Rzadko się zdarza, że kreskówki są uważane za sztukę dorównującą powiedzmy obrazom Lynette Yiadom-Boakye czy abstrakcjom Picassa. Ale czasami powinny. Jednym serialem, który zawsze wybijał się ponad resztę, byli „Simpsonowie". Nie zanosi się, żeby animacja, która miała swoją premierę w 1989 roku (aktualnie trwa 30. sezon), miała zejść z ramówki. Serial zapoczątkował zupełnie nową erę animacji, odchodzącą od zapętlonego tła i efektów dźwiękowych z lamusa, które spotykaliśmy w programach Hanna-Barbera, jak „Flinstonowie" i „Scooby-Doo". Zamiast nich pojawiła się złożona fabuła, różnorodne postacie i ambitne sekwencje akcji.Instagramowe konto Scenic Simpsons podkreśla, jak bogate wizualnie były pierwsze sezony. Pokazuje kadry, które bez problemu mogłyby być obrazami: zniekształconego jak u Edvarda Muncha Homera za szklanką wody, spokojne, zachodzące słońce za kultowym różowym domem Simpsonów, Flandersa wchodzącego po schodach, wyjętego rodem z czarno-białego filmu „Kręte schody" z 1946 roku.Zaledwie po roku konto Scenic Simpsons zdobyło ponad 200 tys. obserwatorów. Twórca chce, żeby sztuka przemawiała za siebie i woli pozostać anonimowy, ale pod warunkiem nieujawniania tożsamości, porozmawiał z i-D o złotej erze „Simpsonów" i o planach przekształcenia konta w książkę.Wybierasz jedynie ujęcia z pierwszych dziesięciu sezonów. Co takiego przemawia do ciebie we wcześniejszych odcinkach?
Głównie kolory. To one sprawiają, że nawet najnudniejsze sceny wyglądają tak pięknie. Paleta kolorów, zwłaszcza w sezonach 5-8 jest idealna. Już w 10. sezonie można zauważyć, że linie są prostsze i czystsze, a kolory bardziej śmiałe i jaskrawe. Później trochę tracą swój czar. Zupełnie jakby we wcześniejszych sezonach więcej czasu i troski włożono w rysowanie i kolorowanie każdego odcinka.Zacząłem oglądać „Simpsonów", kiedy miałem około 8 lat - i pierwszych kilka sezonów było zbyt głębokich jak na osobę w moim wieku! Ale program ma w sobie coś niesamowitego, co przyciąga zarówno dzieci, jak i dorosłych. Kiedy się w nim zakochałeś?
Zgadzam się z tobą, co do głębi. W jednym z odcinków Homer prawie rzuca się z mostu, bo rozbił świnkę-skarbonkę Barta, żeby kupić sobie piwo! Trochę dziwnie oglądać to, będąc dzieckiem. Uwielbiam w nich to, że mogę oglądać dany odcinek sto razy i za każdym razem dostrzec coś nowego - dialogi albo żarty, które rozumiem w zupełnie nowy sposób. Program naśmiewa się z życia rodzinnego w zabawny i mądry sposób, a jednocześnie podejmuje też ważne tematy, jak: seks, znęcanie się nad słabszymi, miłość, śmierć, porażka czy przyjaciel, który kradnie ci przepis na koktajl i sprzedaje go jako swój własny…W pierwszych latach „Simpsonowie" przekraczali granice animacji, przez eksperymentowanie z tematami, tonem i budową opowieści. W tamtych czasach fabuła była bardziej podobna do sitcomów z aktorami, a nie kreskówek. Czy masz swój ulubiony sezon?
Waham się między 5, 6, 7 i 8. Nie wiem, czy po tym nie dostanę ton nienawistnych maili od prawdziwych simpsonowych nerdów, ale szósty sezon jest moim ulubionym. Dlatego, że ma kilka moich ulubionych odcinków: „Udręki popularności", ‚Wróg publiczny" i „Burns gwiazdą".Jakie obowiązki wiążą się z prowadzeniem tak popularnego konta na Instagramie?
Trzeba oglądać bardzo duże ilości „Simpsonów" i zatrzymywać co cztery minuty, żeby zrobić screenshota. No i jeszcze przebrnąć przez ponad 100 wiadomości w skrzynce odbiorczej każdego dnia i odpisywać: „Przepraszam, ale ten kadr nie jest wystarczająco dobry i nie przyjmuję zgłoszeń", „Nie, nie współpracuję z reklamodawcami" albo „Przepraszam, ale nie znam hiszpańskiego". Ale to nie jest bardzo wymagające. Przynajmniej mam wymówkę, żeby oglądać więcej kreskówek niż wcześniej.
Reklama
Głównie kolory. To one sprawiają, że nawet najnudniejsze sceny wyglądają tak pięknie. Paleta kolorów, zwłaszcza w sezonach 5-8 jest idealna. Już w 10. sezonie można zauważyć, że linie są prostsze i czystsze, a kolory bardziej śmiałe i jaskrawe. Później trochę tracą swój czar. Zupełnie jakby we wcześniejszych sezonach więcej czasu i troski włożono w rysowanie i kolorowanie każdego odcinka.
Jesteśmy też na Facebooku, polub nasz fanpage i-D Polska
Zgadzam się z tobą, co do głębi. W jednym z odcinków Homer prawie rzuca się z mostu, bo rozbił świnkę-skarbonkę Barta, żeby kupić sobie piwo! Trochę dziwnie oglądać to, będąc dzieckiem. Uwielbiam w nich to, że mogę oglądać dany odcinek sto razy i za każdym razem dostrzec coś nowego - dialogi albo żarty, które rozumiem w zupełnie nowy sposób. Program naśmiewa się z życia rodzinnego w zabawny i mądry sposób, a jednocześnie podejmuje też ważne tematy, jak: seks, znęcanie się nad słabszymi, miłość, śmierć, porażka czy przyjaciel, który kradnie ci przepis na koktajl i sprzedaje go jako swój własny…
Waham się między 5, 6, 7 i 8. Nie wiem, czy po tym nie dostanę ton nienawistnych maili od prawdziwych simpsonowych nerdów, ale szósty sezon jest moim ulubionym. Dlatego, że ma kilka moich ulubionych odcinków: „Udręki popularności", ‚Wróg publiczny" i „Burns gwiazdą".
Trzeba oglądać bardzo duże ilości „Simpsonów" i zatrzymywać co cztery minuty, żeby zrobić screenshota. No i jeszcze przebrnąć przez ponad 100 wiadomości w skrzynce odbiorczej każdego dnia i odpisywać: „Przepraszam, ale ten kadr nie jest wystarczająco dobry i nie przyjmuję zgłoszeń", „Nie, nie współpracuję z reklamodawcami" albo „Przepraszam, ale nie znam hiszpańskiego". Ale to nie jest bardzo wymagające. Przynajmniej mam wymówkę, żeby oglądać więcej kreskówek niż wcześniej.