FYI.

This story is over 5 years old.

VICE Czyta

„Narko”– polski komiks o ćpaniu

​Komiks „Narko" to zbiór historii prawdziwych ludzi, którzy mieli kontakt z narkotykami lub są uzależnieni od substancji psychoaktywnych. Rozmawiamy z jego twórcami o ćpaniu, odwyku, legalizacji i potrzebie dyskusji na temat narkotyków
Strona komiksu „Narko", autorstwa Dany Łukasińskiej i Krzysztofa Ostrowskiego. Wydawnictwo Krytyka Polityczna.

Wracam teraz myślami do czasów liceum, gdy podczas lekcji puszczono nam film o skutkach brania narkotyków – pamiętam przekute ręce jakiegoś heroinisty, który mówił, że „nie warto", następnie wbijał sobie strzykawkę w żyłę. Podobno w chwili, gdy oglądaliśmy ten film, jego bohater już nie żył, bo niedługo po nagraniu przedawkował. Może przez fakt wciśnięcia tej projekcji pomiędzy inne lekcje i prace domowe, może przez naiwną realizację całej produkcji, albo przez bezrefleksyjną myśl, że takie rzeczy zawsze dzieją się gdzieś tam, gdzieś indziej – nie zrobiło to na mnie większego wrażenia. Ot, historia przegranego życia.

Reklama

Zupełnie inaczej było, gdy niedawno spotkałem się z komiksem Narko – zbiorem historii prawdziwych ludzi, którzy mieli kontakt narkotykami lub są uzależnieni od substancji psychoaktywnych. Początkowo wziąłem lekturę do ręki bez większego entuzjazmu, chciałem sprawdzić zaledwie kilka pierwszych plansz – zamiast tego nie ruszyłem się z miejsca, póki nie doczytałem ostatniej strony. To naprawdę świetny komiks.

Postanowiłem skontaktować się z jego twórcami: Daną Łukasińską – scenarzystką i dramatopisarką oraz Krzysztofem Ostrowskim, rysownikiem komiksów, animatorem i muzykiem.

VICE: Jak znalazłaś bohaterów do swojego komiksu? Czy trudno było ich przekonać do wykorzystania ich doświadczeń i przełożenia tego na fabułę komiksu?
Dana Łukasińska: Część historii pochodzi z opowieści użytkowników, z którymi skontaktował mnie Marcin Chałupka z Krytyki Politycznej. Niektóre to opowieści osób trzecich, które mają kontakt z osobami uzależnionymi. Korzystałam też z wydawnictw KP poświęconych tej tematyce. Osoby, które zdecydowały się ze mną rozmawiać o substancjach psychoaktywnych i ich stosowaniu, wiedziały, że pracuję nad komiksem. Jednak ich historie nie są opowiedziane jeden do jednego. Po pierwsze – by chronić ich prywatność, po drugie – bo Narko to więcej niż tylko spowiedź użytkowników.

Nie epatujemy śmiercią na każdej stronie i nie straszymy, że od jednego skręta wpadniesz w nałóg, bo to nieprawda.

Reklama

Jak długo kompletowałaś historię? Czy fabuła konstruowała się symultanicznie z tym, co usłyszałaś, a może dobierałaś historie do wcześniej założonego klucza?
Sam proces pisania scenariusza z poprawkami trwał kilka miesięcy. Kluczem były substancje, o których chcemy opowiedzieć, te najczęściej stosowane, z naciskiem na dopalacze, ale też bez pomijania najbardziej popularnej z substancji psychoaktywnych – alkoholu. Choć ostatecznie nie zmieściła się historia dziewczyny uzależnionej od modnego obecnie mefedronu.

Dlaczego zdecydowałaś się na formułę komiksu, gdy w Polsce wciąż pokutuje krzywdzący stereotyp, że to medium niejako z niższej półki? Jak w ogóle wpadłaś na pomysł komiksu?
Pomysł, by o substancjach psychoaktywnych opowiedzieć w formie komiksu, padł ze strony Krytyki Politycznej. Ja i Krzysiek zostaliśmy zaproszeni do współpracy z racji tego, że byliśmy w KP znani z innego projektu komiksowego, który cały czas jest w fazie rozwoju (komiks o Hannie Arendt). To rzeczywiście niezwykłe, że komiks, tak popularny wśród młodzieży, jak dotąd nie został wykorzystany do dialogu z młodzieżą w tak ważnym i drażliwym temacie jak narkotyki i uzależnienie.

