Tekst pierwotnie ukazał się na VICE UKWłasny system podatkowy, niezrozumiały żargon i dziwne obyczaje — brukselska siedziba władz UE to prawdziwe państwo w państwie. Nasi „samozwańczy, z niczego nierozliczani" (poddani ścisłej kontroli, demokratycznie wybierani) eurowłodarze, których tak bardzo chce zniszczyć Janusz Korwin Mikke, mają swoje poglądy i wewnętrzne struktury tak samo, jak każda inna społeczność.
Reklama
Odległa od Warszawy o dzień jazdy samochodem lub dwie godziny lotu stolica Belgii jawi się często jako egzotyczna, nieznana kraina. W gorączce ostatnich dni przed referendum, w którym Brytyjczycy zadecydują, czy chcą opuścić UE, obraz ten staje się jeszcze mniej wyraźny.Chcieliśmy się dowiedzieć, co tak naprawdę dzieje się w tej paneuropejskiej wersji Mordoru, więc poprosiliśmy kilku tamtejszych orków (pracowników organizacji pozarządowych, dziennikarzy, urzędników, lobbystów i konsultantów), by opowiedzieli tak szczerze, jak tylko potrafią o pokusach i zasadzkach Eurobabilonu. Poniżej znajdziesz ich odpowiedzi, anonimowe i przemieszane, ale cytowane dosłownie.„Jeśli jesteś zatrudniony w Komisji jako stagiaire, stażysta, zazwyczaj pracujesz na krótkoterminowej umowie, a kieszeń świeci pustkami. Jednak gdy awansujesz na fonctionnaire — pełnoetatowego publicznego funkcjonariusza — zarobki idą w górę. Zaczynasz od około 4500 euro miesięcznie, a czynsze w Brukseli nie bolą".„Urzędnik średniego szczebla, powiedzmy AD12, który spokojnie można osiągnąć jeszcze przed trzydziestką, wyciąga około 14 tysięcy miesięcznie. Większość głów państw zarabia mniej. To aż nadto starczy na mercedesa dla niego i dla niej, zwłaszcza że eurokratów obowiązuje specjalna stopa podatkowa w wysokości 12,5%. Wewnątrz kompleksu europarlamentu znajduje się nawet centrum handlowe, które dla dyplomatów oferuje dziesięcioprocentowe zniżki".
PIENIĄDZE
Reklama
„Gdzie indziej przeciętny urzędnik mógłby posłać wszystkie czworo swoich dzieci do prywatnych szkół, zamieszkać wygodnie na przedmieściach i korzystać ze wszelkich uroków dostatku? Nazywają to złotą klatką. Chcieliby odejść, ale uzależnili się już od tego trybu życia".„Jeśli nie pracujesz bezpośrednio dla Komisji, najbardziej wkurzające są belgijskie podatki, które zabierają ci około 50% wypłaty. Czyli nawet jeśli udało ci się wyciągnąć 3000 euro, cóż, w kieszeni zostanie ci tylko 1500. Mnóstwo ludzi zamieszkujących obrzeża tego eurocyrku ledwo wiąże koniec z końcem".„Jak wszędzie, gdzie mieszają się różne narodowości, sporo tu przygodnego seksu. Pod tym względem Bruksela jest jak letni obóz — jak jeden wielki Erasmus. Ludzie z wielu krajów, przeważnie single, przyjeżdżają tu tylko na parę lat albo miesięcy. Wszyscy mają podobne wykształcenie i lubią sobie czasem wypić — nic dziwnego, że w rezultacie pieprzą się jak norki. Oczywiście sytuacja zmieniła się nieco wraz z pojawieniem się Tindera. Nie trzeba już tyle przesiadywać w barach".„Brukseli jest jak mała wioska — wszyscy się tu znają i mało co się ukryje. Słyszy się mnóstwo historii o europarlamentarzystach, którzy udzielają się na Tinderze, mimo że mają rodziny. Poza tym jednej rzeczy nie da się uniknąć (i mówię to z własnego doświadczenia): w końcu na oficjalnym spotkaniu natrafisz na kogoś, z kim tydzień wcześniej uprawiałeś seks, albo jeszcze gorzej — może się okazać, że to twój nowy szef".
