FYI.

This story is over 5 years old.

polska

Jak pojechać w trasę-widmo za 150 tys. zł z kieszeni podatnika

Żyłbym dalej w błogiej nieświadomości istnienia warszawskiego kwintetu Contra Mundum, gdyby nie namaszczono go na „ambasadora polskiej kultury"

Powyżej fragment jednego ze wcześniejszych koncertów grupy Contra Mundum w gdyńskim klubie Ucho

Słyszeliście o formacji Contra Mundum? No spoko, ja też nie. Przynajmniej nie do momentu, kiedy heavymetalowcy wyklęci zostali namaszczeni na „ambasadorów polskiej kultury", po czym wyruszyli w mini-trasę (trzy koncerty) po Anglii. Inkasując uprzednio 150 tysi z ministerialnej kasy. [UPDATE: zespół w oświadczeniu wydanym 5 listopada poinformował, że chociaż koszt całościowy Projektu MSZ rzeczywiście wyniósł około 150 tysięcy złotych, zespół otrzymał kwotę „7-krotnie mniejszą" – o czym będzie można przeczytać poniżej w tekście – ale nie udostępni do wglądu faktur ze względu na „tajemnicę handlową"].

Reklama

Żyłbym dalej w błogiej nieświadomości istnienia warszawskiego kwintetu, a tym bardziej jego planów zawojowania Wysp Brytyjskich, gdyby nieoceniony Bartek Chaciński nie umieścił o tym newsa na swoim facebookowym profilu. „Bardzo jestem ciekaw opinii kolegów nieobciążonych lewicowo i liberalnie tak jak ja" – zapytywał przy okazji znany dziennikarz – „czy fakt, że mnie już mdli to robienie cepelii z opowieści o wyklętych, nie przesłania mi aby jakichś poważnych muzycznych walorów tego przedsięwzięcia?".

No cóż, zapewne nie należę do osób wywołanych do tablicy, ale uciekając się do oczywistologii, mogę napisać jedynie tyle, że Contra Mundum wydaje się dość typowym przedstawicielem tzw. rocka tożsamościowego. Słowem: hybryda poezji śpiewanej (całkiem dosłownie, bo zespół na teksty utworów adaptuje chętnie wiersze polskich autorów) i wąsatego heavy metalu – klasyczne przymierze bieszczadzkiego schroniska z podlaskim zlotem dla motocyklistów. Tyle że warszawiacy bynajmniej nie są skazani na granie dla turystycznych bardów ani rodzimych easy riders.

Zadbać o to postanowiło Ministerstwo Spraw Zagranicznych, mianując grupę „ambasadorem kultury polskiej" i wykładając hajs na organizację mini-trasy pod kryptonimem „Honour & Glory to the Heroes". Podobno zresztą hajs niebagatelny, bo zespół otrzymać miał 150 tysięcy złotych.

„Za takie pieniądze spokojnie urządziłbym przynajmniej dwie dwutygodniowe trasy na dwóch kontynentach" – mówi Ed, frontman zespołu Herida Profunda, polsko-brytyjskiej hordy, cieszącej się międzynarodową popularnością na scenie grindcore. Ostatnio zaliczyła sześć koncertów w UK w ramach trasy po Europie. „Sami sobie tę trasę zorganizowaliśmy i jeszcze została nam kasa z bramek, a od nikogo nie dostaliśmy żadnych pieniędzy na start" – dodaje Ed.

Reklama

OK, ktoś gotów powiedzieć, że z gruntu mainstreamowy „patrio-rock" – jak swoją muzykę określa Contra Mundum – to zupełnie inna bajka, niż ekstremalne grindowe dźwięki. Może wymogi techniczne uzasadniają tak hojny grant? W końcu warszawiacy wcale nie kryją się z ambicjami zostania „polskim Sabatonem".

Cóż, łatwo to zweryfikować – wystarczy rzut oka na ich rider techniczny. „Myślę, że nawet licząc grubo, to wypożyczenie całego sprzętu na trzy dni wraz z obsługą kosztowałoby maks 15 tysięcy" – ocenia Piotrek Zin, basista i wokalista grupy Dopelord. Swoją drogą, kiedy wspomniałem o faktycznym budżecie mini-trasy patrio-rockmanów, zapytał mnie zdziwiony czy zamierzali wybrać się za kanał La Manche konno. „Właśnie policzyłem, że 150 tysięcy pozwoliłoby nam okrążyć kulę ziemską jakieś trzy i pół raza" – dodaje.

