FYI.

This story is over 5 years old.

Odwyk od bytu

minus dwadzieścia jeden, warszawa

z pieprzeniem jest jak z pisaniem, nie możesz doczekać się końca i reakcji

nigdy nie mieszkałem za granicą, ale podkochiwałem się w kilkudziesięciu zagranicznych dziewczynach. z kilkoma z nich nawet spałem, wystarczyło, że zamknąłem oczy, układając w głowie scenkę:

wynajmuję mieszkanie w paryżu (co, kurwa?), stare, na strychu, z wielkim szklanym sufitem, z szybami oblepionymi prastarym strupem ptasiego gówna. tego sufito-okna zazdroszczą mi koledzy malarze. zazdroszczą doskonałego światła, które jakimś cudem przedostaje się przez to ptasie dziedzictwo, mówią:

Reklama

– fiedler, po chuj ci taki sufit, na chuj ci tyle światła? zamień się ze mną. mieszkam w piwnicy, jestem malarzem, jestem ptakiem, a żyję jak szczur.

nigdy nie rozumiałem, co niby malarze mają wspólnego z ptakami, co mazanie farbą po płótnie tego, czego nie potrafisz powiedzieć, co ci się przelewa hektolitrami kolorów, ma wspólnego z ptakami. może tylko to, że niektóre jego obrazy wyglądają jak ptasie gówna. myśląc w ten sposób, dochodzę do wniosku, że mam nad głową niezłą galerię.

- to poeci są szczurami, żyją w wilgoci użalania się nad sobą, wilgoci tych wszystkich kobiet, które przelatują każdego dnia, kiedy ja muszę w mej pustyni ciemności szukać źdźbła światła, by móc znaleźć pędzel. Żyją w wilgoci i ciemności, są karaluchami sztuki, przetrwają w każdych warunkach.

nigdy nic nie robiłem sobie z tego gadania, po prostu mam więcej szczęścia z agencjami od wynajmu.

jestem w tym mieszkaniu, w tym paryżu. wszystko przez zamknięte oczy, kolorowe magazyny i zagraniczne dziewczyny, świetne, soczyste, poddane doskonałemu retuszowi ciała i mózgu. dziewczyny. jest lato i jest naprawdę gorąco na moim poddaszu. wydaje mi się, że mieszkam w prastarym ptasim gównie. naokoło wszystko, co posiadało odrobinę wilgoci, zostało zmuszone do bezwarunkowej kapitulacji. niezniszczalne karaluchy leżą na plecach i parują. przy życiu trzymam się tylko ja, zniosę wszystko, byle tylko dowiedzieć się, co to znaczy „robić swoje”. leżę na podłodze, żar wycisnął ze mnie gąbki całą wodę pod postacią potu, śliny, moczu, nawet gówna. teraz łapczywie patrzy na moje jądra, chce mojej doskonałej spermy. oddałem mu wszystko, ale to akurat chowam dla mojej doskonałej dziewczyny z magazynu, z idealnymi cyckami i pośladkami twardymi jak paznokcie, z ciałem retuszowanym przez najlepszych chirurgów z brazylii i wschodniego hollywood, z mózgiem retuszowanym od trzech pokoleń jej matki. czekam na nią z zaciśniętymi oczami w moim gównianym paryskim mieszkaniu, czekam bez łyku wody, czekam, łamiąc sobie o długopis palce, czekam z pełnymi jądrami, czekam z szybkim oddechem i rytmiczną ręką…

z pieprzeniem jest jak z pisaniem, nie możesz doczekać się końca i reakcji.

BRODY, FIUTY I MOTORY, CZYLI NOWY TELEDYSK HOLOPAW

W KOREI POŁUDNIOWEJ NIE JADA SIĘ ŚNIADAŃ

GANGI DISNEYLANDU