Reklama
Krzysztof Owedyk: To były czasy liceum plastycznego, gdy z jakiegoś powodu po raz pierwszy wziąłem się za lekturę Kubusia Puchatka. Książka mnie zauroczyła. Stwierdziłem, że jest zdecydowanie bardziej przeznaczona dla takich dorosłych dzieci, jak ja. Moim ulubionym bohaterem był notorycznie struchlały Prosiaczek. Zrobiłem sobie z nim przypinkę. Z jej powodu zaczęto mnie tak nazywać.Początek lat 90. to początek twojej działalności wydawniczej, a zarazem rozkwit rodzimego undergroundu. Fanziny, koncerty, niezależnie wydawane płyty. Czy komiksy to był twój pomysł na aktywizm?
Komiksy rysowałem już znacznie wcześniej, bo od 1984 roku. Miałem 13 lat, gdy narysowałem swój pierwszy album; bo po co pieprzyć się z krótkimi formami, najlepiej od razu walnąć długą opowieść. I tych albumów jako dzieciak i nastolatek narysowałem do szuflady kilkanaście. W zeszytach A5 lub jakichś blokach A4, większość kolorowana akwarelkami i pisakami.
Reklama
Tematycznie fantasy, SF, przygodowe… Miałem tak wielki głód czytania komiksów (a przeczytałem już wszystko, co miałem i co mieli koledzy), że postanowiłem tworzyć własne.Kiedy zacząłem „uczestniczyć" w scenie, ciągle rysowałem te komiksy, ale nagle zauważyłem możliwość przedstawienia ich szerszemu gronu odbiorców, niż tylko szufladzie i kolegom. Wpadały w moje ręce fanziny z komiksami, nie zawsze z tak mistrzowskim poziomem jak chociażby Pały. Pomyślałem „hej, przecież ja rysuję, słucham punk rocka, hardcore'a i też mogę spróbować"! Oczywiście musiałem zacząć tworzyć krótkie formy i trochę zmienić tematykę, by mieć możliwość publikacji.Jakie były wydawnicze początki?
Najpierw publikowałem gościnnie w różnych zinach, ale dość szybko również w autorskim „Prosiacku". Mimo prężności sceny hc/punk, na początku nie było tak prosto wydać sobie cały gruby album. To kwestia nakładu pieniędzy, dystrybucji we własnym zakresie, wszelkich działań od twórcy do wydawcy. Oczywiście później nie było to już problemem i mogłem spróbować powrócić do dłuższej opowieści, jaką była np. „Ósma czara". Tak więc, jeśli chodzi o ten aktywizm, to po prostu wykorzystałem swoje dotychczasowe zainteresowania i umiejętności, by przedstawić swoje poglądy.W twoich komiksach obrywa się wszystkim: nazistom, policji, politykom, szaremu Kowalskiemu – również subkulturze punkowej, w której są twoje korzenie. Mam jednak wrażenie, że szczególne miejsce zajmuje Kościół Katolicki. Skąd aż taka krytyka?
Kościół w sercu mym zaiste szczególne miejsce zajmuje. Sam je zajął. Przecież jest zarządcą każdego elementu mojego życia. Zarządza moimi myślami, sferą duchową, dowodzi armią plemników i prowadzi przez całe życie z checkpointami (chrzest, komunia, bierzmowanie, ślub itd.), aż po miejsce w piachu. I życie po śmierci oczywiście. Cieszę się, że jest taka instytucja zrzeszająca od lat samych chłopów i że te fajne chłopy czuwają nad naszym życiem doczesnym, życiem prenatalnym i życiem po śmierci. Tylko chłop wie co dla chłopa dobre. Baby by wszystko popsuły.
Reklama
Któregoś pięknego dnia, gdy u władzy byli obaj (żywi) Kaczyńscy wraz z eminencją ojcem Tadeuszem, postanowiłem to uwiecznić, bo wielcy malarze zawsze utrwalali wielkie postacie… Ale tak wielkiej postaci nie można przecież rysować na jakiejś ordynarnej kartce ksero, jak to zwykłem czynić. Tu trzeba było szlachetniejszych środków artystycznych. Więc namalowałem taki obraz dla siebie – nie dla Ojca Dyrektora (muszę sprostować, bo wtedy zarobiłbym naprawdę grubą kasę). Wystawiając go na Allegro, liczyłem, że kupi go jakiś znajomy za parę złociszy. Zainteresowanie moim „arcydziełem", jak i rosnąca cena były dla mnie absolutnym zaskoczeniem.
Reklama
Wystawiłem obraz raz jeszcze z dostępem do aukcji tylko dla osób zaproszonych. Znalazło się ich kilkudziesięciu, ale gdy już miałem ich dane, a nie tylko nicka z lewego konta, nikt nie miał odwagi zalicytować obrazu. Sprzedał się jednak w ostatniej sekundzie w opcji „Kup teraz" za 6666,66 zł. Na forach Allegro grzmiało, zwłaszcza tych, gdzie artyści przez duże „A" odchodzili od zmysłów, że kicz, że przecież lepiej by namalowali! Nawet było paru oszołomów, którzy to zrobili – na bezczela kopiowali mój obraz, wystawiali jeszcze mokre kopie, robili pocztówki etc. Biadolili, że to nie oni wpadli na ten pomysł i zastanawiali się „a ciekawe czy zapłaci podatek". Dla tych wszystkich uprzejmych rodaków, którzy sami nic nie osiągnęli, ale muszą podstawić nogę bliźniemu, specjalnie z kupującym podpisaliśmy umowę i podatek został odprowadzony. Bo strzeżonego Pan Bóg strzeże!
