FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

​Jak to jest pierwszy raz z kimś zamieszkać?

Dziwna sprawa: gdy mieszkasz sam, nie ma nic bardziej żałosnego niż w sobotni wieczór siedzieć w dresie na kanapie, jeść pizzę i oglądać filmy. Tymczasem okazuje się, że można tak razem spędzić cały weekend

Gdy decydujesz się zamieszkać ze swoim partnerem, można śmiało powiedzieć, że od tej chwili jesteś już dorosły. Wino i czułe słówka na ławce w parku o zachodzie słońca — jasne, to wszystko brzmi uroczo, ale wspólna łazienka i płacenie rachunków — tu się zaczyna prawdziwe życie. Taka decyzja to jasny komunikat, że trochę się już ustatkowałeś i wchodzisz w ten etap życia, gdy ślub, dzieciaki i wspólna emerytura przestają być kompletną abstrakcją.

Reklama

Sam nigdy nie dotarłem do tego poziomu zaangażowania, ale kilka tygodni temu razem z moją dziewczyną musieliśmy się opiekować psem przyjaciół i jak na razie starczy mi prawdziwego życia, dziękuję, postoję. Zacząłem się jednak zastanawiać: jak to jest po raz pierwszy z kimś zamieszkać? Czy bardzo się zmieniasz? Jak pod twoim wpływem zmienia się twój partner? No i co z masturbacją?

Nie dawało mi to spokoju, więc zacząłem pytać pośród znajomych par różnego wieku i orientacji seksualnej. Prosiłem, by opowiedzieli mi, jak to było, gdy po raz pierwszy zamieszkali ze swoją drugą połówką. Oto odpowiedzi, które w trosce o ich harmonijne pożycie zamieszczam tutaj anonimowo.

Co się zmieniło gdy po raz pierwszy zamieszkaliście razem?

„Dużo rzadziej wychodzę na miasto. Dziwna sprawa: gdy mieszkasz sam, nie ma nic bardziej żałosnego niż w sobotni wieczór siedzieć w dresie na kanapie, jeść pizzę i oglądać filmy. Tymczasem okazuje się, że można tak razem spędzić cały weekend, i w dodatku świetnie się przy tym bawić. Masz uczucie, że «coś robisz», choć nie robisz nic, po prostu dlatego, że ta druga osoba jest obok ciebie. Inna duża zmiana: zaczęłam zwracać uwagę na to, czy sprzątnęłam swoje włosy. Mnóstwo ich gubię, ale jakoś nigdy nie zaprzątałam tym sobie głowy, dopóki nie zamieszkałam z moim chłopakiem i któregoś ranka usłyszałam, jak krzyczy z łazienki „CO TO KURWA JEST, CZY JA MIESZKAM Z JAKIMŚ YETI?".

„Myślę, że jem mniej śmieciowego żarcia".

Reklama

„Wspólne życie zdecydowanie wpłynęło na to, jak się masturbuję. To była duża, naprawdę ogromna zmiana. Kocham moją żonę, ale chciałem mieć coś specjalnego, czego nikt, nawet ona nie mogłaby mi odebrać. Chciałem też uprawiać tak dużo seksu, jak tylko się da, ale nie chciałem rezygnować z tych kilku chwil tylko dla siebie. Nie mogłem tak po prostu zbić przy niej konia, więc musiałem czekać na okazje, na przykład jak szła na dwójkę, albo pod prysznic. Zacząłem zakładać blokadę na mój telefon i używać trybu prywatnego w przeglądarce. Masturbacja zawsze na przyczajce — stałem się prawdziwym onaninja".

„Okazało się, że nie miałem pojęcia o całej gamie odcisków, na które można sobie nawzajem nadepnąć".

„Zmieniło się naprawdę dużo, przynajmniej z mojej perspektywy. Musieliśmy ustalić podział obowiązków w domu, co było bardzo trudne. Sprzątanie, pranie, zmywanie — do tej pory mamy z tym problem. Jeśli chodzi o nasz związek, to oczywiście bardzo się do siebie zbliżyliśmy".

Kiedy poczułeś, że to się dzieje naprawdę?

