Można powiedzieć, że im bardziej rozmawiamy z Marianem Kowalskim, tym bardziej musimy się zastanowić JAK rozmawiamy.Podczas spotkań z przyjaciółmi, bądź osobami poznanymi przez przyjaciół, do niezgodności dochodzi zwykle na poziomach niewinnych, nie wykraczających poza zwykłą sprzeczkę, czasem może dyskusję podniesionym tonem. Nie jest na miejscu głośne wykrzykiwanie, machanie rękami, czy czerwienienie się na twarzy. Tymczasem, kiedy wrażliwość, jak to się przyjęło mówić, lewicowa, napotyka wrażliwość prawicową, jest bardziej prawdopodobne, że coś takiego się wydarzy.
Można się oczywiście nie spotykać.Może nas w ogóle nie obchodzić, jak prezentuje się świat, w którym staramy się nie spędzać czasu.
A jednak trudno sobie odmówić przyjemności rozmowy, choćby ze względu na własne zepsucie; na rosnący próg pobudzenia w konfrontacji z ludźmi i danymi.Nie ma czasu, teraz patos: jeśli czujemy się intelektualnie na siłach, trzeba sprawdzać co się dzieje w rejonach, których zwykle unikamy, po prostu dlatego, że taki jest obowiązek kogoś umysłowo niezależnego.
Przy przyjęciu takich założeń, jedną ze strategii jest próba doprowadzenia do wartkiej wymiany zdań o istotnych sprawach, bez względu na tożsamość rozmówcy. O ile nie prowadzi się śledztwa, albo nie jest się całkiem przekonanym o własnej doskonałości, tak właśnie, w miarę możliwości, należy robić.
Było bardzo miło.