Komiks od lat walczy o szacunek wśród czytelników, ale mnie osobiście bardziej kojarzy się z powieścią graficzną niż z zeszytami przygód bohaterów popkultury. Przykładami takich powieści graficznych są choćby: Maus. Opowieść ocalałego Arta Spiegelmana – rzecz o Holokauście; trzyczęściowy Berlin Jasona Lutesa poświęcony narodzinom niemieckiego nacjonalizmu, czy Logikomiks. W poszukiwaniu prawdy, projekt przedstawiający podstawy logiki z jednoczesnym przybliżeniem postaci Bertranda Russella, wybitnego brytyjskiego filozofa, matematyka i logika.

Reklama

Może jednak uzależnienie jako takie jest częścią naszej zbiorowej świadomości, gdzie wspólnym mianownikiem są obsesyjno-kompulsywne zachowania? Uzależniamy się od zakupów, od sprzątania, biegania, od leków itd., a narkotyki są tylko częścią tej behawioralnej układanki – a zatem nie istnieje skuteczny sposób radzenia sobie z nimi, bo to wszystko walka z wiatrakami?
Masz rację, uzależnienia są częścią naszego życia, uzależniamy się nie tylko od substancji, ale również od zachowań i czynności (uzależnienia behawioralne). A przecież zaczyna się niewinnie, np. od regularnych ćwiczeń, by poprawić kondycję albo od zakupów w afekcie, by poprawić sobie nastrój. Nie wszyscy jednak kończymy jako osoby uzależnione. Na szczęście, bo walka z uzależnieniem fizjologicznym (fizycznym) czy psychicznym, w tym behawioralnym, nie jest ani prosta ani przyjemna. Często niemożliwa bez pomocy z zewnątrz.

Walka z uzależnieniem psychicznym zależy głównie od silnej woli osoby uzależnionej, ale to ona właśnie jest osłabiona. Więc powstaje błędne koło. Uzależniony wytwarza wówczas mechanizmy obronne, by poradzić sobie z wewnętrznym konfliktem pomiędzy „muszę przestać" a „potrzebuję tego". Nie znaczy to jednak, że jesteśmy bezbronni. Największą bronią jest wiedza – trzeba mieć świadomość pewnych zjawisk, konsekwencji powtarzania pewnych zachowań, mieć wiedzę o wpływie substancji psychoaktywnych na nasz organizm. Pewnie to zabrzmi naiwnie, ale moim zdaniem samoświadomość, wyobraźnia i myślenie – to jedyna broń, by oprzeć się życiu na orbicie uzależnień.

Reklama

Strona komiksu „Narko". Wyd. Krytyka Polityczna.

A co jeśli ktoś czytając twój komiks, powie, „wow, to musi być fajne" – nie boisz się, że twój pomysł może odbić się rykoszetem i kogoś właśnie zachęcisz do pierwszej działki?
Treść scenariusza była wielokrotnie sczytywana przez ekspertów: lekarzy, terapeutów, policjantów – ludzi, którzy na co dzień pracują z osobami uzależnionymi. Dostawałam uwagi merytoryczne, ale też emocjonalne sugestie. Pierwsze wprowadzałam zawsze, ale wprowadzenie pozostałych sugestii zależało już tylko ode mnie. Np. sugerowano bym usunęła słowo „sutki" i opis ich wycięcia (opowieść Kryspina), bo to zbyt drastyczne i kojarzy się seksualnie. Komuś znowu nie podobało się, że jeden z bohaterów zmarł – „no bo bez przesady". Tych zmian nie wprowadziłam.

Napisałam te historie, dokonałam pewnych wyborów. Chcę przez to powiedzieć, że na wiele rzeczy w scenariuszu miałam wpływ, ale komiks jako całość jest wypracowanym konsensusem – i nie mogło być inaczej, choćby dlatego, że jest on kolejnym elementem polityki narkotykowej prowadzonej przez Krytykę Polityczną [patrz niżej – red.].

