FYI.

This story is over 5 years old.

podróże

Spędziłem 24 godziny w kasynie w Las Vegas

Od 110 lat Las Vegas stoi na środku pustyni, niczym pomnik na cześć dziwaczności ludzkiej natury. To kolekcja nieprawdopodobnych, błyszczących konstrukcji bez okien postawionych na pustkowiu, do których możesz pójść, jeśli tylko chcesz pozbyć się...

Wszystkie zdjęcia wykonała Cynthia San

Od 110 lat Las Vegas stoi na środku pustyni, niczym pomnik na cześć dziwaczności ludzkiej natury. To kolekcja nieprawdopodobnych, błyszczących konstrukcji bez okien postawionych na pustkowiu, do których możesz pójść, jeśli tylko chcesz pozbyć się pieniędzy zmagając się z nieprzychylnym rachunkiem prawopodobieństwa. Kasyna to pułapki, wszyscy to wiedzą, a jednak w 2014 r. Las Vegas odwiedziło ponad 41 mln ludzi. Jednak w jaki dokładnie sposób te miejsca pozbawiają gości pieniędzy? Jak działa machina hazardu, godzina po godzinie? Spędziłem 24 godziny w hotelu The D i w jego kasynie, aby się tego dowiedzieć.

Reklama

The D – naprawdę, The D – usytuowane jest pośrodku Fremont Street, serca Starego Vegas. Neony z ery atomowej wypełniają tutaj zatłoczone ulice, inaczej niż jaskrawe ultranowoczesne eksplozje świateł, które znamy z Ocean's Eleven. Fremont leży w okolicy poddawanej obecnie rewitalizacji.Tony Hsieh, prezes sklepu obuwniczego Zappos.com, wydaje setki milionów na osiedla takie jak Fremont East – hipsterską dzielnicę będącą odpowiedzią Vegas na nowojorski Williamsburg czy Silver Lake w Los Angeles.

Można powiedzieć, że ta część Vegas jest cichsza albo mniej VEGAS, MALEŃKA niż inne, a zatem prawdopodobnie najlepsza dla takiego żółtodzioba jak ja, aby popatrzeć przez dzień i noc na niekończące się święto hazardu. Właśnie to zrobiłem. Było tak:

9 rano, dzień pierwszy

Spotykam się z Karą z działu PR w The D, która podekscytowana oprowadza mnie po budynku. Zapamiętuję to sobie i jednocześnie próbuję siebie przekonać, aby nie chłonąć zbyt dużo. W końcu to dopiero pierwsza godzina.

Na pierwszym piętrze prawie wszędzie są najnowocześniejsze automaty do gier. Stoją w dwóch długich rzędach, tworząc pas pośrodku sali. Na jednym i drugim końcu umiejscowiono kasy, restauracje, bar i stoisko do stawiania sportowych zakładów. Drugie piętro to kasyno w stylu „Classic Vegas" z kolejnym barem, restauracją i teatrem.

W pomieszczeniu jest już zaskakująco dużo ludzi próbujących szczęścia. Kasyna są otwarte całą dobę, ale nie spodziewałem się takiego zainteresowania w sobotni poranek. Te ranne ptaszki mają w sobie coś z typowych Januszy, ale nie przekraczają tej granicy hałaśliwego zachowania i ogólnego chamstwa, abym mógł ich nazwać burakami, co wprawia mnie w zakłopotanie. Jakbym czekał, aż balonik pęknie.

Reklama

9.50

Gdy tu przyjechałem, kolega przesłał mi 50 dolaraów, żebym postawił za niego „na czerwone". Tak znalazłem się przy stole do ruletki, gdzie dowieduję się, że muszę iść do kasy, gdzie informują mnie, że muszę iść do bankomatu i wypłacić 60 dolarów (oczywiście z prowizją), potem wrócić z tym do stołu i wręczyć pieniądze krupierowi, który da mi żetony, którymi będę mógł stawiać zakłady. Kolega przelał mi właśnie pieniądze na konto, z innego stanu, bez prowizji. A ja tutaj dokonuję handlu wymiennego. Obstawiłem zakład, kulka zatrzymała się w czarnej 22 i mogłem tylko wysłałać mojemu koledze zdjęcie z kondolencjami.