„To było jakoś niedługo po tym, jak zamieszkaliśmy razem. Któregoś wieczora wróciłem do domu po pracy, a moja dziewczyna, która wtedy pracowała z domu, przytuliła mnie na przywitanie. Wiesz, to był taki uścisk, kiedy oboje milczycie chyba z minutę, po prostu się przytulacie i czujecie to samo. Niby nic szczególnego, po prostu dwoje obejmujących się ludzi, ale właśnie w tamtym momencie pomyślałem: «Wow, no tak, to jest osoba, z którą mieszkam, bez dwóch zdań»".

„Razem kładziecie się spać, razem się budzicie i jesteście przy sobie w najgorszych, najsmutniejszych chwilach"

Reklama

„Zdecydowanie wtedy, gdy pierwszy raz poszedłem na kupę i puściłem wodę z kranu, żeby tego nie słyszała. Mamy łazienkę tuż obok sypialni".

„Chyba nie było takiego momentu, w którym pomyślałam sobie: «od teraz mieszkamy razem». Wszystko wydarzyło się bardzo naturalnie, po prostu jakoś nam tak wyszło. Nie podjęliśmy nagle decyzji, nie było przeprowadzki i pożegnania z rodzicami jak u normalnych ludzi. Często u niego nocowałam i powoli zwoziłam swoje rzeczy, aż któregoś dnia zostałam już na zawsze".

„Myślę, że wtedy, kiedy zaczęliśmy wspólnie remontować mieszkanie".

„Jego mama niespodziewanie zmarła kilka miesięcy po naszej przeprowadzce. Pamiętam, że siedziałam obok niego na podłodze po tym, jak się dowiedział. Kawał z niego chłopa, w dodatku okazywanie emocji nie idzie mu najlepiej, ale wtedy po prostu zwinął się w kłębek i płakał. Już wcześniej zdarzało się, że osoba, z którą się spotykałam, doświadczała dużej straty, jednak jeśli z kimś nie mieszkasz, to zawsze widzisz już tę ocenzurowaną, przetrawioną wersję w dzień po tragedii. Gdyby nie to, że zobaczyłam to na własne oczy, ciężko byłoby mi go sobie wyobrazić, jak leży na ziemi i płacze. Chyba właśnie wtedy pierwszy raz zdałam sobie sprawę, jak to jest z kimś mieszkać — razem kładziecie się spać, razem się budzicie i jesteście przy sobie w najgorszych, najsmutniejszych chwilach".

Czy któreś z was musiało się zmienić, by dopasować się do drugiego?

„On biegał w maratonach i za dużo pił, no i ja też zaczęłam biegać i więcej pić. Uwielbiam koty, więc przygarnęliśmy jednego dachowca. Jak zagroziłam, że go zostawię, bo jest zapuszczonym, odrażającym pijaczyną, zgodził się, żebym wzięła jeszcze kociaka. Byliśmy ze sobą jeszcze przez rok. On wciąż ma problem z alkoholem, ale już nie biega. Ja za to dalej biegam i mam dwa koty".

„Myślę, że oboje się zmienialiśmy. Każdego dnia staraliśmy się do siebie dopasować i razem jakoś sprostać wyzwaniom, które stawiało przed nami nasze wspólne życie".

Reklama

„Nagle zdałem sobie sprawę, że muszę zacząć zachowywać się bardziej odpowiedzialnie. Nie obchodzi mnie, co ludzie powiedzą, ale jeśli wracasz do domu w opór najebany i jeszcze na haju, a twój partner nie, to coś jest nie w porządku. Nie tędy droga. Jak oboje jesteśmy napruci to spoko, ale nie samemu. Nie wychodziłem na miasto i nie imprezowałem już tyle, co przedtem, chyba że razem z nią".

„Zaczęłam wcześniej kłaść się spać. Przedtem sypiałam po pięć godzin i kładłam się koło 2 albo 3 w nocy, ale on potrzebuje dużo więcej snu i zasypia już koło północy. Mój rozkład doby i tak nie należał do rozsądnych, więc dostosowałam się do niego. Teraz po prostu budzę się przed nim, zajmuję się swoimi sprawami, a po paru godzinach zaczynam się krzątać po mieszkaniu i hałasować, żeby naturalnie się obudził. Dobrze wie, co robię, ale oboje udajemy, że to nieumyślnie".

