Nie dalej jak tydzień temu przeczytałem artykuł w „Gazecie Wyborczej” o Kasi i Maćku, młodej parze warszawiaków, mieszkających w odziedziczonym po dziadkach 120-metrowym mieszkaniu na Powiślu. Tytuł brzmiał: Jak mieszkają warszawiacy? Na Powiślu ludzie zawsze mówią sobie „dzień dobry”. Z rzeczonego tekstu dowiedziałem się, że oprócz chwilowego braku pomysłu na zagospodarowanie jednego z pokoi („Kto wie, co tam będzie? Może biuro dla Maćka? A może pokój dla dzieci?” – pisze Zuzanna Bukłaha, autorka GW), kuchnia – a tak właściwie salon połączony z jadalnią – jest królestwem Maćka, a do tego po niedawnym remoncie piekarnik został wbudowany w ścianę, żeby się niepotrzebnie nie schylać.
To mi przypomniało jedno ze zdjęć mieszkań na Ursynowie – gdzie w ciasnej toalecie pralka też jest „wbudowana” w ścianę, centralnie nad kiblem, bo inaczej nie byłoby na nią miejsca. Tam też można się nie schylać. Fotografia ta pochodzi z projektu Órsynuf – portret nieznany autorstwa Mirosława Kilijańczyka, który od roku fotografuje prywatną przestrzeń mieszkańców Ursynowa. Chociaż – jak sam tłumaczy – czeka go jeszcze kilka miesięcy pracy, już teraz można zobaczyć jej pierwsze efekty.
Videos by VICE
Spotkałem się Mirosławem, by dowiedzieć się czegoś więcej o projekcie i mieszkańcach Ursynowa. Nie chcę za bardzo spoilerować, ale okazuje się, że tam też ludzie mówią sobie „dzień dobry”.
Więcej zdjęć mieszkańców „Órsynofa” zobaczysz poniżej.
VICE: Kiedy i jak zaczął się projekt Órsynuf?
Mirek Kilijańczyk: Kiedy zauważyłem, że przez swoje podróże po świecie o wiele lepiej znam inne kraje, niż Ursynów, na którym mieszkam. Postanowiłem to zmienić, poznać żyjących tu ludzi, zobaczyć, jak mieszkają, zaprzyjaźnić się z nimi – przestać traktować Ursynów jak „sypialnię”. Projekt zacząłem pod koniec 2016 roku.
Czy dzięki temu potrafisz teraz powiedzieć, czym charakteryzują się mieszkańcy Ursynowa?
Zauważyłem, że chyba niektórzy wstydzą się tych swoich małych przestrzeni – czego nie można raczej powiedzieć o bohaterach Órsynofa. Dzięki temu mogłem poznać tych ludzi. Wiem np., że pan Wojciech jest nauczycielem, który od powstania osiedla pracował na Ursynowie jako dyrektor pierwszej powstałej tu szkoły, państwo Molakowie są artystami, którzy robią biżuterię; ktoś nie ma stałej pracy, ktoś inny pracuje w biurze itd.
Patrzymy z bliska. Polub nasz fanpage VICE Polska na Facebooku
Ten ogromny przekrój ludzi ma jednak jedną cechę wspólną – wszyscy są bardzo przywiązani do miejsca, w którym żyją. Mają tu wszystko, czego im potrzeba, więc wyjazd do centrum staje się zbędny i zmienia się w „wyprawę”. Dziura w jezdni, przejście dla pieszych, budżet partycypacyjny – to są rzeczy, które zaprzątają ich głowy.
W jaki sposób dobierałeś bohaterów do swojego projektu?
Część tych osób znałem już wcześniej, więc było łatwiej. Trzy osoby zgłosiły się same przez internet. Natomiast wszystko opierało się na starej dobrej poczcie pantoflowej. Oczywiście zdarzały się też sytuacje, kiedy byłem z kimś umówiony, przyjeżdżałem na miejsce ze sprzętem i okazywało się, że nic jednak z tego nie będzie, bo te osoby się rozmyśliły. Wtedy piliśmy herbatę, rozmawialiśmy i tyle.
Czy zauważyłeś coś charakterystycznego w fotografowanych mieszkaniach?
Standardowy metraż to ok. 48 metrów, dwa pokoje z wąską kuchnią i małą łazienką. Ich wystrój często bazuje na miksie dokupywanych rzeczy, przez co tworzy to kolaż mebli z różnych „epok”. Na ścianach wiszą krzyżyki, wciąż też można natknąć się na meblościanki. Jak się okazało, same mieszkania także skrywały swoje historie – w jednym np. grzejnik znajdował się pod wanną, a w innym łazienka została zrobiona w zupełnie innym miejscu, wyprodukowana jako półfabrykat wraz z wyposażeniem, przywieziona na miejsce budowy i wstawiona w całości w puste miejsce w bloku – dlatego podłoga w niej jest 5 cm wyżej.
Czy po zrobionych zdjęciach musiałeś je później autoryzować z właścicielami mieszkań?
Nie spotkałem się z tym, by ktoś miał zastrzeżenia, że chciał, żebym ponownie coś sfotografował, tylko że „ładniej”. To by przeczyło autentyczności miejsca, wręcz prosiłem ich, by nie sprzątali, nie przygotowywali się specjalnie na moją wizytę. Będąc na miejscu, zawsze jednak najpierw pytałem, czy mogę wejść do danego pokoju, czy mogę zajrzeć do szafy itp. Od samego początku ten projekt opierał się na zaufaniu i wzajemnej sympatii.
Najbliższa wystawa „Órsynuf – portret nieznany” odbędzie się 13 lutego w Domu Sztuki na Ursynowie, ale już teraz zobacz wybrane zdjęcia w galerii poniżej oraz śledź autora tekstu na jego profilu na Facebooku.