W takim razie, jak swoimi słowami opisałabyś Narko?
Narko opowiada o osobistych doświadczeniach młodych ludzi, którzy zetknęli się z substancjami psychoaktywnymi. W ich historie wplecione zostały informacje o wpływie substancji psychoaktywnych na organizm człowieka, o zagrożeniach płynących z ich nadużywania, o mechanizmie uzależnienia i o prawach osób uzależnionych. Jest to rzecz skierowana do ludzi młodych, ich rodziców, nauczycieli, która albo zastąpi rozmowę o substancjach psychoaktywnych, albo będzie przyczynkiem do dyskusji o nich.

Reklama


Od początku wiedzieliśmy, że na pewno nie robimy przewodnika po narkotykach i o tym, jak brać. Jednocześnie chcieliśmy być uczciwi, więc nie epatujemy śmiercią na każdej stronie i nie straszymy, że od jednego skręta wpadniesz w nałóg, bo to nieprawda, a młodzi ludzie są wyjątkowo wyczuleni na kłamstwo. Zresztą mechanizm zakazu, zamiast powstrzymywania – budzi pragnienie. Więc, wracając do pytania, czy się boję, że ktoś po lekturze Narko sięgnie po jakąś substancję psychoaktywną – nie, bo komiks daje podstawową, solidną wiedzę o zjawisku uzależnienia, a wybór, co zrobić z tą wiedzą należy już tylko od czytelnika. Nie autora.

Czasami słyszy się w dyskusji na temat uzależnień, że jeżeli osoba uzależniona sama nie zechce rzucić nałogu, to nikt jej do tego nie przekona – jak wielką rolę odgrywa otoczenie, rodzina, przyjaciele i znajomi? Czy pozostaje jedynie „dokręcanie śruby" w bezpośrednich rozmowach, czy w grę powinny wchodzić też bardziej inwazyjne działania?
Nie jestem terapeutą, nie mam na ten temat wiedzy profesjonalisty. Ci młodzi ludzie, z którymi rozmawiałam, zbierając historie do komiksu, byli w trakcie terapii – chcieli się uwolnić od substancji, które zawładnęły ich życiem i bez ich wewnętrznego silnego pragnienia, by to zrobić, nie jest możliwe żadne skuteczne rzucanie nałogu. Ale oni nie pozbyli się kontaktu z substancjami psychoaktywnymi. Te bardziej inwazyjne zastąpili bardziej lajtowymi. Bo odciąć się od wszystkiego na raz jest dla nich tak trudne, jak przestać oddychać.

Reklama

Człowieka można odtruć fizjologicznie wbrew jego woli, ale nie da się tego zrobić z jego psychiką. Narkomani czy alkoholicy często muszą się otrzeć o sytuacje graniczne, by dotarła do nich świadomość, że jest bardzo źle i muszą się ratować. Wiem, że nie wolno takim osobom udzielać chwilowego wsparcia – dać kanapkę, nocleg, pieniądze, bo takie gesty pomagają trwać w nałogu, przedłużają ten stan.

Oczywiście inaczej jest, gdy nałogowiec jest w widocznej fizycznej, psychicznej, materialnej, społecznej ruinie – wtedy ma on tak blisko do dna, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że będzie chciał się wreszcie od niego odbić. Gorzej, gdy latami potrafi oszukiwać otoczenie, najbliższych, nie zawala pracy, wykonuje jakoś swoje obowiązki, więc z pozoru nie ma się do czego przyczepić, ale widać, że ginie w oczach, że staje się kimś innym, że rujnuje własne zdrowie. W relacjach z takimi ludźmi warto postawić na szczerość, jasno stawiać pytania, komunikować niepokój.

Istnieje duże ryzyko, że nasze pytania wywołają gwałtowne reakcje, zostaniemy posądzeni o złośliwość, wtrącanie się, zasypani toną tłumaczeń, może nawet skreśleni z listy przyjaciół. Najgorsze to potakiwać, udawać, że nie ma problemu, wypierać – bo wtedy pojawia się pytanie, co nam to unikanie problemu załatwia? Czemu boimy się konfrontacji z prawdą, czy jesteśmy współuzależnieni? Czy naprawdę leży nam na sercu dobro tej osoby? Wiesz, to jest temat rzeka…

Reklama

W kontrze do zwolenników penalizacji za dragi pojawiają się głosy, że wojna z narkotykami zawsze była działaniem skazanym na porażkę – bo ludzie nie przestaną brać, a kolejne zakazy będą jedynie sprzyjać nielegalnemu rynkowi. Jakie jest twoje stanowisko?
Ludzie mają kontakt z substancjami psychoaktywnymi od zarania dziejów i to się nie zmieni. Zmieniają się tylko substancje i dostęp do nich. Prohibicja w Ameryce w latach 20. nie wytrzebiła alkoholu, wbrew przeciwnie – alkohol lał się strumieniami, tyle że na czarnym rynku, nielegalnie. Prohibicja dała asumpt zorganizowanej działalności przestępczej, wszelkiej maści gangom i mafii. Podobnie jest z wojnami narkotykowymi – to są zawsze czyjeś interesy polityczne i ekonomiczne. Im większa penalizacja, tym głębsze podziemie.