„Nie musieliśmy się jakoś specjalnie zmieniać. Jesteśmy bardzo niezależnymi jednostkami i mamy swoje przyzwyczajenia. Od samego początku dobrze o tym wiedzieliśmy, więc obyło się bez większych niespodzianek, choć oczywiście czasem trzeba było pójść na kompromis".

Jak zmieniło się twoje życie seksualne? Czy po zamieszkaniu razem masturbowałeś się mniej niż przedtem?

„Myślę, że ani jego, ani moje życie seksualne raczej się nie zmieniło. Rzadko kiedy się masturbuję, a on chyba każdego ranka, wspólnie mieszkanie w ogóle nie ma na to wpływu. On po prostu budzi się z namiotem i masturbuje się, zanim wstanie, a ja tylko sobie myślę: «Nie mam czasu na takie pierdolety» i idę do łazienki. Z niczym się przed sobą nie krępujemy, czasem nawet aż do przesady".

„Zdecydowanie mniej się masturbuję. Po prostu jakoś nie czuję już tak dużej potrzeby. Myślę, że to dlatego, że moje życie seksualne stało się bardziej urozmaicone i intensywne".

Reklama

„Brakuje mi tego, że mogłem mieć zły dzień i nie musiałem o tym rozmawiać"

„Poziom przyczajki wzrósł u mnie chyba dziesięciokrotnie. W większości wypadków świetnie wiedziała, że męczę węża, choć wydawało mi się, że byłem taki cwaniak. Więcej seksu uprawialiśmy, zanim zamieszkaliśmy razem…"

„Oboje jedziemy na antydepresantach, więc żadne z nas nie ma zbyt wielkiego popędu, ale wygląda na to, że on czasem jednak się masturbuje. Mnie rzadko kiedy chce się ruszyć palcem, jeśli już, to zazwyczaj, gdy jestem pijana, a on śpi. Nie kochamy się zbyt często, ale od kiedy śpimy w jednym łóżku na pewno łatwiej o zbliżenie".

„Duża zmiana na plus. Zaczęłam regularnie uprawiać seks, co bardzo sprzyja równowadze psychicznej. Przy okazji dowiedziałam się mnóstwo nowych rzeczy o współżyciu, o jego ciele i o swoim. Zaczęłam inaczej postrzegać moje ciało, dużo lepiej się w nim czuję".

„Życie seksualne miałem i nadal mam raczej bujne, więc jeśli pytasz o to, czy wspólne mieszkanie miało duży wpływ na masturbację i seks, to nie — przynajmniej nie bezpośrednio. Gdyby coś się zmieniało, to myślę, że przez nadmiar pracy. Ostatnio strasznie zapierdalam".

Czego najbardziej brakuje ci z czasów, gdy mieszkałeś sam?

„Brakuje mi tego, że mogłem mieć zły dzień i nie musiałem o tym rozmawiać. Gdy jestem smutny albo wkurzony w domu, to na sto procent będzie z tego poważna rozmowa, bo ona musi się dowiedzieć, co jest nie tak. Ani odrobiny emocjonalnej prywatności. Mam w głowie kłębowisko myśli i muszę starannie wybierać, czym mogę podzielić się z innymi. Wydaje mi się, że gdy mieszkałem sam, więcej czasu spędzałem w domu. Nie musiałem się z niczym kryć ani kontrolować; gdy byłem wkurwiony, mogłem po prostu krzyczeć i rozbijać się po moim pokoju".

„Najbardziej brakuje mi milczenia po całym dniu hałasu. Gdy dzielisz przestrzeń z drugą osobą, nie możesz za dużo milczeć".

Reklama

„Kiedyś przed nikim nie musiałem się z niczego tłumaczyć. Nikt nie potrzebował koniecznie wiedzieć, co robiłem, dlaczego siedziałem do 3 w nocy albo dlaczego wróciłem z pracy później niż zwykle. Musisz się pogodzić z pewną utratą prywatności, gdy decydujesz się zamieszkać z kimś, kto ma pełne prawo być ciekawym, co robisz. Z osobna każde z tych pytań jest w pełni uzasadnione, ale sumują się w dość przytłaczającą całość".