Krótki wypad Contra Mundum do Anglii obejmować miał trzy występy – w Southampton, Londynie i Manchesterze. W klubach zdolnych pomieścić między 500 a 800 ludzi, niewątpliwie dysponujących odpowiednim sprzętem. Mając więc zapewnione najwyższej jakości warunki techniczne, można było ministerialną kasę spożytkować na promocję. I tutaj kolejne zaskoczenie, bo całe tournée odbyło się w konspiracji godnej partyzantów z piosenek zespołu.

„Mogę cię zapewnić, że nie było żadnej promocji" – mówi mi mieszkający w Manchesterze Sławek Janko, muzyk i producent mający na koncie współpracę m.in. z raperem Rogalem DDL. „Pracuję w City i nie widziałem ani jednego plakatu. Mało tego, informacje o koncertach nie pojawiały się nawet na facebookowych grupach polonijnych. Przecież ich zamieszczenie nic nie kosztuje! Nie wiem na co oni liczyli – na trasę po Anglii na tajniaku?".

Reklama

Efekt był taki, że na Facebooku gotowość udziału w tym „projekcie pojednania kultury polsko-brytyjskiej" deklarowało odpowiednio 17, 32 i 10 internautów. Wśród których zresztą powtarzały się te same nazwiska – osób związanych ze współorganizatorem, Stowarzyszeniem Patriotycznym „Ogniwo". W tym miejscu nadmienić można, iż owo stowarzyszenie zajmowało się wcześniej urządzaniem obchodów 75. rocznicy powstania NSZ, a także akcji pod hasłem „Stop komunistycznej propagandzie!!!", w ramach której domagało się przeprosin od Pawła Kukiza za stwierdzenie, że najbardziej kontrowersyjni żołnierze wyklęci, Romuald „Rajs" Bury i Józef „Ogień" Kuraś „mordowali bezbronnych cywili (a zwłaszcza kobiety i dzieci)".

Jeszcze więcej partyzantki zaserwowano podczas samej organizacji. Miejsce londyńskiego gigu uległo zmianie z kilkudniowym wyprzedzeniem, po czym i tak został on odwołany. „Przejechałem kawał drogi (3 godziny jazdy) żeby tam być a na miejscu okazało się że koncert jest odwołany. (…) Mam tylko nadzieje że organizatorzy poniosą konsekwencje tego zamieszania. Bo ta pseudo sala odbiega od jakich kolwiek standardów" – ubolewał na fanpejdżu zespołu jeden z 32 fanów z Londynu (pisownia oryginalna).

Źródło: Facebook

Co ciekawe, sam zespół też nie kwapi się do chwalenia audiowizualnymi łupami z trasy. Oprócz zamieszczonego 2 listopada jednego zdjęcia z grupą wielbicieli z Southampton, brak jakichkolwiek koncertowych fotek czy nagrań. Przecież jeśli gra się w Manchester Academy (pal sześć, że w najmniejszej z czterech sal), a więc miejscu, które zazwyczaj gości wykonawców tego kalibru co Korn, Mastodon czy System of a Down, warto byłoby cyknąć choć kilka pamiątkowych zdjęć. Bodaj ze sceny, skoro pod nią kołysze się jedynie garstka narodowców w bluzach z emblematem NSZ [update: zespół postanowił dodać już zdjęcia z tych koncertów, które się odbyły. Sami możecie ocenić ich jakość].

Reklama

Dla porównania – kiedy w UK grał Dopelord, towarzyszyły mu jeszcze Belzebong, Weedpecker i Major Kong. Czołówka polskiego stoner/doom metalu, zespoły, których płyty dostępne są na całym świecie. Na gig zameldowało się trzysta osób, w tym całkiem sporo Brytyjczyków. Jakie oczekiwania mógł mieć zatem nołnejmowy (830 lajków na FB, czyli prawie trzydzieści razy mniej, niż Belzebong) zespół Contra Mundum z propozycją adresowaną wyłącznie do patriotycznie usposobionych polskich expatów? Zespół – podkreślmy – którego dwie płyty: Cześć i chwała bohaterom oraz W wierszu i boju. 1914-1949 nie są nawet dostępne w Empiku czy Merlinie, że nie wspomnę o eBayu ani brytyjskim Amazon. I to mimo wsparcia możnych wydawców, jako że pierwszą z nich firmowała Grupa Wydawnicza Polska Press, a drugą – Fundacja PGNiG.