10.00

Śniadanie w D Grill to wiąże się z pożeraniem i jedzenia, i czasu. Zamawiam jajka po benedyktyńsku i zaskoczony zauważam wielu starszych mężczyzn siedzących przy stołach wokół mnie z gazetami w rękach. Czytają, skubią tosty i popijają kawę. Czy tak wygląda starzenie się w Las Vegas?

10.41

Postanowiłem sobie, że w końcu dowiem się, jak się gra w crapsa. Legendarny gracz Stanley Fujitake wygrał 118 razy z rzędu, kiedy próbował tej gry drugi raz w swoim życiu, i wygrał dom wart milion. Mam więc szansę dowiedzieć się, o co w tym w ogóle chodzi.

Idę do umiarkowanie zapełnionych stołów, aby popatrzeć na graczy, i mam nadzieję, że osmoza zrobi już swoje. Kiedy to nie działa, wyciągam telefon, aby wczytać się w zasady, jednocześnie podpatrując. Jest tu parę osób, które wydają się wiedzieć, co robią. Nie mam pojęcia, czy są na plusie, czy na minusie, ale grają w to z takim samym entuzjazmem i używając tych samych przekleństwa, co 14-latkowie rąbiący w Call of Duty na Xbox Live.

Reklama

10.55

Pierdolić to. Reguły crapsa to kod enigma. Spróbuję potem.

11.25

Cynthia, która ma robić za mojego fotografa, przyjaciółkę i koło ratunkowe, w końcu dociera do kasyna i spotyka się ze mną. Zabieram ją na wycieczkę identyczną z tą, której udzieliła mi Kara kilka godzin wcześniej.

Wskazuję na kawałek ruin zamku Blarney ze świeżo nałożonymi stalowymi klamrami. Jak tłumaczyła mi Kara, jakiś idiota tydzień wcześniej ukradł z nich kamień tylko po to, aby zwrócić ją po tym, jak kierownictwo umieściło w internecie wizerunek złodzieja z kamer. Najwyraźniej gracze uważają, że wystarczy ukraść kawałek zamku, aby mieć szczęście. Jednak mur zamek Blarney to nie to samo, co prawdziwy kamień z Blarney w Irlandii, a nawet jeśli by tak było, to kamień daje temu, kto go pocałuje, dar oratorski, a nie szczęście w grze. Naprawdę, udawanie przez moment, że ideę szczęścia da się urzeczywistnić, powoduje, że w kasynie znajduje się grupa ludzi, którzy chcieliby ukraść bezwartościowy kamień.

12.45 po południu

Jest tutaj mnóstwo licencjonowanych maszyn do gry – Koło fortuny jest najbardziej popularnym motywem. Starsi ludzie uwielbiają Koło fortuny i uwielbiają automaty. Czemu nie ich nie pożenić? Ale dla kogo jest automat z motywem z filmu Druhny? Albo Willy Wonka wywyższający się na zdjęciu?

Wszystko wskazuje na to, że producenci automatów [poświęcają wiele uwagi badaniom](these companies put lots of research) dot. tego, co najbardziej podoba ich targetowi. Jednak nie przekonuje mnie maszyna z filmu Mumia.

Reklama

13.20

Z góry wiadomo, że po południu w Vegas pojawia się alkohol. Idziemy więc do baru na zewnątrz, które oferuje zdecydowanie zbyt wiele smaków lodowych napojów nasączonych gorzałką. Nie chcąc zadzierać z naszymi żołądkami tak wcześnie, wybieramy najmniej jaskrawy napój – pinacoladę.

13.35

Czułem się zobowiązany, aby spróbować chociaż jednego dania z każdej tutejszej restauracji, więc idziemy do American Coney Island Dog. Biorę ich specjalność – Coney Island Hot Dog. Jak większość hot dogów – nie jest zły, ale nie jest to też nic specjalnego. W momencie gdy skończę pisać to zdanie, więcej o nim nie pomyślę.

