Reklama
Zobacz film VICE o japońskim lesie samobójców pod górą Fuji.
Z podobnych kwiatków szło by pewnie zrobić wieniec, ale na dłuższą metę nie był to dla widzów poważniejszy problem. Podobnie zresztą, jak walki ciągnące się niczym jelita, czy też brak prezentowania tych ostatnich na ekranie. Cóż, to nie Shigurui, a za dzieciaka odcięta ręka Piccolo czy kolejna wgnieciona gęba dostarczała wystarczająco wiele radości. Siła tytułu tkwiła w dramaturgii widowiska, wbijającego w podłogę i podpalającego dywan – nie w jego realizmie. Zresztą nawet dzisiaj serial daje radę, a dzięki wersji Kai słynne „5 minut do wybuchu Namek" nie wlecze się przez następne 20 odcinków.
Reklama