Przypadek Contra Mundum to w ogóle zaprzeczenie rockowego etosu grania dla prawdziwych fanów, bez oglądania się na urzędowy mecenat. Zespół istnieje od trzech lat, a naprawdę mocno uaktywnił się po wyborach w 2015 roku. Od tamtego czasu obstawia rozmaite uroczystości – od Rajdu Pieszego Szlakiem Żołnierzy Łupaszki w Czerninie koło Sztumu po Noc Muzeów, na której bawił na zaproszenie ministra Glińskiego. W obfitej rozpisce koncertowej grupy ciężko tylko wypatrzyć biletowane imprezy klubowe. Takie, na których publiczność stanowi ktoś inny, niż zapędzeni harcerze, emeryci czy członkowie grup rekonstrukcyjnych.

Reklama

Przyglądamy się z bliska. Polub nasz fanpage VICE Polska na Facebooku

Być może więc brytyjska mini-trasa okazała się konfrontacją z nieco innymi realiami, niż te, do jakich Contra Mundum przywykło, uświetniając premierę filmu Wyklęty. A może całe przedsięwzięcie nie było wcale obliczone na sukces. Tomasz Likus, właściciel agencji Buch Ltd., której koncerty (Kult, Dezerter, Maleńczuk, Brodka itd.) z powodzeniem przyciągają kilkutysięczne tłumy, dzieli się ze mną takim oto spostrzeżeniem: „Nie wiem czy zauważyłeś, ale organizacja tej mini-trasy została zlecona przez Stowarzyszenie Trzy Kropki lokalnemu »promotorowi«. Stowarzyszenie, które notabene zostało zarejestrowane 2 stycznia 2017 roku i od razu dostało dotacje w kwocie 150 tys. zł. Przypadek? Nie sądzę. Poza tym stowarzyszenie ma w swoim statucie »promocję polskiego dziedzictwa narodowego oraz tradycji niepodległościowej w kraju i poza jego granicami«. Byłeś na jego stronie? Format żywcem wyjęty jakby z lat 90. i żadnych materiałów w innych językach. No cóż, chyba nie trzeba nic więcej dodawać – wnioski nasuwają się same".

Przy powstawaniu tego artykułu napisaliśmy do zespołu, z prośbą o opowiedzenie nam, jak wspominają trasę, czy uważają ją za sukces i ile przyszło osób. Ponadto wysłaliśmy wiadomość do rzecznika prasowego MSZ, by wyjaśnił, co zadecydowało o wyborze właśnie tego wykonawcy oraz czym uzasadniona jest wysokość kwoty, jaką Ministerstwo wsparło zespół. Do chwili publikacji artykułu nie otrzymaliśmy odpowiedzi od żadnej ze stron.

UPDATE: Zespół Contra Mundum wystosował w dniu dzisiejszym (5 listopada) oświadczenie, w którym wyjaśnia, że padł ofiarą ataku „środowisk, którym nie jest na rękę propagowanie wartości jakie niosą słowa poezji śpiewanej przez zespół". Pełną treść oświadczenia można przeczytać TUTAJ.

UPDATE: Dzisiaj (7 listopada) otrzymaliśmy wiadomość od Ministerstwa Spraw Zagranicznych o następującej treści: „W odpowiedzi na Pana zapytanie uprzejmie informujemy, że projekt pn. „Wspólnie tworzymy Europę - Contra Mundum ambasadorem kultury polskiej" otrzymał dotację w konkursie organizowanym przez Departament Dyplomacji Publicznej i Kulturalnej MSZ „Dyplomacja publiczna 2017" na zasadach oraz zgodnie z kryteriami opisanymi w regulaminie konkursu. Zasady te dostępne są stronie internetowej MSZ pod podanym linkiem"

Śledź autora tekstu na jego profilu na Facebooku