14.00

Muzyka w kasynie jest okropna – dużo BPMów, dubstepowe dropy, nadekspresja w głosach. Już wiem, że będzie tak aż do piątej rano. Mam wrażenie, że pasuje to tłumowi. Ludzie, którzy się tutaj tłoczą, piją drinki z czegoś, co wygląda jak wielkie plastikowe bongo, nie ze skromnych plastikowych kieliszków, które wzięliśmy z Cythią.

14.12

Idziemy z Cynthią na drugie piętro, gdzie umiejscowiono „stare gry". Niestety, nie ma tam chromowanych automatów niczym Fallouta – te po prostu nie mają komputerowego ekranu. Przede wszystkim jest tu mnóstwo Koła fortuny.

14.36

Pośrodku drugiego piętra stoi mechaniczny tor wyścigów konnych – klejnot wśród gier w The D. Siedzimy przez chwilę i patrzymy, jak inni obstawiają. Urywane rżenie żelaznych koni jest hipnotyzujące i muszę się zgodzić z Cynthią, że jest to urocze.

15.55

Decydujemy się z Cynthią, aby zapisać się do klubu gracza w The D i dostać gratis pięć dolarów na automaty. Mało prawdopodobne, że użyjemy tych kart kiedykolwiek w przyszłości, ale pięć dolarów to pięć dolarów i nigdzie się nie spieszymy.

Oboje przeciągamy nasze nowe karty w kiosku, aby sprawdzić, czy dostaniemy „e-maila z milionami". Nie dostajemy. Dostaliśmy za to maile, że przegraliśmy, ale będziemy zapisani do ich newslettera. Świetnie.

Reklama

16.15

Patrzę, jak Cynthia gra na automacie z Druhen. Nie możemy tutaj używać naszych darmowych piątaków, więc stawia własne 20 dolarów i walczy z guzikami, próbując się dowiedzieć, który przycisnąć, aby umieścić zakład, używając czegoś, co wygląda jak kokpit samolotu.

Dwie minuty później 20 dolarów już nie ma. Tak po prostu. Tracisz pieniądze tak szybko, że nawet tego nie zauważasz. Jak do cholery tym staruszkom wystarcza emerytur na cały dzień przy maszynach? A może oni nie istnieją? Pewnie grają na automatach na drobne, o których tyle słyszałem. Idziemy ich poszukać.

16.30

Okazuje się, że nie ma już czegoś takiego, jak automat na drobne. Kuszą cię obietnicami, a potem widzisz gównianą nalepkę „zakład minimum 50 centów". Dzięki, Obama.

16.51

Kelnerka przynosi nam darmowe drinki. Są całkiem mocne. Zapomniałem, że w kasynach tak robią. Jeśli już spuszczamy nasze pieniądze w kiblu na hazard, Cynthia i ja zdecydowaliśmy, że nie wydamy ani grosza na drinki do końca naszego pobytu.

17.13

Zaszumiało mi w głowie. Jakoś tak wyszło, że postawiłem moje pięć dolarów i dzięki uderzaniu na oślep w guziki wygrałem 11,17 dolara w postaci wymienialnego vouchera. Taka wygrana nie była dla mnie żadnym odlotem. Czułem się tak, jakby mój kot przeszedł po klawiaturze i jakimś sposobem napisał ten artykuł zamiast mnie.

17.40

Siedzimy przy barze i obserwujemy ludzi wokół nas. Podsłuchuję dwie pary ludzi po pięćdziesiątce wygadujących jakieś głupoty. Po dyskusji o tym, jak trudno jest ustawić pilota do TV (brzmiał, jakby w latach 90. pracował jako komik), drugi facet zaczyna gadkę o tym, jak leniwe jest pokolenie millenialsów.

– Jakbym powiedział ci, żebyś odjęła 7 od 100, założę się, że dałabyś radę – mówi do swojej towarzyszki. – A większość z nich wyjęłaby swoje telefony, żeby się tego dowiedzieć.

Reklama

Jestem pod zbyt wielkim podziwem absurdalności tego stwierdzenia, żeby być urażony.