SEKS
Reklama
PLUX
STEREOTYPY
POCHODZENIE
Reklama
„Prawdziwa brukselska elita kształci się w Kolegium Europejskim w Brugii. Niemal nie sposób tam się dostać. 200 najlepszych, zdecydowanych na karierę w UE absolwentów różnych uczelni spędza razem rok w małym miasteczku, w którym nie ma nic do roboty oprócz picia i seksu. W rezultacie kształtuje się bardzo zżyta, elitarna grupa — jak jedna wielka kazirodcza rodzina. Wszyscy później robią wielkie kariery i znają się aż zbyt blisko".„Prawie każdy ma tu zbyt wysokie kwalifikacje. Kierowniczych posad jest stosunkowo niewiele, zwłaszcza w porównaniu do tysięcy chętnych. Mnóstwo ludzi, którzy ukończyli najlepsze europejskie szkoły, zajmuje się wydawanie fiszek na konferencjach, dopóki na górze nie zwolni się jakieś miejsce i będą mogli wspiąć się na kolejny szczebel urzędniczej drabiny. A to może trwać całymi latami".„Tak, często zajmujemy się bardzo nudnymi, technicznymi rzeczami, ale to żadne odkrycie. Tak naprawdę liczy się gra. 20 000 ludzi pracujących przy Komisji, 5000 w Parlamencie, do tego kolejne 20 000 lobbystów — wszyscy uwikłani w jedną wielką grę wpływów, ciasno splątane sfery władzy i targów. Nic nie może się z tym równać".„Jeśli chcesz się dorobić, ale nie narobić, startuj do któregoś ze stowarzyszeń handlowych. Mam znajomego, który zarządzał PR-em przemysłu margarynowego. Raz na jakiś czas piszesz parę sprawozdań, od wielkiego święta idziesz na spotkanie i pukasz w niemalowane drewno, żeby w legislacji nic się nie zmieniło".
PRACA
Reklama
PRZEMIANA W TUBYLCA
O BELGACH
Reklama
Wiedz, komu ufać. Polub fanpage VICE Polska, żeby być z nami na bieżąco
CO NA TO BELGOWIE
JĘZYK
NOCNE ŻYCIE
Reklama
„Z narkotyków przeważa zioło i koks. Mało kto bierze MDMA".„Francuzi zazwyczaj siedzą we własnym sosie. Istnieje coś w rodzaju północnoeuropejskiej wspólnoty, do której należą Brytyjczycy, Holendrzy, Szwedzi i Niemcy. Hiszpanie i Włosi tworzą wielkie towarzyskie grupy — może się zdarzyć, że na domówce prawie wszyscy goście są z Włoch lub Hiszpanii i gdy całym stadem wychodzą, impreza właściwie się kończy".„Ogólnie rzecz biorąc, wszyscy chętnie nawiązują międzynarodowe znajomości — trzeba pamiętać, że to zdeklarowani federaliści. Przyjechali tu właśnie po to, żeby poznawać ludzi z innych krajów — na sali konferencyjnej albo w łóżku".„W Brukseli cały czas trzeba nawiązywać nowe kontakty. Nie możesz pozwolić, żeby ludzie nie łączyli twojej twarzy z nazwiskiem. Non stop chodzisz na śniadania, fajfy i wieczorne drinki, lancze, brunche i obiady, no i oczywiście niezliczone konferencje. Na podorędziu zawsze masz tanie białe wino i pomarańczowy sok z kartonu".„Pracowałem kiedyś dla firmy lobbingowej przy imprezie, na której serwowano cały wachlarz wyrobów z wieprzowiny różnym europosłom i komisarzom, w tym kilku ważnym figurom. W ten sposób lobbyści zdobywają tzw. miękką siłę. Nawet jeśli w danej chwili nie mają do urzędników żadnej sprawy, to kontakty i znajomości mogą się kiedyś przydać, np. Gdy Unia spróbuje obniżyć dopuszczalną ilość kości i chrząstek w znormalizowanej europejskiej kiełbasie".
PLEMIONA
KONTAKTY
Reklama