Groh: Nie chcę, żeby winyle stały się towarem luksusowym

FYI.

This story is over 5 years old.

Wywiady

Groh: Nie chcę, żeby winyle stały się towarem luksusowym

Założyciel wytwórni U Know Me Records podsumowuje najbardziej dynamiczny okres w działalności labelu, opisuje sytuację na analogowym rynku i nie szczędzi mu krytycznych uwag.

foto główne: Tomek Karwiński/ Alkopoligamia

Trochę niespodziewanie, jesienią ubiegłego roku, założonej przez Marcina "Groha" Grośkiewicza siedem lat temu wytwórni U Know Me Records stuknął piękny jubileusz - wydawnictwa nr 50 w katalogu. Katalogu pełnego doskonałych pozycji spod znaku nu beats (Teielte), abstrakcyjnego, instrumentalnego hip-hopu (Galus), elektroniki z domieszką funky, soulu czy disco (Envee, Daniel Drumz, Mr. Krime), na ambitnym popie (RYSY, SONAR) wcale nie kończąc. Działalność oficyny w ogromnej większości dostępna jest tylko na winylowym nośniku, przeżywającym w ostatnich latach prawdziwy renesans popularności.

Reklama

Czy w związku z tym Groh patrzy na przyszłość swojego fonograficznego dziecka w różowych okularach? Co szykuje na najbliższe miesiące? O tym przekonacie się z naszej rozmowy.

Noisey: Nie dość, że z U Know Me bijesz rekordy liczby wydawnictw, to jeszcze reaktywujesz inny ze swoich labeli. Dzieje się!
Groh: To prawda, rozpędziliśmy się bardzo mocno i nie możemy zatrzymać. W tamtym roku zrobiliśmy 10 winyli, co raczej się już nigdy nie powtórzy. Na tę liczbę złożyły się również winyle En2aka i RYS, które wyszły na początku 2016 roku fizycznie, ale wcześniej miały premiery w digitalu. W to weszło takie specjalne wydawnictwo, wytłoczony w 30 sztukach winyl Hatti Vatti, no i w efekcie dobiliśmy do tego rekordowego wyniku. Rozpoczął się niedawno 2017 r., a my już mamy za sobą trzy premiery, jednak żadna nie ma jeszcze fizycznej formy. To ewenement, ale z kolei w drugą stronę. Czyli trochę idziemy z duchem czasu.

Niezły paradoks, jak na analogowy charakter UKM, który od zawsze wszyscy podkreślaliśmy - dziennikarze, artyści i ty sam.
To prawda (śmiech). Patrzę jednak na to trochę szerzej. Po wielkim sukcesie, boomie na płyty winylowe, małe wytwórnie wcale nie wychodzą na tym najlepiej. Powiedziałbym wręcz, że robi im to wiele kłopotów.

No ale w kontekście całego rynku fonograficznego to najbardziej stratny jest kompakt, czyli tobie jako wydawcy nośnik praktycznie obcy.
Taki totalnie okazjonalny i raczej, a w zasadzie na pewno, nie będziemy tego rozwijać. Wracając jeszcze do winyla - problem z nim jest w zasadzie jeden i to się nie zmieni - jest bardzo drogi. Koszt produkcji analogicznej liczby cedeków i winyli jest diametralnie inny, przez co latami w analogi bardzo mało kto się bawił, zarówno od strony wydawców, jak i odbiorców.

Reklama

My od początku właśnie na niego postawiliśmy i przez lata staraliśmy się trzymać możliwie najniższą cenę. To jednak może się zmienić, bo jest ogromny popyt, tłocznie są obłożone zamówieniami i mogą dyktować wyższe ceny.

Tłocznie winyli stały się panem na rynku fonograficznym?
Z przekonaniem można tak powiedzieć.

Ile ich jest w Europie?
Ciężko powiedzieć, takiej wiedzy nie mam. Na pewno jest ich więcej, co być może jest dobre. No i w końcu mamy tłocznie w Polsce, w Warszawie.

No właśnie. To duża zmiana. I nastąpiła chyba jakoś niedawno?
Mniej więcej rok temu, a dokładnie w grudniu 2015 r. Ostatnio wrzucili ciekawy news, że zrobili aż 100 tytułów w ubiegłym roku, co jest niesamowitym wynikiem. Większość to jakieś rockowe rzeczy.

No i zlecenia majorsów.
Jak najbardziej, jednak ciekawszy jest wątek jakichś nieznanych powszechnie wytwórni rockowych czy polskich zespołów popowych sprzed 30 lat, które nagle się wznawiają na winylach teraz. I to się sprzedaje. Tak samo jak kolekcje płyt zespołów metalowych, takich jak Kat.

Tych produkcji jest bardzo dużo, przez co ktoś, kto przychodzi z ulicy i chce coś zrobić w GM Records, musi bardzo długo czekać. Łatwo więc dostrzec, że ten boom winylowy ma wiele swoich odcieni.

No i w jego trakcie decydujesz się na reaktywowanie pobocznego labelu, czyli Funky Mamas And Papas.
To nie jest poboczny projekt, bo ta oficyna powstała jeszcze przed U Know Me (śmiech). Jeśli można ją określać poboczną to raczej dla rapowego JuNouMi, ale to też raczej nie ma sensu. Od początku był to oddzielny byt, dla mnie zresztą bardzo ważny w zawodowej karierze. Nowa kompilacja, która jest efektem współpracy z od lat nam bliskim warszawskim klubem Kita Koguta, to pozycja nr 16 w katalogu.

