FYI.

This story is over 5 years old.

sztuka

Wspomnienia ze złotej ery muzyki disco

„Muzyka dosłownie wprawiała organy wewnętrzne w drganie", Bill Bernstein mówi, opisując nagłośnienie w Studiu 54

Głośniki – zaprojektowane przez legendarnego dźwiękowca, Richarda Longa – były podobno ukształtowane tak, by tancerze czuli basy całym ciałem. Bernsteinowi po raz pierwszy udało się wejść do Studia 54 w grudniu 1977 roku. Był wtedy fotografem-freelancerem, pracującym na zlecenie The Village Voice. Był po dwudziestce i gdy wcześniej próbował dostać się do środka, nie zrobił wrażenia na bramkarzu. Tego wieczoru miał sfotografować bankiet na cześć matki prezydenta Cartera, Lillian. Gdy uprzątnięto już stoły i zaczęli się schodzić stali bywalcy, Bernstein postanowił zostać w środku z ciekawości – myślał, że już nigdy nie uda mu się wrócić.

Reklama

„Ta noc otworzyła mi oczy, bardzo szeroko", mówi. „Tłum, który przyszedł był niesamowitą mieszanką ludzi, nikogo nie wykluczano. Nie stali w klikach po kątach, wszyscy się wymieszali, tańczyli i bawili się razem".

W ciągu dwóch kolejnych lat Bernstein odwiedził około 26 klubów disco w Nowym Jorku, New Jersey i na Long Island. Uchwycił błyszczące tłumy w Le Clique, Hurrah i Xenon na Manhattanie oraz w legendarnym Ice Palace na Fire Island. Jego zdjęcia pokazują akrobatów latających pod sufitami w GG's Barnum Club, legendarnego DJ-a Larry'ego Levana w Paradise Garage, skórzane kanapy w Studiu 54, a w każdym zakątku widać imprezowiczów w ciasnych spodniach. „Pod całą tą otoczką i kulami dyskotekowymi, a nawet muzyką, kryło się coś więcej", mówi. „Istny zwycięski taniec społeczności LGBT+ po Stonewall, ruchu kobiet, Afroamerykanów i Latynosów, w imię równouprawnienia. Jakby mówili: »Udało nam się, oto jesteśmy, a teraz świetnie się bawimy!«".

Resztę przeczytasz na i-D Polska