FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Mój syn ma na imię Islam, mieszkamy w Polsce

„W okolicy rozeszła się informacja, że przyjechaliśmy z innego kraju, że my nie jesteśmy Polacy. Któregoś razu, gdy moja mama wynosiła wieczorem śmieci, jakiś mężczyzna podszedł do niej i ją kopnął"
Rysunek Alinki, siostry Islama. Zdjęcia: Oliwia Thomas

Kiedyś na przystanku podszedł do mnie starszy mężczyzna, stałam wtedy z dziećmi, jechaliśmy do Carrefoura. Spytał się mnie, która godzina, kiedy usłyszał mój głos, napluł na mnie. Potem widziałam go jeszcze kilka razy, mieszka w okolicy – powiedziała do mnie matka dwójki dzieci.

Siedzieliśmy naprzeciwko siebie w jej malutkim mieszkaniu, słońce za oknem już prawie zaszło, w pokoju panował półmrok. Tego popołudnia pozwoliłem opowiedzieć jej swoją historię: jak przyjechała z rodziną do Polski, jak się tu czuje, jak potraktowano jej syna, którego nazwała Islam i ile razy musiała zmieniać miejsce zamieszkania i szkoły swoim dzieciom. Opowiedziała o swoim życiu, ja słuchałem. Równie wymowne okazały się też te momenty ciszy, kiedy zbierała siły na dokończenie historii.

Reklama

Jestem półsierotą. Mój ojciec zginął w bombardowaniu pod Groznym w 95. roku, od tamtej pory żyłam tylko z matką i niepełnosprawnym bratem. Pomimo swojego czeczeńskiego pochodzenia, brat mojej mamy pływał na rosyjskiej łodzi podwodnej. Wszystko wtedy wydawało się dla nas dobre. Jednak w 99. roku wybuchła kolejna wojna w Czeczenii i w 2002 roku brat mamy został aresztowany. Pokazywano to nawet w telewizji, przedstawiali go jak terrorystę. Widziałam wtedy jego twarz, oczy – były całe szklane, nie wiem co oni mu wtedy dali. Nie przypominał siebie. Nie mogłam dłużej mieszkać w naszym domu, sąsiedzi wytykali mnie palcami, już nie było nam tam dobrze. Wyjechałam stamtąd. Wyszłam za mąż i razem zamieszkaliśmy w Dagestanie. Urodziłam dwoje dzieci: Islama i Alinkę.

Kiedy Islam miał 6 lat, pewien człowiek bardzo skrzywdził naszą rodzinę, mojego synka. Kiedy dzieją się takie rzeczy, to u nas w kraju nie wolno mówić o tym na głos, nie wolno iść z tym na milicję – jeżeli ktoś zrobił ci coś złego, musisz zrobić mu to samo. Tak to działa od pokoleń. Od zawsze. Ale ja tak nie chciałam. Dlatego poszłam na milicję. Śledczy najpierw przyjęli zgłoszenie, powiedzieli, że tego nie zostawią – później dowiedzieli się, kim jest oskarżony.

Okazało się, że rodzina tego mężczyzny miała wpływy w MWD (rosyjskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych). Zaraz sprawdzono, że mój wujek jest w więzieniu. Dowiedziałam się, że z człowieka, który skrzywdził mojego syna, chcą zrobić osobę niepoczytalną. Wtedy zrozumiałam, że ci ludzie nam nie pomogą, że prędzej zrobią nam krzywdę. Postanowiłam zabrać matkę, dzieci i wyjechać, po kryjomu. Nikt nie mógł się dowiedzieć. Męża już dawno nie było u mego boku, nie mieliśmy rozwodu, ale nie żyliśmy razem. Dalsza rodzina pomogła nam w ucieczce.

