FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

​Najgorsze przygody, jakie możesz przeżyć w pociągu

Spytałem ludzi o sytuacje, kiedy podróżowanie koleją staje się koszmarem
Źródło: Flickr/Dan DeLuca

Jak mówią ostatnie doniesienia polska kolej może sobie nie poradzić w trakcie Światowych Dni Młodzieży, dlatego powstaną specjalne linie dla pielgrzymów kosztem 22 innych relacji krajowych. Pomóc też ma wypożyczenie 40 wagonów od Czechów. Nie jestem analitykiem rynku kolejowego, ale wygląda to trochę tak jakby PKP było zaskoczone ŚDM niczym zjawiskiem zwanym zimą, które nieoczekiwanie nawiedza Polskę każdego roku.

Reklama

Mniej więcej w okolicach grudnia, a później wakacji media lubują się w transmisji obrazków (odpowiednio) oszronionych szyb oraz gorącego powietrza unoszącego się nad betonowymi peronami. To wszystko przeplatane zostaje zawsze „dramatycznymi" kadrami jak różne kończyny ludzkie wystają z wszelkich otworów wagonów okresie szczególnego natężenia ruchu jak np. Woodstock. Choć stare wagony (wiecie te zielone i czerwone z PRL-u) odchodzą powoli w niepamięć to i tak istnieją klasyki tłoku, jak Słoneczny Pociąg na w pierwszym dniu Openera, w którym dzieją się dantejskie sceny o to, by tylko dorwać miejsce na górze w dwupiętrowym wagonie.

Mimo wszystko to jest dla mnie do zrozumienia, w końcu w grę wchodzi komfort człowieka podczas kilkugodzinnej podróży. Prawdziwym testem dla mojego zen był poranny pociąg z Warszawy do Władysławowa. Jechałem wtedy z parą przemiłych dziadków i ich wnuczkiem w przedziale drugiej klasy, czyli było bardzo luźno. Dopiero w przedziale zauważyłem, że zabrakło mi słuchawek, po prostu wyciągnąłem książkę, po czym powoli zacząłem odcinać się od otaczającego mnie świata. Wtem z błogostanu wyrwał mnie dżingiel Radia Maryja, a zaraz po nim koronka do Matki Boskiej Częstochowskiej. Jak się okazało, starszy pan nie do końca rozumiał rolę słuchawek dokanałowych, więc włożył sobie je do uszu, a muzykę puścił na głośnik. Gdy poprosiłem go o ściszenie toruńskich hitów, odrzekł, że ciszej nic nie słyszy. Para tych starszych ludzi była urocza, ale przez każdy moment, kiedy publicznie umilali sobie czas szlagierami z katolickiej radiostacji, miałem ochotę wydłubać sobie kowadełko z ucha.

Reklama

To wspomnienie sprawiło, że zapragnąłem poznać inne, najgorsze historie z pociągów.

Oskar

No więc wyobraź sobie, że po trzech dniach tańcowania, chlania i wylegiwania się na nieosłoniętym polu namiotowym wyruszasz w podróż do Bratysławy. Słońce wznosiło się ku zenitowi, kiedy po godzinie udało nam się złożyć namiot; towarzyszyły nam pot, kac i łzy. Nareszcie trafiamy do pociągu (i tak już zapchanego innymi zapoconymi festiwalowiczami). Mimo wszystko spoko, siadamy na ziemi i fajnie jest, może ciut gorąco. Relaks, aż nagle w jakiejś urokliwej słowackiej wsi wbija wycieczka. Ale, kurwa, taka, że jak żyje, to takiej nie widziałem, no z 60 dzieci jak nic. Robi się ciasno, ale cóż, pewnie zaraz wysiądą. Ale nie. Jechały aż do samej Bratysławy, półtorej godziny zajmowały się tym, w czym dzieci są najlepsze: śmierdzeniem i rzyganiem. Dzieci cuchną, pchają się, ciągną mnie za rękaw (a moją dziewczynę za włosy). Kac narasta, pot się leje. W pewnej chwili skończyła mi się woda, ale myślę sobie „skocze do ichniejszego warsu". Ni chuja. Dzieci było tyle, że postój w Bratysławie przedłużył się o 20 minut z racji na ich tempo wychodzenia. A, warto dodać, że opiekunka tych dzieci znudziła się nimi szybko, więc zostawiła je samopas. Domyślasz się, jak było darcie mordy? I to darcie mordy po słowacku.

Diana

To był ten czas, kiedy temperatury były popierdolone nawet wieczorami. Ostatni nocny TLK ze Szczecina do Warszawy. Z 8 miejsc w przedziale 7 zajętych, w skrócie tłoczno, ale 6 godzin do zniesienia. Wracałam sama nocnym, byłam przeziębiona, 2 dni bez snu, a temperatury wieczorne przynosiły ulgę, więc była szansa, by się przespać nieco. Wskoczyłam do pociągu w pośpiechu. Telefon naładowany zaledwie na czas podróży. Gorączka, sucho w ustach, a nie zdążyłam nawet kupić wody, ale co tam będzie Wars albo „pan z wózeczkiem". Podróż czas zacząć. Ze Szczecina próbowaliśmy wyjechać 4 razy – pociąg jechał troszkę do przodu, a potem cofał się do miasta. Trwało to ponad 2 i pół godziny. Oczywiście wszyscy pracownicy pociągu zniknęli, a frustracja ludzi rosła wraz z poziomem promili we krwi braci podróżnych. Poleciały pierwsze kurwy i butelki. Moje napady kaszlu sprawiły, że dresy z przedziału obok obdarzyły mnie ksywą „gruźlica". Wreszcie ruszyliśmy. Powiew świeżego powietrza na ryju i sprawdzanie biletów. Pracownik pociągu powiedział nam skąd te powroty do Szczecina: wagon się palił, musieli wymieniać. Trudno, dobrze, że jedziemy. Gorączka nie dawała o sobie zapomnieć. Gdzie jest ten pan z napojami? W przedziale było duszno, wszyscy starsi ode mnie, jedli kanapki, zdejmowali buty, jakiś romans się kręcił, było mi niedobrze, wyszłam na korytarz.

