Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wszystkie stany świadomości znajdziesz na naszym nowym fanpage'u VICE Polska
Pana A. znalazłem pytając przypadkowego chłopaka, czy go nie widział. Bez zastanowienia o kogo chodzi zaprowadził mnie do grupy, w chill roomie, wśród której siedział. Zupełnie mnie to nie zaskoczyło. To było wręcz oczywiste, że będzie wiedział, gdzie mogę go znaleźć. Zostałem przedstawiony jako transowy prawiczek i zaraz znalazło się dla mnie miejsce w kręgu i poduszka pod dupę. Padło parę randomowych zdań. Ktoś stwierdził, że myślał, że już nigdy nie usiądę, ktoś inny spytał, czy rozdziewiczanie boli, bo swojego pierwszego razu już nie pamięta, a A. z tym samym, szczerym i szyderczym uśmiechem zapytał jak się bawię na techno imprezie. Każda, z osób, które poznałem miała swój zapychacz codzienności, jakąś pracę, ktoś pracował na budowie, ktoś w teatrze, ktoś wisiał na kablu próbując opchnąć staruszkom bezprzewodowy internet, ale to wszystko zostało za drzwami klubu. I to chyba było to, co mnie najbardziej urzekło. Ludzie tym żyli. Każda osoba, która się tam znalazła była integralną częścią, więc na te kilkanaście godzin to było najważniejsze.