„Sam nie wiem. Od prawie dwudziestu lat zawsze mieszkam z jakąś partnerką, a wcześniej z rodzicami. Nie wiem, czy w ogóle potrafiłbym mieszkać sam i jakoś tego nie pragnę".

„Zawsze, gdy jestem w domu, czuję się bezpieczna, czuję, że mogę być w pełni sobą, że naprawdę jestem u siebie. Ona jest moim domem"

„Najgorsze — i staram się jak najprecyzyjniej dobierać słowa — w decyzji o zamieszkaniu razem jest to, że takiej zmiany w związku z drugą osobą nie da się już odwrócić. Naprawdę bardzo kocham mojego chłopaka, jestem z nim szczęśliwa i nie spodziewam się, żebyśmy się mieli rozstać, ale z drugiej strony — co jeśli zaczęłoby się między nami psuć? Nie da się tak po prostu cofnąć o jeden etap i wyprowadzić. Nie myślę zbyt często o przyszłości naszego związku (ślub, rodzina, cokolwiek), ale wydaje mi się, że skoro już mieszkamy razem, to mamy przed sobą tylko tę jedną ścieżkę".

„Najbardziej doskwiera mi to, że chyba nie potrafię już być sama ze sobą. Wcześniej nie miałam żadnego problemu z odrobiną samotności, a teraz zauważyłam, że jak siedzę sama w domu, to totalnie nie umiem zorganizować sobie czasu wolnego bez męża".

Reklama

„Czego brakuje mi najbardziej? Proste — obiadków mamy!".

Co jest najlepsze w mieszkaniu razem?

„Najfajniejsze chyba jest to, że nasz dom to swoista strefa nieheteronormatywna. Dzielimy mieszkanie z dwojgiem homoseksualnych współlokatorów (tylko my dwie stanowimy parę). Nigdy nie było mnie stać, żeby mieszkać samemu i całe lata mordowałam się z kolejnymi podnajemcami z piekła rodem. Gdy przekraczam próg naszego domu, czuję się, jakbym wchodziła do schronu, do którego nie ma wstępu cały ten popieprzony świat — ani mizoginia i homofobia, której codziennie doświadcza każda z nas, ani spóźnione tramwaje, korki i cała reszta codziennych utrapień typowych dla życia w dużym mieście. Więc zawsze, gdy jestem w domu, czuję się bezpieczna, czuję, że mogę być w pełni sobą, że naprawdę jestem u siebie. Ona jest moim domem".

„Prawdziwa wartość wspólnego mieszkania jest metafizyczna. Chodzi o to, jak ta zmiana wpływa na wasz związek. Stajecie się dla siebie czymś więcej niż tylko kompanami do łóżka. Pomału zamieniacie się w rodzinę i z czasem to, co dobre dla ciebie coraz trudniej oddzielić od dobra drugiej osoby".

„Chyba najlepsze jest to, że zawsze mamy wspólne miejsce, do którego wracamy. Nawet jeśli przez cały dzień się nie widzimy, to obie wiemy, że i tak się tam spotkamy, choćby po to, żeby razem zasnąć".


Więcej ciekawych historii znajdziesz na naszym nowym fanpage'u VICE Polska


„Jeśli już mam wybierać jedną rzecz, to chyba najbardziej cieszę się, że to, co robię w domu, nabrało znaczenia. Gdy mieszkam sam, często równie dobrze mógłbym nie robić nic. Wszystko jakoś tak się rozpływa i ulatuje gdzieś w eter albo po prostu zostaje tylko w mojej głowie. Teraz dom stał się ważną częścią mojego związku. Jeśli chcę w domu słuchać muzyki, ma to wpływ na nasz związek, na życie nas obojga. Wiesz, to trochę jak z tym drzewem co upada w lesie… Gdybym zrobił coś samemu, to równie dobrze mogłoby się to w ogóle nie wydarzyć. Mieszkanie razem z moją partnerką to chyba najlepsze, co mi się w kiedykolwiek przytrafiło. Moje życie stało się lepsze pod każdym możliwym względem… Chociaż nie cierpię, jak skończy mleko i zostawi w lodówce pusty karton. Ja pierdolę, czy to tak trudno wziąć i wyrzucić? Chryste Panie".