18.21

Po tym jak chwilę się pokręciłyśmy, wkładam 20 dolarów do automatu z motywem z serialu `. Daryl i Rick patrzą na mnie przez ramię z pogardą. Pomijając okropny napis „flaki" pojawiający się na ekranie podczas gry, jest jak każdy inny automat i po paru minutach moich pieniędzy już nie ma.

19.00 wieczorem

Dyrektor i właściciel The D Derek Stevens zgodził się spotkać ze mną na wywiad i odbyć wycieczkę od zaplecza. Umawiamy się w jego gabinecie na końcu Long Baru, który rzeczywiście jest bardzo długi.

Derek jest twarzą The D, prawie jego maskotką. Jego oczy błyszczą jak małemu dziecku, które ma zamiar spróbować i wziąć do ręki coś, czego rodzice mu zakazali. Ma na sobie ciemnoniebieski garnitur i wystarczająco dużo biżuterii, aby było wiadomo, że ten gość, no wiesz, ma kasyno.

Proszę go, aby zabrał mnie na swój zwyczajny obchód. Zaczynamy naszą przechadzkę od kuchni, która łączy D Grill i Andiamo Steakhouse, najbardziej oblegane restauracje na terenie kasyna. Derek pokazuje mi schowek z piwami, z winami, spiżarnię i zastanawiam się, czy rzeczywiście przychodzi tu regularnie i sprawdza daty ważności.

Co rzuca mi się w oczy, to jego kontakt z ludźmi. Dziękuje barmanom za świetny czwartkowy wieczór, pyta się, jak tam dzieci. Nawet woźny pozdrawia go przyjaznym „cześć, szefie". Derek mówi, że ośrodek zatrudnia 11 tysięcy ludzi. Nietrudno mi uwierzyć w to, że ma taki kontakt ze wszystkimi z nich.

Reklama

Przystępność Dereka dotyczy również klientów. Grupa graczy siedzących przy stole w Andiamo macha do niego, a on odmachuje im jak doświadczony polityk. Mówi mi o tym, jak rozdaje samochody. Ostatni był Dodge Charger Hellcat.

– Więc kupujesz po prostu błyszczący samochód dla siebie, jeździsz nim przez chwilę, a potem oddajesz go jako nagrodę. I tak w kółko? – pytam się.

– Tak, coś w tym stylu – chichocze Derek.

19.50

Derek zabiera mnie i Cynthię z powrotem do Long Baru i zamawia nam drinki. Rozmawiam z nim o czymś tak głupim, jak jego ulubiony drink, jakbyśmy byli na jakiejś randce. Wtedy para ubranych w garnitury ochroniarzy przebiega obok nas. Derek cichnie wpół słowa i wszyscy wykrzywiamy nasze szyje, aby zobaczyć, o co to całe zamieszanie. Chwilę potem tuż obok nas ochroniarze wyprowadzają z kasyna młodego mężczyznę z zakutymi rękoma. Jego twarz pokryta jest krwią. Cynthia unosi aparat, ale Lorena, dowodząca PR-em, która siedzi z nami, wyrywa jej obiektyw. Nie ma sprawy, Lorena. Wiemy, że wykonywałaś tylko swoją pracę.

Kiedy kurz opada, a ludzie kończą rozmawiać z Derekiem o tym, co właśnie się stało, dowiadujemy się, że zakrwawiony gość wylał piwo na córkę jakiegoś starszego faceta. Starszy facet – widzieliśmy go z naszego miejsca; wyszedł bez szwanku, był ubrany jak Jimmy Buffett – walnął chłopaka prosto w oko. Rany na czole mają tendencję do obfitego krwawienia, więc stwierdziłem, że nie było to na tyle groźne, jak wyglądało. Adrenalina wciąż jednak krążyła w moich żyłach i cieszyłem się, że to „rzadkie wydarzenie", jak określił je Derek, miało miejsce przed moimi oczami, kiedy rozmawiałem z dyrektorem.