Reklama
Piękny to kraj, ma ładne lasy, rzeki, łąki, pola, jeziora, szuwary. Morze nawet ma. W góry mam niedaleko, więc sobie tam jadę – w Sowie jakąś godzinę, w Stołowe półtorej. Ładny kraj o każdej porze roku, lubię go.Czy w swojej twórczości jest ktoś szczególny, na kim się wzorowałeś? Masz swojego komiksowego „idola"?
Kiedyś moimi idolami byli rysownicy, którzy potrafili wsiekać bardzo szczegółowy, realistyczny rysunek: Rosiński, Polch, Caza, Druilett czy Don Lawrence. Nadal ich cenię, ale mój zmysł estetyczny popłynął ku lżejszemu, niemal satyrycznemu rysunkowi takich twórców jak Blain, Sfar, Winshluss czy Pedrosa. Właśnie podchodząc do prac nad „Będziesz smażyć się w piekle" postawiłem na lekki rysunek, żeby się nie zamęczyć realizmem w tak obszernym materiale.
Częstotliwość ukazywania się nowych albumów nie jest faktycznie godna pochwały. Ale jestem twórcą niezależnym, czyli mi nie zależy… Tak na serio, do kolejnych komiksów staram się podchodzić bez spiny. Zmuszanie się, bo trzeba coś narysować i jest deadline kończy się tak jak w przypadku serii „Cierń w koronie". Czyli seria pozostaje nieukończona, a ja zmęczony. Dlatego też prawie w ogóle nie biorę żadnych zleceń. Lubię pracować dla siebie, na podstawie własnych wizji i scenariuszy. Musi po prostu przyjść odpowiedni moment, żebym już nie mógł się doczekać dnia, gdy będę mógł zacząć rysować. Muszę czuć wenę, potrzebę, przypływ mocy. Wtedy pracuję naprawdę ostro jak stachanowiec.
Reklama
Nie tylko dla fanów komiksów. Polub nasz nowy fanpage VICE Polska
Na co dzień pracuję na etacie i nie jest to praca artystyczna, więc swoim twórczym zajęciom oddaję się po tych nietwórczych. Poza tym lubię sobie pograć w gry, poczytać, pooglądać coś w internetach, pojechać w góry, bo do Sowich mam godzinę, a w Stołowe półtorej…Twoje najnowsze dzieło opowiada historię metalowego zespołu Deathstar. Czyżbyś z wiekiem zmienił upodobania muzyczne?
To nie jest komiks o zespole metalowym. To opowieść o rodzinie, o przyjaźni, odpowiedzialności, o pasji, o życiu. O gościach, którzy akurat grają metal i o ich bliskich, czekających na nich w domu. I o braku porozumienia, wykorzystywaniu, o przemocy i o tragedii. I próbach utrzymania rozpadającego się domku z kart. Stylistyka komiksu jest metalowa, ale myślę, że jest to bardzo uniwersalna, obyczajowa opowieść. Nie trzeba znać ani słuchać metalu, by się w niej odnaleźć. Sam słucham bardzo różnej muzyki, metalu też. Muzyka jest mi niezbędna do tworzenia zarówno scenariuszy, słychać ją również ciągle przy rysowaniu. Bez niej nie dam rady tworzyć.Na okładce widnieje informacja, że opowieść inspirowana jest prawdziwą historią. Miałeś jakiś konkretny zespół na myśli?
Fabuła została zainspirowana prawdziwymi wydarzeniami. Ale tylko zainspirowana. Opowiadały o nich sobie dwie koleżanki z pracy: moja żona i żona gitarzysty pewnego zespołu metalowego. Ich historia skupiała się na zupełnie innych rzeczach, niż gdyby opowiedzieliby ją faceci. Mnie zaintrygował ten kontrast pomiędzy bardzo mroczną, brutalną postawą muzyka na scenie, a jego późniejszym powrotem do pieleszy domowych i czułą zabawą z dzieckiem. Gdy ten sam muzyk jest uwielbianą na świecie gwiazdą, idolem, a jednocześnie nikt nie wie o jego problemach zdrowotnych, małżeńskich czy finansowych. Więc te fragmenty kobiecych opowieści zacząłem doprawiać swoją wyobraźnią. Wkrótce pojawił się pomysł na fabułę spajającą całość i trzeba było to narysować.Metal jest strasznie na serio. Nie boisz się, że teraz metalowcy będą ci grozić lub składać pod domem koty w ofierze Rogatemu?
Mam nadzieję, że nie uraziłem niczyich uczuć antyreligijnych!Jakie plany na przyszłość?
Chcę skupić się na długich, komiksowych, fabularnych historiach. Mam kilka rozpoczętych scenariuszy czy raczej konspektów. Czasem wpada jakiś pomysł do głowy i dopisuję go do jednego z nich. Wcześniej może narysuję trochę nowych Bajek Urłałckich, bo do nich scenariusze są gotowe i to chyba od dwóch lat. Zastanawiam się tylko nad jakąś formą całego albumu. Mam nadzieję zdążyć, narysować jeszcze, chociaż ze 3-4 albumy przed zgrzybiałą starością.Dzięki za rozmowę.UWAGA: Mamy dla Was 4 albumy „Będziesz smażyć się w Piekle" autorstwa Prosiaka. Żeby zgarnąć 1 z nich zapisz się do naszego newslettera i wyślij swoje imię i nazwisko na adres: rozdawki@viceland.pl