Człowiek jest bardzo pomysłowy – co pokazuje choćby walka z dopalaczami – na miejsce jednej zakazanej substancji pojawia się kilka nowych, podobnych do zakazanej, ale jeszcze nie na czarnej liście, które można wprowadzić w obrót. Podziwiam te kraje, w których można udać się na posterunek policji i dać do zbadania substancję, której nie znamy, a którą chcemy zażyć. Zamiast karać za samo posiadanie, daje się użytkownikowi prawo do wiedzy. Podoba mi się ten rodzaj ochrony praw obywatela.

Strona komiksu „Narko". Wyd. Krytyka Polityczna.

Temat legalizacji marihuany niejednokrotnie podejmowany bywa w publicznych debatach, także przez polityków – pokłosiem popularnego stwierdzenia, że „od marihuany wszystko się zaczyna", jest również dyskredytowanie medycznej marihuany. Jak to skomentujesz? Czy marihuana powinna być legalna, a może rzeczywiście jest ona preludium do mocniejszych środków?
To tak jakby powiedzieć, że jedno piwo to drzwi do alkoholizmu. To zależy dla kogo. Większość naszego dorosłego społeczeństwa spożywa alkohol, ale czy to znaczy, że wszyscy jesteśmy alkoholikami? Sytuacja z substancjami psychoaktywnymi jest kuriozalna. Jedna z najsilniejszych, najbardziej destrukcyjnych substancji psychoaktywnych – alkohol – jest legalnie dostępna. Pozostałe nie.

Reklama

Dyskredytowanie medycznej marihuany jest dla mnie niezrozumiałe i krzywdzące. Każdy lek, który możemy kupić w aptece, ma całą listę niepożądanych objawów, ale stosujemy je, kierując się zasadą wyboru mniejszego zła. Nie rozumiem, dlaczego tej zasady nie można stosować wobec medycznej marihuany. Współczuję chorym, którym odmówiono tego leczenia i ich bliskim, bo zostali z tym problemem sami. Uważam, że w temacie marihuany konieczna jest rzeczowa dyskusja społeczna, oddemonizowanie jej, ale też niebagatelizowanie jej wpływu na mózg człowieka. Od marihuany, jak od każdej substancji psychoaktywnej, można się uzależnić. Tylko że to jest tak jak z tym jednym piwem – większość z nas wypija je dla przyjemności i koniec.

Czy sama miałaś kontakt z substancjami psychoaktywnymi? Jeżeli tak, co to było i jaki miało na ciebie wpływ?
Byłam i bywam spontanicznym użytkownikiem substancji psychoaktywnych: marihuany czy stymulantów, ale jedyna substancja psychoaktywna, która mi towarzyszy całe dorosłe życie to alkohol. Uwielbiam czerwone wino, uczę się o nim, należę do klubu, w którym degustujemy różne szczepy, chodziłam na wykłady o winie francuskim. Jak widać, staram się być świadomym użytkownikiem. Dwukrotnie skusiłam się na dopalacze, ale to się zawsze kończyło chorobą – wymioty, gorączka, wysypka, wycięte z życiorysu jakieś dwa dni. I to nie było tak, że najpierw kupa przyjemności, a potem zjazd. Nie, od razu i wyłącznie kupa nieprzyjemności. Masakra. To zdecydowanie substancje psychoaktywne nie dla mnie.

Reklama

Czy ktoś z twojego otoczenia stał się ofiarą uzależnienia?
Tak. Jestem typowym DDA, mój ojciec jest alkoholikiem.

Dziękuję za rozmowę.

Po rozmowie z Daną, udało mi się skontaktować e-mailem z Krzysztofem Ostrowskim, który zilustrował jej scenariusz. Byłem ciekaw jego stanowiska i tego, jak on wspomina proces tworzenia komiksu.

