Czy w Krakowie czas dalej płynie wolniej?

FYI.

This story is over 5 years old.

Sponsorowane

Czy w Krakowie czas dalej płynie wolniej?

Obwarzanki, gołębie i smog to nie jedyne atrakcje, które czekają na was w Krakowie
T
tekst Traficar

Za każdym razem powrót do Krakowa przypomina mi wizytę w domu ciotki, do której wpadasz raz na kilka lat, żeby zobaczyć, czy jej mieszkanie przeszło już meblową dekomunizację. To piękne miasto, ale czy na dłuższy czas? Na pewno jego duszna (dosłownie i w przenośni) atmosfera jest idealna do spędzania całych dni na piciu kawy ze znajomymi, których będziesz miał tam wielu, bo wszędzie są te same twarze lokalsów, otoczone tłumem turystów.

Reklama

Tym razem, w ramach cyklu przewodników po miastach, który robimy z Traficarem, Kraków pokazała mi Kasia, która wyjeździła z samą aplikacją ponad 5 000 km. Jej spojrzenie na miasto jest zupełnie inne niż to, czego się spodziewałem.

Kasia zaczęła nasze zwiedzanie nie od centrum, ale od często pomijanej krakowskiej „drugiej strony Wisły”, czyli od Podgórza. Rzeczywiście ta dzielnia, w przeciwieństwie do Ruczaju, który rozwija się w kierunku nieprzyjaznego mieszkańcom blokowego molocha, właśnie rozkwita. „W tym momencie najlepsze chyba jest Podgórze z dużą ilością knajpek, które powstają za Kładką Bernatka, na której zakochani wieszają kłódki. Podobno mają je zdjąć, bo konstrukcja grozi zawaleniem”, mówi mi Kasia, kiedy przechodzimy przez most.

Po prawej stronie widzimy Hotel Forum, po lewej Cricotekę – miejsca, które dzielą mieszkańców miasta na dwa estetyczne obozy. „Hotel Forum jest moim zdaniem jedną z najciekawszych obecnie miejscówek. Oprócz knajpy z leżakami, która zawsze jest pełna ludzi w cieplejsze dni, są tam organizowane wydarzenia w czasie festiwali, na przykład Unsound, a na wyższych piętrach podobno można pograć w paintball w pokojach hotelowych. Kiedyś to był symbol nowoczesności i luksusu, z pierwszymi w Krakowie drzwiami, które same się otwierały. Teraz jest po prostu ciekawą brutalistyczną bryłą, która na pewno jest o wiele lepsza niż nowy, nudny Szeraton wybudowany koło Wawelu, którego krakowiacy nienawidzą i protestowali przed jego powstaniem”.

Reklama

„Cricoteca, czyli archiwum Tadeusza Kantora, jest za to po prostu dziwna, wszyscy od początku zastanawiają się, co to właściwie jest. Stary budynek zamknięty w nowoczesnej obudowie mnie nie za bardzo przekonuje, ale na pewno wpisuje się w nowy charakter Podgórza i wypada go zobaczyć. Podobnie jak Mocak na Zabłociu, który jest świetną galerią sztuki współczesnej i przyciąga ludzi na drugą stroną Wisły. Niestety obok niego, tam, gdzie kiedyś były fabryki, powstają obecnie bez ładu i składu nowe bloki. A szkoda, bo pamiętam, że niedługo przed tym bumem mieszkaniowym ta dzielnica, dzięki Mocakowi i tanim pracowniom studentów ASP, które wynajmowali w pofabrycznych blokach, zaczynała stawać się naprawdę alternatywną częścią miasta”.

Z Podgórza ruszamy w kierunku miejsca, gdzie można uciec od zatłoczonego centrum. Najpierw odwiedzamy dekoracje, które zostały po kręceniu „Listy Schindlera” w Kamieniołomie Liban niedaleko Kopca Krakusa. „To miejsce, które uwielbiam. Z Kopca jest świetny widok na miasto, a kiedy schodzisz w dół, znajdujesz się nagle w zupełnie innym świecie, którego klimat chyba najlepiej podkreślają dekoracje filmowe, porzucone pośrodku niczego. Kiedy jest ciepło dużo ludzi tu przychodzi posiedzieć i napić się ze znajomymi”.

W końcu ruszamy przez Kazimierz na Stare Miasto, wspominając po drodze jeszcze jedną ważną część Krakowa, czyli Nową Hutę. Ja zatrzymałem w pamięci z czasów, kiedy mieszkałem w Krakowie, tylko wielki napis nabazgrany sprayem na blokach przy wjeździe na Hutę, mówiący coś w stylu: „Jak złapiemy, to połamiemy”. Pytam więc Kasi, czy dalej wycieczka na Hutę może skończyć się w szpitalu. „Nie, dużo się zmieniło. Plac Centralny koniecznie trzeba odwiedzić, bo chociaż Huta może wydawać się szarym betonowym monolitem, to jest tam sporo zieleni. Aleja Róż, niedaleko zalew. Stara część tej dzielni jest lepiej zaprojektowana niż te nowe, okropne osiedla. No i oddają klimat epoki, w której powstały”.

W końcu docieramy na Planty i pod dworzec. „W samym centrum nie potrzebujesz samochodu, wszędzie możesz iść na nogach. Panuje tu fajna kameralna atmosfera. Turyści są męczący, ale jednak wolę to niż Warszawę, gdzie nikt nie jest w stanie nawet wskazać ci drogi. Ja lubię wiedzieć, gdzie co jest. Im większe miasto, tym więcej atmosfery obcości, czujesz się tam, jak znikająca mrówka. Traficar przydaje mi się, żeby przejechać od siebie do swojego chłopaka albo w bardziej odległe części Krakowa. Przydał się też podczas przeprowadzki”, dodaje Kasia i chociaż większą część naszego zwiedzania poświęciliśmy, odkrywając zupełnie inną część miasta, przyznaje, że prawdziwy Kraków to jednak centrum.

„Rynek, Planty, Wawel i Kazimierz to jednak dalej najlepsze odzwierciedlenie Krakowa i to się nie zmieni. Na Kazimierzu koniecznie trzeba wpaść do knajp, które mają swój osobny styl. Do Singera, Eszewerii z wielkim łóżkiem we wnęce, na którym możesz chillować, i Alchemii. Wszystkie są ciasne, ciemne i w uroczy sposób zagracone”.

Materiał powstał we współpracy z Traficarem, który oferuje wynajem samochodów na minuty. Więcej szczegółów znajdziecie tutaj.