Reklama

A co takiego Funky Mamas And Papas dało ci konkretnego?
To był pierwszy projekt, który sprzedawałem za granicą i otworzył mi wiele kontaktów, przyniósł garść obserwacji, które w kolejnych latach realizowałem. Był moment, kiedy gdzieś 80 procent sprzedawanej przeze mnie muzyki z FMAP szła poza Polskę. Kolosalne doświadczenie.

To dla mnie projekt sentymentalny, który zarazem wiele nauczył. Głównie tego, że mieszkając tutaj i robiąc, wydając muzykę tutaj, można działać i dobrze funkcjonować na świecie, być granym w świetnych audycjach, które prowadzą dziennikarze uważani za ikony.

Nie wspominałeś generalnie wcześniej o tym projekcie i reaktywacji. Czyżby wypadło ci to tak trochę z kapelusza? Bo mam wrażenie, że w ostatnich miesiąc sporo wydawnictw wydawałeś tak dość spontanicznie, bo się spodobało.
Czasami się tak dzieje, trochę tak jest (śmiech). No w sumie to nawet spory procent. Na przykład ostatni singiel RYS to była taka propozycja nie do odrzucenia. Dochodziły do mnie słuchy, że Łukasz z Wojtkiem zamierzają zawiesić działalność i ten winyl ma być pewną klamrą. Nie mogłem sobie nie pozwolić na wydanie tego.

Ale to też pokazuje, że doszedłeś z U Know Me do takiego etapu, w którym możesz sobie na to po prostu pozwolić, nie kalkulując przez kilka nocy, czy coś ma w pełni okazję się obronić finansowo.
Był na to dobry moment. Teraz, raptem kilka miesięcy później, podchodzę do tego już z trochę chłodniejszą głową, bardziej biznesowo. Nasza strategia na bieżąco ewoluuje, przystosowujemy się do realiów rynku. Wydana na samym początku roku epka Zury, która zebrała kapitalne recenzje, ukazała się tylko digitalowo i było to od początku ustalone z Bartkiem. Ona zapowiada bowiem pełny album, który ma już wyjść na winylu. Aczkolwiek… Nawet wczoraj z nim rozmawiałem i przekonywał mnie, że może jednak warto i tę epkę wydać na wosku. Pewnie tak, aczkolwiek jednak ten kryzys, o którym wcześniej wspomnieliśmy, istnieje i najbardziej dotyka wytwórni takich jak moja. Generalnie bardziej wierzę w wydawanie albumów niż singli i epek.

Reklama

Jako odbiorca i konsument w pełni rozumiem. Był okres, kiedy rzeczy firmowane przez pewnych artystów albo dane wytwórnie, kupowałem z miejsca, jak leci. Teraz ograniczam się do albumów. Ekonomia panie. W dodatku zaczynało mi brakować… miejsca.
Ha, coś w tym jest. Dlatego tak mnie zszokowała decyzja Thundercata, który nowy album postanowił wydać na czterech winylach 10-calowych. Jest to dość dziwne posunięcie, ale możliwe, że jest podyktowane właśnie tą modą.

Akurat on raczej może sobie pozwolić na taki ruch. To już taka pozycja w świecie muzyki, że sprzeda na pewno.
Zobaczymy, pewnie tak. Jednak cena jest wysoka, a nie słyszałem o żadnej alternatywie. I to też pewna tendencja, bo gdy widzę większość nowości wyróżnionych i promowanych przez sklepy zajmujące się sprzedażą winyli to są to właśnie jakieś wydania deluxe, kolorowe płyty, różne cuda wianki.

Trochę zaczyna być to cepeliada?
Właśnie! To znaczy my też to robiliśmy, ale z zupełnie innych powodów i w czasach, które wyglądały na rynku inaczej. I ja nie neguję tego wszystkiego dla samego negowania, tylko robi się to trochę sztuka dla sztuki. Bardziej dba się o przesadnie udziwnione wydania niż o samą muzykę i też cenę. Bo nie ukrywajmy, że takie releasy windują je w górę i przez to mniej osób może sobie pozwolić na kupno.

Mnie samego to zaczyna przerażać. Nie chcę, żeby winyle stały się towarem luksusowym. Żeby kupowali je bardziej ci, którzy zrobią to dla mody i pewnego snobowania, a nie prawdziwi, oddani fani muzyki, ale z mniej zamożnym portfelem. A tendencja jest właśnie w tę stronę. Można to sprzedawać taniej, tymczasem coraz większe znaczenie na tym polu rynku fonograficznego zaczyna odgrywać zwykła chciwość.

Ty w tym wyścigu nie zamierzasz uczestniczyć, fani U Know Me mogą być pewni, że ceny wydawnictw nie skoczą lawinowo?
Daję sto procent gwarancji, że to nigdy nie nastąpi. Chcę docierać do jak najszerszego grona, a przede wszystkim patrzę na wydawanie płyt wciąż bardziej okiem słuchacza-pasjonata niż biznesmena.

No to na co mamy już odkładać pieniądze? Co szykujesz na najbliższe miesiące?
Ten rok będzie bardzo ciekawy, to już teraz mogę zapewnić. Mam nadzieję, że niebawem Night Marks Electric Trio zakończą pracę nad albumem. Wyszło SOTEI i tutaj też nadrobimy z wersją winylową. Solową płytę zaprezentuje znany doskonale z RYS Wojtek Urbański, pod szyldem Urbański. O longplayu Zury wspomniałem wcześniej.

Później mam już praktycznie dogadane kolejne albumy, które będą fajne i mocne. Mam wrażenie, że wszyscy artyści, z którymi od lat pracuję stale ewoluują, rozwijają się i tak naprawdę sam nie mogę się już doczekać materiałów, które mi przyniosą. Nudy nie będzie.

Groh; foto: Filip Blank