Reklama

Nie było łatwo, wyjmowaliśmy baterie z telefonów, nie mogliśmy pokazać swoich dokumentów. Jeździliśmy bocznymi drogami, wynajęliśmy samochód. Udało nam się dotrzeć do Mineralnych Wód. Niestety, mama wtedy kupiła bilety do Kijowa na swoje nazwisko. W Kijowie mieliśmy znajomych, przyjaciół rodziny, ale gdy czekaliśmy na peronie, przyszła po nas milicja. Wsadzili nas do dwóch aut, ja siedziałam z tyłu z córką, Islam jechał z moją mamą w drugim samochodzie. Podróż z powrotem do Czeczenii trwała kilka godzin, w jej trakcie Alinka wymiotowała, ja także.

Wnętrze mieszkania rodziny.

Zawieziono nas do aresztu śledczego, gdzie przyszedł do mnie główny naczelnik, położył przede mną jakąś kartkę, zakrywając dłonią, co było na niej napisane i powiedział: „podpisz to". Nie zgodziłam się. Krzyczeli na mnie i na moją mamę — ona już chciała to zrobić, ale jej zabroniłam. Powiedziałam, że nie możemy nic podpisywać, bo to będzie nasz wyrok śmierci. Bałam się. Traktowali nas jak przestępców. W końcu zawieźli nas w nocy do domu, powiedzieli, że teraz będziemy pod stałą kontrolą. Wtedy zadzwoniłam do mojego męża, powiedziałam, że musi nam pomóc się stąd wydostać, usłyszałam w słuchawce: „Ale przecież jest już późno, jak ja mam po ciebie przyjechać?". Byłam sama.

W 2011 roku, postanowiłam, że raz jeszcze spróbuję uciec, że wyjadę na Ukrainę. Mieliśmy tam znajomych. Za pierwszym razem nie udało nam się dotrzeć nawet do Moskwy, zawrócili nas. Za drugim razem wiedziałam, że na swoich dokumentach to się nie uda. Mama zorganizowała dla nas transport, mieliśmy jechać autobusem, uciekać przez granicę. Jechaliśmy tak razem z grupką Azjatów, przyszłą tanią siłą roboczą, gdzieś na budowie. Całą trasę leżeliśmy na podłodze, pamiętam dobrze zapach spalin. Tak dostaliśmy się do Moskwy, a stamtąd przez Białoruś do Brześcia, gdzie kupiliśmy bilety na pociąg do Warszawy. Co to była za radość, że już wszystko będzie dobrze!

Reklama

Wsiedliśmy do pociągu, ale nie trwało długo, gdy pojawiła się polska straż graniczna. Podeszli do nas i poprosili o wizy. Wizy? Nie mieliśmy ich. Zapytali, dlaczego jedziemy do Polski, odpowiedziałam, że chcemy prosić o azyl.

Przyszedł jakiś mężczyzna, mówił po rosyjsku – powiedział, że w Czeczenii nie ma wojny, więc możemy wracać, skąd przyjechaliśmy. Rozpłakałam się.

Wyprowadzili nas na stację. Razem z mamą i dziećmi wyszłyśmy tam z całym naszym dobytkiem, obładowane torbami, wszyscy się na nas gapili. Znowu czułam się jak przestępca. Usłyszałam, że przekroczyliśmy nielegalnie granice. Powtarzałam, że prosimy o azyl. Posadzili mnie w jakimś pokoju i przyszła do mnie kobieta. Chciałam jej wytłumaczyć naszą sytuację, przed czym uciekamy. Nie chciała tego słuchać. Powtarzano nam w kółko, że przekroczyliśmy nielegalnie granice. Przyszedł jakiś mężczyzna, mówił po rosyjsku, powiedział, że w Czeczenii nie ma wojny, więc możemy wracać, skąd przyjechaliśmy. Rozpłakałam się. Wy Polacy lepiej traktujecie swoje psy niż innych ludzi.