VICE: Pamiętasz swoją reakcję zaraz po pierwszym przeczytaniu scenariusza Dany, jaka była?
Krzysztof Ostrowski: Pierwszą reakcją był jakiś strumień skojarzeń i obrazów. Od pierwszego czytania najważniejsze było dla mnie chwytanie tych na gorąco formujących się pomysłów i zastanawianie się jak je przełożyć na komiks.

Co twoim zdaniem jest najmocniejszą rzeczą Narko? Czy uważasz, że przez pryzmat narracji bohaterów ma on na tyle autentyczny przekaz, by wpłynąć na zachowanie osób uzależnionych, którzy to przeczytają?
Nie wiem. Mam nadzieje, że jest nim uczciwość i realizm. Założenie było takie, żeby nie pouczać, tylko informować. Nie szantażować emocjonalnie, nie epatować grozą, ale pokazywać ryzyko. To są prawdziwe historie prawdziwych osób i to jest niezbijany argument.

Strona komiksu „Narko", autorstwa Dany Łukasińskiej i Krzysztofa Ostrowskiego. Wydawnictwo Krytyka Polityczna.

Czy to nie przejaw hipokryzji, gdy wódka lub fajki są ogólnodostępnym produktem, ale już za marihuanę grozi nam zakucie w kajdanki?
Już któryś raz próbuje napisać wyważoną, inteligentną odpowiedz i mi nie wychodzi. Co oczywiście nie jest dziwne – inteligentny, rzeczowy punkt widzenia to niestety towar deficytowy w debacie na ten temat. Najczęściej rozpuszczona w populizmie ignorancja (zabobon, głupota) jednej strony przeciwstawia się bezrefleksyjnemu entuzjazmowi strony drugiej. Argumenty typu „trawka równa się strzykawka" zbijane są twierdzeniem, że „jeszcze nikt nie zabił po marihuanie".

Reklama

Jakie, twoim zdaniem, stanowisko powinien obrać rząd względem legalizacji narkotyków? Jakie substancje powinny być dozwolone, jeżeli w ogóle?
To zbyt poważny problem, żeby szukać odpowiedzi u rysownika komiksów. Osobiście jestem zwolennikiem mało odkrywczej tezy, że postępująca legalizacja to najlepsze rozwiązanie.


Nie boimy się trudnych tematów. Polub nasz nowy fanpage VICE Polska


Sposób kadrowania rysunków staje się świetną narracją do opowiadanych historii – miałeś dowolność w sposobie rysowania, czy może było to efektem wspólnej koncepcji – twojej i Dany?
Dana dostarczyła tekst, który praktycznie cały powinien wylądować w dymkach. Nie było didaskaliów. Dla mnie to idealna sytuacja. Cała warstwa wizualna, rytm opowieści, wrażenia, ruch w obrębie kadrów i kompozycja stron – to wszystko było do wymyślenia.

Komiks pierwotnie miał ukazać się pod koniec zeszłego roku, co zaważyło na opóźnieniu premiery?
W dużej mierze swoboda, jaką miałem przy tworzeniu komiksu. Wiele rzeczy poprawiałem, sprawdzałem różne rozwiązania, swobodnie budowałem narracje. Często akapit scenariusza rozciągał się na kilkustronicową opowieść. W pewnym momencie zorientowałem się, że planowane 60 stron rozrosło się do setki.

A ja cieszę się, że tak się stało. Dzięki za rozmowę.

Premiera komiksu zaplanowana jest na jutro (20.01), publikacja jest częścią szerszej kampanii nt. polityki narkotykowej, prowadzonej przez Krytykę Polityczną. Marcin Chałupka z KP w ten sposób opisuje cały projekt:

Wszystkie wydawane publikacje są częścią szerokiej kampanii społecznej prowadzonej przez Krytykę Polityczną – mającej na celu edukację i zniwelowanie uprzedzeń i stereotypów wobec osób używających i uzależnionych od substancji psychoaktywnych. Od kilku lat prowadzone są równocześnie działania w innych obszarach – portal informacyjny narkopolityka.pl, warsztaty i wydarzenia kulturalne prezentujące nieskuteczność strategii wojny z narkotykami, kampania profilaktyczna wskazująca na potrzebę wprowadzenia idei redukcji szkód.

Możesz śledzić autora tekstu na jego profilu na Facebooku