W końcu jedziemy, jest lepiej, tylko 4 procent baterii w telefonie wywołuje dyskomfort, ale już niedługo jesteśmy przed Poznaniem a stamtąd to 3 godziny i w domu. Tu nagle po hamulcach, wszystkich wytrząsło i wytelepało, łubudu pod podłogą. Samobójca. Przykro mi… Chwila ciszy, ale ja chcę kurwa do domu, dlaczego akurat ten pociąg?! Napad kaszlu. Stoimy. Po godzinie przyjeżdżają karetki, policja. Zaczyna świtać. Wychylam się za okno w nadziei ujrzenia kogoś, kto wie, kiedy ruszymy, ale znów nikt z pracowników pociągu nie zamierza wyjaśnić, co się dzieje. Podsłuchuję rozmowę policjanta: „eee po całych torach! To z 6 godzin to minimum będzie!".

Reklama

Moje wkurwienie osiąga poziom krytyczny! Resztki baterii wykorzystuje na sprawdzenie, czy jest jakiś pociąg z przodu. Na szczęście jest! Za godzinę z Poznania!

Moje wkurwienie osiąga poziom krytyczny! Resztki baterii wykorzystuje na sprawdzenie, czy jest jakiś pociąg z przodu. Na szczęście jest! Za godzinę z Poznania! Właściwie gdzie my jesteśmy?! Środek pola, nie widać drogi. Biorę walizkę i oświadczam ludziom z przedziału, że już nie mogę wytrzymać tej podróży i idę przez pola szukać drogi, może złapię taksę na dworzec. Cztery osoby wychodzą ze mną z przedziału, za nami grupa młodych chłopców i jeszcze więcej osób. Sprawdzamy GPS. Jesteśmy na jakimś skrzyżowaniu 30 km od Poznania. Zamawiamy taksówki, czuję się znakomicie wymęczona, zbliżamy się do Poznania o wschodzie słońca – miasto wygląda bajecznie wspaniale, jest tam woda i pociąg do kochanej Warszawy. Jeszcze trochę problemów z biletami, ale to już nic, bo jestem w pociągu, który rusza – po 11 godzinach dotarłam do celu. Po tym wszystko było już pięknie.

Mateusz

Kiedyś jechałem w nocy z Warszawy do Wrocławia i do pociągu wsiadł łysy typ z tatuażem ptaszka Twitty z tyłu głowy i stał cały czas w korytarzu, w brudnych ciuchach i rękawiczkach bez palców i laska, która jechała ze mną w przedziale, rozpłakała się ze strachu. Innym razem jechałem z typem, który wracał chyba z Wielkiej Brytanii do domu, wiózł w plecaku kebaba, którego co jakiś czas podjadał. Przysnąłem na chwilę i gdy się obudziłem, to skumałem, że gość je moje chipsy i nic sobie z tego nie robi.

Źródło: wiki.commons

Reklama

Alicja

Nie mam się czego wstydzić, więc od razu powiem, że nie dalej jak w grudniu padłam ofiarą molestowania seksualnego w pociągu relacji Gdańsk – Warszawa. Byłam na weekend z chłopakiem w Trójmieście. Trochę balowaliśmy, ale nie bez przesady. W każdym razie w dniu powrotu czuliśmy się chujowo. Mało jedliśmy i bolała nas głowa. Ledwo zdążyliśmy na pociąg jakoś po 18. Zajęliśmy swoje miejsca, przedział był pełny. Zasnęłam na kolanach Artura (mój luby), a facet, spasiony i obrzydliwy, który siedział obok, mnie zaczął mnie obmacywać.


Opisujemy wasze historie. Polub nasz nowy fanpage VICE Polska


Z uwagi na to, że spałam, czułam się jak odpowietrzony balon z pulsującą głową. Nie zorientowałam się od razu, że to nie mój chłopak. Dopiero kiedy konduktor nas obudził sprawdzeniem biletów, pomyślałam, że coś jest nie tak. Położyłam się znowu, tym razem czujna i świadoma. Upewniłam, że to nie jest mój chłopak i stoczyłam walkę o godność przy pomocy manewrów pod kocem, ale facet nie ustępował, więc powiedziałam, żeby przestał się dobierać. On się obruszył, że kłamię, że w ogóle zajmuje pół jego siedzenia. Artur już był skóry do bójki, więc go uspokoiłam. Dopiero Warszawie, kiedy cały nasz przedział miał exit of shame, a już najbardziej ten spaślak, który wypruł z przedziału zaraz po Warszawie Wschodniej; okazało się, że sytuacja była jasna dla innych współpasażerów i jak na złość, to byli sami faceci w takim naszym wieku. Mój chłopak był zły, że wyszedł na idiotę, ja byłam zła, że taką sierotą jestem, że ledwo mu uwagę zwróciłam, kiedy trzeba było go po pysku zdzielić – i że się tak późno zorientowałam.