„Jeżeli ta pani uznała, że coś jest nie w porządku, mogła wnieść skargę na czynności funkcjonariuszy i to byłoby wyjaśniane. Normalna procedura jest taka, że jeżeli uchodźca przyjeżdża na jakiekolwiek przejście graniczne i prosi, by wszcząć względem niego procedurę uchodźczą, to tak się dzieje. Taka osoba pozostaje do dyspozycji Urzędu do Spraw Cudzoziemców. Nie znam historii tej pani, wiem, jakie są procedury na dzisiaj. Jeżeli jakaś osoba zostaje zobowiązana do opuszczenia terytorium RP, może się od tej decyzji odwołać"

Rzecznik Prasowy Komendanta Nadbużańskiego Oddziału Straży Granicznej.

Reklama

Znowu znaleźliśmy się na peronie w Breście. Nie wiedziałam, co dalej robić. Wtedy podeszła do mnie kobieta, nie od razu — najpierw czaiła się trochę. Powiedziała, że może nam pomóc, że powie mi, jak możemy dostać się do Polski. Zgodziłam się. Usłyszałam, że muszę kupić bilet, ale do Terespola, tam pokazać dokumenty i pokierują nas dalej. Tak zrobiłam. Zabrałam moją rodzinę do Terespola. Na miejscu weszliśmy do budynku, gdzie wybierano, kto może iść dalej, a kto zostaje — to mi przypominało takie wielkie sito.

Czekaliśmy tam kilka godzin, głodni, zmęczeni. Przeprowadzono z nami wywiad: skąd jadę, dlaczego, gdzie? Spisano nasz wzrost, kolor włosów, oczu, wszystko. Zostaliśmy zabrani do Ośrodka dla Cudzoziemców w Białej Podlaskiej. W ośrodku mieszkali Gruzini, Azjaci, byli też inni Czeczeni. To było dla nas straszne miejsce. Ludzie, którzy tam pracowali, patrzyli na nas z nienawiścią. Pamiętam, jak na stołówce jakaś kobieta wylała trochę zupy — jak pracownicy wtedy na nią krzyczeli. Nigdy nie widziałam, żeby ktoś tak poniżał drugą osobę.

Trafiliśmy na kilka miesięcy do ośrodka dla uchodźców na Targówku w Warszawie. Szybko okazało się, że wiele nie różni się od poprzedniego. Ludzie, którzy tam pracowali, nie chcieli mieć z nami nic wspólnego. Ale było tam też dużo uchodźców, którzy zachowywali się źle, wychodzili na noce, by wracać dopiero nad ranem, awanturowali się. Myśleli, że mogą wszystko, bo nikt ich nie zna. Wzywano policje. Zdarzało się, że Islam był bity przez starsze dzieci. Nie potrafiłam tego zrozumieć. Dlaczego się tak zachowywali?

Reklama

Zobacz portrety Irańczyków, którzy w proteście zaszyli sobie usta.

Poznałam pewną kobietę, Polkę, była psychologiem. Jej córka pomogła nam znaleźć przez internet mieszkanie. Sama bym sobie nie poradziła, sama nie umiałam wtedy jeszcze mówić po polsku. Przeprowadziliśmy się na prywatę na Wołomin. Przez kilka pierwszych nocy spaliśmy na swoich łóżkach jak zabici.

W okolicy rozeszła się informacja, że przyjechaliśmy z innego kraju, że my nie jesteśmy Polacy. Któregoś razu, gdy moja mama wynosiła wieczorem śmieci, jakiś mężczyzna podszedł do niej i ją kopnął. Miała potem takiego wielkiego siniaka na nodze. Czasem na podwórku, jak zaszło słońce stały takie grupki osób, pili alkohol, byli bardzo głośni. Baliśmy się wtedy, że jak będą pijani, przyjdą i nas zabiją. „Co my zrobimy z tymi Czeczenami!?" słyszałam krzyki. Już tam nie mieszkamy.

Jestem muzułmanką. Jest mi bardzo przykro, przez to, co wydarzyło się Paryżu i we wszystkich innych częściach świata. Tych zamachów nie zrobiła religia, tylko ludzie, którzy należą do sekty, do Państwa Islamskiego. Tacy ludzie są w różnych religiach, także w chrześcijańskiej. Tyle że ja jestem muzułmanką i boję się teraz nią być, w Polsce.

