Chris Jordan zaczął od fotografowania śmieci. Poszedł do portu w Seattle i udokumentował zlepy plastikowych odpadów wyrzuconych przez ocean. Zdjęcia powiesił u siebie w studiu, gdzie wraz z kolegą po fachu podziwiał te na swój sposób piękne obrazy. Kolega powiedział mu: „Piękne to wszystko, ale to, co tak naprawdę widzę to odrażający portret Ameryki”. Wtedy w Chrisie coś pękło, postanowił sfotografować potężną wyspę śmieci dryfującą na środku Pacyfiku. W trakcie swoich przygotowań do projektów, odkrył jednak coś o wiele smutniejszego.
Atol Midway znajduje się w północnej części Pacyfiku – w najbardziej oddalonym od każdego kontynentu zakątku świata. Trzy małe wyspy składające się na atol są oceanicznym sitem na śmieci – co lokalna fauna, między innymi ptaki, przypłaca życiem. Skontaktowaliśmy się z Chrisem, by dowiedzieć się więcej na ten temat.
Videos by VICE
VICE: Cześć Chris, co widać na twoich zdjęciach?
Chris Jordan: To tysiące martwych piskląt albatrosów. Rodzice w poszukiwaniu pożywienia w wielkim i zanieczyszczonym Pacyfiku często mylą dryfujące śmieci z jedzeniem i w efekcie karmią tym swoje potomstwo.
Pierwszy zauważyłeś, jakie odpadki kryją się w ich pozostałościach?
Nie, gdy dowiedziałem się o tej wyspie, po sieci krążyło może ze 25 zdjęć ciał ptaków wypełnionych plastikiem. Były tam od ponad 10 lat i nikt się tym przesadnie nie interesował.
Czym twoje zdjęcia różnią się od innych?
Łatwo zauważyć, kiedy fotograf podchodzi do swojego tematu z szacunkiem. To widać po samych zdjęciach. Chciałem tam pojechać i spróbować opowiedzieć historię tej tragedii w sposób, który oddawałby jej cześć.
Jak wspominasz pobyt na wyspie?
Myślę, że nazwa atolu „Midway,” („w pół drogi”) mówi sama za siebie. Ze wszystkich nazw, którymi można ochrzcić wyspę, tej nadano akurat taką, która w jednym słowie streszcza całą filozofię życia. W tym samym momencie klęczałem nad dziesiątkami tysięcy ciał młodych ptaków wypełnionych plastikiem, będąc jednocześnie pośrodku kolonii tych wspaniałych stworzeń, które nie boją się człowieka. To jak być w połowie drogi pomiędzy piekłem a rajem i dokładnie w tym zawieszeniu znajduje się teraz ludzkość. Jesteśmy w połowie drogi do autodestrukcji, jak i wspólnego stworzenia nowego świata. Decyzja należy do nas.
Myślisz, że udało ci się zawrzeć ten dualizm sytuacji w swoich zdjęciach?
Tak. Myślę o sobie jako o fotografie dokumentaliście, moim zadaniem jest więc precyzyjna rejestracja tego, co znajduje się przed moim obiektywem. Wszędzie gdzie jestem i nawet gdy patrzę na najbardziej przerażającą rzecz na świecie, prawie zawsze dostrzegam w tym jakieś skrajne piękno. Fotografia dokumentalna nie może więc opierać się tylko i wyłącznie na fotografowaniu tragedii czy smutku. Musi przedstawiać całą paletę i całą różnorodność zjawisk i dostrzec w tym wszystkim piękno.
Martwisz się o naszą przyszłość?
Od kiedy w 2008 roku po raz pierwszy zaczęto szerzej zauważać problem zanieczyszczenia oceanów plastikiem, nastąpiła wielka zmiana w świadomości ludzi na całym świecie. To oczywiste, że czeka nas przerażająca przyszłość, jeśli nie zmienimy sposobu, w jaki dziś żyjemy. Decyzja, co będzie dalej, będzie decyzją kolektywną.
Zobacz galerie zdjęć:
This article originally appeared on VICE AU.