FYI.

This story is over 5 years old.

Internet

Nagie selfie zmieniają kulturę internetu

Czy naprawdę robimy krok naprzód, ku większemu zróżnicowaniu kanonu piękna?

Atrykuł ukazał się na i-D

Dziewczyny rozbierające się „na Insta" to relatywnie nowe i złożone zjawisko. Jak w przypadku wszystkich istotnych we współczesnej kulturze dyskusji, można ją podsumować memem. Ten przedstawia „Maję ubraną" i „Maję nagą" Goi. Nasza bohaterka leży na szezlongu, na górnym obrazie jest ubrana w suknię, a obok niej pojawia się serduszko z Instagrama z jednym polubieniem. Na dolnym obrazku ta sama dziewczyna leży nago. Zgadnijcie, do czego to doprowadziło? Oczywiście zebrała więcej lajków, komentarzy i nowych obserwatorów.

Już przywykliśmy do półnagich selfie. To nasz chleb powszedni. Zwinnie wymijamy je podczas przerwy na lunch, klikamy dwa razy fotki naszych znajomych, a czasem nawet robimy screeny. Nie trzeba być specjalistą od mediów społecznościowych, żeby zauważyć powiązanie między seksownymi fotkami i liczbą obserwujących, których wciąż przybywa.

Wiadomości dotyczące marek, reklamodawców i ich dyrektorów angażujących się w ten proceder trafiły do mediów w 2015 roku, gdy australijska modelka Essena O'Neill ogłosiła, że odchodzi z Instagrama. Nastolatka usunęła 2 tys. zdjęć i zachęciła 612 tys. obserwujących, by zrobili to samo. Na większości fotek pozowała w bieliźnie niczym aniołek Victoria's Secret, a oznaczane na nich marki płaciły jej wysokie kwoty. Essena zdradziła, że mogła z łatwością zarobić 2 tys. dolarów australijskich (5,5 tys. zł) za post, jeśli otagowała firmę. Jej wzbierające na sile problemy ze zdrowiem psychicznym i zaburzenie percepcji własnego ciała wywołane presją mediów społecznościowych zapoczątkowało poważniejszą dyskusję na temat młodych dziewczyn, publikujących w internecie swoje lekko prowokacyjne zdjęcia za pieniądze. Wydawało się, że to temat, z którym większość nastolatek i młodych kobiet mogła się utożsamiać, nawet jeśli nie dostawały kasy.

W 2016 roku amerykańska Federalna Komisja Handlu (FTC) wprowadziła nowe przepisy, w myśl których wszyscy influenserzy z mediów społecznościowych muszą wyraźnie oznaczać treści sponsorowane tagami #ad lub #sponsored (reklama, sponsorowane). Była to próba wprowadzenia większej przejrzystości do platformy, w której pod tym względem panuje samowolka. Jak zwykle firmy znalazły luki prawne, a młode dziewczyny rozbierające się w internecie nadal napędzają lukratywny, szemrany biznes, który wcale nie zwalnia. Żyjemy w czasach, w których kobiety odczuwają wielką presję, by dobrze wyglądać nago (i by na tym zarabiać) w sieci, co widać na przykładzie Kylie Jenner w bieliźnie promującej pigułki odchudzające oraz nastolatek z całego świata, naśladujących półnagie selfie Kardashianek. Zapomnijcie o „męskiej perspektywie" (male gaze) – żyjemy w czasach „spojrzenia reklamy", w którym to, jak siebie postrzegamy, kształtuje wsparcie marki lub sama chęć utożsamiania się z nią (wystarczy spojrzeć na 25 tys. postów otagowanych #inmycalvins).

To nie koniec. Przejdź na i-D Polska, żeby czytać dalej