Reklama

– Żadne bijatyki nie odbywają się tutaj w sposób zaplanowany – mówi Derek. – Pomyśl o tym: są tutaj miliony kamer. To najgorsze miejsce na ziemi, żeby się bić albo coś ukraść. Coś takiego zdarzyło się może raz, od kiedy działamy.

Niestety, materiał biologiczny (zazwyczaj to rzygi) rozlany w publicznym miejscu wymaga wkroczenia ekipy sprzątającej. Derek krzywi się na samą myśl, ile papierkowej roboty przysporzy mu ta szamotanina.

Cynthia i ja idziemy na przedstawienie, a Derek ma sprawy do załatwienia, więc dziękujemy mu za poświęcony nam czas i umawiamy się na drinka.

20.25

Stoimy w kolejce na W obronie jaskiniowca, jedną z trzech komedii granych codziennie w teatrze w The D. Wreszcie zostajemy posadzeni i więcej darmowych drinków.

Rozpoczyna się przedstawienie.

– Wszyscy mężczyźni to idioci – mówi występujący standuper, a publiczność szaleje. – Wyobraźcie sobie, że wszedłbym tutaj i zakrzyknął: „Wszystkie kobiety to suki!". Pomyślcie, jak byście zareagowali.

Jeszcze więcej śmiechu. O rajuśku.

Mija parę minut monologu tego gościa, a ja już mam dość. To odgrzany humor Tima Allena wsadzony w kontekst neandertalski. Widownia ciągle przerywa, ale w przyjazny sposób. Mają ubaw, więc kto tam dba o to, co ja myślę. Zamawiam więcej drinków.

21.00

Ludzi do Las Vegas przyciągają przedstawienia, tak samo mocno jak hazard i imprezki. Pamiętam ostatnie przedstawienie, które widziałem w Vegas: , Cirque du Soleil. Był lepszy niż reszta cyrków, jakie widziałem. Część występu stanowił pokaz dziewczyny obracającej i podrzucającej batutą z takim wdziękiem i elegancją, że byłem bliski łez.

– Mężczyzna nie tylko ogłada telewizję. On staje się telewizją – mówi facet od Jaskiniowca na scenie. Chciałbym być na i patrzeć na dziewczynę z batutą.

Reklama

21.50

Po przedstawieniu jemy z Cynthią obiad w Andiamo. Nasz kelner jest jak wytworna wersja Pee Wee Hermana z Wielkiej przygody. Zamawiamy szampana i owoce morza, ponieważ żadne z nas nie chce, aby stek zalegał w naszych żołądkach do końca nocy.

ZOBACZ TAKŻE: JAK Z INTERNETU NAUCZYŁEM SIĘ GRAĆ W POKERA

23.15

Cynthia nie wie, jak się gra w blackjacka, więc podchodzimy do stołu i uczę ją, jak to się robi. Podwaja swoje 20 dolarów w dziesięć minut i mówię jej, żeby spasowała, gdy prowadzi. Jest zakręcona na punkcie tej gry i mówi, że chce pograć w to jeszcze później. Chyba popełniłem zły uczynek.

0.05 po północy

Idziemy znowu do baru z lodowymi drinkami i zamawiamy pinacoladę. Uliczni artyści odbywają teraz fristajlowe bitwy, atmosfera przypomina wagary. Podświadome pragnienia zerwały się z łańcuchów. Faceci w rybaczkach zaczepiają każdą dziewczynę, która koło nich przechodzi. Grupy dziewczyn po studniówce albo 21. urodzinach piszczą na widok rodaków na ulicy. Czuję się staro.

1.17 w nocy

W The D jest również klub Tańczących Krupierek, tancerek go-go, które schodzą ze swoich platform co parę piosenek, aby zagrać parę rozdań. Obraża mnie to w ten sam sposób co reklamy Carl's Jr. – jakbym był takim idiotą, że ani burgery, ani stół do gier mi nie wystarczają i potrzebuję do nich jeszcze widoku podskakujących cycków.

Derek wspomniał wcześniej, że jeśli zdarzy się dziś jakaś długa walka UFC, The D nie będzie zapełnione, ponieważ ludzie mogą być potem zbyt zmęczeni, aby imprezować i grać. Domyślam się, że tej nocy była jakaś wyjątkowo długa walka. W końcu kasyno w sobotnią noc powinno być o wiele bardziej zatłoczone, prawda?