Kiedyś na przystanku podszedł do mnie starszy mężczyzna, stałam wtedy z dziećmi, jechaliśmy do Carrefoura. Spytał się mnie, która godzina – kiedy usłyszał mój akcent, napluł na mnie. Potem widziałam go jeszcze kilka razy, mieszka w okolicy. Teraz kiedy jesteśmy na mieście, nie pozwalam mówić moim dzieciom po czeczeńsku, boję się o nich, zawsze trzymam je za rękę. Nikt nie może się dowiedzieć, skąd my jesteśmy. Polacy są nietolerancyjni, bardzo.

Reklama

Poznaj rodziny z dziećmi, które szły w Marszu Niepodległości.

Moje dzieci nie wierzą już dorosłym, boją się jeść w szkolnej stołówce. Kiedyś je oszukano, że w obiedzie nie ma mięsa. My nie możemy jeść wieprzowiny. Sześć razy zmieniałam szkoły swoim dzieciom, przeprowadzaliśmy się. Przez ten czas, kiedy Islam chodził do różnych szkół, zdarzało się, że był bity, wyzywany od rusków lub murzynów, bo ma ciemniejszą karnację. Kiedy Islam miał zajęcia na basenie, inne dzieci zdejmowały mu majtki przed wszystkimi, by zobaczyć, czy jest obrzezany. Pewnego razu, po szkole, mój synek płakał i powiedział mi: „Mamo, a może ja się zabiję? Może wtedy to wszystko się skończy?". Patrzę na wasze szkoły i jest mi przykro, że wasz kraj będzie spoczywać w rękach tych dzieci.

„Islam był bardzo wycofanym chłopcem. Wydaję mi się, że przyszedł do nas już ze złymi doświadczeniami, oczekując, że pewnie nie będzie akceptowany. Na początku rówieśnicy nie traktowali go źle. W pewnym momencie ich relacje się załamały. Zdarzało się, że dzieci wyzywały go, że jest brudasem. Kilka razy doszło do rękoczynów. Islam i inne dzieci miały zajęcia z pedagogiem i z psychologiem, było też zebranie z rodzicami, by porozmawiali ze swoimi dziećmi. Nie przyniosło to jednak rezultatu. Wydaję mi się, że było już za późno. Islam był już izolowany przez resztę dzieci"

Była nauczycielka Islama ze szkoły, gdzie chłopiec spędził kilka miesięcy.

Reklama

Zdarzają się dobrzy Polacy. Kiedyś jedna z nauczycielek, opowiedziała na zebraniu rodziców, co ich dzieci robią Islamowi. Wszyscy wtedy schowali głowy w swoje smartfony. Kiedyś usłyszałam od Polaka, że „my nie będziemy dla was zmieniać Polski!". Ale my nie chcemy jej zmieniać, chcemy po prostu w niej żyć. Jeżeli nie przerwiecie tej dyskryminacji, cały czas będziecie przymykać na nią oko, to w końcu kiedyś jakoś wybuchnie.


Jesteśmy też na Facebooku, polub nasz nowy fanpage VICE Polska


Nie wiem, co będzie, gdy Islam dorośnie, gdy będzie nastolatkiem, kiedy przyjdzie trudny okres dojrzewania. On już teraz nie chce się przyjaźnić z innymi dziećmi, boi się, że znowu zostanie zwyzywany od murzynów albo rusków. Nie mogę wrócić do Czeczenii, dowiedziałam się, że człowiek, który nas skrzywdził, został jednak skazany. Dostał 12 lat więzienia. Ludzi, którzy wtedy próbowali zatuszować tę sprawę, zwolniono z pracy. W Czeczenii mam teraz dużo wrogów. Nie tak dawno Islam podszedł do mnie i powiedział: „Mamo, ja już nie chcę być Islamem. Może już będę po prostu Markiem". Teraz mój syn ma na imię Marek.

Polskie imię chłopca zostało zmienione na życzenie jego matki. Prawdziwe dane rodziny znane redakcji.