Kadr z filmu Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy. Źródło: YouTube
Nareszcie, Gwiezdne Wojny dotarły do Polski! Część z was, szczęśliwców zapewne miała już okazję zobaczyć VII odsłonę kosmicznej sagi — jest fajnie, prawda?
Cała reszta jednak, póki co wciąż filtruje wszelkie informacje dotyczące filmu i wrzuca memy z obrazkami ludzi w schronach przeciwatomowych, z dopiskiem: nie otwierać, póki nie zobaczę Przebudzenia Mocy.
Zobacz galerię obrazów: Star Wars na Śląsku
Spokojnie, poniższy tekst nie zdradza szczegółów fabuły, zwrotów akcji i niespodzianek, jakie zaserwowali fanom reżyser JJ Abrams i spółka. Z pełną świadomością swoich słów mogę stwierdzić, że Przebudzenie Mocy jest godną kontynuacją kosmicznej sagi — tworząc przy tym doskonały pomost międzypokoleniowy dla oldschoolowych fanów, wychowanych na Starej Trylogii i tych, którzy zainteresowali się Wojnami, dopiero przy okazji nowych części spod ręki Lucasa.
Co jednak ważniejsze, film koncentruje się na równie ważnym aspekcie, który pośród wybuchów, laserów oraz walki złej i jasnej strony mocy, wybrzmiewa nie mniej głośno, co eksplozja Gwiazdy Śmierci — kobiety na powrót zaczynają królować w gatunku sci-fi i bardzo mnie to cieszy.
Na dowód tych słów warto przytoczyć informację, że Gwiezdne Wojny oficjalnie zdały test Bechdel — będący miarą występowania kobiet w danym dziele kultury, które są ważną częścią opowiadanej historii i nie pojawiają się na ekranie tylko po to, by rozmawiać o mężczyznach.
Oczywiście kosmos Gwiezdnych Wojen już wcześniej zamieszkiwały silne kobiety — bo jeżeli przypomnieć sobie Starą Trylogię, księżniczka Leia także dzielnie radziła sobie z grupą szturmowców, mając na wyposażeniu jedynie laser i pozłacany strój bikini. Myślę jednak, że w tym przypadku postać Rey (Daisy Ridley na zdjęciu głównym - przyp. red.) kopie tyłki jeszcze bardziej, bo i księżniczka Leia nie musi już tego robić — kiedy obejmuje kluczowe stanowisko w Ruchu Oporu.
Czujne oko fana oprócz tych niuansów, z pewnością zauważy też wiele podobieństw fabularnych ze wcześniejszą, III częścią Sagi. Nie zmienia to faktu, że ostatnią odsłonę Gwiezdnych Wojen ogląda się z uśmiechem na twarzy — wraz ze starymi bohaterami powraca Ciemna Strona Mocy i groźba nacjonalistycznej wizji świata. Jedyne co uległo zmianie, to Stromtrooperzy przestali być powodem do żartów i ich białe kombinezony rzeczywiście dają powód do strachu w galaktyce.
Kadr z filmu Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy. Źródło: YouTube
Galaktyce pełnej gatunków, ras i narodowości — gdzie prezentowani bohaterowie mówią z charakterystycznym dla siebie akcentem lub własnym językiem. Wracając jednak do kobiet, mam nadzieję, że tendencja pokazywania w kinie akcji i sci-fi silnych kobiet się utrzyma. Ostatni raz podobne zjawisko miało miejsce na przełomie lat 80. i 90., kiedy Sarah Connor ratowała świat przed mechanicznymi zabójcami z przyszłości — albo robiła to Ellen Ripley, walcząc z kwaso-kriwstym Obcym. Niedawno była Furiosa w nowym Mad Maxie, a teraz mamy Gwiezdne Wojny z jeszcze dwiema kolejnymi częściami. Już nie mogę się doczekać.