Reklama

2.30

Zagaduję samotną starszą kobietę przy automacie z Willym Wonką. Nie odwzajemnia moich uprzejmości, wpatrując się ciągle w wirujące się Umpalumpasy.

2.34

Cynthia idzie na górę położyć się spać, a ja jestem jedną z ostatnich osób w kasynie. Dzień wcześniej The D grali Dropkick Murphys i najwyraźniej tłum bawił się do piątej rano. Wygląda na to, że naprawdę nie ma „przeciętnego dnia" w The D.

3.50

Przysnąłem na dobre 20 minut, siedząc przy maszynie. Kiedy się budzę, zauważam, że barmanka zostawiła mi świeżą whisky. Zrobiła to, kiedy spałem. Jestem zdezorientowany, ale wdzięczny.

4.20

Decyduję się na spacer wokół kasyna, żeby zobaczyć, czy nie ominąłem czegoś ciekawego, spędzając większość czasu w środku.

Zauważam samochód imprezowy The D zaparkowany w kącie. To imprezobus zrobiony z opancerzonej ciężarówki. Pewnie na wieczory kawalerskie Obamy?

5 rano, dzień drugi

Kasyno nie żyje. Może dziesięć osób gra na pierwszym piętrze. Już dłuższą chwilę nikt nie zaoferował mi darmowego drinka. Tańczące krupierki dawno sobie poszły i zostały zastąpione przez ponurych zawodowców. Parę osób siedzi przy barze i zastanawiam się, jak barman może wytrzymać bez sprawdzania co chwila telefonu, kiedy jest tak mało do roboty.

W spokoju wczesnego poranka zauważam coś, co było tutaj przez cały ten czas: można tu palić. Palenie w pomieszczeniu to coś nie z mojej epoki, więc jestem trochę zaskoczony.

6.55

Facet stoi przy stole do crapsa. Staram się zrozumieć reguły, ale mój mózg ledwo pracuje. Poddaję się, wściekły na siebie za zwymiotowanie w ręcznik.

7.20

Starsi ludzie zaczynają przychodzić z ulicy. Kiedy będę na emeryturze (powiedzmy, że moje pokolenie będzie jeszcze miało ten przywilej), myślę, że chciałbym spędzać swój wolny czas w świecie stworzonym przez szalonych grafików projektujących na Occulus Rift. Potem uświadamiam sobie, że nie różni się to mocno od tych ludzi, którzy też wgapiają się w ekrany.

8.18

Nie mam już pojęcia, o co chodzi w tych grach. Decyduję się pójść w ślady mojego pechowego przyjaciela i stawiam 50 dolarów na czerwone przy stole do ruletki. Nie słyszę nawet, jak mężczyzna mówi, że wygrałem. Widzę tylko kupkę żetonów kładzionych obok moich. Próbuję podnieść sto 1-dolarowych żetonów w ręcę, jak idiota. Krupier pyta się, czy chciałbym wymienić je na większe żetony. Przytakuję i idę odebrać moje pieniądze.

8.30

Czując się jak zombie, idę do pokoju, żeby się przespać. Zdzieram ubranie, jakby stało w płomieniach, i padam na łóżko.

Z jednej strony cieszę się, że ten dzień nie wyciągnął ze mnie żadnego głęboko ukrytego hazardzisty. Z drugiej strony byłem częściowo zawiedziony, że nie wpadłem w żaden szał, nie przebywałem gór i dolin zwycięstw i porażek. The D było super, ale wszystko kiedyś się kończy. A ja powinienem był skończyć już parę godzin temu.

Kiedy ja odpływałem w sen, mnóstwo pełnych nadziei graczy maszerowało do kasyna, aby zająć moje miejsce. Pieniądze w jednej dłoni, plastikowe bongo z alkoholem w drugiej – czeka ich cały dzień w Las Vegas. Wszystko może się zdarzyć, jeśli tylko im się poszczęści.