morzach”, stało się jasne, że harcerzyk w niebieskim trykocie nie może stać obojętnie wobec okrucieństw nazistów i ich sprzymierzeńców. Jego nowymi wrogami zostali więc szpiedzy „piątej kolumny”, żołnierze nazistowscy i pozostałych krajów „Osi”. Jak nie wysadzał wrogich dział, to nawoływał do zaciągania się w kamasze i kupowania wojennych obligacji. Po wygranej wojnie w oczach najmłodszych był takim samym bohaterem, jak powracający z frontu żołnierze.

Przez kolejne lata Superman na dobre przeniknął do amerykańskiej kultury, stając się jej nierozłącznym elementem, jak jazz, czy sztuczne ognie na 4 lipca. W komiksie pojawiał się obok znanych postaci z realnego świata: wyjawił swoją tożsamość prezydentowi J.F. Kennedy’emu (czyli co, założył okulary?!), stanął na ringu do walki z Muhammadem Alim. Był też inspiracją dla Andy Warhola, który poświęcił mu jedną ze swoich prac.

Reklama

Andy Warhol

„Superman: Mission for president Kennedy”. DC Comics 

„Superman vs. Muhammad Ali”. DC Comics

75-letni Superman wciąż ma się dobrze, a jego czerwona pelerynka nadal powiewa majestatycznie na tle błękitnego nieba (nie licząc tej historii w komiksie, gdzie został pokonany i zabity, szybko jednak zmartwychwstał, więc wszystko jest ok). Jak się jednak okazuje, jego największy fan nie pochodzi ze Stanów Zjednoczonych, a z Calamba City na Filipinach. Nazywa się Herbert Chavez, chociaż pewnie woli, jak mówi się do niego Clark Kent. Herbert skończył 35 lat i ma za sobą już 19 operacji plastycznych. Każda miała go przybliżyć do upragnionego wyglądu ukochanego superbohatera, którego przygody śledził będąc jeszcze dzieckiem. Korekta nosa i żuchwy, wybielanie skóry, liposukcja, implanty piersiowe i brzucha – to wszystko kosztowało go łącznie ok. 300 tys. peso, czyli 24 tys. dol., czyli 73 tys. zł. Taka jest cena za bycie Supermanem. Jak sam o sobie mówi: „Czuję się jak superbohater za każdym razem, kiedy zakładam kostium. Moją misją nie jest jednak ratowanie świata, ale dawanie uśmiechu na twarzach mieszkających tutaj dzieci i uczenie ich jak należy się zachowywać”.

Jak rozumiem, filipiński Superman najwyraźniej musi żywić się tymi uśmiechami, a dobrymi uczynkami opłaca sobie czynsz, kupuje żarcie i kolejne zabiegi chirurgiczne. By móc jeszcze lepiej oszacować swój budżet i kalendarzyk wydatków, zdecydowanie poleciłbym mu ciekawe zestawienie, opublikowane przez stronę mashable.com. Biorąc pod uwagę inflację porównano w nim różnice cenowe pomiędzy rokiem 1938, a czasami obecnymi. Dzięki temu, możemy sprawdzić, ile kiedyś Supermana kosztował np. strój, wynajem mieszkania i okulary (czyt. mechanizm maskujący), a ile biedaczek musi bulić w dzisiejszych czasach.

Reklama

Autor pracy Bob Al-Greene, Mashable

Obawiam się jednak, że mimo tych wszystkich operacji plastycznych wygląd Supermana z Filipin będzie bliższy ilustracji autorstwa Donalda Soffritti, twórcy „Superheroes Decadence”. Album ten przedstawia karykaturalny wygląd podstarzałych herosów z komiksów (chociaż w przypadku Herberta Chaveza nie zdziwiłbym się, gdyby kiedyś jakiś inny fan zwyczajnie go ustrzeli, wypchał trocinami i zapakował w plastikowe pudełko – czego oczywiście mu nie życzę).

Autor pracy Donald Soffritti, źródło linku shotbuzz.com

Przez te wszystkie lata doszukano się wielu źródeł, z których Joe Shuster i Jerry Siegel zaczerpnęli swoje inspiracje przy tworzeniu „Człowieka ze Stali”. W pierwszej chwili na myśl oczywiście przychodzi „Tako rzecze Zaratustra” Friedricha Nietzschego i jego koncepcja nadczłowieka. Jeżeli jednak przyjrzymy się genezie Supermana, można w niej też znaleźć nawiązania do historii Mojżesza. Co do tego wątpliwości nie ma np. Michael Uslan, historyk komiksu i producent wykonawczy m.in. sześciu filmów z przygodami Batmana. Nie tylko dostrzega on analogie w prezentowanych historiach, ale to właśnie dzięki tym podobieństwom udało mu się w latach 70. stworzyć pierwszy na świecie cykl wykładów akademickich o komiksach na College of Art and Sciences. Każdy chyba słyszał o tym, jak Krypton, rodzinna planeta Supermana (wtedy  noszącego jeszcze imię nadane przez jego biologicznych rodziców, Kal-El), miała eksplodować. Zanim to się stało, jego opiekunowie wysłali swojego jedynaka w kosmos, by w kapsule ratunkowej miał szansę przetrwać nadchodzący kataklizm. Tak oto przyszły „Człowiek ze stali” trafił jako niemowlę na farmę państwa Kentów, by wyrosnąć pod ich opieką na obrońcę ludzkości. Łatwo zauważyć, że bezkres przemierzanego kosmosu, to tak naprawdę nawiązanie do Nilu, po którym płynął w koszyku późniejszy biblijny przywódca Izraelitów. Koniec końców, obaj wychowani przez rodziny zastępcze, stali się wyzwolicielami swoich narodów.

Reklama

Jeżeli jednak na chwilę zostawimy wszelkie ideologie, patos i religijne nawiązania – prawda o genezie tej postaci może wydawać się znacznie prostsza. W nocy z 2 na 3 stycznia 1932 roku ojciec Siegela, który pracował jako sprzedawca, stracił życie w napadzie rabunkowym. Kilka lat później jego syn z pomocą kolegi stworzył historię super człowieka, którego nikt nie będzie mógł zranić, a kule zawsze będą się od niego odbijać…

Z okazji 75. urodzin Supermana, reżyser Zack Snyder („300”, „Sucker Punch” i „Człowiek ze stali”) stworzył razem z Brucem Timmem (twórca kultowej kreskówki „Batman: The Animated Series”) animowany hołd dla tej postaci. Pokazali w nim wszystkie metamorfozy bohatera, który jako pierwszy założył majtki na spodnie.

NASTOLATKI KOCHAJĄ AL-KAIDĘ

STEVEN SEAGAL JEST NAJBARDZIEJ ŻAŁOSNYM KOLESIEM NA ZIEMI

PORNO MOTOREM POSTĘPU